18.09.2014

Rozdział 144

Podpromie jak zwykle było wypełnione po brzegi, choć do meczu pozostało jeszcze pół godziny. Krzysiek jako kontuzjowany razem z Dawidem siedzieli za bandami. Przywitałam się z atakującym, a potem podeszłam do Michała, który już czekał. Przytuliłam go mocno i pocałowałam.
- Stęskniłem się – wymruczał mi do ucha, a ja się cicho zaśmiałam.
- Ty były tylko trzy dni – pokręciłam głową.
- Aż trzy dni – podkreślił pierwsze słowo.
- Rozwal ich – puściłam mu oczko.
- Okej – wyszczerzył się. – Ale nie będę przeginał, bo się Igła wkurzy i cię uprowadzi.
- Spokojnie, on ma inne zmartwienia – machnęłam ręką.
- Jakie? – zaciekawił się.
- Domi go męczy, że chce siostrzyczkę.
Przyjmujący się zaśmiał.
- Maczałaś w tym palce? – uniósł jedną brew. Zrobiłam słodką minkę, która mówiła: co złego, to nie ja.
- Skądże.
- Uwielbiam cię, mała – zaśmiał się znowu i musnął delikatnie moje wargi, a potem poleciał się dalej rozciągać. Wróciłam na swoje miejsce koło Ignaczaków i Konarskiego.

Mecz się rozpoczął. Emocji wiele, bo każdy set rozstrzygał się w końcówkach. Pierwszy szczęśliwie padł łupem gości. Do Ankary brakowało już tylko jednego. Druga partia z początku była korzystna dla Jastrzębskiego, ale gospodarze wzięli się w garść i doprowadzili do remisu w setach. Kolejny znowu zakończył się wynikiem wyższym niż standardowe 25 punktów. . Radość zapanowała w sektorze kibiców pomarańczowych. Sama podskoczyłam z miejsca i pisnęłam uśmiechnięta.
- Gratulacje – powiedział smutno Igła.
- Wygrał lepszy – wzruszył ramionami Dawid.
- Ej, bo teraz mi przykro, jak na was patrzę – spuściłam wzrok. Libero objął mnie ramieniem.
- Ciesz się, młoda, póki możesz – uśmiechnął się. – Następnym razem my wygramy.
- Jaki optymista – parsknęłam śmiechem.
Kubi w ostatnim, jak się okazało, secie zszedł boiska. Dobrze, że trener dał mu odpocząć. Cały czas się na mnie gapił i uśmiechał głupkowato. W końcu sędzia odgwizdał koniec spotkania. Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Jastrzębianie mieli wrócić w nocy do domów, a ja na pewno nie będę się w ciemnościach tłuc taki kawał. W dodatku Michał by mnie zabił. Postanowiłam jeszcze się z nim pożegnać, więc powiedziałam Ignaczakom, że przyjadę potem. Opuściłam halę jako jedna z ostatnich. Nie miałam jak udać się pod szatnię, więc musiałam się trochę pokręcić bezmyślnie po korytarzach. Wędrowałam tak sobie i klęłam pod nosem, że Kubiak się tak grzebie. W pewnym momencie zawędrowałam jakimś cudem na drugą stronę budynku. Jeszcze tego mi brakowało żebym się zgubiła. Widziałam jednak z góry wyjście, więc odetchnęłam z ulgą. Zauważyłam też wychodzących Jastrzębian, więc ruszyłam szybciej. Jednak w połowie schodów zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. Zjechałam na tyłku na dół i skrzywiłam się, bo coś bolało mnie w nodze. Natychmiast koło mnie znaleźli się siatkarze.
- Blanka, co ci jest? – zmartwił się Michał, pomagając mi wstać.
- Ała, moja kostka – jęknęłam i złapałam się za bolące miejsce.
- Odsuńcie się. Zerknę na to – usłyszałam głos jastrzębskiego fizjoterapeuty. Usiadłam na schodzie, a Paweł dokładnie obejrzał moją kostkę. Krzywiłam się cały czas, bo strasznie bolało. Trochę mnie denerwowało, że wszyscy tak stoją i się gapią, więc Lorenzo kazał im iść do autobusu.
- Skręcona – oznajmił fizjoterapeuta, podnosząc się. Zaklęłam pod nosem. – Mogę ci to opatrzyć, ale lepiej żebyś pojechała z tym do szpitala.
Westchnęłam. Oferma ze mnie. Żeby ze schodów spaść. Masakra jakaś. Kubi zniknął na chwile by pogadać z trenerem, a potem wyszli wszyscy oprócz przyjmującego. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No chyba nie myślałaś, że zostawię cię tu ze skręconą kostka – pokręcił głową. Podszedł do mnie i wziął na ręce. Objęłam go za szyję.
- Tak w ogóle, to jak ty spadłaś z tych schodów?
- Straciłam równowagę i spadłam – wzruszyłam ramionami.
- Ludzie normalnie nie tracą równowagi – mruknął.
- Oj no, zakręciło mi się w głowie, nie przytrzymałam się barierki i teraz napieprza mnie ta kostka – burknęłam. Westchnął zrezygnowany i wsadził mnie do samochodu, który otworzyłam pilotem przy kluczach.
- Nie podobają mi się te twoje zawroty głowy, osłabienia, czy inne takie. Po lekach nie powinno być to już tak częste – powiedział, zajmując miejsce kierowcy.
- Ciąża jest zagrożona, więc to normalne – odparłam, wpatrując się w szybę, a dokładniej to, co było za nią.
- Przepraszam – rzucił skruszony. – Wkurzam się, choć to przecież nie twoja wina.
Chwycił mnie za rękę, korzystając z czerwonego światła. Posłałam mu lekki uśmiech, a właściwie uniosłam tylko lekko kącik ust. Michał pojechał do najbliższego szpitala, gdzie niemal od razu przyjęli mnie na izbie. Coś nowego. Lekarz stwierdził skręcenie II stopnia, czyli nie obejdzie się bez szyny. Nie uśmiechało mi się to. Noszenie tego mnie irytowało. W dodatku spędzić tak miałam 3 tygodnie. Pechowe zakończenie dnia.
Wróciliśmy do domu Ignaczaków, gdzie oprócz domowników było też kilku siatkarzy Resovii.
- No nareszcie – odetchnęła z ulgą Iwona. –Michał?
Spojrzała zdziwiona na przyjmującego.
- Zdarzył się maleńki wypadek – powiedziałam wchodząc do środka. Przywitałam się z wszystkimi.
- Jaki wypadek? – zapytał zainteresowany, jak zwykle Krzysiek.
- Skręciłam kostkę – wskazałam ręką na ową część ciała. Zakupiłam jednak w aptece ortezę, która nie rzucała się w oczy i mogłam w miarę normalnie chodzić.
- Rany, to co ty zrobiłaś? – zmartwiła się Ignaczakowa.
- Spadłam ze schodów. - Usiadłam na kanapie obok Fabiana, bo miałam nie forsować nogi.
- Trener zgodził się żebym został, więc zawiozłem ją do szpitala i tam stwierdzili, że bez szyny się nie obejdzie – dodał Misiek. – Przenocujecie mnie?
- No jasne, stary – zaśmiał się Igła. – Piwko?
- Nie odmówię – wyszczerzył się.
- Ale jedno – upomniałam go.
- Oho, patrz jak cię kobieta krótko trzyma – zaśmiał się Fabio. Zgromiłam go spojrzeniem.
- Wiesz, że ja bardzo chętnie porozmawiam z Monią o tym, jak postępować z facetami – uśmiechnęłam się szeroko.
- Szatan, nie kobieta – mruknął Drzyzga.
Imprezka trwała niezbyt długo, bo zawodnicy byli zmęczeni meczem. W dodatku tylko jeden z nich miał powody do świętowania. Oczywiście rzucali Michałowi jakieś aluzje, że teraz oni się skupią na Pucharze i Mistrzostwie, a Jastrzębski tylko na Lidze Mistrzów. Kubi, jak to Kubi musiał coś odpyskować. Najbardziej cisnęli sobie nawzajem z Veresem. Chłopaki byli już w pogotowiu na wszelki wypadek, bo nie wyglądało to na przyjacielską sprzeczkę. Postanowiłam Miśka jakoś odciągnąć od Węgra, więc wymyśliłam na poczekaniu, że udam, że mi słabo. Tak, jak się spodziewałam przyjmujący natychmiast zapomniał o swym przeciwniku i zajął się mną. Pocałował czule w czoło i zaniósł mnie do pokoju. Pożegnałam się wcześniej ze wszystkimi, a do Ignaczaków puściłam oczko, bo też się zmartwili. Na szczęście zrozumieli aluzję, bo odetchnęli z ulgą, a Krzysiek pokazał mi uniesiony w górę kciuk. Szatyn położył mnie na łóżku.
- Lepiej ci? Może uchylę na chwilę okno? – pytał, patrząc troskliwie.
- Nie trzeba – pokręciłam głową. – Po prosto połóż się koło mnie, ja się przytulę i będzie w porządku.
Posłusznie wykonał moją prośbę. Wtuliłam się w jego tors i zamknęłam oczy, wdychając jego zapach. Powoli zasypiałam. W pewnym momencie Michał zaczął delikatnie się z tych objęć wyswobadzać.
- Nie idź – szepnęłam.
- Wezmę szybki prysznic i zaraz wracam – pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Nie pamiętam, kiedy wrócił, ponieważ zasnęłam.

Obudziłam się rano wcześniej, niż siatkarz. Wstałam delikatnie, nie chcąc go budzić i biorąc swoje  rzeczy, poszłam do łazienki. Ignaczakowie najwidoczniej jeszcze spali, bo była cisza jak makiem zasiał. Umyłam się i ubrałam (link). Włosy zaczesałam w luźnego koka. Wszyscy wciąż byli w swoich łóżkach, więc postanowiłam zrobić śniadanie w ramach podziękowania za użyczenie noclegu. Zaczęłam od pokrojenia chleba, po który szybko skoczyłam do piekarni naprzeciwko. Gdy smarowałam kromki masłem, to do kuchni ktoś wszedł. Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok dziewczynki. Uroczo wyglądała przecierając zaspane oczka.
- A czemu ty już nie śpisz? – spytałam ją.
- Bo już nie chcę – odparła. – A ty, ciociu?
- Też już nie chcę – zaśmiałam się. – Głodna?
- Troszeczkę. Mogę zrobić z tobą?
- No jasne – uśmiechnęłam się. – Poukładaj plasterki sera i szynki.
- Dobrze – odpowiedziała radośnie. Blondyneczka zabrała się do roboty i jak widać sprawiało jej to przyjemność.
- Twoja mama to ma szczęście, że ma taką fajną pomocnicę – oznajmiłam wesoło.
- Ty też będziesz mieć – wyszczerzyła swoje małe ząbki. Mała Ignaczak to urok miała zdecydowanie po tatusiu.
- No ale nie prędko, Domi.
- A kiedy będę się już mogła pobawić z twoją dzidzią?
- Też nie prędko, bo jak się urodzi, to będzie malutka. Wiesz?
- Wiem, bo moja koleżanka z przedszkola ma małego braciszka – znowu się uśmiechnęła. – A kiedy urodzisz?
- W wakacje.
Poukładałam stos kanapek na talerzu. Strasznie dużo ich było. Zaczęłyśmy jeść z Dominiką. Ja zjadłam 3, a mała 1. No ale to przecież dziecko, one zawsze jedzą mało. A ja ostatnio jem za dwóch. Po zjedzeniu wpadł mi do głowy pomysł, gdy zerknęłam na zewnątrz.
- Co powiesz na spacer? – zapytałam dziewczynkę. Podniosła główkę wyżej z szerokim uśmiechem.
- Tak! – pisnęła. – Pójdę się ubrać.
Zaśmiałam się, widząc w jakim tempie pognała na górę. Ja w tym czasie wyrwałam jedną karteczkę z notesu, który był przyczepiony do lodówki na magnesie. Napisałam tam wiadomość, gdzie jesteśmy, żeby przypadkiem na policję nie chcieli dzwonić. Po jakiś dwóch minutach w kuchni znowu stanęła Dominika, ale już bez piżamki, tylko w normalnym ubraniu (link). Ubrałam jej oraz sobie kurtkę i opuściłyśmy dom. Dominika robiła za przewodniczkę. Nie oddalałyśmy się jednak, bo gdybyśmy się jednak zgubiły, to byłby problem. Jakąś godzinę spędziłyśmy w parku. Kupiłyśmy trochę chleba w piekarni i dokarmiałyśmy gołębie. Domi była cała roześmiana. W drodze powrotnej spotkała nas miła niespodzianka.
- Ola! – uśmiechnęłam się na widok dziewczyny Nowakowskiego. Przytuliłyśmy się na powitanie.
- Rany, od Sylwestra się nie widziałyśmy – pokręciła głową blondynka. Usiadłyśmy na ławce. Dominika nadal kontynuowała dokarmianie ptaków, które lgnęły do niej na widok jedzenia.
- Czemu nie było cię wczoraj na meczu? – spytałam.
- Praca – westchnęła. – Piotrek wrócił do domu smutny, więc nie za ciekawie musiało być dla Resovii. Pogratuluj Michałowi.
- Przekażę mu – uśmiechnęłam się. – Co tam w ogóle u was?
- W porządku, nie narzekam – uśmiechnęła się. – A u was? Jejku, jaki ty już brzuszek masz.
- No dzidzia w końcu zaczęła rosnąć – pogłaskałam się po owej części ciała.
- Kurczę, zazdroszczę ci – pokręciła głową.
- Z tym, to do Piotrka. Trochę starań i będziesz mieć – zaśmiałam się.
- Nie, nie. Nie ten czas – odparła. – Ale potem, kto wie. A jak się czujesz?
- Ujdzie – uśmiechnęłam się lekko.
- Coś się dzieje? – zmartwiła się.
- No nie do końca wszystko jest w porządku, ale nie jest źle – uspokoiłam ją. –No i mogę się już pochwalić, że będzie dziewczynka.
- No to gratulacje, Blanka – przytuliła mnie.
- Ciociu, wracamy? – zapytała Domi, podbiegając do nas.
- Najwyższa pora, bo twoi rodzice mnie uduszą – zaśmiałam się. Pożegnałam się jeszcze z Olką i każda z nas poszła w swoim kierunku.
Weszłyśmy do domu, a następnie do kuchni, bo tam usłyszałyśmy rozmowę.
- No w końcu! – odetchnął Igła.
- Co was naszło na spacer? – zdziwił się Michał.
- Ładna pogoda, to się przeszłyśmy – wzruszyłam ramionami. – Smakowały kanapki?
- Blanka, nie musiałaś robić. Przecież ja bym zrobiła śniadanie – powiedziała Iwona, a ja machnęłam tylko ręką.
- Tatusiu, a wiesz, że karmiłam gołębie? – powiedziała Dominika, wdrapując się Krzyśkowi na kolana.
- Serio? Kurde, ale ci zazdroszczę – zaśmiał się i ją rozczochrał. Usiadłam koło Miska, a on mnie objął i pocałował w skroń.
- Nie powinnaś tak chodzić sobie z tą nogą.
- Nie zaczynaj.. – westchnęłam zirytowana. – O której masz trening?
- Dziś nie mam – oznajmił.
- To zostańcie do jutra! – pisnęła blondyneczka.
- Niestety, ale nie możemy, kochanie – pogłaskałam ją, widząc smutek na jej uroczej buzi.
- Ale czemu? – dopytywała.
- Bo jutro muszę iść na zajęcia – wyjaśniłam.
- Szkoda – posmutniała.
- Ale teraz, mała, to ty masz mnie odwiedzić – puściłam jej oczko.
- Tato, kiedy pojedziemy do cioci? – zapytała ojca.
- No tak, wujek się nie liczy – mruknął Kubiak, udając obrażonego.
- Ty też jesteś fajny wujek, ale nie tak jak ciocia – wyszczerzyła się.
- Widzisz, nie jesteś tak fajny, jak ja – wystawiłam mu język.

___________

Takie cuda . Noga skręcona ;D Nie planowałam tego, tak mnie naszło w czasie pisania.
Staram się na bieżąco u was czytać i komentować ale jeśli o kimś zapomniałam to się przypomnijcie :)
Pozdrawiam ;*

17 komentarzy:

  1. super rozdział szkoda ze Blanka skeciła kostke
    Pozdro M.R.

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 no to będzie mały Ignaczak?? ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. - Ty też jesteś fajny wujek, ale nie tak jak ciocia – wyszczerzyła się - śmiechłam z tego XD Ta Domi mnie rozwala XD
    Szkoda, że kostka skręcona ;/ Ale trzy togodnie to nie taka gigantyczna katastrofa. Mogło być zawsze gorzej ;)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam na 19 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
      Pozdrawiam ;**

      Usuń
  4. Domi najmłodsze dziecko świata hahahah Przydałby się jeszcze jakiś tekst Seby, ale rozdział i tak super :) Znowu coś dzieje się Blance :( Kurde, ja niedługo tego nie wytrzymam :( Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy okazji zapraszam na prolog :) http://takie-same-a-jednak-inne.blogspot.com/2014/09/prolog.html Diana x

      Usuń
  5. Nie podoba mi się, że coraz więcej problemów w życiu Blanki. Może powinna powtórzyć jakieś badania albo zmienić leki? Misiek, działaj, namów ją ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Może Blanka powinna mieć jakieś badania bo coraz częściej zdarzają się jej zawroty głowy.Niech ja namówią,to tylko dla jej dobra.
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. ta to ma szczęście xD skądś to znam, więc powiem tylko tyle, że za ciekawie nie ma :D
    kurcze, moja córka będzie taka jak Domi hahaha :D anioł a nie dziecko! :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaa jesteśmy w półfinale!!! A rozdział fajny xdd/M

    OdpowiedzUsuń
  9. wygralismy z ruskimi !!!!! :) jestesmy w polfinale !!!!!!! Wyczuwam mistrzostwo 1 miejce Polska Siatkówka Moim Bogiem Go Polska Do boju rodacy!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrobiłam!
    Chcę przeprosić za nieobecność, jest mi głupio :<
    Ogólnie działo sie co mnie cieszy :) Mam nadzieje, że Blanka nie poroni i powinna się przyznać Michałowi, że zapomniała brać tabletek... :<
    Skręcona noga? Blanka potrafi! :D
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Takiego obrotu sprawy to ja ię nie spodziewałam. Skręcona kostka to tylko Blanka potrafi. Powinna przyznać się Miśkowi, że zapomniała brać leki oraz zrobić badania.

    OdpowiedzUsuń
  12. Domi jak zwykle rozwala. Ciekawe czy jej rodzice zrobią coś z tym, że chce mieć siostrzyczkę. Blanka jak to Blanka musiała coś wywinąć. Mam nadzieję, że z nogą szybko wszystko będzie dobrze i nie zanudzi się nic nie robiąc.
    Takie małe przypomnienie, że u Majki i Tomka jeszcze nie byłaś.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział! :*
    Szkoda,że Blanka skręciła kostkę,oby te zawroty to nie było nic strasznego.Córeczka Krzysia rozwala mnie po prostu.
    Pozdrawiam i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Nadrobione ! Przepraszam za moją nieobecność, ale cały czas tylko nauka , a wieczorem mecze , więc za dużo czasu na komputerze nie spędzam. Rozdział skradła znów Domi :)
    Świetny rozdział, czekam na kolejny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń