26.10.2014

Rozdział 155

Powoli zbliżała się pora meczu, więc się przebrałam (link) i wyszłam. Upewniłam się jeszcze, że w tym stroju nie będę wyglądać na Bóg wie, który miesiąc. Jak widać, jestem jakąś sensacją dla mediów. Ale jakoś się tym nie przejmuję na szczęście. Razem z przyjaciółmi udałam się na halę. Zajęliśmy swoje miejsca na trybunach i obserwowaliśmy rozgrzewających się siatkarzy. Puściłam oczko Michałowi, gdy ten mnie zauważył i się do mnie uśmiechnął.
Rozpoczął się mecz. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Niestety w końcówce silniejsi okazali się kędzierzynianie. Drugi set Pomarańczowi zagrali koncertowo, a ZAKSA miała niewiele do powiedzenia. Niestety dwie następne partie miały odwrotny przebieg. Jastrzębianie jakoś nie potrafili odnaleźć swojego rytmu i wejść w swoją grę. Spowodowało to, że puchar znowu trafił do ZAKSY.
- Nosz kurwa.. – wyrwało się Dadze, która strasznie była podirytowana przebiegiem meczu.
- Nie podoba mi się to – skrzywiła się Sylwia. Pewnie chodziły jej po głowie jakieś czarne scenariusze dotyczące Final Four, które miało być w przyszłym tygodniu. Ja nie skomentowałam tego meczu. Walczyli. Mimo gorszej dyspozycji wiedziałam, że oni w tym sezonie jeszcze wiele osiągną.
Pozostało wręczenie pucharu oraz nagród indywidualnych. Większość trafiła do zwycięzców, jednak do Jastrzębia pojadą aż 3. Najpierw wyczytany został Masny jako bezapelacyjnie najlepszy rozgrywający. Potem był wybór najlepiej broniącego, którym został bez wątpienia najlepiej zapowiadający się libero w Polsce – Damian. Największym zaskoczeniem była nagroda dla najlepszego atakującego, którym został zawodnik grający na pozycji przyjmującego, czyli mój Misiek. Bolał przegrany finał, ale cieszyła ta nagroda indywidualna. Widziałam jednak po minach chłopaków, że nie chcieli by ten dzień tak wyglądał. W sumie ja też już ich sobie wyobrażałam na podium, a nie gdzieś obok. Ale było, minęło, trzeba się skupić na Lidze Mistrzów.
Zeszłam na dół i podeszłam do Michała, który stał gdzieś na uboczu i wpatrywał się w świętujących kędzierzynian. Splotłam swoje palce z jego, bo nawet nie zauważył, że stoję obok. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Nic nie mówiliśmy. Tak było lepiej, bo gdybyśmy zaczęli na ten temat rozmawiać, to skończyłoby się jak zwykle kłótnią. Wtuliłam się w jego bok, a on mnie objął ręka w pasie i pocałował w czoło. Podszedł do nas Wojtaszek.
- To ten, no.. – zaczął, ale nie wiedział chyba jak skończyć.
- Gratulacje nagrody – uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję bardzo – ukłonił się.
- Tobie też, Miśku – stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego policzek. Uniósł kąciki warg lekko do góry.
Siatkarze poszli się przebrać, a ja z przyjaciółmi wróciłam do hotelu. No cóż, finał nie wyglądał tak, jak to sobie wymarzyliśmy, ale trzeba się skupić na zbliżającym się Final Four. To jest najważniejsze. Jastrzębianie już wieczorem mieli wracać do Jastrzębia. Ja z dziewczynami i Hubertem woleliśmy jechać następnego dnia. Więc wieczorem poszłam się jeszcze pożegnać z Michałem. Spotkaliśmy się w holu. Przytuliłam go mocno i pocałowałam. Rozmowny zbytnio nie był, ale on tak zawsze ma po przegranym meczu. Miałam nadzieję, że następnego dnia będzie miał lepszy humor.

Rano wstałam około 9. Zjadłam śniadanie w towarzystwie przyjaciół, a potem poszliśmy się spakować. Przed 11 wyjechaliśmy z Zielonej Góry. Drogi do przejechania mieliśmy spory kawałek, więc już po chwili zasnęłam, jak zwykle. Obudziłam się akurat, gdy mijaliśmy tabliczkę z nazwą Żory.
- Ty to masz kamienny sen – zaśmiała się Daga.
- Muszę korzystać, póki mogę – zaśmiałam się.
- No młoda ci pospać nie da – wtrąciła Sylwia.
- Nadal się łudzę, że Pola będzie z tych, które potrafią przespać całą noc.
- Wierzysz w cuda?
- Nadzieja matką głupich, jak to mówią – zaśmiał się Hubercik.
Wywróciłam tylko oczami. Radosz zaparkował na moim osiedlu. Zaprosiłam ich na kawę, ale odmówili. Nie naciskałam. Pożegnałam się z nimi i wzięłam walizkę, którą wyjął wcześniej z bagażnika Hubert. Nie była ciężka, więc bez problemu wniosłam ją na nasze piętro. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam. Michał wyszedł z kuchni.
- Czemu nie mówiłaś, ze już jesteś? Pomógłbym ci z walizką – zaczął.
- Nie jest ciężka. Przywitałbyś się z narzeczoną, a nie tylko pretensje – prychnęłam.
- No witam, witam, kotek – musnął moje wargi. – A teraz zapraszam na obiad. Będzie za 5 minut.
- Obiad zrobiłeś? Kochany jesteś – pocałowałam go w policzek.
- Skorzystałem z braku treningu – wyszczerzył się.
- Jeszcze mi powiedz, że posprzątałeś to w ogóle będę wniebowzięta – zamrugałam oczami.
- No jasne, co ja, cudotwórca? – mruknął. Westchnęłam zrezygnowana.
- To pójdę się przebrać w coś wygodniejszego, a ty kończ ten obiad – rzuciłam i poszłam do góry, gdzie założyłam mój typowy strój po domu (link). Koszula ledwo się już dopinała. Muszę zamienić rozmiar M na ciążowy. Niestety.
Zeszłam na dół, gdzie na stole stał pyszny obiad. Pierś kurczaka z pieczarkami i serem, ryż oraz warzywa pieczone na patelni. Pychota!
- Postarałeś się, Misiu – uśmiechnęłam się.
- Coraz lepiej mi idzie to gotowanie, a nawet mi się podoba – wyszczerzył się.
- Jeszcze dojdzie do tego, że rzucisz siatkówkę i zostaniesz jakimś wielkim szefem kuchni – zaśmiałam się.
- Kto wie – odparł, przeczesując włosy.
- Ty się skup teraz na Lidze Mistrzów lepiej – wystawiłam mu język.
- Skupiał się będę od jutra, dziś mam wolne – wyszczerzył się.
- Znowu będę sama kilka dni – wykrzywiłam usta w podkówkę.
- Ale mówiłaś, że Iwona ma wpaść.
- Bo ma, ale dopiero w piątek po południu, bo Seba musi ze szkoły wrócić. A ty jedziesz już jutro wieczorem – posmutniałam.
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy – westchnął.
- Wiem, po prostu zawsze tęsknię.
- Chodź tu do mnie – złapał moją rękę, zachęcając abym usiadła mu na kolanach. Zrobiłam tak. Objął mnie w pasie i popatrzył w oczy.
- Zobaczysz, że ten tydzień szybko zleci, mała – pocałował mnie czule. – Poza tym nie jesteś przecież sama.
W tym momencie dotknął mojego brzucha, a Pola jak ja zawołanie kopnęła. Uśmiechnął się.
- Skubana, dobra jest – pokręcił głową.
- No już raz mi spać nie dawała przez to – zaśmiałam się i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Ej, Pola, nieładnie tak – rzucił surowym tonem, a potem się zaśmiał.
- Wczułeś się w tego tatuśka – uśmiechnęłam się.
- A ty w mamuśkę niby nie?
- No też, też. Trochę zmęczona jestem. Położysz się ze mną? Nie chce leżeć sama, bo jutro cię już nie będzie i chcę się nacieszyć.
- No pewnie – uśmiechnął się.
Włożyliśmy naczynia do zmywarki i poszliśmy do sypialni. Położyłam się wygodnie na łóżku, kładąc głowę na torsie Michała. Wsłuchiwałam się w jego spokojne bicie serca. Musiałam się nacieszyć tą bliskością i jego ciepłem, bo przez najbliższy tydzień niestety tego nie doświadczę. Lubiłam się do niego przytulać. Istnieje ktoś kto się nie lubi przytulać? Wątpię. W dodatku w miśkowych ramionach czułam się taka bezpieczna. Kubiak obejmował mnie ramieniem i gładził delikatnie po plecach. Tak leniwie minęło nam popołudnie. Po prostu sobie leżeliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. Lubiłam taką formę spędzania wolnego czasu. Wieczorem nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen.

Obudziłam się rano we wczorajszych ubraniach i w dodatku sama w łóżku. Spojrzałam na zegarek. Była 8, więc Michał musiał być na treningu. Przeciągnęłam się, co uczyniła też Pola, bo wyraźnie poczułam. To zabawne uczucie, kiedy taka mała istotka sobie żyje w brzuchu. W dodatku ostatnio czułam większość jej ruchów. Wzięłam nowe ubrania z garderoby (link), które po wcześniejszym umyciu się założyłam. Wróciłam jeszcze do sypialni po torebkę i telefon. Zobaczyłam wiadomość od Michała. Otworzyłam ją i przeczytałam: Pobudka kotek, bo się na uczelnię spóźnisz! A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego staruszko :* Prezent czeka w salonie, a dokładniejsze życzenia złożę, jak wrócę. Uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Ale zaraz, zaraz… jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach?! W dzieciństwie byłoby to dla mnie niedopuszczalne. Ale teraz? Rany, to już 24 lata chodzę sobie po tym świecie. Jaka ja stara jestem! Jeszcze chwila i będą pierwsze zmarszczki, siwe włosy. Nie, stop! Dość takiego myślenia. Mój żołądek domagał się śniadania. W dodatku byłam ciekawa tego prezentu. Otworzyłam szeroko oczy na jego widok. Czego, jak czego, ale takiego prezentu się nie spodziewałam. W salonie, na stole stało terrarium z małym żółwiem! Od razu do niego podeszłam. Był przeuroczy. Michał pomyślał o wszystkim, bo żółwik miał zarówno wodę, jak i jedzenie. Daję słowo, ten człowiek jest niemożliwy. Zrobiłam sobie szybko musli i zjadłam wpatrując się w to małe zwierzątko, które spokojnie przeżuwało jakieś zielsko. Na początku bałam się trochę go dotknąć, ale gdy się przełamałam, to okazało się, ze był bardzo spokojny. Nie bał się, ani nie chciał mnie ugryźć. Niestety musiałam już iść na uczelnię. Niechętnie ubrałam kurtkę i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.

Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, a tu na uczelni czekała na mnie kolejna niespodzianka. Sylwia, Daga i Hubert w porozumieniu z Kacprem przygotowali mini imprezkę na moim wydziale. W sali wywieszony był wielki transparent z napisem: Wszystkiego najlepszego Blanka! Do tego na biurku stał tort, plastikowe talerzyki i żeby było zabawniej – Picolo. Zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Jesteście niemożliwi – stwierdziłam. – I cholernie kochani. Dziękuję wam!
- Staraliśmy się – wyszczerzył się Hubercik.
- A oto prezent od nas – uśmiechnęła się Sylwia i podeszła do mnie z Dagmarą. Wręczyły mi duże pudełko.
- Nie musiałyście – przytuliłam je. – Pozwolicie, że rozpakuję w domu?
- Jasna sprawa – puściła mi oczko Zając.
Potem dostałam także mały upominek od Huberta i Kacpra z Karoliną. Wszystkim podziękowałam serdecznie. Musiałam przyznać, że bardzo mnie zdziwili i uszczęśliwili jednocześnie. Radosz pomógł mi zanieść prezenty do auta, bo uznał, ze kobiecie w ciąży dźwigać nie wolno.
- A od Michała co dostałaś? – zapytał, wkładając rzeczy do bagażnika.
- Żółwika małego – wyszczerzyłam się. Spojrzał na mnie dziwnie.
- A ty przypadkiem w Zielonej Górze nie gadałaś ciągle o żółwiach?
- Gadałam, gadałam.
- To widzę strzał w dzisiątkę – zaśmiał się.
- Muszę mu podziękować.
- A ja nawet wiem, jak to zrobisz – parsknął śmiechem.
- Zbok – dałam mu sójkę w bok.
- Po prostu typowy facet – puścił mi oczko. – Leć na zajęcia.

Cmoknęłam go w policzek, jeszcze raz podziękowałam i ruszyłam do wejścia. Przy drzwiach spotkałam blondynki, które wybierały się na swoje uczelnie. Przytuliłam je mocno i zrobiłam to samo, co z Hubertem. Następnie wróciłam do Sali, gdzie już siedział Zieliński. Uśmiechnął się na mój widok. Także złożył mi życzenia. Zjedliśmy po kawałku tortu i wypiliśmy truskawkowe Picolo. Musiałam się jakoś dziewczynom odwdzięczyć za organizację tego wszystkiego.

___________________

Ble ble ble..

5 komentarzy:

  1. Nie ble ble ble, tylko zajebiste :P Misiek jest taki kochany, a już jego prezent to w ogóle świetny. Stara się chłopak i to się mega chwali. ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No Misiek postarał się Z prezentem. Świetny rozdział:) Chłopak się stara i już mi się to podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. O już sobie wyobraziłam tego żółwika,świetny prezent ale Misiek jest kochany :)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział ;) Ale super prezent zrobił Misiek Blance :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ble ble ble a mnie tu Misiek niesamowicie rozczulił. Jejciu jaki on słodki z tym prezentem. Wyczuwałam kłótnię po meczu a tu taka niespodzianka.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń