Dni mijały i szczerze mówiąc, to nie zauważyłam aż
takiego braku Michała. Pewnie dlatego, że w każdej wolnej chwili się uczyłam.
Salon i sypialnia tonęły w notatkach i
zdjęciach wszelakich artystów. W piątek po zajęciach posprzątałam żeby
Michał się nie przeraził, widząc nasze mieszkanie w takim stanie. Dopiero kiedy
usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach poczułam, jak bardzo tęskniłam
za moim facetem. Szybko znalazłam się w korytarzu, by po chwili tonąć w jego
ramionach.
- Już się nie mogłem doczekać aż wrócę – powiedział,
całując mnie w czubek głowy.
- Ja też. Tęskniłam, Misiu – odparłam, patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
- Zrobiłam ci kolację – powiedziałam, ciągnąc go do
kuchni.
- Dobrze, bo zgłodniałem – wyszczerzył się. – Wiesz, że
nie ma pani Basi już w kuchni? Przyszła jakaś nowa baba. Zrzędzi ciągle, a jej
kuchnia nie powala.
Skrzywił się, a ja zaśmiałam.
- Mam ci dowozić domowe obiadki? – zapytałam ze śmiechem.
- Nie miałbym nic przeciwko – poruszył brwiami.
Usiedliśmy przy stole i nałożyłam nam risotto. Kubiak
faktycznie głoduje w tej Spale, bo jadł z prędkością światła i jeszcze o
dokładkę poprosił. Choć tyle, że moja praca się nie zmarnuje.
Siedzieliśmy w salonie, wtuleni w siebie. O tak, tego mi
brakowało. Z każdym jego wyjazdem tęskniłam za ta bliskością, za tym, że mogłam
sobie po prostu podejść i się przytulić. Niestety to był zapewne najkrótszy
okres, w którym go nie miałam przy sobie. Teraz wyjazdy będą dłuższe. Michał
powiedział mi, że po kwalifikacjach trener stawia na niego w wyjeździe do
Brazylii i Włoch. Większość zawodników ma dostać wolne, a on ma pełnić obowiązki kapitana i lidera.
Troszkę dziwne, bo Misiek miał naprawdę ciężki sezon. Opuścił może z jeden
mecz. Zapieprzał na treningach, jak mało kto, a na boisku dawał z siebie 200%.
Bałam się, że przeholuje. Jednak z drugiej strony byłam z niego dumna, że pełni
tak ważną rolę w reprezentacji. Tyle lat starał się, aby w końcu zostać
docenionym. Stanowi fundament Jastrzębskiego Węgla, a teraz jak się okazuje,
także i kadry narodowej. A prywatnie był też zdobywcą mojego serca, co też nie
było łatwym zadaniem.
- W piątek dasz radę przyjechać na mecz? – zapytał.
- Mam ostatni egzamin, a do Wrocławia jest kawałek drogi
– westchnęłam. - W sobotę rano wyjadę.
- Załatwię ci kierowcę, bo jednak boję się puszczać cię
samą – pocałował mnie w skroń.
- Pierwszy raz się chyba nie wydrę na ciebie z tego
powodu, bo faktycznie masz rację. Długa droga i sama bym się bała –
uśmiechnęłam się.
- Co porabiałaś cały tydzień?
- Uczyłam się – jęknęłam.
- Mój kujonek – zaśmiał się, głaskając mnie po brzuchu.
- Ty jej tak nie głaszcz, bo niegrzeczna jest!
- No co ty, moja kruszyna niegrzeczna? – zaśmiał się.
- Boisko tam sobie chyba urządziła, albo imprezy co chwilę
robi – mruknęłam.
- No co ty, mała, mówiłem ci, że masz nie przeszkadzać
mamie – Kubiak udawał złego, a po chwili oboje się roześmialiśmy.
- Serio, już się nie mogę doczekać, aż będzie z nami –
przyznał. – Już nawet sobie wyobrażam jak na meczu spoglądam na trybuny, a wy
tam obie będziecie siedzieć w koszulkach z moim nazwiskiem.
- Twoje dwie najwierniejsze fanki w końcu – skradłam mu
całusa.
- Nie wierzę, że się ustatkowałem – pokręcił głową. –
Jeszcze niedawno to było nie dla mnie.
- A dla mnie niby było? – rzuciłam.
- Ale teraz jesteśmy razem i korzystajmy z tej chwili –
pocałował mnie.
