6.09.2014

Rozdział 140

Czas leciał i nadszedł ważny dzień. 5 lutego w Jastrzębiu rozegrać miało polsko-polskie spotkanie w Lidze Mistrzów. Pierwszy taki przypadek w historii. Zajęcia miałam tego dnia dość długo, a w dodatku mecz miał się rozpocząć 15 minut wcześniej, czyli 17:45. Nie chciałam się zwalniać wcześniej, dlatego potem po prostu jak tylko wsiadłam do auta to starałam się jak najszybciej znaleźć na hali. Gdy byłam już przed wejściem, to jak na złość nigdzie nie mogłam znaleźć karnetu w torebce. Zaklęłam pod nosem, przypominając sobie, że leżał na blacie w kuchni. No to pięknie, nie wejdę – pomyślałam. W dodatku na bramce stał jakiś nowy ochroniarz, który z całą pewnością mnie nie znał i bez biletu mnie nie wpuści. Westchnęłam zrezygnowana. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Siatkarze zapewne kończyli rozgrzewkę. Michał nie miał jak się wyrwać. 
- A ty nie na hali? – usłyszałam znajomy głos i z wielkim uśmiechem od razu rzuciłam się Ignaczakowi na szyję.
- Krzysiu, błagam cię, ratuj! – pisnęłam.
- Spokojnie, spokojnie – zaśmiał się. – Co takiego się stało?
- Zapomniałam karnetu, a ochroniarz mnie nie zna i nie wpuści – wyjaśniłam.
- Bez obaw, ze mną wejdziesz – wyszczerzył się. Ruszyliśmy zatem w kierunku wejścia. Ochroniarz początkowo robił problemy, ale gdy Igła powiedział, że jestem dziewczyną Kubiaka, to wpuścił mnie bez mrugnięcia okiem. 
- Tak w ogóle, to cieszę się, że się znowu widzimy – wyszczerzyłam się. 
- Ja też. Zmieniłaś się tu i ówdzie – wskazał na mój brzuch, który był widoczny, ponieważ rozpięłam już kurtkę. 
- