15.06.2015

Epilog

Święta 2014 nie były ani mroźne, ani zaśnieżone. Czy mnie to martwiło? Wyjątkowo ani trochę, ponieważ temperatura, która wynosiła +10 stopni sprawiała, że czułam się komfortowo w sukni ślubnej i nie musiałam zakładać tego grubego płaszcza, który w sumie nawet mi się nie podobał, a zastąpiłam go lżejszym, krótkim futerkiem. Nadszedł w końcu długo oczekiwany przeze mnie dzień. To właśnie 25 grudnia miałam stanąć przed ołtarzem i zostać panią Kubiak.
Suknię kupiłam dopiero miesiąc temu, choć przyjaciółki od pół roku chodziły ze mną po salonach ślubnych i namawiały na coraz to inne modele. Jednak ja byłam uparta i postanowiłam, że najpierw schudnę żeby potem się w sklepie nie wstydzić na wylewające się fałdki. Może i według nich, czy Michała nie byłam wcale gruba po porodzie, to ja jednak sądziłam inaczej. Odkąd zostałam z Polą sama, bo Michał wyjechał na zgrupowanie, to codziennie męczyłam się ćwiczeniami, gdy malutka słodko spała. Całe szczęście, że należała do tych dzieci, które nie płaczą w nocy co godzinę, bo praktycznie od początku przesypiała prawie całe noce, dzięki temu nie wyglądałam jak zombie. Wręcz przeciwnie. Wszyscy mówili, że macierzyństwo mi służy, a sama wręcz promienieję. Nie mylili się, bo sama zauważyłam u siebie dużą zmianę zarówno w wyglądzie, jak i charakterze. Wróciłam do starego koloru włosów i miałam lepszą sylwetkę niż przed ciążę. Pierwszy raz chyba byłam tak zadowolona ze swojego wyglądu. Starałam się też być jak najlepszą matką dla Poli i miałam nadzieję, że mi to wychodzi. Michał wszystkim się mną chwalił w nowym klubie i było to naprawdę miłe. Zniknęły wszystkie moje wątpliwości, które miałam podczas ciąży. W dodatku wyjazd do Turcji wcale nie okazał się złym pomysłem. Misiek dobrze się czuł w klubie, znaleźliśmy nowych znajomych, a nasze mieszkanie wyglądało jak z bajki. Ankara była naprawdę pięknym miastem i tutaj Kubi miał dla nas więcej czasu. Poza tym nie było tu ciągle jakiś fanów proszących o autograf. Jedyne czego mi brakowało to moich przyjaciół i atmosfery na meczach. Brakowało jednak polskich kibiców..
 - Ała – syknęłam, gdy Sylwia zbyt mocno ścisnęła mój gorset.
 - Sorry – rzuciła przepraszająco. – Ale musi być mocno żeby z Ciebie nie zleciało, bo mam wrażenie, że znowu schudłaś przez ten tydzień…
 - Bo z tego stresu, to nie mogłam nic przełknąć – skrzywiłam się.
 - Okej, gotowe – odparła z uśmiechem. Oddaliła się ode mnie i zagwizdała.
 - No nieźle – stwierdziła Daga, przyglądając się mi.
 - Czy mogłabym wreszcie zobaczyć się w lustrze? – jęknęłam, bo od rana zajmuje się mną, a to fryzjerka, a to kosmetyczka, a teraz przyjaciółki pomagały mi w ubieraniu się. Oczywiście zabrano, bądź pozasłaniano lustra w całym moim rodzinnym domu w Wieluniu, więc nie wiedziałam, jak wyglądam. Chyba wiecie, że nie bardzo mi się to podobało? W końcu jestem typową kobietą i chcę wiedzieć jak wyglądam!
 - Już odsłaniam to lustro, nie gorączkuj się – powiedziała Woźniak.
 - Złość piękności szkodzi – puściła mi oczko Zając.
 - Nie wiem, czy piękności, bo nie widzę – burknęłam.
 - Tadam, patrz – odsłoniła lustro, które było na szafie. Mogłam więc zobaczyć, jak prezentuję się w swojej wymarzonej sukni ślubnej (link), makijażu (link) jak i fryzurze (link), nad która fryzjerka pracowała prawie 2 godziny żeby uzyskać idealne loki, które wytrzymają całą noc. Zamrugałam kilka razy, bo nie wierzyłam własnym oczom.
 - Wyglądasz jak księżniczka, Blanuś – stwierdziła ciocia, wchodząc do mojego dawnego pokoju z Polcią na rękach.
 - Aż się nie poznałam – uśmiechnęłam się. – Choć raz w życiu ładnie wyglądam.
 - Ładnie? Zaje.. pięknie – zaśmiała się Dagmara.
 - A czemu Pola jeszcze nie ubrana? – przestraszyłam się, ze mamy mało czasu.
 - Spokojnie, właśnie szłam po jej sukienkę – pokręciła głową Ciemny.
 - Tutaj jest – powiedziała Syśka, podają sukieneczkę młodej Kubiakówny (link). Trochę się za nią nachodziłam w tej Turcji, bo jednak wybór takich sukienek w Turcji był ubogi, a chciałam żeby moja córeczka też prezentowała się jak księżniczka na moim ślubie. Gdy mała była już ubrana, to wzięłam ją na ręce.
 - Kropka w kropkę identyczne – pokręciła głową ciocia Gosia.
 - I jak Polcia, matka się jakoś prezentuje? – zaśmiałam się do córeczki. Ona była jednak zajęta badaniem struktury swojej sukienki. Była tym tiulem strasznie zafascynowana.
 - Jejku, Blanka – usłyszałam, więc spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stała moja młodsza siostra i kuzyn Daniel. Ciemny aż zagwizdał.
 - No kuzyneczko – pokręcił głową. – Najpiękniejsza panna młoda jaką do tej pory widziałem.
 - Ej przestańcie, bo się zaczerwienię – zaśmiałam się.
 - Ale taka prawda, ślicznie wyglądasz – zachwycała się Olga.

W końcu nadszedł moment, aby pojechać do kościoła. W samochodzie strasznie się denerwowałam. Niby to była taka formalność już, ale i tak miałam jakieś schizowe myśli, że Michał się rozmyśli i mnie zostawi. Wiem, że to bezsensu, ale co ja mogłam poradzić, jak takie myśli same mi się do głowy pchały?
 - Księżniczko, obudź się – zaśmiał się kuzyn, który dziś robił za naszego kierowcę do ślubu.
 - A tak, już – ocknęłam się. Byliśmy już pod kościołem.
 - Nie mów, że się rozmyśliłaś – parsknął śmiechem.
 - No co ty! – odparłam od razu.
 - To dobrze, bo Michał tam już pewnie nie może się ciebie doczekać.
Wyszedł i otworzył mi drzwi, a następnie pomógł wysiąść z samochodu, bo jednak przez tą ilość tiulu ciężko mi się było samej wydostać.
 - Masakra z tą sukienką – jęknął, gdy już stałam na ziemi. – Dobrze, ze tylko raz ją ubierasz.
 - Może i dużo kłopotu, ale za to jaka jest ładna – wyszczerzyłam się.
 - No ładna, ładna – puścił oczko. – Idę już, a ty nie kombinuj, tylko z wujkiem prosto do kościoła idźcie.
Pogroził mi palcem.
 - Tak jest – zasalutowałam. Oddalił się w kierunku Wioli, która stała obok ogrodzenia, czekając na swojego partnera. Przypadek, że przyszli razem? Nie sądzę! Tylko czemu oni u diabła dalej nie są razem?! Okej, nie na dziś te rozkminy. Pomachałam jeszcze Poli, która strasznie się wyrywała w moim kierunku. Nie uśmiechało jej się bycie ciągle na rękach u cioci Gosi. No cóż, dziś niestety trochę ją zaniedbam, ale to jedyny taki dzień w życiu.
 - Gotowa? – zapytał mój tata, podchodząc do mnie. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
 - Jak jeszcze nigdy dotąd – odparłam.
 - Chciałbym ci coś jeszcze dać – wyciągnął z kieszeni marynarki jakiś woreczek. Spojrzałam zaciekawiona na to, co z niego wyjmie. Była to bardzo ładna bransoletka (link). Nigdy jeszcze nie widziałam takiej na żadnych wystawach u jubilerów.
 - Jest śliczna – zachwycałam się i pozwoliłam aby mi zapiął ją na ręce.
 - To dobrze, że ci się podoba – uśmiechnął się. – I oby się Poli też spodobała, bo to nie prezent na zawsze.
Popatrzyłam na niego pytająco.
 - W dniu naszego ślubu, twoja mama dostała ją od swojej mamy i zapowiedziała, że chce podtrzymywać tradycje i dać swojej pierworodnej.
W kącikach oczy poczułam łzy. Przytuliłam mocno ojca.
