Poszliśmy do pobliskiej cukierni. Każde z nas wybrało
sobie jakieś ciasto. Do picia wzięliśmy gorącą czekoladę. Wolałam nie myśleć
ile to kalorii, tylko delektować się smakiem. Panowała miła atmosfera. Niestety
minęła ona wraz z usłyszeniem w pewnym momencie charakterystycznego dźwięku
dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, oznajmiającego, że ktoś wszedł do lokalu.
Mina mi zrzedła, widząc tą osobę.
- O, a ja kojarzę tą panią – stwierdził Seba. – Ale nie
pamiętam skąd.
- Bo to nikt ważny – powiedziała jego mama. Modliłam się
żeby nas nie zauważyła. Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane, bo gdy
kupiła jakieś ciasto na wynos, to nas dostrzegła. Uśmiechnęła się szeroko i ze
złośliwym błyskiem w oku do nas podeszła.
- Cześć Iwonka. Jak my się długo nie widziałyśmy –
zaczęła piskliwym głosikiem.
- Yhym, niestety – mruknęła.
- Co cię tu sprowadza?
- Do Blanki przyjechałam – odparła, spoglądając na mnie.
Ręce, które miałam pod stołem zacisnęłam mocno w pięści.
- Ah, no tak – spojrzała na mnie kpiąco.
- Korzystając z okazji, chodź na chwilę na zewnątrz. Chcę
pogadać – poprosiła stanowczo Ignaczak. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale
brunetka uspokoiła mnie wzrokiem. Monika się zgodziła i obie opuściły lokal.
- Ta pani zna mamę – zauważyła Dominika. Błyskotliwe
dziecko z niej.
- A ja sobie chyba przypomniałem, skąd tą panią znam –
powiedział Sebastian.
- No skąd? – zaciekawiła się jego siostra.
- Widziałem ją kiedyś na meczu z wujkiem Michałem. Ale to
dawno było.
- No musiało być bardzo dawno – uśmiechnęłam się lekko. Nie
chciałam przy dzieciakach pokazywać, że nie cierpię tej kobiety. Na szczęście
Seba skupił się na jedzeniu, a nie na Monice. Niestety obie kobiety zniknęły mi
z pola widzenia.
Iwony nie było już 10 minut, a ja siedziałam jak na szpilkach.
- Ciociu, słuchasz mnie? – Domi pociagnęła mnie za rękaw.
Wyrwało mnie to z letargu. Spojrzałam na nią.
- Przepraszam, co mówiłaś? – popatrzyłam na nią
przepraszająco.
- Czy pójdziemy na plac zabaw? – ponowiła pytanie.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się.
Po 5 kolejnych minutach w końcu zobaczyłam Ignaczak,
która wchodziła do lokalu. Usiadła przy stoliku.
- I co, najedzeni? – zapytała swoje pociechy. Dzieci
uśmiechnęły się szeroko i pokiwały głowami.
- To teraz na plac! – klasnęła w dłonie blondyneczka.
Zapłaciliśmy i wyszliśmy z lokalu. Plac zabaw był zaraz obok, więc dzieciaki od
razu na niego ruszyły. Zostałam nareszcie z Iwoną sama.
- O czym rozmawiałyście? – zapytałam od razu.
- Grzecznie ją poprosiłam żeby się od was odczepiła –
odparła.
- Zapewne i tak nic nie wskórałaś. Niepotrzebnie z nią gadałaś – skrzywiłam się.
- Myślę, że coś do niej dotarło jednak – spojrzała na
mnie, a ja się zdziwiłam.
- Jak to?
- Na początku uparcie była zdania, że musi wrócić do
Michała, ale potem brakowało jej argumentów. Myślę, że chyba da sobie spokój –
uśmiechnęła się.
- Obyś miała rację – westchnęłam. – Dziękuję ci.
Przytuliłam ją mocno po przyjacielsku.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele – uśmiechnęła się.
Gdy wróciliśmy, to razem z Iwona zabrałyśmy się za przygotowywanie
kolacji. Sebastian i Dominika tak się wybawili na placu zabaw, że jedli aż im
się uszy trzęsły. Włączyłam im jakiś program z kreskówkami. Oglądali jak
zahipnotyzowani.
- Te bajki to im mózgi niszczą – pokręciłam głową,
siadając obok brunetki w kuchni. Zaparzyłyśmy obie herbaty z cytrynką.
- Ale na chwilę jest spokój – zaśmiała się. – Zazwyczaj i
tak im nie daję dużo oglądać.
- Prawidłowo – stwierdziłam.
W tym momencie usłyszałam dźwięk swojego telefonu.
Dostałam SMSa. Odczytałam go: Weszłabyś
na Skype? Nadawcą był Michał.
- Idź, idź. Ja poczekam – szturchnęła mnie.
- Podglądacz – wystawiłam jej język.
- Sprawdzam, czy nie umawiasz się potajemnie z kimś, jak
Michała nie ma – wyszczerzyła się.
- Nie ma szans. I tak mnie pilnuje na odległość –
zaśmiałam się. Skierowałam się na górę, zabierając po drodze laptopa. Usiadłam
na łóżku i odpaliłam Skype. Już po chwili zobaczyłam na ekranie Kubiego.
- Wciąż jesteś na mnie zła? – zaczął.
- Czy gdybym była zła, to napisałabym ci po meczu, że i
tak jestem z ciebie dumna? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Obstawiam, że nie, ale za tobą nie da się nadążyć –
zaśmiał się.
- Widzę, że humor dopisuje. Coś nowego – zagwizdałam
cicho.
- Bo emocje opadły. Ale wciąż jestem zły, bo
spieprzyliśmy – warknął.
- Bez przesady. Walczyliście, a to najważniejsze –
uśmiechnęłam się, chcąc podnieść go na duchu.
- Zagraliśmy to samo co tydzień temu. Totalne dno –
mruknął.
- Do jutra się poprawicie. Tylko musicie w to uwierzyć.
- Przydałabyś mi się tu obok – puścił mi oczko. – Umiesz
zmotywować, jak np. mnie ścierką uderzysz.
- Spoko, załatwię z Małym, on cię uderzy – posłałam mu
buziaka w powietrzu. Skrzywił się.
- Cofam to. Bicie mnie jednak nie motywuje – odparł.
- Jaka szkoda – wykrzywiłam usta w podkówkę.
- Co porabialiście? – zmienił temat.
- Kino, kawiarnia, plac zabaw – wyliczałam. – I spotkanie
z Moniką.
Widziałam, że jego mięśnie się napięły.
- Nie wytrzymam – wycedził przez zęby.
- Czekaj, nie skończyłam – ostudziłam go trochę. – Iwona
pogadała z nią na osobności i odniosła wrażenie, że Monika chyba coś zaczyna
rozumieć.
- Myślisz, że serio da sobie spokój?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję.
Nie rozmawialiśmy długo, bo jednak miałam gości i
powinnam z nimi siedzieć. Powiedziałam na koniec Miśkowi, że trzymam za niego
kciuki i zeszłam na dół.
Niedziela minęła spokojnie. Co było najlepsze w całym
dniu? To, że Jastrzębski Węgiel pokonał Zenit Kazań i zdobył brązowy medal Ligi
Mistrzów! Skakałam po całym salonie. No dobra, trochę przesadziłam. Ale
cieszyłam się jak dziecko. Iwona i dzieciaki pojechali przed meczem, bo do
Rzeszowa mieli nie mały kawałek. Zadzwoniłam jednak do Ignaczakowej i
powiadomiłam o wyniku. Również bardzo się ucieszyła. Wieczorem z Kubim
porozmawiałam dłużej, niż dnia poprzedniego. W poniedziałek wieczorem nareszcie
będę mogła przytulić się do Miśka i skończy się spanie samej w pustym łóżku.
Z takim entuzjazmem obudziłam się rano. Coś mi jednak nie
grało, ale nie wiedziałam co. Jakieś dziwne uczucie miałam w środku. Nie było
to jednak nic związanego z moim zdrowiem. To takie jakby..przeczucia? Ale nie
mogłam jasno wywnioskować, czy są one pozytywne, czy negatywne. Postanowiłam to
zignorować. Ubrałam się (link) i po zjedzeniu śniadania wyruszyłam do Katowic.
- Cześć wam – przywitałam się ze znajomymi.
- Zieliński się rozchorował – oznajmił na wstępie Kacper.
- To co i z kim mamy? – zapytałam. Razem z Karoliną
wzruszył ramionami.
- Aaahaaaa – kiwnęłam głową. – Dużo wiecie.
- Ciesz się, że w ogóle się z tobą tą wiedzą
podzieliliśmy – Woliński wystawił mi język.
- Karola, weź go ode mnie – mruknęłam. Dziewczyna jedynie
się zaśmiała. W tym momencie drzwi do Sali się otworzyły. Otworzyłam szeroko
oczy, widząc przybysza.
- Witam. Nazywam się Wojtek Skowron – przywitał się. –
Przez kilka dni będę prowadził z wami zajęcia w zastępstwie za mojego kolegę. Z
racji, że jestem niewiele tylko starszy od was i w dodatku tylko na chwilę to
chcę żebyście zwracali się do mnie po imieniu. A teraz, jeśli pozwolicie,
chciałbym was poznać. Grupa jest mała, szybko imion się nauczę. Lepiej będzie
się nam pracować – uśmiechnął się.
I tak oto wszyscy zaczęli się przedstawiać. Było nas
tylko sześcioro, więc szybko doszło do mnie. Od razu na mojej, jak i Wojtka
twarzy pojawił się wielki banan.
- A tego rudzielca znam, więc nie musisz się przedstawiać
– zaśmiał się.
- Skąd? – wypaliła na głos Karolina.
- A to kolejna informacja o mnie. Jestem fotografem
reprezentacji Polski w siatkówce. A Blanka była moją asystentką, ale tylko na
papierze, bo w sumie robiła to co ja.
- A faktycznieeee – powiedział Kacper. – Mówiłaś mi
kiedyś.
- A mi nie – oburzyła się Karolina.
- Przepraszam – odparłam skruszona.
- Dobra, ale wracamy do zajęć. Jako, iż moją specjalnością
jest fotografia sportowa, to tym się zajmiemy w tym tygodniu. Zaczniemy
najpierw od ruchu. Chcecie trochę suchej teorii, czy od razu pstrykamy?
Jednogłośnie podjęliśmy decyzję o natychmiastowym
przejściu do praktyki. To były jedne z najlepszych zajęć. Przedmioty latały, my
skakaliśmy. Po prostu robiliśmy wszystko, by się ruszać. Zabawnie było. I
szybko zleciała pierwsza część dnia. W czasie półgodzinnej przerwy postanowiłam
pogadać trochę z Wojtkiem, bo nie widziałam go od września. Poszliśmy do bufetu
na dole.
- Doszły mnie słuchy, że u ciebie się dużo pozmieniało –
stwierdził, a potem zerknął na mój brzuch. – I jak widać, to wszystko prawda.
- No troszeczkę mi się zaszalało – zaśmiałam się.
- Widzę właśnie. Który to miesiąc?
- Piąty się zaczął – pogłaskałam się po brzuchu.
- Tak dla pewności spytam, Michała, tak?
- No tak, a czemu się dziwisz?
- Bo raz słyszałem, że nie jesteście ze sobą już –
podrapał się po karku. - Ale to jakieś pół roku temu było, więc pewnie ktoś się
pomylił.
- No nie pomylił. Faktycznie był taki czas, że nie
byliśmy razem – wyjaśniłam. – Ale już jest okej, a nawet aż za dobrze –
wyszczerzyłam się.
- Jak znam Kubiaka, to pewnie wariuje na punkcie dziecka
– uśmiechnął się.
- No i się nie mylisz. Dopóki nie znaliśmy płci, to ciągle
mówił, że będzie miał syna i niczego innego do wiadomości nie przyjmował –
pokręciłam głową.
- Domyślam się, że w twoim brzuszku mieszka mała
Kubiakowa?
- Bingo – parsknęłam śmiechem.
- Pewnie nieźle się zdziwił.
- Ale od razu wczuł w tatusiowanie. To będzie najbardziej
rozpieszczone dziecko świata – westchnęłam.
- Serio, jak tak tego słucham i nawet widzę, to aż mi
ciężko uwierzyć, że na początku zgrupowania skakaliście sobie do gardeł –
pokręcił głową.
- Wojtuś, my dalej skaczemy – puściłam mu oczko.
- W to w sumie nie wątpię – zaśmiał się. – Szkoda, że w
tym roku nie będziemy ze sobą pracować. Lepsza asystentka mi się nie trafi.
- Też żałuję, ale co zrobić – wzruszyłam ramionami. –
Jeśli kiedyś będziesz jeszcze zainteresowany, to bardzo chętnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Na pewno będę chętny – stwierdził.
Nie pogadaliśmy długo, bo pora było wrócić na zajęcia,
gdzie kontynuowaliśmy nasze skakanie, czy rzucanie przedmiotami. Fajne były te
zajęcia, takie inne, niż zwykle. ________________
Niby długi weekend a ja w książkach ..
Pozdrawiam ;*
Rodzinna sielanka ;) Fajny rozdział, przyjemnie się czyta
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Miiiłooo <3 Kiedy następny dasz? :*
OdpowiedzUsuńEj już się boje jak napisałaś że mam złe przeczucia :/
OdpowiedzUsuńMoże teraz będzie spokój od tej wiedźmy ! hahah :D
Rozdział super i cieszę się, że te kilka lub kilkanaście dni będzie Wojtek ich uczył :).
Pozdrawiam Dooma :).
PS. U mnie pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam :*
Miłe miała Blanka spotkanie na zajęciach ;D Nie koniecznie dzień wcześniej w kawiarni -.- Mogłaby sie już ta Monia odwalić ;/
OdpowiedzUsuńGdybyś znalazła czas zapraszam na 35 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com oraz prolog zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie ;**
Ciekawe czy Monika rzeczywiście się odczepi. Jakoś mam wrażenie, że nie i coś jeszcze odwali, chociaż chciałabym się mylić.
OdpowiedzUsuńOby rozmowa Iwony i Moniki sprawi, że ta druga odczepi się od nich :) No nie złą miała minę Blanka gdy zobaczyła fotografa u którego była fotografem :)
OdpowiedzUsuńWszystko nadrobione i muszę powiedzieć genialny. Mię mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jeśli znajdziesz czas to zapraszam na 36 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**