Po śniadaniu Michał poszedł na siłownie, bo nie chciał
marnować tego czasu i chciał jak najszybciej wrócić do formy. Bardzo chciałam
żeby zdążył na Mistrzostwa Świata. To była najważniejsza impreza w naszym kraju
i pierwszy mundial, w którym brałby udział w swojej karierze halowej. Chciałam
21 września siedzieć na trybunach, krzycząc na całe gardło i cieszyć się z
wygranej Polaków. Spełnienie marzeń wszystkich kibiców jak i graczy.
Po wyjściu narzeczonego zaczęłam robić moje popisowe
ciasto – szarlotkę. Kiedy było już gotowe i wystygło, to wyszłam z mieszkania i
poszłam piętro wyżej. Zadzwoniłam dzwonkiem do odpowiednich drzwi. Otworzyła
moja ulubiona sąsiadka.
- Blaneczko, już
wróciłaś – ucieszyła się.
- Dzień dobry,
pani Halinko – uśmiechnęłam się. – Dziękuję za pomoc, nie musiała pani
sprzątać. Nam chodziło tylko o te kwiatki i żółwia.
- Ależ nie ma
sprawy, kochanie – machnęła ręką.
- Zrobiłam dla
pani ciasto w podziękowaniu – wskazałam na blaszkę.
- No nie mów, że
teraz robiłaś! Dziecko kochane, ty się nie możesz męczyć!
- Bez obaw, to była czysta przyjemność – wyszczerzyłam się.
- Bez obaw, to była czysta przyjemność – wyszczerzyłam się.
- W takim razie
chodź, zjesz z nami – pociągnęła mnie za rękę do mieszkania. Zdziwiłam się.
Pewnie miała gości, a ja nie chciałam robić kłopotu.
- Mam nadzieję, że
nie przeszkadza ci moja obecność – usłyszałam Monikę. Nie powiem, trochę czułam
się skrępowana.
- Zrozumiem, jeśli
nie masz ochoty zostać – powiedziała pani Halinka, patrząc na mnie
przepraszająco.
- Chętnie zostanę
– uśmiechnęłam się. Poszłam z kobietą do salonu i usiadłam przy stole. Pani
Halinka ukroiła nam mojej szarlotki.
- I jak tam
wakacje? Wypoczęliście? – zagadała mnie pani Halinka.
- Tak. Ale dobrze
być już u siebie – uśmiechnęłam się.
- Byliście tylko u
rodziców Michała, czy gdzieś jeszcze?
- Jeszcze u mnie w
domu. Wszędzie taka cisza i spokój.
- I jak się teraz
czujesz?
- Dobrze, nie
narzekam.
- To się cieszę –
uśmiechnęła się ciepło. – Mam nadzieję, że w szpitalu będziesz już tylko na
porodówce.
- Byłaś w
szpitalu? – Monika była zaskoczona.
- Niestety –
przyznałam. – 2 tygodnie.
No cóż, rozmowa, czuć było, że trochę sztywna. Na
szczęście z pomocą przyszedł mój telefon, który się rozdzwonił. Przeprosiłam
kobiety i odebrałam połączenie.
- Przepraszam, ale
muszę już iść. Moje przyjaciółki przyjechały i czekają pod drzwiami –
oznajmiłam, wracają do salonu.
- Leć, leć,
Blaneczko. Miło, że mnie odwiedziłaś.
Przytuliłam kobietę, pożegnałam się i wyszłam. Przed
moimi drzwiami stały blondynki. Wyściskałam je mocno, bo nie widziałyśmy się
prawie 3 tygodnie. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłyśmy do środka. Od razu
zapytałam czy czegoś się napiją. Poprosiły o sok tylko.
- Jak tam u twojej
ulubionej sąsiadki? – zapytała Sylwia.
- Dobrze –
powiedziałam, przynosząc im szklanki. – Niestety nie przewidziałam, że będzie
mieć gościa.
- Skoro mówisz to
z taką miną, to pewnie to była Monika – stwierdziła Daga.
- Bingo –
westchnęłam. – Ale wy mnie uratowałyście. Może i stwarza pozory, że się
zmieniła, ale dalej wolę jej unikać.
- Nie dziwię ci
się.
- Ale mniejsza o
to – przerwała Woźniak. – Mów jak tam u teściów!
- To jeszcze nie
są moi teściowie – wystawiłam im język.
- To w takim
razie, co u przyszłych teściów – wywróciła oczami.
- Wszystko w
porządku – wzruszyłam ramionami. Tak jak sądziłam, ta odpowiedź je nie
usatysfakcjonowała, więc w skrócie im opowiedziałam jak było w Wałczu. Potem
wypytywały o Wieluń, więc zaczęłam opowiadać od imprezy u Sebastiana.
- I żeby było
ciekawiej, to na własne uszy słyszałam, jak Michał z Sebą zakopali topór
wojenny!
- Że co zrobili? –
otworzyły szeroko oczy.
- Też się zdziwiłam!
Gadali jak starzy, dobrzy kumple.
- Może Michał był
pijany? – zastanawiała się Dagmara.
- Akurat to
wykluczyłam, bo może i wypił dużo, ale kontaktował znakomicie.
- No to nieźle –
pokręciła głową Syśka. – Może się jeszcze z Kacprem pogodzi?
- Kto go tam wie –
machnęłam ręką. – Dla mnie lepiej. Nie będzie mi już scen zazdrości urządzał.
O wilku mowa, można by rzecz. W tym momencie do
mieszkania wrócił Michał. Przywitał się z dziewczynami, a mi dał buziaka w
czubek głowy.
- Pójdę wziąć
prysznic, nie przeszkadzajcie sobie – rzucił i tyle go widziałyśmy.
- A Michałem już
okej wszystko?
- Tak, tak –
kiwnęłam głową. – Znowu jest normalny.
- No i chwała
Bogu! – zaśmiała się Sylwia. – Jak się przebierze to jedziemy do Kato, okej? Bo
obiecałam Zatiemu, że się jeszcze spotkamy.
- No jasne –
uśmiechnęłam się. – Sama chce znowu tą bandę zobaczyć. Bartka to bardzo dawno
nie widziałam! Kurde, to idę się przebrać!
Przeprosiłam przyjaciółki i poszłam ubrać co na mecz. Wybrałam
coś zwiewnego (link) w czym będzie mi wygodnie. Rozczesałam jeszcze włosy i
zahaczyłam o łazienkę, z której wyszedł Michał. Godzinę później byliśmy już
przed Spodkiem. Dziewczyny poszły w swoją stronę, a my w swoją. Kubiak
zadzwonił po Możdżonka, bo dzięki niemu mogliśmy wejść do środka żeby odebrać
swoje wejściówki.
- Cześć wam –
usłyszeliśmy za sobą. Przywitaliśmy się z Marcinem i poszliśmy z nim na halę.
Chłopaki dopiero przyszli do szatni.
- Mogę tam wejść?
Moja psychika nie ucierpi? – zapytałam przed drzwiami.
- Czekaj, sprawdzę
– rzucił środkowy i zajrzał do szatni. – Spoko, wszyscy ubrani.
Odetchnęłam z ulgą i weszłam za chłopakami do środka.
- Siema –
wyszczerzyłam się. Od razu wszyscy rzucili się by się ze mną i Michałem
przywitać. Zostałam wyprzytulana za wszystkie czasy.
- Jak nastawienie
przed meczem? – zapytałam, siadając koło Piotrka.
- Jak zwykle
bojowe – wyszczerzył się Bartek.
- Czyli 3:0 i do
domu? Kurde, a nastawiałam się na coś dłuższego – udawałam smutną.
- Okej, dla ciebie
możemy w jednym secie udawać że mamy problemy – puścił mi oczko Wrona.
- Jacy wy kochani
jesteście – uśmiechnęłam się.
- Dla naszej
ulubionej pani fotograf wszystko – wyszczerzył się Kłosu.
- Czy wy nie za
bardzo się do mojej Blanki przymilacie? – Michał spojrzał na nich podejrzanie.
- O, już się
zaczyna. Jak ja za tym tęskniłem! – rzucił Piter. – Blanka, wracaj do nas.
Przytulił mnie mocno.
- O rany, kochani
jesteście, chłopcy – uśmiechnęłam się. – Kto wie, może kiedyś jeszcze będę
mogła z wami popracować?
- Za rok ci
załatwimy. Ty do Spały, a Michał zostanie z dzieckiem – wyszczerzył się
Winiarski.
- Co?! – oburzył
się Misiek. – Nie podoba mi się ten plan!
- Uuu, Michałek
boi się zostać sam z córeczką? – zaśmiał się Kurek.
- Cicho! Nie boję
się!
- I tak skończy
się na tym, że ja będę całodobową niańką – mruknęłam, a potem się zaśmiałam.
To było bardzo miłe, że chłopaki tak za mną tęsknili. W
zeszłym roku bardzo się z nimi zżyłam, ale nie sądziłam, że oni ze mną także.
Od razu się cieplej na sercu robiło, gdy słyszałam ich słowa. Nie
przeszkadzaliśmy im dłużej, bo musieli iść na rozgrzewkę. Udaliśmy się
natomiast na krótką rozmowę ze Stefanem. Antiga był ciekaw jak ta ręka Michała się
miewa. Na szczęście już go nie bolała, według lekarzy dobrze się zrastała, więc
jeszcze tydzień w gipsie i rehabilitacja, a potem znów mi mój siatkarz wyfrunie
z domu.
Po odebraniu wejściówek, które umożliwią nam swobodne poruszanie się po całej hali poszliśmy w kierunku, z którego dochodził hałas. Misiek wzbudzał niezłą sensację wśród kibiców. W końcu dawno go nie widzieli i nigdzie nie pisało, że pojawi się na meczu. Początkowo jednak nikt nie podchodził po autografy. Stało się to, gdy trochę zostawiłam go w tyle, a sama szybszym krokiem ruszyłam w kierunku Iwony, którą ujrzałam z daleka. Przywitałam się z nią, a potem wyściskałam dzieciaki, które też przybyły na mecz z rodzicami, chociaż ich tata nie grał z powodu lekkiej kontuzji.
- Chyba gdzieś zgubiłaś
Michała – zaśmiała się brunetka, wskazując wzrokiem gdzieś za mnie. Odwróciłam
się i zobaczyłam dużą grupkę fanek, które otoczyły mojego faceta, prosząc o
zdjęcia. Niektóre chciały też autografy. Niekumate nie zauważyły gipsu, czy
jak? Kubiak wtedy podnosił rękę i od razu spuszczały głowę zrezygnowane i
trochę speszone.
- Kiedyś mu dadzą
spokój – machnęłam ręką. – Co tam u was?
- Po staremu. A u
was? Jak się czujesz?
- Dużo lepiej niż
jakiś czas temu – uśmiechnęłam się.
- Przepraszam, że
cię nie odwiedziłam w szpitalu – spojrzała skruszona.
- Przestań, nic
się nie stało przecież. Nawet lepiej, bo zawsze ktoś u mnie siedział.
- Rozumiem, że
stałym bywalcem był Michał?
- A daj spokój.
Najchętniej by mnie na krok nie odstępował – wywróciłam oczami.
- Ciesz się, że na
takiego trafiłaś. Lepsze to, niż by go nic nie obchodziło.
- Racja –
przytaknęłam.
- Ciociu, kiedy
nas odwiedzisz?- zapytała Dominika, zwracając na siebie uwagę.
- Niestety nie
prędko – skrzywiłam się. – Pewnie dopiero jak dzidziuś się urodzi.
- Czyli kiedy? –
dopytywała.
- Dam ci znać jak
będę wiedzieć – puściłam jej oczko. – Najpierw to wy mnie odwiedzicie żeby
zobaczyć dzidzię.
- Tak? To super! –
ucieszyła się.
Mecz się zaczął. Orzełkom szło dość dobrze. Obie drużyny
prezentowały wysoki poziom. Oglądanie meczu na hali, a przed telewizorem to
dwie różne rzeczy. Tęskniłam za tym. Szkoda tylko, że w tym roku obejrzę ich
mniej. Rok temu jeździłam na wszystkie, nawet wyjazdowe ze względu na moją
pracę. W tym roku Liga Światowa była jak dla mnie trochę dziwna. Chodziło mi o
to, że nasza reprezentacja potrafiła wygrywać nawet w słabszym składzie, Włosi
byli wręcz niepokonani, Bułgarzy przegrywali wszystko jak leci, Iran udowadnia,
ze nie przypadkiem znalazł się w czołówce, a Brazylia zapomniała jak się
wygrywa mecze. Byłam dobrej myśli i mocno wierzyłam, ze Polacy wyjdą z grupy, a
w turnieju finałowym pokażą na co ich stać. Jeśli nawet by to się nie udało, to
Światówka nie jest najważniejsza. Forma ma przyjść we wrześniu, a nie w
czerwcu.
Oczywiście biało-czerwoni musieli trochę podnieść
ciśnienie, doprowadzając do tie-breaka i czasem grać na przewagi. Te emocje
czuć było bardzo wyraźnie. W dodatku było strasznie gorąco i duszno. W pewnym
momencie było mi już tak słabo, że musiałam wyjść. Kubiak poszedł wtedy do
kolegów, czyli Igły, Wiśni i Możdżonka, a ja mogłam skorzystać z chwili jego
nieuwagi.
- Muszę na chwilę
do toalety – przeprosiłam Iwonę, wstając z miejsca.
- Źle się czujesz?
Blada jesteś – zmartwiła się. Nie musiałam nic mówić, bo i tak wszystko ze mnie
wyczytała. Powiedziała Sebastianowi, że ma przypilnować Domi, bo my musimy na
chwilę wyjść. Ignaczak pomogła mi wyjść z hali. Na korytarzu czuć było
przyjemny chłód, więc usiadłam i przymknęłam powieki.
- Przyniosę ci
wody – oznajmiła i poszła. Wróciła po chwili, podając mi butelkę z
przeźroczystym płynem. Podziękowałam i upiłam spory łyk.
- Lepiej?
- Tak, już tak –
odpowiedziałam. – Strasznie tam duszno.
- Może zawiozę cię
do mieszkania, co?
- Nie, nie –
pokręciłam głową. – Nie trzeba.
W tym momencie usłyszałyśmy czyjeś szybkie kroki na
schodach. Przede mną w jednej chwili zmaterializował się Kubiak. Kucnął i
spojrzał troskliwie.
- Co jest, mała? –
zapytał od razu.
- Skąd wiedziałeś, że wyszłam? – zdziwiłam się.
- Krzysiek
zauważył i mi powiedział. Mów lepiej, co się dzieje?
- Nic, naprawdę –
odparłam, ale jego wzrok utkwił na moich dłoniach zaciśniętych na butelce wody.
W dodatku siedziałam blisko drzwi, gdzie było chłodno.
- Nie kręć –
pokręcił głową.
- Trochę mi duszno
było, ale wyszłam i jest okej – rzuciłam.
- Ja lepiej pójdę
już do dzieciaków – powiedziała Iwona i zniknęła z naszego pola widzenia.
- Wiesz, że teraz
strasznie panikuję, jak coś ci się dzieje – wyznał.
- Zdążyłam
zauważyć – uśmiechnęłam się. – To słodkie, Misiu, ale już jest okej i możemy
wracać. Nie chcę przegapić końcówki meczu.
Wstałam z miejsca, co i on zrobił.
- Na pewno już w
porządku?
- Rany, Kubiak, bo
cię walnę – syknęłam i ciągnąc go za rękę, ruszyłam w kierunku wejścia.
_______________________
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz :/ Mam dla was pewną informację, która pewnie was nie ucieszy, ale jeżeli chcecie czytać w miarę dobre rozdziały, to niestety jest to nieuniknione. Wiecie, że jestem w maturalnej klasie i do tego najważniejszego egzaminu został mi miesiąc i parę dni. Stres jest jak cholera, z nauką nie wyrabiam, siedzę po nocach i ledwo na oczy widzę. Dlatego właśnie przepraszam was, ale muszę na ten czas zawiesić bloga. W maju wracam i wtedy rozdziały będą juz regularnie, bo wreszcie będę miała wakacje ! I to najdłuższe w życiu <3 Dlatego spodziewajcie się mnie tu w połowie maja. Nie skończyłam w jakimś przełomowym momencie, więc nie zostanie w was jakiś niedosyt. Mam już tylko 3 rozdziały tego opowiadania, a wciąż jest ono nieskończone. Tak, wciąż nie doszłam do porodu. Ciągnę to jak Modę na sukces :O Mam nadzieję, że doczekanie do maja i będziecie wtedy ze mną ;)
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Przykro, że będzie trzeba czekać bo to chyba najlepszy blog jaki czytam ale uzbroję się w cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia na maturze ;*
pozdrawiam i w przerwach zapraszam do siebie :)
http://pasja-to-nie-wszystko.blogspot.com/
Dobrze, że Blanka tylko źle się czuła. Misiek martwi się o nią. Szkoda, żźe będzie trzeba czekać, ale warto.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest jak najbardziej warte czekania, nawet jeśli trzeba poczekać do maja :) I to wcale nie jest Moda na sukces, to opowiadanie po pierwsze jest milion razy ciekawsze, a po drugie chyba nikt z nas nie obrazi się jeśli będzie miało więcej rozdziałów niż jest odcinków mody na sukces :D Tak więc spokojnie przygotuj się do matury, a potem wracaj do nas z nowymi losami zarówno Blanki, jak i Zuzy ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, troszke smutno, ze zawieszasz.
OdpowiedzUsuńAle ten blog jes tak niesamowity, ze naprawde warto czekac!!!
Moda na sukces ciagnie sie jak flaki z olejem, a to opowiadanie czyta sie z zapartym tchem i ciagle chce sie wiecej i wiecej!
Jeszcze nigdy nie czytalam tak dobrego bloga!!!
Masz ogromny talent i ciesze sie, ze to opowiadanie jeszcze sie nie konczy.
Oby ciagnelo sie jak najdluzej!
Powodzenia na maturze i szybkiego powrotu do nas z kolejnymi, rownie dobrymi rozdzialami!! :-)
Do nastepnego!
A dodasz coś na gwiazdach jeszcze?
OdpowiedzUsuńRozumiem cię z tą nauką i w ogóle bo sama nie wyrabiam już. Mam nadzieje że wszystko ci dobrze pójdzie bo ty mądra dziewczyna jesteś :) Czekany do maja,co do rozdziału to jest super świetny...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*