Sobota obudziła nas pięknym słońcem. Michał postanowił
mnie gdzieś zabrać i wykombinował urządzenie pikniku. Wyciągnęłam koszyk i
spakowałam parę smakołyków. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do bliżej
nieokreślonego dla mnie miejsca. Auto w końcu zaparkowało na jakimś szczerym
polu.
- Yyy, tu mamy mieć ten piknik? – spojrzałam na niego,
krzywiąc się. Miejsce nie było urzekające.
- No co ty – zaśmiał się. – Tylko kawałek musimy przejść.
- Ale tylko kawałek, tak? – uniosłam jedną brew.
- Spokojnie, marudo.
Wyszliśmy z Infiniti, a Michał wyciągnął koszyk i koc z
bagażnika. Splótł swoje palce z moimi i prowadził w kierunku lasu. Co on znowu
wykombinował?
Tak jak myślałam, to nie był to mały kawałek. Dopiero po jakiś 15
minutach byliśmy na miejscu. Miejsce faktycznie było bardzo ładne. W środku
lasu była polanka. Łąka nie była wysoka, co sprzyjało piknikom. Kwiaty pięknie
zakwitły, a ptaki śpiewały. Magiczny wręcz klimat. Taki sielski. Uśmiechnęłam
się szeroko.
- Warto było iść – stwierdziłam, uprzedzając pytanie
narzeczonego.
- Mówiłem, że się opłaca –puścił mi oczko. Rozłożył koc na
ziemi. Usiadłam na nim i wzięłam głęboki oddech. Tu było takie czyste
powietrze, że od razu lepiej się czułam.
- Co jemy? – Kubiak zaglądnął do koszyka.
- Rany, a ty już o jedzeniu –wywróciłam oczami.
- Noo – podrapał się po karku. – Tak jakby to piknik na
tym polega.
- Ale spójrz jak tu ładnie! Delektuj się tym klimatem –
przymknęłam oczy i wystawiłam twarz do słońca. Siedzieliśmy na samym środku
ogromnej polany, więc drzewa nie rzucały na nas cienia. Może mnie opali?
- Ja tam wolę się delektować ciastkiem. Chcesz? –
wyciągnął pudełko. Prychnęłam.
- Nie – warknęłam. Położyłam się na plecach, a nogi
zgięłam w kolanach. Wygodnie mi się tak leżało.
- Czy ty zamierzasz tu rodzić?! –przestraszył się.
- Tylko leżę, debilu – wywróciłam oczami.
- Uff, bo już się bałem – odetchnął. – Ale jakbyś
rodziła, to dasz znać, tak?
- Jak będę w stanie, to cię poinformuję – zaśmiałam się.
– A co ty tak o tym rodzeniu, jak ja termin za 2 miesiące mam?
- Ostatnio z chłopakami gadaliśmy o dzieciach i mówili,
że czasem poród był taki nagły i w ogóle – wyjaśnił.
- Jak zacznę się wić z bólu i wyzywać cię, to wtedy znak
dla ciebie, że rodzę – zachichotałam.
- Dobrze wiedzieć – wpakował sobie ciastko do buzi.
- Poopalam się – stwierdziłam i ściągnęłam bluzkę. W
końcu byliśmy sami, to mogłam.
- Jakie widoki – poruszył brwiami.
- Ciesz się, póki możesz. Kurde, na brzuchu się położyć
nie mogę –mruknęłam niezadowolona.
- Ej, ty mi córki nie przygnieć – pogroził mi palcem.
- O mnie się już nie troszczysz! – obróciłam się plecami do niego.
- Kotek, no – jęknął. – Nie fochaj się, wiesz, że
żartowałem.
- W dupie mam takie żarty!
Dźgnął mnie w bok. Nie zareagowałam, więc powtórzył tą
czynność kilka razy, aż przeszedł w łaskotanie mnie. Uległam i zaczęłam się
śmiać.
- No przestań, głupku!
- Jak przestaniesz być zła – wyszczerzył się i popatrzył
mi w oczy.
- Okej – mruknęłam. Pocałował mnie delikatnie.
Po chwili niestety słońce schowało się za chmurami. Nie
byłam z tego zadowolona. Ubrałam bluzkę z powrotem, bo dziwnie to wyglądało, że
siedziałam w samym staniku. Michał wcinał ciastka, a ja truskawki.
- Kocham sezon truskawkowy – wymruczałam zadowolona,
wkładając kolejny czerwony owoc do ust.
- A ja lubię ciastka – rzucił z pełną buzią.
- Wrócisz na zgrupowanie i będziesz się toczył po boisku
– wystawiłam mu język.
- Kurde, nie mamy siłowni w tym tygodniu – jęknął.
