Minęło kilka dni. Doktor Sokal zadzwonił do mnie w
piątek, że Michał musiał jednak przejść zabieg, bo w jednym palcu kość była
złamana z przemieszczeniem. W niedzielę miał być już w Żorach. Mój narzeczony nie
zadzwonił do mnie ani raz. Nie napisał, nie odezwał się. Podobno całe dnie
przesiaduje w pokoju. Do lekarzy też się niewiele odzywa. Bałam się o niego.
Nie wiedziałam, że aż tak mocno to przeżyje. Wyczekiwałam jego powrotu. Miałam
nadzieję, że stanie w progu, uśmiechnie się choć lekko i powie to swoje ‘’Hej,
śliczna’’. Więcej mi nie trzeba było. Chciałam tylko by wziął się w garść i był
znowu moim dawnym Michałem.
Nadeszła niedziela. Wysprzątałam całe mieszkanie i
zrobiłam na obiad ulubione danie Kubiego. Miałam nadzieję, że się ucieszy. W
końcu usłyszałam wyczekiwane przekręcanie klucza w drzwiach. Wytarłam ręce w
ścierkę i wręcz wybiegłam na korytarz. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam mu
się na szyję. Objął mnie zdrową ręką, ale miałam wrażenie, że zrobił to
strasznie sztywno.
- Stęskniłam się – wyszeptałam. – Wchodź.
Pociągnęłam go za rękę do środka.
- Zrobiłam twoje ulubione danie – powiedziałam z
entuzjazmem.
- Nie jestem głodny – mruknął.
- Co? Ale tak się starałam..
- Odgrzeję sobie.
Wziął walizkę i ruszył do góry. Usiadłam na kanapie i
schowałam twarz w dłoniach. Myślałam, że jego powrót będzie wyglądał inaczej.
Nie obstawiałam, że od razu rzuci mi się w ramiona, ale nie sądziłam, że wciąż
będzie taki oschły i zimny. Jednak nie wiedziałam, że to był tylko początek.
Następne dni moje rozmowy z Michałem ciężko określić
mianem ‘’rozmowy’’. Ciągle oglądał telewizję, ale omijał kanały sportowe. Bolał
mnie ten widok. Widziałam, że brakuje mu siatkówki, ale czym ja zawiniłam w
tym? To nie na mnie się do cholery poślizgnął!
Minął tydzień. Jak zwykle Michał
po umyciu się, udał się do sypialni i położył się na samym skraju łóżka. Dalej
męczyły mnie kłopoty ze snem. Irytowało go moje wiercenie się. Nawet nie
zapytał, co mi jest. Wstałam więc i zeszłam na dół. Usiadłam na parapecie w
salonie i po raz kolejny rozpłakałam się z bezsilności. Miałam tego już dość.
Nie wysypiałam się z tych nerwów. Ewidentnie pogarszał się mój stan zdrowia,
zarówno ten psychiczny, jak i fizyczny. Nawet pani Helenka zaczęła się o mnie
martwić. Gdy dzwonił Igła, Zbyszek, czy dziewczyny to udawałam, że wszystko
jest w porządku. Na szczęście żadnemu nie przyszło do głowy mnie odwiedzić. Nie
miałam pojęcia, jak długo wytrzymam w tej atmosferze.
Zasnęłam na kanapie. Wstałam i rozmasowałam bolące plecy.
Nie było to najwygodniejsze miejsce do spania, ale gdy poczułam senność, to nie
patrzyłam gdzie idę spać. Zauważyłam, że Michał je w kuchni śniadanie i się mi
przygląda.
- Czemu tu spałaś? – zapytał.
- Bo przeszkadzało ci moje wiercenie się – mruknęłam.
- Przecież cię nie wyganiałem.
- Ale chciałam pobyć sama.
Nic nie odpowiedział, tylko ugryzł kolejny kęs kanapki. Wstałam
z miejsca i poszłam do łazienki. Zakręciło mi się w głowie, ale przytrzymałam
się umywalki. Powinnam umówić się na wizytę u lekarza, ale wiedziałam, że znowu
dostanę tylko opieprz za niestosowanie się do zaleceń. Przemyłam twarz i się
ubrałam. Następnie poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie. Nasypałam
musli do miski i zalałam jogurtem. Kubiak standardowo usadowił się na kanapie i
skakał z kanału na kanał. Wiedziałam, że długo jego obojętności nie zniosę.
W końcu jednak i moja cierpliwość się skończyła. Nie
wytrzymałam. Gdy po raz kolejny odmówił zjedzenia obiadu, który zrobiłam,
rzuciłam talerzem o podłogę, który rozbił się na kilkadziesiąt kawałeczków.
