26.12.2014

Rozdział 169

Dni mijały i szczerze mówiąc, to nie zauważyłam aż takiego braku Michała. Pewnie dlatego, że w każdej wolnej chwili się uczyłam. Salon i sypialnia tonęły w notatkach i  zdjęciach wszelakich artystów. W piątek po zajęciach posprzątałam żeby Michał się nie przeraził, widząc nasze mieszkanie w takim stanie. Dopiero kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach poczułam, jak bardzo tęskniłam za moim facetem. Szybko znalazłam się w korytarzu, by po chwili tonąć w jego ramionach.
- Już się nie mogłem doczekać aż wrócę – powiedział, całując mnie w czubek głowy.
- Ja też. Tęskniłam, Misiu – odparłam, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
- Zrobiłam ci kolację – powiedziałam, ciągnąc go do kuchni.
- Dobrze, bo zgłodniałem – wyszczerzył się. – Wiesz, że nie ma pani Basi już w kuchni? Przyszła jakaś nowa baba. Zrzędzi ciągle, a jej kuchnia nie powala.
Skrzywił się, a ja zaśmiałam.
- Mam ci dowozić domowe obiadki? – zapytałam ze śmiechem.
- Nie miałbym nic przeciwko – poruszył brwiami.
Usiedliśmy przy stole i nałożyłam nam risotto. Kubiak faktycznie głoduje w tej Spale, bo jadł z prędkością światła i jeszcze o dokładkę poprosił. Choć tyle, że moja praca się nie zmarnuje.

Siedzieliśmy w salonie, wtuleni w siebie. O tak, tego mi brakowało. Z każdym jego wyjazdem tęskniłam za ta bliskością, za tym, że mogłam sobie po prostu podejść i się przytulić. Niestety to był zapewne najkrótszy okres, w którym go nie miałam przy sobie. Teraz wyjazdy będą dłuższe. Michał powiedział mi, że po kwalifikacjach trener stawia na niego w wyjeździe do Brazylii i Włoch. Większość zawodników ma dostać wolne, a on  ma pełnić obowiązki kapitana i lidera. Troszkę dziwne, bo Misiek miał naprawdę ciężki sezon. Opuścił może z jeden mecz. Zapieprzał na treningach, jak mało kto, a na boisku dawał z siebie 200%. Bałam się, że przeholuje. Jednak z drugiej strony byłam z niego dumna, że pełni tak ważną rolę w reprezentacji. Tyle lat starał się, aby w końcu zostać docenionym. Stanowi fundament Jastrzębskiego Węgla, a teraz jak się okazuje, także i kadry narodowej. A prywatnie był też zdobywcą mojego serca, co też nie było łatwym zadaniem.
- W piątek dasz radę przyjechać na mecz? – zapytał.
- Mam ostatni egzamin, a do Wrocławia jest kawałek drogi – westchnęłam. - W sobotę rano wyjadę.
- Załatwię ci kierowcę, bo jednak boję się puszczać cię samą – pocałował mnie w skroń.
- Pierwszy raz się chyba nie wydrę na ciebie z tego powodu, bo faktycznie masz rację. Długa droga i sama bym się bała – uśmiechnęłam się.
- Co porabiałaś cały tydzień?
- Uczyłam się – jęknęłam.
- Mój kujonek – zaśmiał się, głaskając mnie po brzuchu.
- Ty jej tak nie głaszcz, bo niegrzeczna jest!
- No co ty, moja kruszyna niegrzeczna? – zaśmiał się.
- Boisko tam sobie chyba urządziła, albo imprezy co chwilę robi – mruknęłam.
- No co ty, mała, mówiłem ci, że masz nie przeszkadzać mamie – Kubiak udawał złego, a po chwili oboje się roześmialiśmy.
- Serio, już się nie mogę doczekać, aż będzie z nami – przyznał. – Już nawet sobie wyobrażam jak na meczu spoglądam na trybuny, a wy tam obie będziecie siedzieć w koszulkach z moim nazwiskiem.
- Twoje dwie najwierniejsze fanki w końcu – skradłam mu całusa.
- Nie wierzę, że się ustatkowałem – pokręcił głową. – Jeszcze niedawno to było nie dla mnie.
- A dla mnie niby było? – rzuciłam.
- Ale teraz jesteśmy razem i korzystajmy z tej chwili – pocałował mnie.