- Właśnie, dobrze, że mi przypomniałeś! Po porodzie muszę
iść na fitness żeby do grudnia zrzucić wszystkie zbędne kilogramy.
- Rany, a ty już o tym myślisz? – skrzywił się.
- No bo my w ogóle nic nie mamy załatwione z tym ślubem!
– zaczęłam panikować.
- Spokojnie, kotek. Ze wszystkim zdążymy – puścił mi
oczko. – Mamy ustalone gdzie i kiedy przecież.
- Ale nie zaklepaliśmy terminu!
- Myślisz, ze w święta ktoś będzie brał ślub? – spojrzał
na mnie spode łba.
- No pewnie nie… Ale jednak musimy cos pozałatwiać –
jęknęłam.
- Jak dostane wolne po powrocie z Brazylii, to załatwimy.
Dobrze?
- Dostaniesz wolne wtedy?!
- Nie mówiłem ci? – zmieszał się.
- Okropny jesteś – uderzyłam go w ramię.
- Ale i tak mnie kochasz – skradł mi całusa.
- Kiedyś mnie to zgubi – pokręciłam głową.
Spędziliśmy miło dzień. Niedziela również szybko
upłynęła. Michał w poniedziałek rano niestety musiał już jechać. Wstałam
wcześniej żeby się z nim pożegnać. Zamknął mnie szczelnie w swoim ramionach.
Zobaczyć mieliśmy się dopiero w sobotę. Wspólny weekend we Wrocławiu, a potem
miałam go zobaczyć dopiero miesiąc później. Nigdy jeszcze w czasie naszego
związku nie mieliśmy tak długiej rozłąki. W dodatku wejdę w 9 miesiąc ciąży,
który jest chyba najgorszy, z tego co się zorientowałam. Będzie mi się ciężko
ruszać, będę obolała. I niestety będę z tym sama. Po zamknięciu się drzwi za
przyjmującym znowu wpadłam w mini depresję. Nie trwała jednak długo, bo zaczęłam
się stresować pierwszym egzaminem.
Cały tydzień minął mi pod znakiem stresów i egzaminów.
Ta, a lekarz kazał unikać stresu. Nie przewidział sesji na studiach. Zdając
ostatni, praktyczny zaliczyłam ostatecznie 4 rok studiów na kierunku Artysta:
fotograf. Ludzie z mojego roku, wraz z profesorem Zielińskim urządzili mini
imprezkę pożegnalną dla mnie. Wzruszyłam się. Wyściskałam każdego po kolei,
dziękując.
- To teraz koniec nauki, masz się oszczędzać i tylko
odpoczywać – zaśmiał się Kacper.
- Będę tęsknić, Blanka – przytuliła mnie Karolina.
- Ale ja nie umieram ludzie – zaśmiałam się. – Żory są
niedaleko. No i już dziś zapraszam waszą dwójkę na chrzciny i ślub.
Wyszczerzyłam się, a na ich twarzach malowało się
zaskoczenie.
- No co ty, ustaliliście już termin?
- Tak – uśmiechnęłam się. – W święta. Pola będzie miała
pół roku, a ja mam nadzieję schudnę.
- Spokojnie, będziesz miała figurę jak modelka – puściła
mi oczko.
- Ostatnio coraz częściej ci gratuluję – pokręcił głową
Woliński.
- Bo tak się staram – parsknęłam śmiechem.
- W takim razie powodzenia – puścił mi oczko.
Wyszłam z budynku uczelni i skierowałam się do swojego
BMW. Spojrzałam jeszcze raz na budynek i uśmiechnęłam się lekko. Na pewno tu
wrócę, ale nie będzie tych samych ludzi. Oprócz wykładowców. Ciężko by mi było
się uczyć pod okiem kogoś innego, niż Zieliński.
Wróciłam do mieszkania i się spakowałam. Czekam na
obiecany transport. Michał jednak nie oznajmił mi, kto po mnie przyjedzie.
Początkowo myślałam, że Zbyszek, ale szybko odrzuciłam ten pomysł, bo on
wyjechał na wakacje z Asią. Korzystała póki mogła. W późniejszych etapach ciąży
zapewne będzie uziemiona. Jako, że podróże samolotem na tym etapie nie były wskazane, to do
Turcji pojechali samochodem. Dzwoniłam do nich i powiedzieli, że wszystko jest
okej. Czekałam teraz na obiecaną pocztówkę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Kamińska, gotowa jesteś? – zaśmiał się Damian.
Przytuliłam Libero z uśmiechem. Że też od razu sobie o nim nie pomyślałam.
Przecież niestety nie dostał powołania na kwalifikacje.
- Czemu Michał robił taką tajemnicę z tego, kto ma mnie
zawieźć? – spytałam go, zapraszając do środka.
- Bo sam do końca jeszcze nie wiedział, kto da rade –
zaśmiał się. Pokręciłam tylko głową. Wojtaszek wziął moją walizkę i wyszliśmy.
Zamknęłam drzwi na klucz i podążyłam za przyjacielem. Następną niespodzianką
była osoba siedząca w samochodzie siatkarza. Szturchnęłam go, patrząc znacząco.
Uśmiechnął się łobuzersko i włożył mój bagaż do bagażnika. Wsiadłam do pojazdu
i przywitałam się z blondynką.
- Damian cię wyciągnął? – zaśmiałam się.
- No jakoś mu się udało – przyznała Kinga. – Nawet sam mi
wolne w pracy załatwił.
- Patrz jak się starał– poruszyłam brwiami. Uśmiechnęła
się nieśmiało. W tym momencie za kierownicą usiadł Damian. Założył okulary
przeciwsłoneczne i zapiął pas.
- No to ruszamy, drogie panie – powiedział, szczerząc
się.
- Tylko pamiętaj, Mały, że ja mam na siebie uważać –
ostrzegłam go.
- Wiem, wiem – wywrócił oczami. – Dziku mi jęczał o tym
pół dnia wczoraj.
Parsknęłam śmiechem.
- On jest niemożliwy – pokręciłam głową.
Pozdrawiam ;*
Aaaaaa ! Jezus jaki zajebisty rozdział :) Cały fajowy i ta akcja na łące !^^ Bosko :*
OdpowiedzUsuńSamochodem do Turcji !!! Ja bym chyba siebie zamordowala hahahaha :) Ledwo co wyrobiłam w autobusie jak jechałam do Włoch ! A święta bardzo dobrze mi lecą :) Odpoczywam na wczasach :P Pozdrawiam Serdecznie Dooma :)
Nadrobiłam! Ale jestem z siebie dumna :3 Hehe no rozdział jak zawsze boski kochana :* Mam nadzieje, że się nie gniewasz, że tak dawno mnie tu nie było :* Jak ja uwielbiam takie rozdziały, sama słodycz ^^ Lovki <3 No i mam nadzieję, że nic ci nie odwali i szczęśliwie dojadą na miejsce :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam kochana i zapraszam do siebie :*
Swieta moja droga mijaja szybko i tuczaco.. ;x
OdpowiedzUsuńTak slodziachnie sie zrobilo ^^
Takie pikniki to ja bym chciala codziennie ;D jeszcze w takim towarzystwie.. zyc nie umierac! Z tej Blanki to jednak wielka szczesciara ;D
Zdradzisz nam, kiedy dodasz rozdzial na blogu o Zuzce ;> ? Stesknilam sie za ta historia! ;p
Pozdrawiam ;3
Rozdział już prawie gotowy, myślę że po południu będzie, ale nie chcę niczego obiecywać ;)
UsuńŚwięta nawet nawet :)
OdpowiedzUsuńDużo kilogramów przybywa,ale to już po prostu tradycja,czekam na kolejny.Mam nadzieję że nie będzie nieprzyjemności co do podróży.Do Turcji samochodem o mamuniu :)
Pozdrawiam ;*
Sielaneczka trwa ;D I bardzo dobrze. Rozwalił mnie ten tekst jak sobie go wyobraziłam xD
OdpowiedzUsuń" A ja lubie ciastka - rzucił z pełną buzią
- Wrócisz na zgrupowanie będziesz się toczył po boisku- wystawiłam mu język" xD
Ogólnie bardzo fajnie się czyta. Ja również nie mogę się doczekać kiedy Pola się urodzi.
Pozdrawiam ;**
Dobrze, że miedzy nimi jest sielankowo. Michał zrobił Blance niespodziankę z tą wycieczką.
OdpowiedzUsuńJaki fajny rozdział:)
OdpowiedzUsuńNarodziny Poli coraz bliżej! Już się nie mogę doczekać:)
Fajny taki wypad na piknik , złoty chłopak z Michała :D
Pozdrawiam :)
Sielaneczka, jak miło. Ale ja to czekam na Polcię! :)
OdpowiedzUsuńŚwięta i już prawie po świętach ;/ Czemu one tak szybko mijają? :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :3 Nie wiem czemu ale przeczuwam że w tym Wrocławiu sie coś wydarzy i to nie koniecznie będzie dobre:( Obym sie myliła! :o
Buziaki;3