- Co ty robisz? Zwariowałaś?! – krzyknął zdziwiony.
- Mam dość – powiedziałam, patrząc na niego znacząco.
- O co ci chodzi? – spytał.
- Mi? Mi, o co chodzi? – prychnęłam. – To ty się w końcu
ogarnij! Traktujesz mnie jak powietrze, a nawet gorzej. Nie odzywasz się, tylko
mruczysz coś pod nosem. Wiesz jak mnie to boli?!
- A wiesz, jak mnie boli to, ze kurwa siedzę tu, zamiast
trenować?! – warknął. – Uwierz mi, ze wolałbym być teraz w Brazylii, niż tutaj!
Zabolało. I to cholernie. Dał mi do zrozumienia, że nie
chcę być ze mną.
- Weź się w końcu w garść i zachowaj jak mężczyzna, a nie
jak jakiś nadąsany bachor – warknęłam. – Pakuję się i wyjeżdżam.
Wyminęłam go i ruszyłam w kierunku schodów. Niestety po
drodze zatrzymałam się i chwyciłam za brzuch, bo poczułam skurcz. Był tak
mocny, ze ból mnie wręcz przeszył. Krzyknęłam, gdy skurcz znowu wystąpił. Zaczęłam
głęboko oddychać. Kubiak wtedy wreszcie się ogarnął i mną przejął.
- Blanka, co się dzieje? – przytrzymał mnie w pasie.
- Nie wiem, boli – szepnęłam i znowu się skuliłam. Michał
wezwał karetkę i zaprowadził mnie na kanapę. Siedział cały czas obok i głaskał
po ramieniu. Skurcze przychodziły nagle, ale miałam wrażenie, ze mnie wręcz
rozszarpują od wewnątrz.
- Błagam cię, wytrzymaj – mówił przejęty. Wreszcie
zaczęłam zauważać w nim tego dawnego Dzika. Szkoda, że w takich
okolicznościach, kiedy zwijałam się z bólu.
Sanitariusze szybko zjawili się w naszym mieszkaniu.
Zostałam wyniesiona na noszach i przewieziona do szpitala. Cały czas miałam te
skurcze, a w karetce dostałam krwotoku. Michał jechał z nami, bo przez gips nie
mógł kierować samochodem. Widziałam w jego oczach strach. Sama też byłam
przerażona. Bałam się o maleństwo. Nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się
stało.
W szpitalu zajął się mną mój lekarz prowadzący. Zawsze trafiam akurat wtedy, gdy ma dyżur.
W szpitalu zajął się mną mój lekarz prowadzący. Zawsze trafiam akurat wtedy, gdy ma dyżur.
- Akcja porodowa – powiedział.
- Co? Ale to za wcześnie! – odparł mój narzeczony.
- Musimy ją natychmiast zatrzymać. Pan zostaje na
korytarzu.
Wtedy Michał zniknął mi z oczu.
- Ratujcie ją – wyszeptałam.
- Zrobimy wszystko, by córeczka została jeszcze trochę u
pani w brzuchu – rzucił i zlecił coś pielęgniarce. Podano mi różne leki,
podłączono kroplówkę oraz specjalne urządzenie, które monitorowało ciśnienie
oraz bicie serce dziecka. W końcu te potworne skurcze ustały. Byłam wykończona.
To były zdecydowanie najgorsze chwile w moim życiu.
- Udało się powstrzymać poród – oznajmił doktor. –
Najprawdopodobniej wywołał go duży stres i zmęczenie. Pani Blanko..
- Tak, wiem – westchnęłam. – Dużo rzeczy mnie ostatnio
przerosło.
Przymknęłam powieki by powstrzymać łzy.
- Ale wszystko z małą w porządku?
- Na razie tak. Nie ukrywam, że przy ciąży wysokiego
ryzyka takie ‘’przygody’’ nie są wskazane. Przy żadnej nie są.
- Czyli zapewne będę tu przykuta dość długo?
- Niestety tak. Jeśli stan poprawi się na tyle, by mogła
pani wyjść, to może udzielę zgody. Jednak nie będzie, to wcześniej, niż za 2
tygodnie. Pani organizm jest wyczerpany. Czy pani przebiegła maraton, czy jak?
- Przezywałam problemy, przez co miałam kłopoty ze snem –
odparłam. – W dzień też nie miałam siły na nic.
- Nie będę pani dłużej męczyć. Poinformować narzeczonego
o wszystkim?