Sobota obudziła nas pięknym słońcem. Michał postanowił mnie gdzieś zabrać i wykombinował urządzenie pikniku. Wyciągnęłam koszyk i spakowałam parę smakołyków. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do bliżej nieokreślonego dla mnie miejsca. Auto w końcu zaparkowało na jakimś szczerym polu.
- Yyy, tu mamy mieć ten piknik? – spojrzałam na niego, krzywiąc się. Miejsce nie było urzekające.
- No co ty – zaśmiał się. – Tylko kawałek musimy przejść.
- Ale tylko kawałek, tak? – uniosłam jedną brew.
- Spokojnie, marudo.
Wyszliśmy z Infiniti, a Michał wyciągnął koszyk i koc z bagażnika. Splótł swoje palce z moimi i prowadził w kierunku lasu. Co on znowu wykombinował? 
Tak jak myślałam, to nie był to mały kawałek. Dopiero po jakiś 15 minutach byliśmy na miejscu. Miejsce faktycznie było bardzo ładne. W środku lasu była polanka. Łąka nie była wysoka, co sprzyjało piknikom. Kwiaty pięknie zakwitły, a ptaki śpiewały. Magiczny wręcz klimat. Taki sielski. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Warto było iść – stwierdziłam, uprzedzając pytanie narzeczonego.
- Mówiłem, że się opłaca –puścił mi oczko. Rozłożył koc na ziemi. Usiadłam na nim i wzięłam głęboki oddech. Tu było takie czyste powietrze, że od razu lepiej się czułam.
- Co jemy? – Kubiak zaglądnął do koszyka.
- Rany, a ty już o jedzeniu –wywróciłam oczami.
- Noo – podrapał się po karku. – Tak jakby to piknik na tym polega.
- Ale spójrz jak tu ładnie! Delektuj się tym klimatem – przymknęłam oczy i wystawiłam twarz do słońca. Siedzieliśmy na samym środku ogromnej polany, więc drzewa nie rzucały na nas cienia. Może mnie opali?
- Ja tam wolę się delektować ciastkiem. Chcesz? – wyciągnął pudełko. Prychnęłam.
- Nie – warknęłam. Położyłam się na plecach, a nogi zgięłam w kolanach. Wygodnie mi się tak leżało.
- Czy ty zamierzasz tu rodzić?! –przestraszył się.
- Tylko leżę, debilu – wywróciłam oczami.
- Uff, bo już się bałem – odetchnął. – Ale jakbyś rodziła, to dasz znać, tak?
- Jak będę w stanie, to cię poinformuję – zaśmiałam się. – A co ty tak o tym rodzeniu, jak ja termin za 2 miesiące mam?
- Ostatnio z chłopakami gadaliśmy o dzieciach i mówili, że czasem poród był taki nagły i w ogóle – wyjaśnił.
- Jak zacznę się wić z bólu i wyzywać cię, to wtedy znak dla ciebie, że rodzę – zachichotałam.
- Dobrze wiedzieć – wpakował sobie ciastko do buzi.
- Poopalam się – stwierdziłam i ściągnęłam bluzkę. W końcu byliśmy sami, to mogłam.
- Jakie widoki – poruszył brwiami.
- Ciesz się, póki możesz. Kurde, na brzuchu się położyć nie mogę –mruknęłam niezadowolona.
- Ej, ty mi córki nie przygnieć – pogroził mi palcem.
- O mnie się już nie troszczysz! – obróciłam  się plecami do niego.
- Kotek, no – jęknął. – Nie fochaj się, wiesz, że żartowałem.
- W dupie mam takie żarty!
Dźgnął mnie w bok. Nie zareagowałam, więc powtórzył tą czynność kilka razy, aż przeszedł w łaskotanie mnie. Uległam i zaczęłam się śmiać.
- No przestań, głupku!
- Jak przestaniesz być zła – wyszczerzył się i popatrzył mi w oczy.
- Okej – mruknęłam. Pocałował mnie delikatnie.
Po chwili niestety słońce schowało się za chmurami. Nie byłam z tego zadowolona. Ubrałam bluzkę z powrotem, bo dziwnie to wyglądało, że siedziałam w samym staniku. Michał wcinał ciastka, a ja truskawki.
- Kocham sezon truskawkowy – wymruczałam zadowolona, wkładając kolejny czerwony owoc do ust.
- A ja lubię ciastka – rzucił z pełną buzią.
- Wrócisz na zgrupowanie i będziesz się toczył po boisku – wystawiłam mu język.
- Kurde, nie mamy siłowni w tym tygodniu – jęknął.
- Właśnie, dobrze, że mi przypomniałeś! Po porodzie muszę iść na fitness żeby do grudnia zrzucić wszystkie zbędne kilogramy.
- Rany, a ty już o tym myślisz? – skrzywił się.
- No bo my w ogóle nic nie mamy załatwione z tym ślubem! – zaczęłam panikować.
- Spokojnie, kotek. Ze wszystkim zdążymy – puścił mi oczko. – Mamy ustalone gdzie i kiedy przecież.
- Ale nie zaklepaliśmy terminu!
- Myślisz, ze w święta ktoś będzie brał ślub? – spojrzał na mnie spode łba.
- No pewnie nie… Ale jednak musimy cos pozałatwiać – jęknęłam.
- Jak dostane wolne po powrocie z Brazylii, to załatwimy. Dobrze?
- Dostaniesz wolne wtedy?!
- Nie mówiłem ci? – zmieszał się.
- Okropny jesteś – uderzyłam go w ramię.
- Ale i tak mnie kochasz – skradł mi całusa.
- Kiedyś mnie to zgubi – pokręciłam głową.


Spędziliśmy miło dzień. Niedziela również szybko upłynęła. Michał w poniedziałek rano niestety musiał już jechać. Wstałam wcześniej żeby się z nim pożegnać. Zamknął mnie szczelnie w swoim ramionach. Zobaczyć mieliśmy się dopiero w sobotę. Wspólny weekend we Wrocławiu, a potem miałam go zobaczyć dopiero miesiąc później. Nigdy jeszcze w czasie naszego związku nie mieliśmy tak długiej rozłąki. W dodatku wejdę w 9 miesiąc ciąży, który jest chyba najgorszy, z tego co się zorientowałam. Będzie mi się ciężko ruszać, będę obolała. I niestety będę z tym sama. Po zamknięciu się drzwi za przyjmującym znowu wpadłam w mini depresję. Nie trwała jednak długo, bo zaczęłam się stresować pierwszym egzaminem.
Cały tydzień minął mi pod znakiem stresów i egzaminów. Ta, a lekarz kazał unikać stresu. Nie przewidział sesji na studiach. Zdając ostatni, praktyczny zaliczyłam ostatecznie 4 rok studiów na kierunku Artysta: fotograf. Ludzie z mojego roku, wraz z profesorem Zielińskim urządzili mini imprezkę pożegnalną dla mnie. Wzruszyłam się. Wyściskałam każdego po kolei, dziękując.
- To teraz koniec nauki, masz się oszczędzać i tylko odpoczywać – zaśmiał się Kacper.
- Będę tęsknić, Blanka – przytuliła mnie Karolina.
- Ale ja nie umieram ludzie – zaśmiałam się. – Żory są niedaleko. No i już dziś zapraszam waszą dwójkę na chrzciny i ślub.
Wyszczerzyłam się, a na ich twarzach malowało się zaskoczenie.
- No co ty, ustaliliście już termin?
- Tak – uśmiechnęłam się. – W święta. Pola będzie miała pół roku, a ja mam nadzieję schudnę.
- Spokojnie, będziesz miała figurę jak modelka – puściła mi oczko.
- Ostatnio coraz częściej ci gratuluję – pokręcił głową Woliński.
- Bo tak się staram – parsknęłam śmiechem.
- W takim razie powodzenia – puścił mi oczko.
Wyszłam z budynku uczelni i skierowałam się do swojego BMW. Spojrzałam jeszcze raz na budynek i uśmiechnęłam się lekko. Na pewno tu wrócę, ale nie będzie tych samych ludzi. Oprócz wykładowców. Ciężko by mi było się uczyć pod okiem kogoś innego, niż Zieliński.
Wróciłam do mieszkania i się spakowałam. Czekam na obiecany transport. Michał jednak nie oznajmił mi, kto po mnie przyjedzie. Początkowo myślałam, że Zbyszek, ale szybko odrzuciłam ten pomysł, bo on wyjechał na wakacje z Asią. Korzystała póki mogła. W późniejszych etapach ciąży zapewne będzie uziemiona. Jako, że podróże samolotem na tym etapie nie były wskazane, to do Turcji pojechali samochodem. Dzwoniłam do nich i powiedzieli, że wszystko jest okej. Czekałam teraz na obiecaną pocztówkę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Kamińska, gotowa jesteś? – zaśmiał się Damian. Przytuliłam Libero z uśmiechem. Że też od razu sobie o nim nie pomyślałam. Przecież niestety nie dostał powołania na kwalifikacje.
- Czemu Michał robił taką tajemnicę z tego, kto ma mnie zawieźć? – spytałam go, zapraszając do środka.
- Bo sam do końca jeszcze nie wiedział, kto da rade – zaśmiał się. Pokręciłam tylko głową. Wojtaszek wziął moją walizkę i wyszliśmy. Zamknęłam drzwi na klucz i podążyłam za przyjacielem. Następną niespodzianką była osoba siedząca w samochodzie siatkarza. Szturchnęłam go, patrząc znacząco. Uśmiechnął się łobuzersko i włożył mój bagaż do bagażnika. Wsiadłam do pojazdu i przywitałam się z blondynką.
- Damian cię wyciągnął? – zaśmiałam się.
- No jakoś mu się udało – przyznała Kinga. – Nawet sam mi wolne w pracy załatwił.
- Patrz jak się starał– poruszyłam brwiami. Uśmiechnęła się nieśmiało. W tym momencie za kierownicą usiadł Damian. Założył okulary przeciwsłoneczne i zapiął pas.
- No to ruszamy, drogie panie – powiedział, szczerząc się.
- Tylko pamiętaj, Mały, że ja mam na siebie uważać – ostrzegłam go.
- Wiem, wiem – wywrócił oczami. – Dziku mi jęczał o tym pół dnia wczoraj.
Parsknęłam śmiechem.
- On jest niemożliwy – pokręciłam głową.


______________________

I jak tam wam święta mijają? :)
Pozdrawiam ;*

10 komentarzy:

  1. Aaaaaa ! Jezus jaki zajebisty rozdział :) Cały fajowy i ta akcja na łące !^^ Bosko :*
    Samochodem do Turcji !!! Ja bym chyba siebie zamordowala hahahaha :) Ledwo co wyrobiłam w autobusie jak jechałam do Włoch ! A święta bardzo dobrze mi lecą :) Odpoczywam na wczasach :P Pozdrawiam Serdecznie Dooma :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam! Ale jestem z siebie dumna :3 Hehe no rozdział jak zawsze boski kochana :* Mam nadzieje, że się nie gniewasz, że tak dawno mnie tu nie było :* Jak ja uwielbiam takie rozdziały, sama słodycz ^^ Lovki <3 No i mam nadzieję, że nic ci nie odwali i szczęśliwie dojadą na miejsce :p
    Pozdrawiam kochana i zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Swieta moja droga mijaja szybko i tuczaco.. ;x
    Tak slodziachnie sie zrobilo ^^
    Takie pikniki to ja bym chciala codziennie ;D jeszcze w takim towarzystwie.. zyc nie umierac! Z tej Blanki to jednak wielka szczesciara ;D
    Zdradzisz nam, kiedy dodasz rozdzial na blogu o Zuzce ;> ? Stesknilam sie za ta historia! ;p
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział już prawie gotowy, myślę że po południu będzie, ale nie chcę niczego obiecywać ;)

      Usuń
  4. Święta nawet nawet :)
    Dużo kilogramów przybywa,ale to już po prostu tradycja,czekam na kolejny.Mam nadzieję że nie będzie nieprzyjemności co do podróży.Do Turcji samochodem o mamuniu :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Sielaneczka trwa ;D I bardzo dobrze. Rozwalił mnie ten tekst jak sobie go wyobraziłam xD
    " A ja lubie ciastka - rzucił z pełną buzią
    - Wrócisz na zgrupowanie będziesz się toczył po boisku- wystawiłam mu język" xD
    Ogólnie bardzo fajnie się czyta. Ja również nie mogę się doczekać kiedy Pola się urodzi.
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że miedzy nimi jest sielankowo. Michał zrobił Blance niespodziankę z tą wycieczką.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki fajny rozdział:)
    Narodziny Poli coraz bliżej! Już się nie mogę doczekać:)
    Fajny taki wypad na piknik , złoty chłopak z Michała :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sielaneczka, jak miło. Ale ja to czekam na Polcię! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Święta i już prawie po świętach ;/ Czemu one tak szybko mijają? :(
    Rozdział świetny :3 Nie wiem czemu ale przeczuwam że w tym Wrocławiu sie coś wydarzy i to nie koniecznie będzie dobre:( Obym sie myliła! :o
    Buziaki;3

    OdpowiedzUsuń