10.11.2014

Rozdział 159

Poszliśmy do pobliskiej cukierni. Każde z nas wybrało sobie jakieś ciasto. Do picia wzięliśmy gorącą czekoladę. Wolałam nie myśleć ile to kalorii, tylko delektować się smakiem. Panowała miła atmosfera. Niestety minęła ona wraz z usłyszeniem w pewnym momencie charakterystycznego dźwięku dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, oznajmiającego, że ktoś wszedł do lokalu. Mina mi zrzedła, widząc tą osobę.
- O, a ja kojarzę tą panią – stwierdził Seba. – Ale nie pamiętam skąd.
- Bo to nikt ważny – powiedziała jego mama. Modliłam się żeby nas nie zauważyła. Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane, bo gdy kupiła jakieś ciasto na wynos, to nas dostrzegła. Uśmiechnęła się szeroko i ze złośliwym błyskiem w oku do nas podeszła.
- Cześć Iwonka. Jak my się długo nie widziałyśmy – zaczęła piskliwym głosikiem.
- Yhym, niestety – mruknęła.
- Co cię tu sprowadza?
- Do Blanki przyjechałam – odparła, spoglądając na mnie. Ręce, które miałam pod stołem zacisnęłam mocno w pięści.
- Ah, no tak – spojrzała na mnie kpiąco.
- Korzystając z okazji, chodź na chwilę na zewnątrz. Chcę pogadać – poprosiła stanowczo Ignaczak. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale brunetka uspokoiła mnie wzrokiem. Monika się zgodziła i obie opuściły lokal.
- Ta pani zna mamę – zauważyła Dominika. Błyskotliwe dziecko z niej.
- A ja sobie chyba przypomniałem, skąd tą panią znam – powiedział Sebastian.
- No skąd? – zaciekawiła się jego siostra.
- Widziałem ją kiedyś na meczu z wujkiem Michałem. Ale to dawno było.
- No musiało być bardzo dawno – uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam przy dzieciakach pokazywać, że nie cierpię tej kobiety. Na szczęście Seba skupił się na jedzeniu, a nie na Monice. Niestety obie kobiety zniknęły mi z pola widzenia.
 Iwony nie było już 10 minut, a ja siedziałam jak na szpilkach.
- Ciociu, słuchasz mnie? – Domi pociagnęła mnie za rękaw. Wyrwało mnie to z letargu. Spojrzałam na nią.
- Przepraszam, co mówiłaś? – popatrzyłam na nią przepraszająco.
- Czy pójdziemy na plac zabaw? – ponowiła pytanie.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się.
Po 5 kolejnych minutach w końcu zobaczyłam Ignaczak, która wchodziła do lokalu. Usiadła przy stoliku.
- I co, najedzeni? – zapytała swoje pociechy. Dzieci uśmiechnęły się szeroko i pokiwały głowami.
- To teraz na plac! – klasnęła w dłonie blondyneczka. Zapłaciliśmy i wyszliśmy z lokalu. Plac zabaw był zaraz obok, więc dzieciaki od razu na niego ruszyły. Zostałam nareszcie z Iwoną sama.
- O czym rozmawiałyście? – zapytałam od razu.
- Grzecznie ją poprosiłam żeby się od was odczepiła – odparła.
- Zapewne i tak nic nie wskórałaś. Niepotrzebnie z nią gadałaś – skrzywiłam się.
- Myślę, że coś do niej dotarło jednak – spojrzała na mnie, a ja się zdziwiłam.
- Jak to?
- Na początku uparcie była zdania, że musi wrócić do Michała, ale potem brakowało jej argumentów. Myślę, że chyba da sobie spokój – uśmiechnęła się.
- Obyś miała rację – westchnęłam. – Dziękuję ci.
Przytuliłam ją mocno po przyjacielsku.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele – uśmiechnęła się.

Gdy wróciliśmy, to razem z Iwona zabrałyśmy się za przygotowywanie kolacji. Sebastian i Dominika tak się wybawili na placu zabaw, że jedli aż im się uszy trzęsły. Włączyłam im jakiś program z kreskówkami. Oglądali jak zahipnotyzowani.
- Te bajki to im mózgi niszczą – pokręciłam głową, siadając obok brunetki w kuchni. Zaparzyłyśmy obie herbaty z cytrynką.
- Ale na chwilę jest spokój – zaśmiała się. – Zazwyczaj i tak im nie daję dużo oglądać.
- Prawidłowo – stwierdziłam.
W tym momencie usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Dostałam SMSa. Odczytałam go: Weszłabyś na Skype? Nadawcą był Michał.
- Idź, idź. Ja poczekam – szturchnęła mnie.
- Podglądacz – wystawiłam jej język.
- Sprawdzam, czy nie umawiasz się potajemnie z kimś, jak Michała nie ma – wyszczerzyła się.
- Nie ma szans. I tak mnie pilnuje na odległość – zaśmiałam się. Skierowałam się na górę, zabierając po drodze laptopa. Usiadłam na łóżku i odpaliłam Skype. Już po chwili zobaczyłam na ekranie Kubiego.
- Wciąż jesteś na mnie zła? – zaczął.
- Czy gdybym była zła, to napisałabym ci po meczu, że i tak jestem z ciebie dumna? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Obstawiam, że nie, ale za tobą nie da się nadążyć – zaśmiał się.
- Widzę, że humor dopisuje. Coś nowego – zagwizdałam cicho.
- Bo emocje opadły. Ale wciąż jestem zły, bo spieprzyliśmy – warknął.
- Bez przesady. Walczyliście, a to najważniejsze – uśmiechnęłam się, chcąc podnieść go na duchu.
- Zagraliśmy to samo co tydzień temu. Totalne dno – mruknął.
- Do jutra się poprawicie. Tylko musicie w to uwierzyć.
- Przydałabyś mi się tu obok – puścił mi oczko. – Umiesz zmotywować, jak np. mnie ścierką uderzysz.
- Spoko, załatwię z Małym, on cię uderzy – posłałam mu buziaka w powietrzu. Skrzywił się.
- Cofam to. Bicie mnie jednak nie motywuje – odparł.
- Jaka szkoda – wykrzywiłam usta w podkówkę.
- Co porabialiście? – zmienił temat.
- Kino, kawiarnia, plac zabaw – wyliczałam. – I spotkanie z Moniką.
Widziałam, że jego mięśnie się napięły.
- Nie wytrzymam – wycedził przez zęby.
- Czekaj, nie skończyłam – ostudziłam go trochę. – Iwona pogadała z nią na osobności i odniosła wrażenie, że Monika chyba coś zaczyna rozumieć.
- Myślisz, że serio da sobie spokój?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję.
Nie rozmawialiśmy długo, bo jednak miałam gości i powinnam z nimi siedzieć. Powiedziałam na koniec Miśkowi, że trzymam za niego kciuki i zeszłam na dół.


Niedziela minęła spokojnie. Co było najlepsze w całym dniu? To, że Jastrzębski Węgiel pokonał Zenit Kazań i zdobył brązowy medal Ligi Mistrzów! Skakałam po całym salonie. No dobra, trochę przesadziłam. Ale cieszyłam się jak dziecko. Iwona i dzieciaki pojechali przed meczem, bo do Rzeszowa mieli nie mały kawałek. Zadzwoniłam jednak do Ignaczakowej i powiadomiłam o wyniku. Również bardzo się ucieszyła. Wieczorem z Kubim porozmawiałam dłużej, niż dnia poprzedniego. W poniedziałek wieczorem nareszcie będę mogła przytulić się do Miśka i skończy się spanie samej w pustym łóżku.
Z takim entuzjazmem obudziłam się rano. Coś mi jednak nie grało, ale nie wiedziałam co. Jakieś dziwne uczucie miałam w środku. Nie było to jednak nic związanego z moim zdrowiem. To takie jakby..przeczucia? Ale nie mogłam jasno wywnioskować, czy są one pozytywne, czy negatywne. Postanowiłam to zignorować. Ubrałam się (link) i po zjedzeniu śniadania wyruszyłam do Katowic.
- Cześć wam – przywitałam się ze znajomymi.
- Zieliński się rozchorował – oznajmił na wstępie Kacper.
- To co i z kim mamy? – zapytałam. Razem z Karoliną wzruszył ramionami.
- Aaahaaaa – kiwnęłam głową. – Dużo wiecie.
- Ciesz się, że w ogóle się z tobą tą wiedzą podzieliliśmy – Woliński wystawił mi język.
- Karola, weź go ode mnie – mruknęłam. Dziewczyna jedynie się zaśmiała. W tym momencie drzwi do Sali się otworzyły. Otworzyłam szeroko oczy, widząc przybysza.
- Witam. Nazywam się Wojtek Skowron – przywitał się. – Przez kilka dni będę prowadził z wami zajęcia w zastępstwie za mojego kolegę. Z racji, że jestem niewiele tylko starszy od was i w dodatku tylko na chwilę to chcę żebyście zwracali się do mnie po imieniu. A teraz, jeśli pozwolicie, chciałbym was poznać. Grupa jest mała, szybko imion się nauczę. Lepiej będzie się nam pracować – uśmiechnął się.
I tak oto wszyscy zaczęli się przedstawiać. Było nas tylko sześcioro, więc szybko doszło do mnie. Od razu na mojej, jak i Wojtka twarzy pojawił się wielki banan.
- A tego rudzielca znam, więc nie musisz się przedstawiać – zaśmiał się.
- Skąd? – wypaliła na głos Karolina.
- A to kolejna informacja o mnie. Jestem fotografem reprezentacji Polski w siatkówce. A Blanka była moją asystentką, ale tylko na papierze, bo w sumie robiła to co ja.
- A faktycznieeee – powiedział Kacper. – Mówiłaś mi kiedyś.
- A mi nie – oburzyła się Karolina.
- Przepraszam – odparłam skruszona.
- Dobra, ale wracamy do zajęć. Jako, iż moją specjalnością jest fotografia sportowa, to tym się zajmiemy w tym tygodniu. Zaczniemy najpierw od ruchu. Chcecie trochę suchej teorii, czy od razu pstrykamy?
Jednogłośnie podjęliśmy decyzję o natychmiastowym przejściu do praktyki. To były jedne z najlepszych zajęć. Przedmioty latały, my skakaliśmy. Po prostu robiliśmy wszystko, by się ruszać. Zabawnie było. I szybko zleciała pierwsza część dnia. W czasie półgodzinnej przerwy postanowiłam pogadać trochę z Wojtkiem, bo nie widziałam go od września. Poszliśmy do bufetu na dole.
- Doszły mnie słuchy, że u ciebie się dużo pozmieniało – stwierdził, a potem zerknął na mój brzuch. – I jak widać, to wszystko prawda.
- No troszeczkę mi się zaszalało – zaśmiałam się.
- Widzę właśnie. Który to miesiąc?
- Piąty się zaczął – pogłaskałam się po brzuchu.
- Tak dla pewności spytam, Michała, tak?
- No tak, a czemu się dziwisz?
- Bo raz słyszałem, że nie jesteście ze sobą już – podrapał się po karku. - Ale to jakieś pół roku temu było, więc pewnie ktoś się pomylił.
- No nie pomylił. Faktycznie był taki czas, że nie byliśmy razem – wyjaśniłam. – Ale już jest okej, a nawet aż za dobrze – wyszczerzyłam się.
- Jak znam Kubiaka, to pewnie wariuje na punkcie dziecka – uśmiechnął się.
- No i się nie mylisz. Dopóki nie znaliśmy płci, to ciągle mówił, że będzie miał syna i niczego innego do wiadomości nie przyjmował – pokręciłam głową.
- Domyślam się, że w twoim brzuszku mieszka mała Kubiakowa?
- Bingo – parsknęłam śmiechem.
- Pewnie nieźle się zdziwił.
- Ale od razu wczuł w tatusiowanie. To będzie najbardziej rozpieszczone dziecko świata – westchnęłam.
- Serio, jak tak tego słucham i nawet widzę, to aż mi ciężko uwierzyć, że na początku zgrupowania skakaliście sobie do gardeł – pokręcił głową.
- Wojtuś, my dalej skaczemy – puściłam mu oczko.
- W to w sumie nie wątpię – zaśmiał się. – Szkoda, że w tym roku nie będziemy ze sobą pracować. Lepsza asystentka mi się nie trafi.
- Też żałuję, ale co zrobić – wzruszyłam ramionami. – Jeśli kiedyś będziesz jeszcze zainteresowany, to bardzo chętnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Na pewno będę chętny – stwierdził.
Nie pogadaliśmy długo, bo pora było wrócić na zajęcia, gdzie kontynuowaliśmy nasze skakanie, czy rzucanie przedmiotami. Fajne były te zajęcia, takie inne, niż zwykle. 

________________

Niby długi weekend a ja w książkach ..
Pozdrawiam ;*

8 komentarzy:

  1. Rodzinna sielanka ;) Fajny rozdział, przyjemnie się czyta
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Miiiłooo <3 Kiedy następny dasz? :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej już się boje jak napisałaś że mam złe przeczucia :/
    Może teraz będzie spokój od tej wiedźmy ! hahah :D
    Rozdział super i cieszę się, że te kilka lub kilkanaście dni będzie Wojtek ich uczył :).
    Pozdrawiam Dooma :).
    PS. U mnie pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłe miała Blanka spotkanie na zajęciach ;D Nie koniecznie dzień wcześniej w kawiarni -.- Mogłaby sie już ta Monia odwalić ;/
    Gdybyś znalazła czas zapraszam na 35 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com oraz prolog zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe czy Monika rzeczywiście się odczepi. Jakoś mam wrażenie, że nie i coś jeszcze odwali, chociaż chciałabym się mylić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oby rozmowa Iwony i Moniki sprawi, że ta druga odczepi się od nich :) No nie złą miała minę Blanka gdy zobaczyła fotografa u którego była fotografem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko nadrobione i muszę powiedzieć genialny. Mię mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli znajdziesz czas to zapraszam na 36 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń