6.03.2015

Rozdział 181

Usiadłam jak gdyby nigdy nic koło Miśka. Objął mnie ramieniem i cmoknął w skroń. Lubiłam te drobne gesty. Niby nic, a jednak bardzo dużo.
 - O czym tak dyskutujecie, chłopcy? – zapytałam zaciekawiona.
 - O życiu, koleżanko – wyszczerzył się Seba. Nie jestem taka głupia. Wiedziałam, że mi nie powiedzą.
 - A jak tam Daniel? – zapytał Michał.
 - Tak jak myślałam – wzruszyłam ramionami. Popatrzyli na mnie wyczekująco. – No gada z Wiolą.
 - Tą laską, z którą ostatnio kręci? – dopytywał Adamczyk. Kiwnęłam głową.
 - A Wiola tak się wykręcała – zaśmiał się mój narzeczony.
 - To ty ją znasz? – zdziwił się Sebastian.
 - To moja kuzynka.
 - Wszystko zostaje w rodzinie – pokręcił głową. – Macie tam jeszcze jakieś kuzynki dla mnie?
Zaśmialiśmy się.
 - Poszukam – wyszczerzyłam się.
 - Blanka kocha swatać ludzi – stwierdził mój facet.
 - Mam na koncie już 2 pary i 2 są jakby w trakcie – powiedziałam dumnie.
 - Czekaj, 2 w trakcie? To kto jeszcze oprócz Daniela i Wioli?
 - Kacper i Karola ode mnie ze studiów.
 - Aaaa. Nie mówiłaś, że go swatasz – zdziwił się.
 - Bo jak tylko mówię ‘’Kacper’’ to wpadasz w złość.
 - A dziwisz mi się? – mruknął.
 - Kacper to pewnie taki jak ja – zaśmiał się Seba.
 - No można tak to ująć – stwierdził siatkarz. – Też go nie lubię.
 - Bo uroiłeś sobie, że ja od razu do niego polecę – wywróciłam oczami.
 - Bo jesteś moja i tylko moja – objął mnie w pasie i pocałował w czubek głowy. Kochany zazdrośnik.

Koło 2 w nocy zaczęliśmy się zbierać. Dla mnie to i tak było dużo, a póki czułam się na siłach to mogłam prowadzić. Poszłam do auta żeby sobie poustawiać siedzenie i lusterka. Kurde, faktycznie musiałam trochę poprzestawiać, bo mi się brzuch nie mieścił! Po porodzie od razu biorę się za odchudzanie. Mam nadzieję, że w pół roku się wyrobie. A jak nie, to będę po prostu na własnym ślubie wyglądać jak wieloryb. Zawsze spoko.
Michał przyprowadził Daniela do auta i pomógł mu wsiąść do tyłu. Mój kuzyn od razu się położył na siedzeniach. Pokręciłam głową. Zalał się nieźle.
 - Pamiętasz jeszcze jak się jeździ? – zaśmiał się Misiek.
 - Tego to ja nigdy nie zapomnę – wystawiłam mu język. Wcisnęłam sprzęgło, zapaliłam silnik, a potem jedyneczka i ruszamy. Bezpiecznie zaparkowałam przed domem kuzyna i jednocześnie sąsiada. Popatrzyliśmy z Kubiakiem do tyłu. Daniel zasnął.
 - Nie możemy go tu zostawić, co? – jęknął siatkarz.
 - Niestety nie – mruknęłam. – Jakoś go dotaszczymy.
 - O nie, moja droga. Ja go jakoś tam dociągnę, a ty mi możesz najwyżej drzwi otworzyć – odparł stanowczo.
 - Ale..
 - Nie ma ale – przerwał mi i wyszedł z auta. Nie, to nie. Niech się męczy sam.
No i dał sobie radę. Jedna ręka sprawna, a jakoś doprowadził nawalonego Daniela do jego domu. Ciocia zostawiła drzwi otwarte, więc nie trzeba było nikogo budzić. Zaprowadziliśmy go do jego pokoju, gdzie od razu walnął się na łóżko. Ściągnęłam mu buty chociaż.
 - Michał – wymamrotał mój kuzyn. – Masz zajebistą kuzynkę.
Zaśmialiśmy się cicho.
 - Wiem. Dobranoc – odparł i opuścił pomieszczenie razem ze mną.
 - Oni będą razem. To kwestia czasu – stwierdziłam, gdy byliśmy na zewnątrz.
 - W życiu bym nie pomyślał, ze twój kuzyn i moja kuzynka będą razem – pokręcił głową.
 - Wzięli przykład z nas – wyszczerzyłam się.
 - Uczą się od najlepszych – objął mnie ramieniem i pocałował.

Rano obudziłam się sama w łóżku. Gdy spojrzałam na zegar, to zauważyłam, że w sumie o nie było już rano, tylko południe. Przeciągnęłam się leniwie i wstałam z wygodnego posłania. Ogarnęłam się w łazience i ubrałam w coś lekkiego (link). Zeszłam na dół. W kuchni zastałam jedynie tatę. Przywitałam go buziakiem w policzek i zaczęłam robić sobie musli.
 - Nie wiesz, gdzie Michał? – zapytałam.
 - Po tym jak wypił ostatnią butelkę wody mineralnej, poszedł do sklepu po nową.
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.
 - Nie miałaś problemu żeby ich tu dotargać? – zaśmiał się mój ojciec.
 - Michał wypił dużo, ale jak zwykle nic mu nie było, a Daniel zalał się w trupa – wyjaśniłam. – Ale obu widzę, ze kac męczy.
 - Póki mogą tyle pić, to niech korzystają.
W tym momencie usłyszałam otwieranie i zamykanie drzwi. Byłam pewna, ze to Michał, ale w kuchni stanął jednak Ciemny.
 - Cześć – zaczął. – Nie macie może wody, bo u nas się skończyła?
 - Michał po nią poszedł – powiedział tata. Znowu dźwięk drzwi. – Właśnie wrócił.
Przyjmujący stanął w progu z zgrzewką wody mineralnej w ręce.
 - Mogę jedną? – zapytał z nadzieją Daniel.
 - Bierz, bierz – odparł Kubi, kładąc butelki na stole. Obaj wzięli po jednej i od razu się do nich przyssali. Pokręciłam jedynie głową rozbawiona, usiadłam na kuchennym blacie z miską w ręku i zaczęłam zajadać.
 - Mało tej wody – mruknął Ciemny, gdy wypił na raz 1,5 litra płynu.
 - Nie pij tak łapczywie – upomniał go mój tata.
 - Ale mnie suszy – jęknął.
 - Trzeba było nie pić – wtrąciłam.
 - A ja go rozumiem – dodał Misiek.
 - Pijaki dwa – pokręciłam głową i wpakowałam sobie do buzi kolejną łyżkę.
 - Przypomnieć ci co było rok temu w Warszawie – Kubi uniósł jedną brew do góry, uśmiechając się złośliwie.
 - Ani mi się waż – wysyczałam przez zęby.
 - Nie słuchaj jej! Mów, mów! – nakręcił się Daniel.
 - Z przyjemnością – wyszczerzył się przyjmujący i poszli razem do salonu.
 - Ej, też chcę usłyszeć – mój tata zerwał się z miejsca.
 - I ty przeciwko mnie? – jęknęłam.
 - Wybacz, córuś – puścił mi oczko i udał się do tamtej dwójki. Nie chciało mi się nawet interweniować, bo wiedziałam, że i tak nic nie wskóram.  Nie musiałam długo czekać na wybuch śmiechu u panów.
 - Blanka, aż tak kiepską głowę masz?! – krzyknął roześmiany Daniel.
 - Michał, śpisz dziś na podłodze – warknęłam.
 - Spokojnie, znajdzie się dla ciebie wolne łóżko – uspokoił go tata.
 - Wszyscy przeciwko mnie – mruknęłam, odkładając brudną miskę do zlewu.

Kiedy się leni i nic nie robi, to czas bardzo szybko leci. 12 czerwca skończyły się nasze wakacje. Daniel zawiózł nas do Żor, za co byłam mu wdzięczna. Po południu byłam umówiona z lekarzem na kontrolę. Michał poszedł ze mną żeby było mi raźniej. Na szczęście ten odpoczynek przyniósł mi więcej dobrego, niż leżenie w szpitalu. Czułam się lepiej, więc i wyniki były nieco lepsze. Oczywiście idealnie nie było i wciąż moja ciąża należała do grupy podwyższonego ryzyka, ale te słowa lekarza i tak mnie pocieszyły. Na zdjęciach USG kruszyna wyglądała już jak mały człowiek. To nie to samo, co jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy niektórzy pytali, gdzie tu jest główka, a gdzie ręce. Była też ułożona prawidłowo główką w dół. Miałam nadzieję, że żadna niespodzianka nie wyskoczy już w ciągu tego miesiąca i Pola urodzi się w terminie. Wtedy będę miała pewność, że będzie w pełni zdrowa.
Po powrocie zrobiliśmy zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Pani Halinka wpadała podlewać nasze kwiatki i karmić żółwia. Zauważyłam też, że przy okazji ogarnęła mieszkanie. Złota kobieta. Musimy się jej odwdzięczyć.
Wieczorem siedzieliśmy w salonie, jedliśmy kolację i oglądaliśmy telewizję. Kupiłam dziś album na zdjęcia. Nie był on taki zwykły, bo był przeznaczony na zdjęcia dziecka. Nawet na okładce było ‘’Mój pierwszy album’’. Na pierwszej karcie było miejsce na pierwszą fotografię, więc podeszłam nagle do szafki iż zaczęłam w niej grzebać.
 - Czego szukasz? – zdziwił się Michał.
 - Tego – odparłam po chwili, przynosząc zdjęcie USG, które zrobiono mi w grudniu, kiedy trafiłam do szpitala w Wieluniu.
 - Idealnie tu pasuje – stwierdził, cmokając mnie w skroń.
 - Pola będzie najbardziej fotografowanym dzieckiem świata – wyszczerzyłam się.
 - Domyśliłem się już parę miesięcy temu – zaśmiał się.
 - Niech ona w końcu się urodzi – pogłaskałam się po brzuchu.
 - Wytrzymaj jeszcze miesiąc – musnął mnie delikatnie i czule zarazem.
 - Postaram się – uniosłam kąciki ust w górę.

