Dzień przed wyjazdem Michała do Bełchatowa poszłam zrobić
badania, o których mówił mi lekarz. Nienawidziłam igieł, a znowu musiałam mieć
pobieraną krew. Wyniki miały być następnego dnia. Kubiak czekał na mnie te
kilkanaście minut. Potem razem opuściliśmy budynek.
- Niedługo koniec sezonu i w związku z tym mam dla ciebie
propozycję – uśmiechnął się tajemniczo, gdy podeszliśmy do samochodu.
Przystanęłam i zerknęłam na niego z zaciekawieniem.
- Jaką? – spytałam.
- Wyjedźmy gdzieś. Niestety nie na długo, bo kadra
zaczyna się dość szybko, ale zawsze coś – oparł się rękami o dach samochodu i
spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Naprawdę? O rany, bardzo chcę! – aż pisnęłam
zadowolona. – A gdzie?
- To już, moja droga, będzie niespodzianką – puścił mi
oczko i wsiadł do samochodu. Zrobiłam to, co on.
- No nie bądź taki, powiedz mi – prosiłam.
- Pasy zapnij – kompletnie mnie zignorował i odpalił
silnik. Warknęłam pod nosem i zapięłam pasy.
- Powiedz mi. Miiiichaaaał – jęczałam mu nad głową całą
drogę do Żor, ale ciągle mnie ignorował.
- Nie lubię cię – stwierdziłam na końcu i wyszłam z auta,
trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że go to wkurzy, bo na swój samochód to on
dmuchał i chuchał, byle się nic nie stało. Dlatego nigdy nie dał mi go prowadzić.
- Delikatniej, no! – krzyknął jeszcze za mną. Odwróciłam
się tylko i pokazałam mu środkowego palca.
- Wyjeżdżam jutro. Nie kłóćmy się znowu – westchnął,
stając w drzwiach sypialni godzinę później. Nie oderwałam jednak wzroku od
laptopa. Udawałam zawzięcie zaczytaną. Pokręcił głową i usiadł na łóżku obok
mnie. Wziął komputer z moich kolan, co wywołało oburzenie z mojej strony
oczywiście
- No co ty wyprawiasz?! Oddawaj – warknęłam.
- Ja wiem, hormony i te sprawy i nie znosisz, jak się
przed tobą coś ukrywa, ale naprawdę chcę żeby to miejsce było niespodzianką –
wyznał.
- Ale ja nie znoszę tego, jak sam przyznałeś, więc weź mi
powiedz – zatrzepotałam rzęsami.
- Jeszcze nie teraz, kotek – pocałował mnie w czoło.
- Nie będę wiedziała co wziąć – fuknęłam.
- Powiem ci – puścił mi oczko.
- Ale ty nie powiesz mi wszystkiego i potem na miejscu ja
coś będę chciała, a nie będę tego mieć – skrzyżowałam ręce na piersi i zrobiłam
minę obrażonej dziewczynki.
- Zadbam o wszystko, spokojnie – zaśmiał się. – Serio nie
chcesz mieć niespodzianki? Będzie fajniej.
- Nie będzie – mruknęłam.
- Trudno. Niespodzianka, to niespodzianka – wzruszył
ramionami.
- To może powiedz chociaż Poli. Ja zatkam uszy –
wyszczerzyłam się.
- Ty mnie na dziecko nie bierz, skarbie – pogłaskał mnie
po brzuchu.
- Ale próbowałam – westchnęłam zrezygnowana.
Wyjazd do Bełchatowa nie był do końca dla jastrzębian
udany. Pierwszy mecz był bardzo zacięty i mimo porażki zeszli z boiska w dość
dobrych humorach. W poniedziałek jednak do śmiechu już im nie było. Zagrali na
zupełnie innym dla siebie poziomie. Tak mi było ich szkoda, że w połączeniu z
moimi szalejącymi hormonami prawie się popłakałam na kanapie. Jednak
pozostawały jeszcze mecze w Jastrzębiu. Miałam nadzieję, że Pomarańczowi
jeszcze wrócą do ula.
We wtorek wstałam wcześniej niż zwykle, bo przed
zajęciami musiałam odebrać wyniki badań i porozmawiać z lekarzem, bo ja z nich
zapewne nic nie wywnioskuję. Ubrałam się i coś przegryzłam, a tym czymś
było jabłko, bo nie chciało mi się nic przygotowywać. Spakowałam jeszcze kilka
drobiazgów, jak klucze i telefon do torebki, wzięłam torbę z aparatem i wyszłam
z mieszkania. Na klatce schodowej spotkałam Monikę. Uśmiechnęła się nieśmiało i
powiedziała ciche ‘’cześć’’. Odpowiedziałam bez zbędnych emocji i ruszyłam dalej.
Niestety w tym momencie zakręciło mi się delikatnie w głowie. Zdążyłam się w
porę przytrzymać barierki i nie spadłam, tylko wylądowałam na schodzie.
Syknęłam cicho, bo uderzyłam się przy okazji w moją niedawno kontuzjowaną nogę.
- Wszystko w porządku? – spytała przestraszona
dziewczyna.
- Tak, jest okej – chciałam ją zbyć. Pomogła mi wstać, za
co w sumie byłam jej wdzięczna. Podziękowałam oczywiście, mimo niechęci do jej
osoby.
- Ale na pewno? Bo wiesz, jak coś to mogę zadzwonić po
lekarza, albo zawieźć cię gdzieś, pomóc…
- Nie trzeba – przerwałam jej.
- Wiem, że masz mnie za wredną wariatkę, ale naprawdę ja
już sobie odpuściłam – spojrzała na mnie, a w jej oczach faktycznie dało się
wyczuć szczerość. Nie mogłam jednak być taka łatwowierna.
- Spoko, rozumiem – mruknęłam. – Przepraszam, ale spieszę
się.
Wolniejszym już krokiem zeszłam na dół. Na zewnątrz
odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Od razu poczułam się lepiej.
Nienawidziłam tych zawrotów głowy. Niestety towarzyszyły mi niemal od początku
ciąży.
Bezpiecznie i bez żadnych niespodzianek dojechałam do
Katowic. Zaparkowałam przed szpitalem i weszłam do budynku. Znałam go już na
pamięć, co z racji tego, że tu nie pracowałam, raczej nie było pozytywem.
Skierowałam się pod gabinet mojego lekarza prowadzącego. Pielęgniarka
powiedziała mi, że właśnie kończy obchód i zaraz przyjdzie. Usiadłam więc i
cierpliwie czekałam, podziwiając niezwykłą architekturę wnętrza szpitalnego
korytarza. Zielone ściany, zielone płytki. Rząd krzesełek, poustawianych jedno przy drugim. Na ścianie wisiały plakaty z informacjami dla pacjentów na temat szczepień, czy życiu po zawale. Przygnębiało mnie to miejsce. W końcu
zobaczyłam znajomą twarz.
- Dzień dobry – uśmiechnął się. Również się z nim
przywitałam. – Zapraszam.
Otworzył szerzej drzwi i mnie przepuścił przodem.
Usiadłam na krześle przed biurkiem, a po drugiej stronie tego dość dużego mebla
usadowił się mężczyzna w jasnoniebieskim kitlu. Zaczął szperać w szufladzie, z
której po chwili wyjął kopertę.
- Oto pani wyniki – oznajmił.
- I jak? Jakaś poprawa? – spytałam z nadzieją.
- Niestety poprawy nie ma i sprawdziły się moje
przypuszczenia – westchnął. – Ale proszę się nie denerwować.
Zauważył moje zdenerwowanie w tamtym momencie.
- Ma pani lekką anemię, więc musi pani brać żelazo.
Codziennie. Przepiszę je pani oczywiście. Czemu nie stosuje się pani do moich
zaleceń?
Wbił we mnie wzrok. Zdziwiłam się.
- Przecież się stosuję – odparłam cicho.
- Gorsze wyniki nie biorą się, ot tak – pstryknął
palcami. – Ma pani się nie przemęczać, nie denerwować i zdrowo odżywiać.
Niestety jest pani raczej przypadkiem ludzi, którzy nie mogą usiedzieć na
miejscu.
- Ale naprawdę staram się mniej przemęczać. Wychodzę
tylko na uczelnię, a i tam mnie wyjątkowo traktują – tłumaczyłam się.
- A stres?
- No trochę go ostatnio miałam – westchnęłam.
- Ja wiem, że stresowych sytuacji nie można całkowicie
unikać, ale proszę się postarać nie denerwować. Niech pani pomyśli o córeczce.
Niedługo wejdzie w ostatnią fazę rozwoju, zacznie się trzeci trymestr.
- Ale urodzi się zdrowa, prawda?
- Jeśli poród nastąpi w terminie to tak. Przy ciążach
wysokiego ryzyka nie możemy jednak wszystkiego wykluczyć. Nie chciałbym
zostawiać pani u nas w szpitalu na te 3 miesiące i raczej pani też nie chce tu
trafić.
- Oczywiście, że nie – zaprzeczyłam od razu.
- Więc jeszcze raz powtórzę i będę powtarzał do
znudzenia: mniej stresu, mniej wysiłku i zdrowe odżywianie. Proszę brać leki i
stawić się na USG za 2 tygodnie.
- Dobrze – kiwnęłam głową. Doktor wypisał mi jeszcze
receptę, którą wzięłam i poszłam od razu wykupić do apteki. Czułam się dziwnie.
Wsiadłam do samochodu, ale go nie odpaliłam. Przymknęłam powieki. Oczy zaczynały
mnie piec. Zaczęłam płakać, ale nie chciałam. Byłam taką mieszanką hormonów, że
czułam, ze muszę sobie trochę popłakać. Po kilku minutach zaczynało mi ulżyć.
Spojrzałam do lusterka. Nie wyglądałam najlepiej. Postanowiłam zrobić sobie
wolne, bo i tak byłoby widać, że coś jest nie tak. Wróciłam z powrotem do Żor.
Wracając do mieszkania wciąż jeszcze ocierałam mokre policzki.
- Blanka? – usłyszałam z kuchni. Kurde, Michał już
wrócił. Spojrzałam szybko na swoje odbicie w lustrze, które wisiało w korytarzu.
No to pięknie, wyglądałam jak siedem nieszczęść, tylko dlatego, że zachciało mi
się popłakać, bo nie panowałam na emocjami.
Siatkarz przyszedł do korytarza.
- Ej, mała, co jest? Co się stało? – zapytał natychmiast.
- Nic – zaśmiałam się. – Głupia jestem i tyle.
- Ty mi oczu nie zamydlaj – stanął przede mną i położył
swoje duże dłonie na moich biodrach. – Coś nie tak u lekarza?
- Trochę tak – wzruszyłam ramionami. – Mam lekką anemię i
dostałam opieprz za to, ze się stresuję, że nie stosuję się do zaleceń…
Nie wytrzymałam i znowu się rozpłakałam. Misiek zamknął
mnie szczelnie w swoich ramionach.
- No już, nie płacz, kotek – mówił troskliwie. – Będzie
dobrze.
- Ja wiem, ale po prostu płaczę, bo… bo muszę się
wypłakać –mówiłam, łkając.
Nie wiem, jak długo tak staliśmy, ale w końcu zaczęłam
się uspokajać i wracać do stanu jako takiej równowagi psychicznej. Te hormony
mnie wykończą. Albo się śmieję bez powodu, albo bym wszystkich pozabijała, albo
znowu jestem załamana. To może wykończyć.
- Już okej? – zapytał, gdy odsunęłam się od niego.
Pokiwałam głową. Otarł moje policzki, uśmiechnął się lekko i pocałował mnie
czule w czoło.
- Jestem walnięta – pokręciłam głową. – Płaczę bez
powodu, a za chwile pewnie będę się śmiać.
- Hormony, co zrobisz – wzruszył ramionami, a następnie
mnie objął i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Wtuliłam się w
niego, niczym mała dziewczynka.
- Nawet głupia nie zapytałam, jak ty się czujesz –
spojrzałam na niego.
- Średnio, ale zdarza się. Postaramy się wygrać w
niedzielę i poniedziałek. Nie przejmuj się tym – pogładził mnie po policzku, a
następnie złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Objęłam go za szyję i
usadowiłam się na jego kolanach. Pogłębiłam pocałunek stęskniona za obecnością
narzeczonego.
- Nie lubię jak wyjeżdżasz – powiedziałam, odsuwając
swoją twarz od jego.
- Też nie lubię cię zostawiać – pogłaskał czule mój
policzek. Wtuliłam się w niego. Nie mogłam przylgnąć mocno całym ciałem, na co
miałam ochotę, bo przeszkadzał mój zaokrąglony brzuszek. W takiej pozycji
czułam się bezpiecznie i spokojnie.
________________
Tyle słodyczy, że rzygnę xD
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Super rozdział :-) czekam na następny
OdpowiedzUsuńKurde aż się płakać chce razem z Blanka :'(. A Misiek ? Taki facet to dar :) A mówiłam zostaw "MOJE" dziecko w spokoju !!! To nie musiało się coś stać !!!! I mimo tego jest fantastycznie i jest słodko i jest strasznie I jest zajebiscie :) Kocham to i ten blog :* Serdecznie pozdrawiam Dooma :).
OdpowiedzUsuńSłodko :D Ale Monice wciąż nie ufam. :p
OdpowiedzUsuńNo ciekawe gdzie ją ten Michał zabierze na te mimi wakacje? Ja tak samo jak Blanka nie,lubie jak ktoś powie, że gdzieś jedziemy ale nie powie gdzie. Tyle tylko, że,moich jęków nie,wytrzynują xD
OdpowiedzUsuńMiło ze strony Moniki, że chciała pomóc Blance i powiemci, że zaczynam sie pomalutku do niej przekonywać,pomalutku bo pomalutku ale tak ;)
Pozdrawiam ;**
Mam nadzieję że nic się nie stanie Poli.Ciekawe jaką Misiek szykuje niespodziankę.Kurczaki wyjazd ale gdzie???
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
genialne ;) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńNo to Misiek się stara zrobić Blance niespodziankę. Oby tylko ich dziecku nie było.
OdpowiedzUsuńCiekawe gdzie Michał zabierze Blankę :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że z maleństwem i jego mamą będzie wszystko dobrze:)
Kochany ten Kubiak :)
Pozdrawiam i więcej czasu życzę :P