 - To najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać, tato – wyszeptałam, a on objął mnie mocniej i pocałował w czubek głowy.
 - Mam nadzieję, że będzie to dla ciebie najpiękniejszy dzień w życiu i będziesz z nim szczęśliwa – powiedział, patrząc mi w oczy.
 - Już jestem – odparłam pewnie.
 - W takim razie możemy już iść – wyciągnął ramię, które chwyciłam. – Czas cię niestety oddać w ręce tego niewyżytego samca, który mi cię zabrał.
Zaśmiałam się, słysząc to określenie. Śmieszyło mnie tak samo, jak za pierwszym razem, gdy Olga się wygadała, że tak tata zareagował na wieść o moim nowym chłopaku. Wolnym krokiem zaczęliśmy się kierować w stronę wejścia. Ktoś dał znać organiście i przy taktach ‘Ave Maria’ zaczęliśmy iść wolno do ołtarza. Wybraliśmy taką pieśń i wiedziałam teraz, że to strzał w 10, bo wszystkie panie miały łzy w oczach. Ja sama je miałam, ale starałam się bardziej skupić na krokach. Raczej nie było by fajnie, jakbym wyrżnęła orła na środku kościoła w dniu własnego ślubu. Michał stał przodem do ołtarza i odwrócić dopiero mógł się, gdy mój ojciec ‘’odda’’ mu moja rękę. Widziałam, ze chyba był zniecierpliwiony, bo Bartman, czyli nasz świadek mu coś szeptał. Wszyscy mieli wzrok wlepiony w moją osobę. Lekka krępacja była, bo nie lubiłam być w centrum uwagi, ale jednak w takim dniu musiałam być. W końcu stanęliśmy za Michałem, więc z cichym ‘nareszcie’ mógł się odwrócić. Otworzył szeroko oczy na mój widok, więc lekko się zaśmiałam. Tata puścił moją dłoń i podał Kubiemu, który mocno mnie za nią uścisnął.
 - Dbaj o nią – powiedział cicho mój tata, a po chwili wrócił do ławki. Stanęłam na stopniu, obok Michała i z uśmiechem spojrzałam na księdza.
Ceremonia się rozpoczęła. Podczas przysięgi znowu miałam łzy w oczach, a moja ciocia i mama Michała to aż się popłakały z tego co kątem oka zauważyłam. Ja jednak musiałam zadbać o swój makijaż. Niby był wodoodporny, ale lepiej nie kusić losu. W końcu usłyszeliśmy upragnione: ‘’Ogłaszam was mężem i żoną’’,  więc złączyliśmy wargi w pocałunku. W kościele rozległy się brawa, a nawet i gwizdy, co mnie zaskoczyło.
 Trzymając pod rękę mojego męża (jejku jak to cudnie brzmi!) wyszliśmy z kościoła po podpisaniu potrzebnych papierów. Na zewnątrz zostaliśmy obsypani ryżem i serduszkowym konfetti. Zaśmiałam się, widząc jak Pola zaczęła klaskać, bo spodobało jej się, ze wszyscy czymś rzucali. Nadeszła pora życzeń i prezentów. Pierwsi podeszli nasi świadkowie, czyli Zbyszek i Dagmara.
 - No bracie – Zibi klepnął Michała w ramię. – Wszystkiego najlepszego na nowej drodze. Szczęścia wam przede wszystkim życzę i obojgu cierpliwości, bo jak nie to się pozabijacie, a jednak Pola chciałaby mieć was oboje w jednym kawałku.
 - Dzięki, Zbysiu – zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciela. Wszyscy właściwie życzyli nam tego samego. Trochę to już nudne się stawało, bo nogi mi do tyłka właziły. Trzeba było tyle osób nie zapraszać, bo ci najbliżsi, to mieli jakieś litanie, a nie normalne życzenia.
W końcu jednak udaliśmy się do jednego z najlepszych domów weselnych w okolicy, gdzie wszystko już czekało na nasze przybycie. Po obiedzie przyszedł czas na pierwszy taniec. Nie mieliśmy z Michałem problemu przy wybieraniu, bo od razu pomyśleliśmy o tym samym utworze (link). Zapewne niewiele młodych par tańczyło przy rapie, ale miał on idealny bit do tzw. Prztulańca. Ta piosenka była chyba stworzona dla nas. Każdy z gości nam to potem przyznał. Przecież byle czego byśmy nie wybrali, heloł!
 - W końcu mam cię tylko dla siebie – usłyszałam za uchem, a czyjeś znajome ręce oplotły mnie w talii.
 - To wcześniej nie miałeś? – spojrzałam na Michała, przygryzając lekko dolną wargę.
 - Ale teraz mam coś, co nie pozwoli ci ode mnie uciec – mówiąc to pokazał obrączkę na swoim serdecznym palcu.
 - To raczej ja teraz mam pewność, ze ty ode mnie nie uciekniesz, Misiu – cmoknęłam go w policzek, śmiejąc się.
 - Jesteś szczęśliwa? – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
 - Najbardziej na świecie – przyznałam, by po chwili złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.

Szczerze, to nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Bałam się, ze to tylko sen i obudzę się 2 lata wcześniej, kiedy byłam sama i bałam się zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie. Los jednak chciał inaczej i postawił na mojej drodze Michała. Jaki nasz początek był, to każdy wie. Wszyscy obawiali się zostawiać nas w jednym pomieszczeniu samych dłużej, niż na minutę. Z nikim jeszcze się tak nie kłóciłam i nikt mnie tak nie denerwował. Nikogo nie znosiłam tak bardzo, jak Kubiaka, a później dotarło do mnie, że nikogo tak bardzo jak jego także nie kochałam. Mimo fatalnego początku i wielu obawom z mojej strony, Michał postawił na swoim. Potem dziękowałam, że mam kogoś takiego, ze mam Jego. Był dla mnie nie tylko miłością życia, ale przy tym przyjacielem, oparciem. Zawsze mnie wysłuchał, choć na co dzień również nie szczędziliśmy sobie złośliwości. Na tym jednak polegał nasz urok. Pola tylko bardziej nas do siebie zbliżyła i cieszyłam się, że ją mamy. Miałam niecałe 25 lat, a byłam naprawdę spełnioną i szczęśliwą kobietą. Wiedziałam, że teraz będzie już tylko lepiej.


________________

Czyli to ten no.... koniec... jejku ale mi się płakać chce :O Miałam wcześniej blog, ale jednak to z tą historią, drugą w mojej ''karierze'' się tak zżyłam. W poprzednie wakacje miałam ambitny plan na przygotowanie sobie notatek, które pomogą mi przy nauce do matury. Nic z tego nie wynikło, bo przez te 2 miesiące pisałam kolejne rozdziały. Ten blog pochłonął mnie do reszty. oddałam mu naprawdę całe serce, jak chyba żadnej innej historii, którą tworzą. Wiem, nie jest ona idealna, czasem wręcz nielogiczna, a błędów tu jest cała masa, ale i tak ją kocham, niczym matka swoje dziecko. Bo to jest takie moje pisarskie dziecko (wiem, pewnie gadam jak potłuczona). Jako, że pewnie długo bym bez Blanki i Michała nie wytrzymała, to już jakiś czas temu w mojej głowie zrodził się pomysł kontynuacji. Od którego momentu ona będzie, to sami zobaczycie ;) Musicie się jednak uzbroić w cierpliwość, bo pozaczynałam tyle tego, że sama nie wiem w co ręce włożyć, a przy okazji trzeba tez zyć realnym życiem i trochę się zacząć studiami interesować, bo rekrutacja trwa... Wybaczcie też, ze na blogu o Zuzie jest mnie mniej, ale zaczęłam tak poważny temat, że nie chcę tego spieprzyć i trochę czasu muszę poświęcić na kolejne rozdziały. Tak z ciekawostek na koniec, to historia o Blance miała się skończyć po jej związaniu się z Michałem. Jednak w trakcie pisania przyspieszyłam ten moment i żal mi było kończyć, więc postanowiłam sobie zakończyć po ME i wyjeździe ze Spały. W dodatku założyłam sobie ambitnie, ze Michał z Blanką sie rozstaną, ale ja przecież nie umiem nie skończyć happy endem, więc cóż... pisałam, pisałam i pisałam aż w końcu nadszedł moment się pożegnać. Na przestrzeni tych prawie 2 lat wiele osób się tu przewinęło i każdemu z osobna dziękuję, że byliście ze mną, choć początek był dla mnie ciężki. bardzo chciałabym poznać wasze opinie, takie ogólne, na temat tej historii, więc byłoby mi miło jakbyście coś napisali pod epilogiem. To by było na tyle... mam nadzieję, ze was nie zanudziłam i przekazałam wszystko, co chciałam xD
Do zobaczenia kochani! <3
Pozdrawiam ;*