Zasypianie i budzenie się w swoim łóżku to zupełnie inna sprawa, niż gdzie indziej. Nawet w Wieluniu nie było mi tak dobrze. Chyba wreszcie znalazłam swój raj na ziemi. Michał sobie spał dalej, więc poszłam się ubrać (link) i przygotować nam jakieś śniadanie. Zrobiłam jajecznicę, bo wiedziałam, że nie zdąży wystygnąć. Kubiak nigdy długo beze mnie nie leży. I tak stało się tym razem. Przyszedł zaspany do kuchni.
 - Uciekłaś mi – rzucił na ‘dzień dobry’ i mnie pocałował w policzek.
 - Uciekłam żebyś głodny nie chodził – wystawiłam mu język.
 - Jak ty o mnie dbasz – wyszczerzył się.
 - Tak to jest z inwalidą w domu – zaśmiałam się. Na szczęście jego złość przeszła i można było spokojnie żartować na temat jego ręki. Bardzo mnie to cieszyło.
 - Inwalidą powiadasz – mruknął i natychmiast znalazł się przy mnie. – Inwalida nie mógłby zrobić tak.
Pociągnął mnie za rękę i usadowił sobie na kolanach. Błądził tą ręką po moich plecach, a oddechem łaskotał moją szyję.
 - Miśku, no, no – zachichotałam, obejmując go za szyję.
 - Nadal sądzisz, że jestem inwalidą?
 - No wiesz – zamyśliłam się. – Cały czas tylko siedzisz. Jak inwalida.
 - Przeginasz, mała – mruknął i wstał. Jednym zwinnym ruchem wziął mnie na ręce, czy raczej rękę. Oplotłam się nogami wokół jego bioder żeby nie spaść. Pisnęłam zaskoczona.
 - Zwariowałeś?! Puść mnie, głupku!
 - Odwołaj to co powiedziałaś i będziesz wolna – zaśmiał się.
 - Nie jesteś inwalidą – mruknęłam. – A teraz puszczaj!
 - Wedle życzenia – cmoknął mnie przelotnie w usta i położył z powrotem na krześle.
 - Wariat – pokręciłam głową.
 - Przez ciebie – wystawił język. – Zwariowałem na twoim punkcie, kotek.
 - Nagle taki słodki, a przed chwilą to co było!

 - I za to mnie kochasz – puścił mi oczko. 

_____________________

Kolejny łapcie :D
Pozdrawiam ;*

8 komentarzy:

  1. jak zwykle super :)
    wspominałam może kiedyś, że Twoje blogi uważam za najlepsze? :D
    jak nie to wspominam dziś ;)
    czekam na następny :)
    weny życzę :*

    i oczywiście zapraszam też do siebie ;)
    http://pasja-to-nie-wszystko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :)
    Czekam na mecz w Katowicach i aż wreszcie Pola się urodzi bo tak jak Blanka nie mogę się doczekać :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No to Misiek dał sobie radę. Jak widać Blanka już nie może się doczekać Poli. Daniel miał niezły ubaw gdy słyszał historię z Wawy jej tata również.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam wszystko i genialnie jest jak zawsze :)
    Nie tylko Blanka nie może doczekać się Polci bo ja też.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej w tym opowiadaniu kocham te ich sprzeczki i te "łagodniejsze" rozmowy :D. Rozdział świetny :*. To już miesiąc został do porodu O.O !!! Jak ten czas szybko leci :). Chcemy już Polciaka na świecie !!!!. Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle super :) uwielbiam twojego bloga :* czekam na kolejny a w miedzy czasie zapraszam do siebie ;D
    http://siatkowka-leczy-rany.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. informuję o kolejnym rozdziale :)

    http://pasja-to-nie-wszystko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojejku!!! <3
    Trafilam na tego bloga przez przypadek, i tak sie wciagnelam, ze w tydzien wszystko przeczytalam!! <3
    Jestes po prostu niesamowita!!!
    To jest jeden z najlepszych blogow jakie kiedykolwiek czytalam! ( a trzeba przyznac, ze bylo ich sporo)
    Z niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdzialy!!
    Twoj styl pisania jest naprawde nieziemski!!
    Uwielbiam te ich drobne sprzeczki, smieszne momenty, jakies sytuacje z innymi siatkarzami.
    Najlepsze jest to, ze potrafisz najdrobniejsze szczegoly tak umiejetnie wplatac w tekst, ze wszystko tworzy jedna calosc, ktora dzieki tym drobnostkom nabiera smaku.
    Mozesz byc pewna, ze zyskalas wierna czytelniczke! ;-)
    Do nastepnego!

    OdpowiedzUsuń