- Dobrze, niech mu pan powie.
Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Michał. Miał
skruszoną minę i bardzo smutne oczy. Nieśmiało chwycił mnie za dłoń.
- To wszystko moja wina – zaczął. – Byłem cholernym
egoistą, który nie może pogodzić się ze zwykłym załamaniem ręki. Bardzo cię
przepraszam. Mam nadzieję, ze mi wybaczysz.
- Wiesz, jak bolała mnie ta twoja obojętność? –
spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Jestem kretynem – syknął. Widziałam, że naprawdę był
bardzo zły na siebie.
- Jesteś – potwierdziłam. Dalej czułam lekkie bóle, więc
się skrzywiłam, chcąc poprawić sobie pozycję.
- Co jest? – zmartwił się.
- Nic – odparłam. - Chciałabym się przespać.
- Mam wyjść?
- Skoro ty mnie tyle dni
ignorowałeś, to ja raz tez mogę.
Odwróciłam się do niego plecami i przymknęłam oczy.
Usłyszałam jego westchnięcie. Wstał z krzesła i poprawił mi kołdrę. Nachylił
się nade mną i pocałował w czubek głowy. Bardzo dawno tego nie robił.
- Dobranoc, śliczna – powiedział i wyszedł z sali. Kiedy
miałam pewność, że jestem sama, to się rozpłakałam. To już było za dużo.
Najpierw ta złamana ręka Kubiaka, potem jego chłód i obojętność, a teraz
przedwczesna akcja porodowa. Nie dawałam już rady. Mój stan psychiczny był w
takiej rozsypce, w jakiej nigdy wcześniej. Poród w połowie 7 miesiąca nie był
wskazany. Zaczęłam się bać, że nie uda mi się donosić tej ciąży. Przecież ja
się załamię. Nie trzymałam Poli jeszcze w ramionach, ale już ją strasznie
kochałam. Nie wiedziałam, jak to teraz będzie. Wszystko mnie przytłaczało.
Obudziłam się rano i wreszcie czułam lepiej, niż zwykle o
takiej porze. Ból mi już nie dokuczał, a kroplówka mnie wzmocniła. Lekarz,
który przyszedł na obchód także zauważył poprawę. Niestety o wyjściu nie było
mowy. Jeśli za te 2 tygodnie w ogóle mi się to uda, to będzie dobrze. Zawsze
trzeba mieć nadzieję.
- Cześć – zaczął nieśmiało Kubiak.
- Hej – powiedziałam cicho. Usiadł koło mnie na krześle.
Trzymał coś w rękach za swoimi plecami.
- Chciałem kupić ci kwiaty, ale lekarz powiedział, że nie
można tu ich trzymać – rzucił. – Więc mam to.
Wyciągnął zza pleców uroczego pluszaka (link).
- Proszę, dla ciebie – podał mi go. Uśmiechnęłam się
lekko. Był naprawdę śliczny. Michał doskonale wiedział, że miałam słabość do
maskotek.
- Dziękuję.
Napadła krępująca cisza. Przyjmujący szukał w głowie
czegoś, co mógłby powiedzieć, żeby ją przerwać.
- Jak się czujesz? – spytał w końcu.
- Średnio – wzruszyłam ramionami. – Lepiej, niż ostatnio.
- Jak ja mogłem być tak ślepy i nie zauważyć, że coś ci
jest? – zacisnął pięść z wściekłości. – Blanka, bardzo cię kocham. Przepraszam
cię jeszcze raz.
Pogłaskał mnie po policzku. Spojrzałam w jego oczy, a w
moich znowu zabłysły łzy.
-Nie płacz, kotek – otarł jedną, która spłynęła mi po
twarzy.
- Nawet nie masz pojęcia, ile razy w ciągu ostatnich dni
płakałam w poduszkę – odwróciłam twarz.
- Skarbie, naprawdę cholernie żałuję, że się tak
zachowywałem. Przecież nie kończę kariery, a ręka niedługo się zrośnie, a ja
się obraziłem na cały świat. Wybacz mi.
- Myślisz, że co? Że od razu ci w ramiona wskoczę? –
prychnęłam. – Całymi dniami czułam się jak jakieś piąte koło u wozu u nas w
domu. Traktowałeś mnie jak kogoś obcego. Starałam się żebyś w końcu wziął się w
garść, a ty mnie olewałeś.
- Wiem i mam ochotę sam sobie porządnie nakopać – spuścił
głowę.
- Dobrze, że chociaż z małą już lepiej – pogładziłam
sobie brzuch. Michał położył swoją dłoń na mojej.
- Tego nie darowałbym sobie najbardziej. Dobrze, że z wami
obiema jest już lepiej.
______________________
I mamy co co planowałam opisać w innych okolicznościach, ale przez kontuzję Michała, którą wplotłam w opowiadanie złączyło mi się to lepiej. Wiem, ze pewnie myślicie, że jakas wariatka ze mnie, bo jak ja mogę ją tak katować i to nie normalne tyle problemów na raz. Ale przypomnijcie sobie, co sie działo, gdy Blanka jeszcze nie wiedziała, że jest w ciąży. To sprawiło, ze teraz jest tak, a nie inaczej :P
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
tyle problemów jednocześnie to chyba nikt nie jest w stanie wymysli i obisac... ja chyba kiedyś zawału dostanie czytając rozdziały. AZ się boje pomyslec co ty jeszcze potrafisz wymyslec. ale i tak uwielbiam to opowiadanie.;) M.
OdpowiedzUsuńMusiało się tyle wydarzyć żeby Michał w końcu stał się dawnym sobą. Oby teraz wszystko było w jak najlepszym porządku, a Blanka donosiła spokojnie ciążę.
OdpowiedzUsuńKochana aż się poplakalam :'(. Ja od początku Ci mówiłam ze masz nic nie zrobić Blance i Poli ! Michał to kretyn, idiota, skurwysyn .... Nienawidzę go ! ( i tak wiemy ze go kocham :***) A niech sobie chłop pocierpi ! Faceci nie wiedza ze ich cieżarne potrzebuja szczegolnej opieki, uwagi im poświecanej i miłości ! Boże jak ja mam go ochotę go zabić !!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dooma :)
Wow!! Ale teraz będzie już lepiej?
OdpowiedzUsuńCzemu ten Michał BYŁ taki ślepy???????????????????? Musiało aż dojść do TEGO żeby się opamiętał? Jejusiu.. szkoda mi Blanki, mega szkoda. A Michał? Niech ją teraz przeprasza!
OdpowiedzUsuńDo następnego :)
Zapraszam na 10 rozdziaaaał! :) http://jeszcze-sie-spotkamy.blogspot.com/
UsuńMam nadzieję że wreszcie do niego dotarło,że nie powinien się tak zachowywać i Blance jak i małej się polepszy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
A ja wracam i nie wiem jakim cudem, nie wiem ile mnie tu nie byyyło.
OdpowiedzUsuńPrzerwa świąteczna długa jest, a ja zdążyłam nadrobić wszystko, chociaż z komentarzami pewnie nie zdążę, hahah.
Ogółem to ja się wyrażę, że Michał to debil czasem, no bo rozumiem, kontuzja, złość i w ogóle, bo żaden sportowiec nie lubi przymusowych przerw ale nie musiał być aż tak obojętny...
Całe szczęście, że opamiętał się, jak Blance się zaczęło coś dziać, bo ja wiem, że coś by się stało! :D
Przynajmniej tyle, że Blanka już czuje się lepiej, a dziecko jest zdrowe. :)
Michał teraz powinien wziąć się za przeprosiny Blanki, przeczuwam że jakaś kolacja, haha. :D
Mam nadzieję, że nie rozpisałam się za bardzo, w sumie sama jestem zaskoczona, że tyle napisałam, ale czuję taką wewnętrzną potrzebę rozpisania się XDD
Weny życzę i cieplutko pozdrawiam. (:
http://runningfromawarzone.blogspot.com/ - zapraszam na oneparty o sportowcach, może nie znudzę się po paru tygodniach :P
No to Michał faktycznie beznadziejnie się zachował i dobrze, że Blanka nie daje się tak łatwo przeprosić. Szkoda, że swój błąd zrozumiał w takich okolicznościach, ale po Tobie można się było tego spodziewać ;D W końcu w ich życiu zawsze wiele się dzieje i są to niestety też gorsze momenty. Ale to chyba właśnie dzięki temu to opowiadanie jest tak bardzo ciekawe i tak wyczekuję kolejnych rozdziałów :) No ale mam nadzieję, że trochę im darujesz i wszystko z Blanką i Polą będzie dobrze! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na cd ;*
Boże dzięki wielkie, że Michał się nareszcie ogarnął. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Sama chętnie dokopałabym mu w tą przystojną mordkę za takie zachowanie ;) Szkoda mi Blanki. Musi być jej na prawdę ciężko... Jednak mam nadzieję, że doniesie ciążę i wszystko będzie okey :D :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny :*