20.09.2014

Rozdział 145

W końcu nadszedł moment, na który czekaliśmy z Michałem już od dawna. Czekałam na narzeczonego, bo miał przyjechać po mnie zaraz po treningu, by zabrać ostatnie już rzeczy.
- Kurde, no nie wierzę, że ciebie już tu nie będzie – powiedziała Daga, przytulając mnie.
- Będziemy tęsknić, Blanuś – dodała Sylwia, przytulając mnie z drugiej strony.
- Ej, dziewczyny, przecież nie jadę na koniec świata. Pół godziny drogi i jestem u was – zaśmiałam się.
- Ale to nie to samo – wykrzywiła usta w podkówkę.
- Przestańcie, bo się rozpłaczę – wykrzywiłam się.
W tym momencie Kubiak pojawił się w mieszkaniu.
- Już przylazł ten potwór, który nam naszą Blankę zabiera – mruknęła Woźniak, ale wypuściła mnie ze swych objęć.
- Teraz on jest moja – wyszczerzył się przyjmujący. Cmoknęłam go na powitanie w policzek.
- W pokoju są 2 ostatnie kartony – powiedziałam. Pomieszczenie, które od ponad 3 lat było takim moim małym azylem było teraz kompletnie puste. Zostały tylko meble i firanki w oknie. Weszłam tam jeszcze na moment i rozejrzałam się, czy aby wszystko wzięłam. Trochę przykro było mi to miejsce opuszczać, bo jednak przyzwyczaiłam się do niego. To tutaj w sumie zaczęłam moje dorosłe życie.
- Nie mów, że będziesz ryczeć – Michał wbił mi palec w bok, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
- Spadaj – prychnęłam.
- Nie fochaj się – musnął delikatnie moje usta. Wziął jeden karton i poszedł go zanieść do samochodu. Niestety z moją nogą nie mogłam prowadzić samochodu, więc byłam skazana na jego łaskę. Jezu, jak to dziwnie brzmi.
- To co, dziewczynki – zwróciłam się do blondynek, które stały w korytarzu – widzimy się na parapetówce jutro?
- Się wie – uśmiechnęły się szeroko.
- Kurde, aż się zdziwiłam, że większości odpowiada ten termin – pokręciłam głową.
- No wybacz, takiej imprezki nikt nie chce przegapić.
- Pierwsza impreza u Kubiaków – Dagmara poruszyła zabawnie brwiami.
- Przypominam, że ja jeszcze Kamińska jestem – zaznaczyłam.
- Ale przewaga Kubiaków jest – wskazała na mój brzuch.
- Młoda, jak mogłaś? – skrzywiłam się, głaskając ową część ciała, gdzie znajdowało się moje maleństwo.
- Ja pierdole, kamienie tam miałaś? – zapytał Misiek, przychodząc ponownie.
- Specjalnie włożyłam żebyś zbyt lekko nie miał – wyszczerzyłam się. Wywrócił oczami.
- Jak zawsze milusia – mruknął pod nosem i poszedł po drugie pudło. – Kurwa, jeszcze cięższe!
- Ciężkie? No popatrz. A nie raz chwaliłeś mi się jakie to ciężary na siłowni podnosisz – zaśmiałam się.
- Już ci nigdy nic nie powiem – wbił we mnie spojrzenie. – Czekam w aucie. Poprzytulajcie się tu jeszcze, ale nie za długo, co? Chcę zdążyć na popołudniowy trening.
- Idź już sobie – westchnęłam zirytowana. Puścił mi oczko i wyszedł.
- Czasem mam ochotę go udusić – pokręciłam głową.
- Ale wy tam spokojni bądźcie, bo całe osiedle wysadzicie – zaśmiała się Zając. Wywróciłam oczami.
- Najwyżej będzie spać na wycieraczce – wzruszyłam ramionami. – Pójdę już, bo mi odjedzie. Do jutra.
Cmoknęłam każdą w policzek, ubrałam kurtkę i zeszłam na dół. Wyszłam na zewnątrz i było mi ciepło. Luty kompletnie nie przypominał typowego lutego. 10 stopni, serio? Normalnie w trampkach mogłam sobie chodzić. Wsiadłam do srebrnego Infiniti i zapięłam pas. Ostatni raz zerknęłam w kierunku okna na znajomym piętrze. Niby wiem, że pewnie będę tam często bywać, ale jednak to nie to samo. Ale czas iść na przód i zacząć nowy etap. W końcu teraz miało się zmienić całe moje życie. Wszyscy powtarzają, że pojawienie się dziecka wywraca je do góry nogami. Trochę się tego obawiałam, ale zawsze lubiłam wyzwania. Miałam nadzieję, że sobie poradzę.

Przekroczyliśmy prób naszego nowego mieszkania. Nie śmierdziało w nim już farbą, ale czuć było zapach takiej nowości. Musiałam przyznać, że było wspaniałe. Takie, jakie sobie wymarzyłam.
- Jak skończę karierę, to wybudujemy dom – szepnął mi do ucha przyjmujący, obejmując mnie w pasie. Swoje wielkie dłonie ułożył na moim lekko zaokrąglonym brzuszku, który zaczął delikatnie gładzić. Uwielbiał to robić. W sumie ja też. Fascynowała mnie ta mała istotka w środku.
- Obiecujesz? – zapytałam z uśmiechem.
- Mogę ci to nawet przysiąc – pocałował mnie w skroń. – A młoda będzie tam miała taki wypasiony plac zabaw!
- Misiu, obawiam się, że jak skończysz karierę, to nasza córcia będzie na niego za duża – poklepałam go po policzku, patrząc z politowaniem. Zamyślił się chwilę.
- No fakt. Ale to nie jest problem. Postaramy się przecież o jeszcze jednego szkraba – wyszczerzył się. – I jeszcze jednego, i jeszcze jednego…
- Ej, ej, ty się nie zapędzaj!
- Przykro mi, ale ja na jednym nie zaprzestanę – wymruczał mi prosto w usta, które następnie pocałował.
- A ja nie mam nic do gadania? – zapytałam w przerwie między jednym muśnięciem warg, a drugim.
- Niewiele – puścił mi oczko.
Niedługo posiedzieliśmy razem, bo Misiek musiał lecieć na trening. Ja natomiast zaczęłam się rozpakowywać, bo trochę tego miałam. Kilka kartonów. Skrzywiłam się na samą myśl, ile to roboty, ale kiedyś trzeba było to zrobić. Po ponad godzinie zrobiłam sobie przerwę, bo ręce mi już odpadały. Do tego jeszcze kręgosłup od ciągłego schylania. Zeszłam na dół, do kuchni. Cóż, szafki i lodówki były niemal puste. Znalazłam tylko butelkę wody mineralnej. Pokręciłam głową. Sięgnęłam po komórkę i napisałam Kubiakowi wiadomość żeby kupił jakieś artykuły spożywcze, bo umrzemy z głodu. W dodatku następnego dnia mieliśmy mieć gości. Masę gości. Napiłam się wody i poszłam kontynuować rozpakowywanie się. Dwie godziny później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.  Po chwili przyjmujący już był w naszej sypialni. Cmoknął mnie w czubek głowy.
- Nie mów mi, że cały ten czas jak mnie nie było, rozpakowywałaś te kartony – pokręcił głową, a ja się tylko uśmiechnęłam. – Masz jakąś manię załatwiania wszystkiego od razu.
- To źle? – zapytałam, składając bluzę.
- Ależ skąd. Ale nie powinnaś się przemęczać.
- Nie przemęczam się przecież – wywróciłam oczami. – Zrobiłeś zakupy?
- Zrobiłem – wyszczerzył się. – A teraz pójdę zrobić jakąś kolację.
- A czy ja ją przeżyję? – jęknęłam. Spojrzał na mnie spod byka.
- Zapamiętam to sobie – mruknął i poszedł obrażony na dół. Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową.

Jakieś 15 minut później zeszłam na dół. Stanęłam w przejściu między kuchnią, a salonem i oparłam się o ścianę. Obserwowałam rozbawiona poczynania mojego faceta. Wyglądał komicznie.
- No ja was proszę, nie przypalajcie się – jęczał. – Co ja wam takiego zrobiłem? No proszę was, pieczcie się zgodnie z planem. Kurwa, jakie to jest nienormalne. Nawet naleśniki mi nie wychodzą.
- I tak je zjem – zaśmiałam się, ujawniając swą obecność. Odwrócił się i wyprostował.
- Słucham? Co ty chcesz? Wcale nie rozmawiam z jedzeniem – zaczął się tłumaczyć. Podeszłam do niego i musnęłam delikatnie jego wargi.
- Przestań, bo do końca je spalę – wymruczał.
- Jak sobie życzysz – odsunęłam się i usiadłam przy stole. Po chwili stanął przede mną talerz z naleśnikami. Jedne były z dżemem, inne Nutellą, jeszcze inne z serem. Oczy mi się zaświeciły na sam widok.
- Wcinaj – puścił mi oczko.
- Nie musisz namawiać – stwierdziłam i zabrałam się za jedzenie. Oczywiście pomógł mi Michał, bo choć w ostatnim czasie jadałam w nadmiarze, to akurat taka ilość nawet dla mnie była czymś nieosiągalnym. Po kolacji włożyliśmy naczynia do zmywarki.
- Co teraz robimy? Film? – spytałam, spoglądając na niego.
- Mam ciekawsza propozycję. Sądzę, że trzeba ochrzcić naszą sypialnie – poruszył brwiami.
- Czy my już jej przypadkiem nie chrzciliśmy? – skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie przypominam sobie – stwierdził pewnie i wziął mnie na ręce.
- Ej, no przecież mam nogi! – oburzyłam się.
- Ale jedną niesprawną – zauważył. – W dodatku tradycja wymaga, że muszę cię przenieść przez próg.
- Po pierwsze, to jest tradycja po ślubie, a po drugie przenosi się przez próg mieszkania, a nie pokoju – poprawiłam go.
- Okej, to wyjdziemy na korytarz i przeniosę cię przez drzwi. Pasuje?
- Chodź już do góry, głupku – rozczochrałam jego włosy, a następnie objęłam za szyję. Noc była bardzo udana, a nasza sypialnia, no cóż…. Została należycie ochrzczona.


Gdy obudziłam się rano, to Michała już nie było. Jak widać, pospałam sobie. Przeciągnęłam się. Wzięłam jakieś ubrania z szafy i czystą bieliznę z komody. W łazience się umyłam i przebrałam (link). Musiałam się zabrać za przygotowanie do wieczornej imprezki. Posprzątane było. Pozostała tylko kwestia jedzenia. Jako, iż Michał uzupełnił lodówkę to miałam pełne pole do popisu. Pierwsze, co zrobiłam to ciasto. Potem zabrałam się za resztę potraw, przystawek i innych cudawianek. Pół dnia spędziłam w kuchni. Michała powrót się przedłużył, bo musiał jakąś sprawę załatwić. Nie było go prawie 2 godziny dłużej. W końcu raczył się pojawić.
- No nareszcie – mruknęłam. – Co to za sprawa…
Zamarłam, a po chwili szeroko się uśmiechnęłam.
- Wiolka! Cześć! – podeszłam do Kubiak. Uściskałyśmy się. – Czemu nie mówiliście, ze wpadniesz?
- Niespodzianka – wyszczerzyła się.
- Podoba się? – zapytał Michał.
- I to jak – odparłam.
- Kurde, ja widzę, że wy tej dzidzi hormon wzrostu już dajecie – zagwizdała, patrząc na mój brzuch. – Ostatnio, to jeszcze nic po tobie nie było widać.
- Nie tylko hormon wzrostu, ale mnóóóóóóóóóóstwo jedzenia – wyjaśniłam. – Napijesz się czegoś?
- Ty już kotek siadaj i nic nie rób – Michał zaprowadził mnie do kanapy. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Przecież wiem, że cały dzień jesteś na nogach.
- Właśnie, kochana, teraz Kubiaki przejmują kuchnię – klasnęła w dłonie Wiola.
- Wy? – zdziwiłam się.
- To, że Michał ma dwie lewe ręce, nie znaczy, że to jest dziedziczne.
- Słyszę – mruknął szatyn.
- Ale przecież nie jestem obłożnie chora, ludzie – prychnęłam.
- Po pierwsze nie możesz się w tym stanie przemęczać, a po drugie masz kostkę w ortezie.
- W sumie jestem troszkę zmęczona – przyznałam. – Dacie sobie radę?
- My sobie nie damy? – odparła dziewczyna.
- Pamiętajcie, że wam ufam – pogroziłam palcem. – Nie rozwalcie mieszkania.
- Idź już, bo stracę cierpliwość – jęknął Misiek. Posłusznie udałam się do sypialni, gdzie postanowiłam się chwilkę zdrzemnąć. 

Obudziła mnie głośniejsza wymiana zdań na dole. Przetarłam zaspane oczy, a następnie zerknęłam na zegar. Spałam 2 godziny. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Kubiakowie się najzwyczajniej w świecie kłócili.
- Możesz się odwalić od tego, jak kroję tą pieprzoną marchewkę?! – warknął siatkarz.
- Krzywo to kroisz, baranie! Kto ci to połknie?! – Wiola była nie mniej zdenerwowana, co jej kuzyn.
- Każdy, kurwa.
- Przecież te kawałki są wielkości kamieni!
- Weź się ogarnij i zajmij tymi swoimi ogórkami.
- Ty się od ogórków odwal, bo one są przynajmniej dobrze pokrojone. Jak mówię,  że to ma być drobna kosteczka, to ma być DROBNA – podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo.
- Ale ja chcę żeby tą marchewkę było w tej sałatce widać!
- Nic nie umiesz zrobić! Marchewkę kroisz, jak kamienie, sos prawie byś przesolił, kurczaka byś spalił.
- No bo ty jesteś oczywiście idealna!
- Przynajmniej nic nie zepsułam!
- Ja też nie zepsułem!
- Bo ja tu jestem i to ratuję!
- Ekhem.. – chrząknęłam. Oboje odwrócili się w moją stronę i ucichli.
- Nie śpisz już? – zdziwił się Michał. Widać, że się zmieszali moja obecnością.
- Nie da się przy takich krzykach – zaśmiałam się.
- Widzisz, nawet własną narzeczoną obudziłeś, debilu – syknęła brunetka.
- Jak cię kocham, to ci zaraz przypierdole – wymamrotał.
- Spokój! – przerwałam im, bo wiedziałam, do czego to zmierza.
- Ty – wskazałam na Wiolę – krój ogórki. A ty – wskazałam na Michała – oddaj mi nóż i idź ogarnij salon. Bez gadania!
Oboje spuścili głowy i zaczęli robić to, co im kazałam. Odetchnęłam z ulgą. W końcu zapanował spokój. Sprawdziłam, co ta dwójka narobiła i faktycznie kurczak był lekko spieczony, a sos ciut za słony. Ale dało się zjeść. Gorzej z marchewką.
- Faktycznie, jak kamienie – szepnęłam. Wiolka cicho zachichotała.

- Słyszałem! – krzyknął Kubi z salonu. Odwróciłam się i posłałam mu buziaka w powietrzu. 

________________

Przeprowadzka jest, czyli nowy rozdział u Kubiaków ^^
A dziś półfinał! Kibicujemy ludzie!
Jutro będzie coś u Zuzy, więc już teraz zapraszam.
Pozdrawiam ;*

11 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze super :p na koniec nieźle się uśmiałam z tej marchewki. Już siedzę jak na szpilkach przed telewizorem i czekam na mecz. Coś czuję że zedrę sobie gardło dzis :D a czy dałoby radę rozdział na blogu o Zuzi dodać już dzis? Proooosze! *.* pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeny ale sie na końcu uśmiałam xD te Kubiaki to maja chaeaktwr xD
    Czekam na imprezke na pewno bedzie sie działo! ;D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Baaaardzoooo fajny rozdział xdd Kubiak mistrz :D Półfinał nasz! Złoto nasze!!/M

    OdpowiedzUsuń
  4. no nie zły rozdział :) Uśmiałam się ich kłótnią o marchewkę. Oby dobrze im będzie się mieszkało w nowym mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepsza to była ich kłótnia ! Xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest przerwa w meczu, więc ja tak na szybko.
    Rozdział świetny, Kubiaki cudowne, nie mogę się doczekać jak to będzie dalej wyglądać. Mam nadzieję, że się nie pozabijają ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepsza to była ich kłótnia ! Xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj jak ja ich uwielbiam a jak zbierze się rodzinka Kubiaków w kuchni to jest świetnie :)
    Nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. mamy final ole ole polska zloto bedzie miec

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam :(. Miałam małe problemy przez co nie było mnie w tym świecie :/. Nadrobiłam wszystko :).Postaram się jeszcze dzisiaj dodać coś u mnie :).
    Jest cudownie, a ta kłótnia w kuchni pomiędzy Kubiakami genialna :D. Już nie mogę się doczekać dalszej części tej historii i mam nadziej, że szybko się nie skończy :). Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejciu jak ja się cieszę ,że mogę w końcu przeczytać coś u Ciebie ! Od kilku rozdziałów razem nie wyświetlało mi się opowiadanie tylko milion literek :/ I dziś bez większej nadziei wchodzę , a tu wszystko jak dawniej ! Może to jakiś znak w dniu finału coś się naprawiło :D Trzymam kciuki za chłopaków ,ale oni i tak zrobili już BARDZO DUŻO! Tylko szkoda trochę ,że Igła grał tylko z Kamerunem , bo uwielbiam go jako zawodnika i osobę :) No ale Zati jest mega więc fajnie ,że mamy godnego następce ! A co do rozdziału ,a właściwie rozdziałów , bo tamte już nadrobione to również świetne. Fajnie ,że mieszkają już razem. Tylko mam nadzieję ,że brak brania leków w czasie pobytu w Wieluniu i Rzeszowie nie będzie miał negatywnych skutków. I czekam na parapetówkę. Może tak rozdział jeśli będzie złoto ? :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny i czasu na tworzenie kolejnych opowiadań, bo wiem jak z tym czasem jest ciężko...:)

    OdpowiedzUsuń