Gdy wróciłam do mieszkania to zabrałam się za gotowania
pysznej kolacji. Wieczorem miał w końcu wrócić mój brązowy medalista. Niestety
irytował mnie katar, który złapałam. Strasznie spowalniał on moje działania, bo
co chwilę musiałam sięgać po chusteczkę, a następnie myć ręce, żeby jakiś
zarazków nie przenieść na jedzenie. Gdy wszystko było gotowe, to niecierpliwie
czekałam na powrót siatkarza. W końcu około 19 usłyszałam upragniony dźwięk
przekręcanych kluczy w drzwiach. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam na korytarz,
prawie potykając się o własne nogi. Wręcz wskoczyłam na Michała, mocno się do
niego przytulając. On nie pozostał mi dłużny, bo natychmiast złapał mnie w
pasie, umożliwiając mi usadowienie moich nóg wokół jego bioder. Wtulił twarz w
moje włosy.
- Takie powitania to ja chcę codziennie – zaśmiał się i
odgarnął mi kosmyk z twarzy, zakładając go za ucho. Nic nie odpowiedziałam,
tylko złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Były spragnione swojej
bliskości. Dość szybko brakło nam powietrza, więc oderwaliśmy się od siebie
głośno dysząc.
- Stęskniłam się – oparłam swoje czoło o jego.
- Ja też i to jak cholera – przyznał.
Zeszłam z niego. Poszliśmy zjeść, bo sama również
zgłodniałam przez to czekanie. Cały wieczór przegadaliśmy. Michał dokładnie
opowiadał mi wszystko, co się działo. Nie wiem, co mu się stało, ale jakoś
ostatnio humor mu strasznie dopisywał. W sumie jak oglądałam filmiki z Ankary w
Internecie, to strasznie rozmowny się zrobił i niezłe jaja odwalał. Razem z
Wojtaszkiem to podobno co chwilę musieli coś wyrobić, bo inaczej nie mogli
usiedzieć na miejscu. W sumie pozytywna zmiana z tym dobrym humorem, ale bez
przesadyzmu ludzie, on ojcem ma być.
- A psik! – kichnęłam ponownie.
- Gdzieś ty ten katar złapała, co? – spytał. – Kichasz i
kichasz.
- A bo ja wiem? – wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po
chusteczkę w celu wysmarkania się.
- Normalnie bym powiedział, że to kichanie na picie, ale
nie w twoim stanie – wyszczerzył się.
- No co ty, geniuszu – wywróciłam oczami. – Ej, nie
powiedziałam ci czegoś!
- Zamieniam się w słuch.
- Zgadnij, kto zastępuje teraz Zielińskiego, który jest
chory!
- Zapewne jakiś fotograf – stwierdził spostrzegawczy jak
zwykle Misiek.
- No co ty – prychnęłam. – Wojtek, gamoniu!
- Nasz Wojtek od kadry? – zapytał dla pewności, a ja
pokiwałam głową. – To jutro wpadnę, bo dawno się z nim nie widziałem.
- A ja dziś sobie trochę porozmawiałam. Poobgadywaliśmy
cię – zaśmiałam się.
- Nic nowego. Pewnie zawsze w Spale to robiliście –
dźgnął mnie w bok.
- Przejrzałeś nas – objęłam go za szyję. Zbliżył twarz do
mojej na niebezpieczną odległość, jednak wcale mi to nie przeszkadzało.
- Dobrze mieć cię znowu obok – przyznał.
- Wreszcie to doceniasz – uśmiechnęłam się. Chciał mnie
pocałować, jednak jego oddech mnie lekko drażnił i sprawił, że zakręciło mi się
w nosie. Odwróciłam się szybko i znowu kichnęłam.
- Idź lepiej do łóżka, kotek – cmoknął mnie w skroń i
pomógł wstać. Wzięłam błyskawiczny prysznic i poszłam położyć się do łóżka.
Niestety rano katar mi nie przeszedł. Naiwna ja. W
dodatku w ciągu dnia zaczęła mnie boleć głowa. Ledwo mogłam się skupić na
zdjęciach. Miałam nadzieję, ze coś tam wyszło i że ostrość dobrze poustawiałam.
Przez ten katar oczy mi łzawiły i co chwilę musiałam sięgać po chusteczki.
- Blanka, źle wyglądasz – skrzywił się Wojtek, podchodząc
do mnie.
- Dzięki za komplement – mruknęłam.
- Serio mówię. Chyba chora jesteś – stwierdził, patrząc
troskliwie.
- Wiosna się zaczyna, więc alergia się przyplątała –
wzruszyłam ramionami.
- Skoro tak uważasz. Autem jesteś, czy cię podwieźć?
- Misiek ma przyjechać.
- O, to poczekam z tobą. Chcę mu pogratulować –
uśmiechnął się szeroko. Pożegnałam się ze znajomymi i razem z Skowronem wyszłam
na zewnątrz. Na siatkarza nie trzeba było długo czekać. Zaparkował swoje
Infiniti przed budynkiem i wysiadł z pojazdu. Podeszliśmy bliżej.
- No to gdzie masz ten krążek? – zaczął ze śmiechem
fotograf.
- W domu, więc musisz mi na słowo uwierzyć, że jest
zajebisty – wyszczerzył się mój chłopak.
- Wierzę, wierzę. Gratulacje. Genialnie zagraliście –
panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Może wpadniesz do nas, co? – zapytałam.
- A chętnie zobaczę, jak się urządziliście – przyznał.
Ruszyliśmy więc w drogę do Żor. Wojtek jechał cały czas
za nami, bo sam by nie trafił. W środku, gdy Michał oprowadzał go po naszym
mieszkaniu, ja poszłam zrobić nam herbaty. Wyciągnęłam z szafki jakieś ciastka,
które rozłożyłam na talerzyku. Wszystko to położyłam na stoliku w salonie.
Chłopaki akurat schodzili z góry. Coś dziwnie zaczęło mnie kręcić w brzuchu.
Nie była to jednak Pola, ale raczej coś w żołądku. Szybko zamknęłam się więc w
łazience, czekając czy to coś zaatakuje z przodu, czy z tyłu. Usłyszałam
pukanie.
- Kotek, wszystko okej? – zapytał Kubiak.
- Tak, tak – odparłam. – Zaraz przyjdę.
Pomasowałam się po brzuchu, który zaczynał mnie lekko
pobolewać, jednak nie w dole, tylko tak bardziej na środku. Wiedziałam więc, że
to raczej nie jest związane z dzieckiem, co mnie trochę uspokoiło. Po chwili mi
przeszło i w miarę czułam się normalnie. Wciąż miałam jednak zakatarzony nos i
bolącą głowę. Obmyłam twarz zimną wodą, myśląc, ze przyniesie mi ulgę.
Przyniosło, ale tylko na momencik. Westchnęłam zrezygnowana. Truć tabletkami
się nie mogłam, więc musiałam to przeboleć. Wyszłam z łazienki. Chłopaki o
czymś zawzięcie dyskutowali, ale przerwali, słysząc, ze wyszłam. Spojrzeli na
mnie.
- Na pewno wszystko w porządku? – dopytywał mój
narzeczony. Usiadłam koło niego na kanapie.
- Przecież mówię, że tak – powiedziałam. Powoli
zaczynałam się irytować.
- Od rana jakoś blado wygląda – wtrącił Skowron. Michał
dotknął mojego czoła i policzków.
- Jakaś taka cieplejsza jesteś – rzucił, obserwując mnie
dokładnie.
- Bo tak podkręciłeś kaloryfery, że tu się wszyscy
ugotujemy – prychnęłam. – Nic mi nie jest, czuję się dobrze. Dotarło?
Westchnęli zrezygnowani i kontynuowali rozmowę na temat
kadry. Całe popołudnie byłam z nimi chyba tylko ciałem, bo mój umysł był
skupiony na tym okropnym bólu głowy. Kiedy Wojtek już musiał wracać i opuścił
nasze mieszkanie, to od razu poszłam się położyć. Mimo takiego dziwnego
osłabienia nie mogłam zasnąć.
- Zrobiłem ci herbatę – oznajmił Michał, wchodząc do
sypialni. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Podniosłam się do pozycji siedzącej
i wzięłam do rąk kubek z gorącym płynem. W środku pływał plasterek cytryny.
Upiłam mały łyk i syknęłam, bo oczywiście musiałam oparzyć sobie język.
- Uważaj, gorąca – zaśmiał się cicho pod nosem. Zgromiłam
go spojrzeniem.
- Serio? No co ty? – prychnęłam.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Niby jak mam się czuć?
- Odkąd wróciłem, to zauważyłem, że jakaś taka niewyraźna
jesteś – założył mi zabłąkany kosmyk za ucho.
- Ale naprawdę jest okej. Po prostu alergia mnie męczy –
uśmiechnęłam się, widząc jego stroskaną minę. Cmoknęłam go w policzek.
Znowu obudziłam się z nadzieją, że będę czuć się lepiej.
Jednak byłam niewyspana i wciąż jakaś dziwnie obolała. Zasnęłam dopiero nad
ranem, bo w ogóle sen nie chciał do mnie przyjść. W dodatku irytowało mnie
lekkie chrapanie Michała. Też chciałam zasnąć, jak on. W ogóle nie wypoczęłam
tej nocy. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Skrzywiłam się. Wyglądałam
tragicznie. Umyłam głowę, bo moje włosy tego potrzebowały. Potem zrobiłam sobie
makijaż, nakładając tonę pudru żeby moja twarz nie była taka blada. Potem ubrałam
się w coś grubszego (link), bo było mi zimno, choć na zewnątrz pogoda była
ładna i świeciło Słońce. Okej, teraz to nawet ja zaczęłam zauważać, że coś się
ze mną dzieje. Na zajęcia iść jednak chciałam, bo za dużo w tym roku już ich
opuściłam. Poza tym cały tydzień mamy zajmować się fotografią sportową i mnie
ma nie być? No proszę was!
Nie miałam apetytu, więc postanowiłam wyjść bez
śniadania. Gdy ubierałam kurtkę, to z góry zszedł Michał.
- Odwieźć cię? – zapytał.
- Na trening się spóźnisz – stwierdziłam.
- Mamy godzinę później, bo Lolo ma coś do załatwienia. To
jak?
- Musiałbyś potem po mnie przyjechać.
- Da się zrobić – puścił mi oczko.
- To rusz tyłek, bo się spóźnię – pokręciłam głową.
Usiadłam na szafce w korytarzu i obserwowałam znikającego za drzwiami łazienki
Kubiaka. Szybko mu poszło, bo po 10 minutach wsiadaliśmy już do samochodu. Podróż
do Katowic zajęła nam standardowo pół godziny. Przebicie się przez miasto
zajęło jednak więcej i 5 minut przed rozpoczęciem zajęć Infiniti zaparkowało
przed budynkiem mojej uczelni.
- Będę o 15 – powiedział siatkarz.
- Pa – pożegnałam się z nim całusem i wysiadłam z
samochodu. Słońce tak mocno swieciło, że raziło to moje oczy, powodując jeszcze
większy ból głowy. Westchnęłam i szybko udałam się do środka, licząc, ze ciemne
korytarze przyniosą ukojenie.
Z godziny na godzinę było w sumie gorzej. Momentami
myślałam, że nie wysiedzę do tej 15. Minuty dłużyły się niemiłosiernie.
- Blanka, ej, nie odpływaj – zaśmiał się Kacper,
szturchając mnie.
- Yyy, spoko, nie odpływam – mruknęłam.
- Co ty taka nieswoja?
- Po prostu się zamyśliłam – wzruszyłam ramionami.
Spojrzałam na zegarek. Została już tylko godzina. Rano było mi strasznie zimno,
a teraz znowu się gotowałam. W dodatku głowa bolała mnie już tak, że ledwo na
oczy widziałam. W końcu wybiła upragniona 15. Wojtek pożegnał się z nami.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Wolno pakowałam sprzęt do torby.
- Ty, porządnicka, rusz tyłęk, bo cie tu zamkną – zaśmiał
się Woliński, stając koło mnie.
- No momencik – rzuciłam, dopinając torbę. Wstałam z
ławki, ale kompletnie nie czułam, że stoję. Strasznie mnie mięśnie bolały.
- Dobra, z tobą się coś dzieje. Chodź lepiej na zewnątrz
– przestraszył się Kacper i pomógł mi wyjść. Gdyby nie jego pomoc, to pewnie
nie doszłabym do wyjścia. Świeże powietrze trochę mi pomogło.
- Lepiej? – zapytał kolega. Kiwnęłam głową.
- Tak, dzięki – uśmiechnęłam się lekko. – Spadam, bo
Michał na mnie czeka. Do jutra.
Cmoknęłam go w policzek i powolnym krokiem ruszyłam w
kierunku parkingu, na którym dostrzegłam auto przyjmującego. Usiadłam, co
przyniosło ulgę, bo te kilka kroków było istną męczarnią.
- Dobra, mów co się dzieje, bo ty zaraz zemdlejesz –
rzucił stanowczo.
- Trochę się źle czuję, ale to nie od ciąży – pokręciłam
głową.
- Tym bardziej musi cię zobaczyć lekarz.
Jego duża dłoń zbadała moje czoło i policzki.
- Jesteś rozpalona. Jedziemy do lekarza.
- Nie trzeba – pokręciłam głową.
- Nie zamierzam cię słuchać. Zapnij pas i siedź cicho.
Westchnęłam, ale zrobiłam, co kazał. Pewnie jakieś
przeziębienie mi się przyplątało, a ten wymyśla. Ale ta wizyta go uspokoi i
będę miała spokój. Miałam nadzieję, że nie będzie dużej kolejki, bo marzyłam
tylko o swoim łóżku.
Moje modlitwy zostały wysłuchane, bo mój lekarz przyjął
nas wręcz od razu. Zbadał mnie dokładnie i oglądnął ze wszystkich stron. Na
koniec włozył mi termometr pod pachę, który po 30 sekundach zaczął pikać.
- 38 stopni – przeczytał. – Sądząc po objawach to nie
zwykłe przeziębienie, tylko grypa. Jakby tak pani sobie z nią pochodziła, to
zapalenie płuc byłoby pewne.
Skrzywiłam się.
- Przepiszę coś bezpiecznego na zbicie gorączki. Poza tym
proszę leżeć i się porządnie wypocić. Pomoże też picie herbaty z cytryną.
Lekarz usiadł przy biurku i wypisał receptę, którą
następnie mi podał.
- Proszę szybko wykupić i wziąć. Gorączka pewnie będzie
się utrzymywać, więc trzeba będzie je jeszcze brać.
- Rozumiem – powiedziałam cicho. – Ale nic powaznego to
nie jest, tak?
- Sama grypa poważna nie jest, ale jak pani jej nie
wyleży, to powikłania mogą się źle skończyć.
- To nie ruszę się z łóżka – uśmiechnęłam się.
- Na to liczę – odwzajemnił gest. – Do widzenia i życzę
zdrowia.
Pożegnałam się z lekarzem i wyszłam z gabinetu. Na
korytarzu Michał od razu podniósł się z krzesła i podszedł do mnie.
- I co ci jest? – zapytał.
- Zwykła grypa – wzruszyłam ramionami. – Chodź, kupimy w
aptece tabletki na gorączkę i chce się położyć.
- Masz tu klucze,
idź do auta, a ja kupię – podał mi owy przedmiot. Uśmiechnęłam się lekko i
poszłam w przeciwnym do niego kierunku.
____________________
Takie coś...Jezu, ja chcę wakacje ;/ A teraz matury próbne przede mną.
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Trochę się wystraszyłam ;) ale ty nie zrobisz nic Poli ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Michał ją do lekarza zaciągnął bo ten uparty osioł by nie poszedł. Oby szybko się wykurowała ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na próbnych maturach ;)
Pozdrawiam ;**
Gdybyś znalazła czas to zapraszam na 37 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com i 1 zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com
UsuńPozdrawiam ;**
Przepraszam, że tak dawno nie komentowałam, ale nie miałam kompletnie czasu. Jezu jak Blanka cierpi w tej ciąży, w kółko coś się dzieje :c Biedna, oby tylko to nie zaszkodziło Poli :)
OdpowiedzUsuńPozdrawia, Diana x
Biedna Blanka ;c dobrze, ze Misiek sie uparl i zabral ja do tego lekarza, bo to wszystko moglo sie skonczyc o wiele gorzej..
OdpowiedzUsuńZycze powodzenia na probnych maturach ;3
Pozdrawiam ;*
Jaka miła niespodzianka na kończący się weekend ;*
OdpowiedzUsuńTroche smutny ten rozdział :/
OdpowiedzUsuńFajny :)
OdpowiedzUsuńMyślałam ze coś z Polą źle no ale naszczescie to tylko grypa
Dobrze, że to tylko grypa. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńA maturami próbnymi się nie przejmuj, zawsze są trudniejsze niż te normalne. Wiem z doświadczenia. :)
Powodzenia życzę na próbnych. Rozdział genialny już myślałam że coś z ciążą. Czekam na kolejny z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Hahahahahaah Grypka :) Pamiętaj że masz nic nie zrobić Polci !!! Cieszę się ze dodalas rozdział :) Pozdrawiam Dooma :)
OdpowiedzUsuńPamiętaj że Polcia ma być zdrowa! :) Głupia grypa, oby Blanka szybko wyzdrowiała :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na próbnych! :)
xoxo.
Oby tylko nic złego się nie stało przez tą grypę.
OdpowiedzUsuń