Obudziło mnie czyjeś walenie nie drzwi. Jakby nie można
było kulturalnie zapukać. Zwlekłam się jakimś cudem z łóżka. Zerknęłam jeszcze
na telefon. Była 8. Warknęłam pod nosem i otworzyłam drzwi. Kto mnie nawiedził?
Moje przekochane przyjaciółki. Spojrzałam na nie gniewnie, a one jak gdyby
nigdy nic się szeroko uśmiechnęły, ale i zdziwiły jednocześnie.
- A czemu ty jesteś jeszcze w piżamie? – zapytały
zaskoczone.
- Bo jest dopiero 8? – mruknęłam sarkastycznie.
- Zapomniałaś, że miałyśmy trochę pozwiedzać, tak? –
westchnęły.
- Co? Kto wymyślił zwiedzanie o 8?!
- Nie wiem – odparła natychmiast Sylwia, cofając się.
- Zabiję cię – syknęłam. – Dziewczyny, ale ja wróciłam o
1 w nocy, dajcie mi pospać. Idźcie same na razie, potem dołączę.
- Gdzie wy się włóczyliście tak długo? – Daga otworzyła
szeroko oczy.
- W palmiarni byliśmy – wyszczerzyłam się.
- W środku nocy?
- Michał miał wtyki w ochronie – puściłam im oczko. –
Dobra, wracam spać.
- To my teraz zajrzymy do tej palmiarni, a potem do nas
dołączysz, okej?
- Jasne – kiwnęłam głową. – Zakochacie się w żółwiach!
- W żółwiach? – zdziwiła się Sysia.
- Zobaczycie same , jakie są urocze – uśmiechnęłam się.
Wróciłam z powrotem do łóżka i ledwo co zdążyłam przysnąć, to znowu ktoś chciał
usilnie się ze mną widzieć. Schowałam głowę pod poduszkę i warknęłam wkurzona.
- Nie ma mnie! – krzyknęłam.
- Przecież cię słyszę, sieroto – zaśmiał się z korytarza
Michał.
- Dajcie mi spać – mruknęłam.
- Jest 11!
Ożywiłam się i wpuściłam siatkarza do środka.
- Która jest? – spytałam, aby się upewnić.
- No 11. Masz kłopoty z uszami?
- Kurde, miałam tylko chwilę się zdrzemnąć i dołączyć do
dziewczyn – jęknęłam. Zniknęłam od razu za drzwiami łazienki, gdzie szybko się
ogarnęłam. Wróciłam się jeszcze do pokoju po ubrania. Misiek rozłożył się
wygodnie na moim łóżku i oglądał telewizję. Nie zwracałam na niego uwagi, tylko
poszłam się ubrać (link).
- Wypad, Michał, bo wychodzę – rzuciłam do niego, biorąc
żakiet (link) i torebkę.
- Niby gdzie?
- Do siebie na przykład – westchnęłam zirytowana.
- Ale gdzie ty idziesz – mruknął.
- No do dziewczyn, bo im obiecałam, że szybko dołączę, a
minęły 3 godziny!
- Teraz, to ty pójdziesz coś zjeść – stwierdził, wstając
z miejsca.
- Nie mam czasu – rzuciłam, wychodząc. Szybko się koło
mnie znalazł i wziął moją kartę od pokoju. – Ej, oddaj!
- Nie ma tak łatwo – pokręcił głową. – Zejdziemy na dół,
zjesz coś, a potem możesz iść.
- Misiek, noo…
- Bez dyskusji – powiedział stanowczo i pociągnął mnie za
rękę w kierunku windy.
- O nie, nie, nie – wyrwałam mu się. – Ja do tego nie
wsiądę.
- Kotek, ale mi nogi odpadają po treningu – westchnął.
- To wróć do siebie – wzruszyłam ramionami i skierowałam
się w kierunku schodów. Kubiak jednak poszedł za mną i zaprowadził do
restauracji. Wzięłam coś do jedzenia dla świętego spokoju.
- A teraz mogę iść? – spojrzałam na niego wyczekująco.
- Teraz ci pozwalam – wyszczerzył się. – Tylko ty tam
uważaj i nie podrywaj nikogo.
- Taa, będę łapać facetów na brzuch – wywróciłam oczami.
- Co ty chcesz, seksowny jest – wymruczał mi do ucha.
- Spadaj – pchnęłam go lekko, śmiejąc się. Pożegnałam się
z nim krótkim pocałunkiem i wyszłam z hotelu. Zadzwoniłam do dziewczyn i
dowiedziałam się, gdzie one są. Oczywiście nie zapominajmy o Hubercie, on też z
nimi był przecież. Byli w kawiarni w galerii w pobliżu, więc dużo do przejścia
nie miałam. Dosiadłam się do nich.
- Trochę mi się przysnęło – uśmiechnęłam się
przepraszająco.
- Zauważyliśmy – zaśmiał się Hubert.
- Widziałyśmy żółwie – wyszczerzyła się Sylwia.
- Czyż nie, że są urocze? – poruszyłam brwiami.
- Eeee, raczej nie – skrzywiła się Daga.
- Nie znacie się – prychnęłam.
- Dobra, mniejsza o żółwie – machnęła ręką Woźniak. – Co
robimy?
- No skoro jesteśmy w galerii – Zając poruszyła
charakterystycznie brwiami.
- O nie, nie, nie – Hubercik od razu zaczął kręcić głową.
- Wybacz, ale mamy przewagę liczebną – wyszczerzyłam się.
- A możemy ominąć część chodzenia po sklepach i przejść
dalej? – spojrzał na nas z nadzieją. Popatrzyłyśmy po sobie, udając
zastanowienie. Pomyślałyśmy dokładnie o tym samym.
- Nie – odparłyśmy równo i się zaśmiałyśmy.
- Boże, za co – załamany schował twarz w dłoniach.
- Chodź, nie marudź – Dagmara cmoknęła go w policzek.
- Daga ci to wynagrodzi potem – Sylwia puściła mu oczko,
a Radosz od razu się rozbudził.
- To na co czekamy? Na zakupy dziewczęta!
Wstał szybko od stołu i pognał do wyjścia.
- No i po co mu nadzieję robicie? – zaśmiała się
blondynka. – Okres mam.
- Ups… nie musi tego wiedzieć – machnęłam ręką. Chwyciłam
każdą pod ramię. – To pora na shopping!
Obeszłyśmy dość sporo sklepów. Hubert z początku starał
się być silny i nie marudził, ale po 5 sklepach mu się znudziło. Cały czas nam
jęczał za uchem i komentował wszystko, irytując każdą z nas. Ciągle musiałam w
głowie siebie uspokajać, licząc od 1 do 10. Zwykle pomagało, ale w końcu
zdzieliłam go po głowie wieszakiem. Na chwilę był spokój, jednak gdy w okolicy
nie było żadnych niebezpiecznych dla niego przedmiotów, to kontynuował swoje
narzekanie.
- Dobra, mam dość – warknęłam w końcu.
- Nareszcie! – ucieszył się Hubert. Spiorunowałyśmy go
wzrokiem, więc zaniechał ukazywania swego entuzjazmu.
- Wracamy się do tego sklepu, w którym wypatrzyłam tą
śliczną sukienkę i idziemy coś przegryźć – stwierdziłam.
- Ale najpierw do toalety – powiedziała Daga.
- Okej, w sumie też potrzebuję – kiwnęłam głową.
Ruszyliśmy więc do najbliższych toalet. Hubert oczywiście zaczekał przed
drzwiami. Każda z nas zniknęła w innej kabinie. Zrobiłam co trzeba i chciałam
wyjść, jednak zamek nie ustąpił. Zamarłam. Próbowałam jeszcze na spokojnie coś z
nim zrobić, ale kompletnie się zaciął. Zaczęło mi się robić duszno. Stres wziął
górę. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Toaleta, jak na złość była niemal cała
zabudowana, dlatego zbladłam jeszcze bardziej.
- Dziewczyny! – krzyknęłam. – Zamek się zaciął!
Mój głos był niemal bliski płaczu. Od razu usłyszałam
jakieś poruszenie przed drzwiami.
- Blanka, spokojnie, spróbuj jeszcze raz – Dagmara
starała się być spokojna.
- Próbowałam, nie da się – mówiłam zrozpaczona.
- Lecę po pomoc – oznajmiła Sylwia. Usłyszałam jej
szybkie, oddalające się kroki.
- Jak się czujesz? – spytała troskliwie blondynka.
- Robi mi się słabo – odparłam, opierając się plecami o
chłodne płytki. Przymknęłam oczy.
- Błagam cię, oddychaj – prosiła przestraszona.
- Staram się – mruknęłam. Zaczynało się jednak robić
coraz gorzej. Przypomniałam sobie moją ostatnia podobną przygodę. Wtedy karetka
zabrała mnie do szpitala. Jeszcze później była winda w Spale. Tym razem strach
był większy, bo ten stres nie sprzyjał mojej córeczce, która rozwijała się
wewnątrz mnie. Zjechałam do pozycji siedzącej i zaczęłam się głaskać po
brzuchu, bo Pola zrobiła się niespokojna. Zapewne wyczuła, że jej mama jest
przerażona. Zaczęło mi się kręcić w głowie i robić coraz bardziej duszno.
- Blanka, rozmawiaj ze mną i nie zasypiaj – Zając pukała
w drzwi.
- Źle mi się oddycha – odparłam cicho, jednak
przyjaciółka i tak mnie usłyszała.
- Kurde, gdzie jest ta pomoc?! – zastanawiała się na
głos. – Blanka, proszę cię, oddychaj.
Nie odpowiedziałam jej, bo skupiłam się na oddychaniu.
Było coraz gorzej. Było mi duszno i strasznie gorąco. Obraz wręcz wirował przed
oczami. Chyba powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. W dodatku maleństwo
niecierpliwiło się coraz bardziej.
- Już ktoś idzie – usłyszałam głos drugiej przyjaciółki.
– Zadzwoniłam też po Michała. Zaraz będzie.
- Blanka, błagam cie, nie odpływaj – denerwowała się
Dagmara.
- Duszno… - wysapałam. Brałam coraz głębsze wdechy.
Ciężko przychodziło mi łykanie powietrza.
W tym momencie usłyszałam jakiś męski głos. Ktoś zaczął
szperać przy zamku.
- Cholera, ciężko pójdzie – powiedział konserwator.
- Proszę się pospieszyć – powiedział, jak usłyszałam,
Hubert.
- Blanka, co jest? – dopytywała Sysia. Nie miałam jednak
siły odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że między mną, a ścianami nie ma żadnej
przestrzeni, że jestem uwięziona na jakiś 10 cm2. Po chwili jednak poczułam
chłodne powietrze. Udało się otworzyć drzwi. Przyjaciółki od razu się przy mnie
znalazły. Hubert pomógł mi wstać. Wziął mnie na ręce, bo wciąż byłam
przyćmiona. Blondynki podziękowały konserwatorowi. Radosz wyniósł mnie z
łazienki i posadził na ławce niedaleko. Któraś z przyjaciółek wcisnęła mi do
ręki butelkę z wodą. Starałam się unormować oddech. Po chwili ujrzałam przerażonego
Michała, który razem z Igłą biegł w naszą stronę. W błyskawicznym tempie
znalazł się obok. Kucnął przede mną i spojrzał troskliwie.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Chyba okej – odparłam cicho.
- Wezwaliście karetkę? – zapytał Krzysiek.
- Nie chcę – pokręciłam lekko głową.
- Lepiej żeby cię przebadał lekarz. Wiesz, że to mogło
zaszkodzić ciąży – odezwała się Woźniak.
- Skarbie, Sylwia ma rację.
- To zawieźcie mnie sami. Nie chcę jechać karetką –
skrzywiłam się. Hubert poszedł więc po swoje auto, bo jako jedyny ze
zgromadzonych wokół mnie je tu miał. Do tego czasu siedziałam przytulona do
Miśka i starałam się uspokoić. On cały czas gładził mnie po ramieniu i co
chwilę składał pocałunek na mojej głowie. Po jakiś 10 minutach rozdzwoniła się
komórka Dagmary.
- Już jest na parkingu – oznajmiła.
- Dasz radę wstać? – zapytał Kubiak.
- Tak – powiedziałam i się podniosłam. Nogi jednak miałam
jak z waty, więc narzeczony wziął mnie na ręce. Zostałam zaniesiona do auta i
razem z siatkarzem i byłym sąsiadem pojechałam do szpitala.
Na izbie przyjęć trafiłam na miła lekarkę. Zbadała mnie
dokładnie i nie stwierdziła niczego niepokojącego. Podpięła mi jednak kroplówkę
na wzmocnienie. Zostałam więc na jakieś pół godziny, jak nie dłużej uziemiona
na szpitalnej kozetce z tym dziadostwem w żyle. Michał bardzo się mną przejął i
nie opuszczał ani na moment. Cały czas siedział obok i gładził po głowie.
Powoli wracałam do siebie.
- Niezłego mi stracha napędziłaś – uśmiechnął się.
- Już nigdy nie skorzystam z publicznej toalety –
westchnęłam.
- Powinni robić jakieś lepsze te zamki – pokręcił głową.
Tak jak sądziłam dopiero po godzinie opakowanie z
kroplówką było puste. Pielęgniarka je odpięła ode mnie. Usiadłam i przyłożyłam
watę do ukłucia po igle.
- Pani Blanko, chciałabym jednak wykonać USG – oznajmiła kobieta
w błękitnym kitlu. – Wtedy będziemy mieć 100% pewność i pani będzie
spokojniejsza.
Pokiwałam twierdząco głową, że się zgadzam, choć i tak
było to oczywiste.
- Pan chce uczestniczyć w badaniu? – zapytała Michała.
- A mogę?
- Oczywiście – uśmiechnęła się. Zapraszam za mną.
Zostałam posadzona na wózku i przewieziona do innego
pomieszczenia. Położyłam się na kozetce. Podwinęłam bluzkę do góry, a pani
doktor nasmarowała jego dolną część specjalnym żelem. Potem wzięła urządzenie
do robienia USG i zaczęła nim jeździć po owej części ciała. Na ekranie pojawił
się czarno-biały obraz.
- Tak, wszystko z maleństwem w porządku – uśmiechnęła
się, a ja odetchnęłam z ulgą. – Znają państwo już płeć? Bo akurat dzidziuś się
odwrócił tak, ze wszystko widać.
- Tak, znamy – odparłam.
- Proszę zobaczyć, państwa córeczka się jakby uśmiecha –
wskazała palcem na twarz. Faktycznie, dziecko wyglądało na uśmiechnięte.
- Czy odczuwała ostatnio pani jakieś ruchy dziecka?
- Tak, wczoraj pierwszy raz poczułam, jak kopie –
uśmiechnęłam się. – Dzisiaj trochę bardziej, bo chyba wyczuła, że źle się
czuję.
- Tak, dziecko w okresie płodowym jest silnie związane z
matką i odczuwa dokładnie to, co ona. Dlatego zapewne usłyszy to pani po raz
tysięczny, ale nie powinna się pani denerwować, bo to bardzo szkodzi. Rozumiem,
że dzisiejsza przygoda nie była planowana, jednak na szczęście nie miała złych
skutków.
Mogłam zatem odetchnąć z ulgą.
___________________
Wybaczcie za dłuższą nieobecność ;/
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Świetny rozdział ale mi napędziłaś strachu że coś się stanie,ale na szczęście udało się i maleństwu też nic się nie stało.Czekam na kolejny z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Biedna Blanka. Współczuję jej bardzo, ale rozumiem jak to jest, bo ja sama też kiedyś utknęłam w toalecie. Na wycieczce. Na szczęście szybko udało mi się wyjść. :P Ale wracając do meritum - dobrze, że nic się nie stało ani Blance ani dziecku. :)
OdpowiedzUsuńVE.
Zapraszam także na nowy absurd ;)
UsuńMi tak samo jak Kubiakowi napędziłaś stracha. Na szczęście wszystko w porządku ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 27 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
Pozdrawiam ;**
Zaszalałam i zapraszam na 28 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com xD
UsuńPozdrawiam ;**
Jak dobrze, że nic złego Blance oraz dziecku się nie stało. Napędziłaś stracha Miśkowi i nie tylko :)
OdpowiedzUsuńZAWAŁ O.o. Kobieto, bo ja niedługo zejdę z tego świata ( odpukać, odpukać :P). Matko jak ja się przestraszyłam. Ale jest dobrze, że z dziewczynami jest wszystko w porządku :). Pozdrawiam Dooma :).
OdpowiedzUsuńPS. Dziś u mnie prawdopodobnie pojawi się nowy rozdział :). Także już zapraszam :P.
japiernicze ale się wystraszylam ! dobrze ,że z małą wszystko dobrze <3 zapraszam na dajszansemilosci.blogspot.com wkońcu dodalam rozdział i szkolna-m.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak zawsze super ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na 30 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**