Powoli zbliżała się pora meczu, więc się przebrałam (link) i wyszłam. Upewniłam się jeszcze, że w tym stroju nie będę wyglądać na
Bóg wie, który miesiąc. Jak widać, jestem jakąś sensacją dla mediów. Ale jakoś
się tym nie przejmuję na szczęście. Razem z przyjaciółmi udałam się na halę.
Zajęliśmy swoje miejsca na trybunach i obserwowaliśmy rozgrzewających się
siatkarzy. Puściłam oczko Michałowi, gdy ten mnie zauważył i się do mnie
uśmiechnął.
Rozpoczął się mecz. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Niestety
w końcówce silniejsi okazali się kędzierzynianie. Drugi set Pomarańczowi
zagrali koncertowo, a ZAKSA miała niewiele do powiedzenia. Niestety dwie
następne partie miały odwrotny przebieg. Jastrzębianie jakoś nie potrafili
odnaleźć swojego rytmu i wejść w swoją grę. Spowodowało to, że puchar znowu
trafił do ZAKSY.
- Nosz kurwa.. – wyrwało się Dadze, która strasznie była
podirytowana przebiegiem meczu.
- Nie podoba mi się to – skrzywiła się Sylwia. Pewnie
chodziły jej po głowie jakieś czarne scenariusze dotyczące Final Four, które
miało być w przyszłym tygodniu. Ja nie skomentowałam tego meczu. Walczyli. Mimo
gorszej dyspozycji wiedziałam, że oni w tym sezonie jeszcze wiele osiągną.
Pozostało wręczenie pucharu oraz nagród indywidualnych.
Większość trafiła do zwycięzców, jednak do Jastrzębia pojadą aż 3. Najpierw
wyczytany został Masny jako bezapelacyjnie najlepszy rozgrywający. Potem był
wybór najlepiej broniącego, którym został bez wątpienia najlepiej zapowiadający
się libero w Polsce – Damian. Największym zaskoczeniem była nagroda dla
najlepszego atakującego, którym został zawodnik grający na pozycji
przyjmującego, czyli mój Misiek. Bolał przegrany finał, ale cieszyła ta nagroda
indywidualna. Widziałam jednak po minach chłopaków, że nie chcieli by ten dzień
tak wyglądał. W sumie ja też już ich sobie wyobrażałam na podium, a nie gdzieś
obok. Ale było, minęło, trzeba się skupić na Lidze Mistrzów.
Zeszłam na dół i podeszłam do Michała, który stał gdzieś
na uboczu i wpatrywał się w świętujących kędzierzynian. Splotłam swoje palce z
jego, bo nawet nie zauważył, że stoję obok. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
Nic nie mówiliśmy. Tak było lepiej, bo gdybyśmy zaczęli na ten temat rozmawiać,
to skończyłoby się jak zwykle kłótnią. Wtuliłam się w jego bok, a on mnie objął
ręka w pasie i pocałował w czoło. Podszedł do nas Wojtaszek.
- To ten, no.. – zaczął, ale nie wiedział chyba jak
skończyć.
- Gratulacje nagrody – uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję bardzo – ukłonił się.
- Tobie też, Miśku – stanęłam na palcach i musnęłam
ustami jego policzek. Uniósł kąciki warg lekko do góry.
Siatkarze poszli się przebrać, a ja z przyjaciółmi
wróciłam do hotelu. No cóż, finał nie wyglądał tak, jak to sobie wymarzyliśmy,
ale trzeba się skupić na zbliżającym się Final Four. To jest najważniejsze.
Jastrzębianie już wieczorem mieli wracać do Jastrzębia. Ja z dziewczynami i
Hubertem woleliśmy jechać następnego dnia. Więc wieczorem poszłam się jeszcze
pożegnać z Michałem. Spotkaliśmy się w holu. Przytuliłam go mocno i
pocałowałam. Rozmowny zbytnio nie był, ale on tak zawsze ma po przegranym
meczu. Miałam nadzieję, że następnego dnia będzie miał lepszy humor.
Rano wstałam około 9. Zjadłam śniadanie w towarzystwie
przyjaciół, a potem poszliśmy się spakować. Przed 11 wyjechaliśmy z Zielonej
Góry. Drogi do przejechania mieliśmy spory kawałek, więc już po chwili
zasnęłam, jak zwykle. Obudziłam się akurat, gdy mijaliśmy tabliczkę z nazwą
Żory.
- Ty to masz kamienny sen – zaśmiała się Daga.
- Muszę korzystać, póki mogę – zaśmiałam się.
- No młoda ci pospać nie da – wtrąciła Sylwia.
- Nadal się łudzę, że Pola będzie z tych, które potrafią
przespać całą noc.
- Wierzysz w cuda?
- Nadzieja matką głupich, jak to mówią – zaśmiał się
Hubercik.
Wywróciłam tylko oczami. Radosz zaparkował na moim
osiedlu. Zaprosiłam ich na kawę, ale odmówili. Nie naciskałam. Pożegnałam się z
nimi i wzięłam walizkę, którą wyjął wcześniej z bagażnika Hubert. Nie była
ciężka, więc bez problemu wniosłam ją na nasze piętro. Otworzyłam drzwi kluczem
i weszłam. Michał wyszedł z kuchni.
- Czemu nie mówiłaś, ze już jesteś? Pomógłbym ci z
walizką – zaczął.
- Nie jest ciężka. Przywitałbyś się z narzeczoną, a nie
tylko pretensje – prychnęłam.
- No witam, witam, kotek – musnął moje wargi. – A teraz
zapraszam na obiad. Będzie za 5 minut.
- Obiad zrobiłeś? Kochany jesteś – pocałowałam go w
policzek.
- Skorzystałem z braku treningu – wyszczerzył się.
- Jeszcze mi powiedz, że posprzątałeś to w ogóle będę
wniebowzięta – zamrugałam oczami.
- No jasne, co ja, cudotwórca? – mruknął. Westchnęłam
zrezygnowana.
- To pójdę się przebrać w coś wygodniejszego, a ty kończ
ten obiad – rzuciłam i poszłam do góry, gdzie założyłam mój typowy strój po
domu (link). Koszula ledwo się już dopinała. Muszę zamienić rozmiar M na
ciążowy. Niestety.
Zeszłam na dół, gdzie na stole stał pyszny obiad. Pierś
kurczaka z pieczarkami i serem, ryż oraz warzywa pieczone na patelni. Pychota!
- Postarałeś się, Misiu – uśmiechnęłam się.
- Coraz lepiej mi idzie to gotowanie, a nawet mi się
podoba – wyszczerzył się.
- Jeszcze dojdzie do tego, że rzucisz siatkówkę i
zostaniesz jakimś wielkim szefem kuchni – zaśmiałam się.
- Kto wie – odparł, przeczesując włosy.
- Ty się skup teraz na Lidze Mistrzów lepiej – wystawiłam
mu język.
- Skupiał się będę od jutra, dziś mam wolne – wyszczerzył
się.
- Znowu będę sama kilka dni – wykrzywiłam usta w
podkówkę.
- Ale mówiłaś, że Iwona ma wpaść.
- Bo ma, ale dopiero w piątek po południu, bo Seba musi
ze szkoły wrócić. A ty jedziesz już jutro wieczorem – posmutniałam.
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy – westchnął.
- Wiem, po prostu zawsze tęsknię.
- Chodź tu do mnie – złapał moją rękę, zachęcając abym
usiadła mu na kolanach. Zrobiłam tak. Objął mnie w pasie i popatrzył w oczy.
- Zobaczysz, że ten tydzień szybko zleci, mała –
pocałował mnie czule. – Poza tym nie jesteś przecież sama.
W tym momencie dotknął mojego brzucha, a Pola jak ja
zawołanie kopnęła. Uśmiechnął się.
- Skubana, dobra jest – pokręcił głową.
- No już raz mi spać nie dawała przez to – zaśmiałam się
i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Ej, Pola, nieładnie tak – rzucił surowym tonem, a potem
się zaśmiał.
- Wczułeś się w tego tatuśka – uśmiechnęłam się.
- A ty w mamuśkę niby nie?
- No też, też. Trochę zmęczona jestem. Położysz się ze mną?
Nie chce leżeć sama, bo jutro cię już nie będzie i chcę się nacieszyć.
- No pewnie – uśmiechnął się.
Włożyliśmy naczynia do zmywarki i poszliśmy do sypialni.
Położyłam się wygodnie na łóżku, kładąc głowę na torsie Michała. Wsłuchiwałam
się w jego spokojne bicie serca. Musiałam się nacieszyć tą bliskością i jego
ciepłem, bo przez najbliższy tydzień niestety tego nie doświadczę. Lubiłam się
do niego przytulać. Istnieje ktoś kto się nie lubi przytulać? Wątpię. W dodatku
w miśkowych ramionach czułam się taka bezpieczna. Kubiak obejmował mnie
ramieniem i gładził delikatnie po plecach. Tak leniwie minęło nam popołudnie.
Po prostu sobie leżeliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. Lubiłam taką formę
spędzania wolnego czasu. Wieczorem nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen.
Obudziłam się rano we wczorajszych ubraniach i w dodatku
sama w łóżku. Spojrzałam na zegarek. Była 8, więc Michał musiał być na
treningu. Przeciągnęłam się, co uczyniła też Pola, bo wyraźnie poczułam. To
zabawne uczucie, kiedy taka mała istotka sobie żyje w brzuchu. W dodatku
ostatnio czułam większość jej ruchów. Wzięłam nowe ubrania z garderoby (link),
które po wcześniejszym umyciu się założyłam. Wróciłam jeszcze do sypialni po
torebkę i telefon. Zobaczyłam wiadomość od Michała. Otworzyłam ją i przeczytałam:
Pobudka kotek, bo się na uczelnię
spóźnisz! A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego staruszko :* Prezent czeka w
salonie, a dokładniejsze życzenia złożę, jak wrócę. Uśmiech sam cisnął mi
się na twarz. Ale zaraz, zaraz… jak mogłam zapomnieć o własnych urodzinach?! W
dzieciństwie byłoby to dla mnie niedopuszczalne. Ale teraz? Rany, to już 24
lata chodzę sobie po tym świecie. Jaka ja stara jestem! Jeszcze chwila i będą
pierwsze zmarszczki, siwe włosy. Nie, stop! Dość takiego myślenia. Mój żołądek
domagał się śniadania. W dodatku byłam ciekawa tego prezentu. Otworzyłam
szeroko oczy na jego widok. Czego, jak czego, ale takiego prezentu się nie
spodziewałam. W salonie, na stole stało terrarium z małym żółwiem! Od razu do
niego podeszłam. Był przeuroczy. Michał pomyślał o wszystkim, bo żółwik miał
zarówno wodę, jak i jedzenie. Daję słowo, ten człowiek jest niemożliwy.
Zrobiłam sobie szybko musli i zjadłam wpatrując się w to małe zwierzątko, które
spokojnie przeżuwało jakieś zielsko. Na początku bałam się trochę go dotknąć,
ale gdy się przełamałam, to okazało się, ze był bardzo spokojny. Nie bał się,
ani nie chciał mnie ugryźć. Niestety musiałam już iść na uczelnię. Niechętnie
ubrałam kurtkę i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.
Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, a tu na uczelni
czekała na mnie kolejna niespodzianka. Sylwia, Daga i Hubert w porozumieniu z
Kacprem przygotowali mini imprezkę na moim wydziale. W sali wywieszony był
wielki transparent z napisem: Wszystkiego najlepszego Blanka! Do tego na biurku
stał tort, plastikowe talerzyki i żeby było zabawniej – Picolo. Zaśmiałam się,
kręcąc głową.
- Jesteście niemożliwi – stwierdziłam. – I cholernie
kochani. Dziękuję wam!
- Staraliśmy się – wyszczerzył się Hubercik.
- A oto prezent od nas – uśmiechnęła się Sylwia i
podeszła do mnie z Dagmarą. Wręczyły mi duże pudełko.
- Nie musiałyście – przytuliłam je. – Pozwolicie, że
rozpakuję w domu?
- Jasna sprawa – puściła mi oczko Zając.
Potem dostałam także mały upominek od Huberta i Kacpra z
Karoliną. Wszystkim podziękowałam serdecznie. Musiałam przyznać, że bardzo mnie
zdziwili i uszczęśliwili jednocześnie. Radosz pomógł mi zanieść prezenty do
auta, bo uznał, ze kobiecie w ciąży dźwigać nie wolno.
- A od Michała co dostałaś? – zapytał, wkładając rzeczy
do bagażnika.
- Żółwika małego – wyszczerzyłam się. Spojrzał na mnie
dziwnie.
- A ty przypadkiem w Zielonej Górze nie gadałaś ciągle o
żółwiach?
- Gadałam, gadałam.
- To widzę strzał w dzisiątkę – zaśmiał się.
- Muszę mu podziękować.
- A ja nawet wiem, jak to zrobisz – parsknął śmiechem.
- Zbok – dałam mu sójkę w bok.
- Po prostu typowy facet – puścił mi oczko. – Leć na
zajęcia.
Cmoknęłam go w policzek, jeszcze raz podziękowałam i
ruszyłam do wejścia. Przy drzwiach spotkałam blondynki, które wybierały się na
swoje uczelnie. Przytuliłam je mocno i zrobiłam to samo, co z Hubertem.
Następnie wróciłam do Sali, gdzie już siedział Zieliński. Uśmiechnął się na mój
widok. Także złożył mi życzenia. Zjedliśmy po kawałku tortu i wypiliśmy
truskawkowe Picolo. Musiałam się jakoś dziewczynom odwdzięczyć za organizację
tego wszystkiego.
___________________
Ble ble ble..
Nie ble ble ble, tylko zajebiste :P Misiek jest taki kochany, a już jego prezent to w ogóle świetny. Stara się chłopak i to się mega chwali. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
No Misiek postarał się Z prezentem. Świetny rozdział:) Chłopak się stara i już mi się to podoba.
OdpowiedzUsuńO już sobie wyobraziłam tego żółwika,świetny prezent ale Misiek jest kochany :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
świetny rozdział ;) Ale super prezent zrobił Misiek Blance :D
OdpowiedzUsuńBle ble ble a mnie tu Misiek niesamowicie rozczulił. Jejciu jaki on słodki z tym prezentem. Wyczuwałam kłótnię po meczu a tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*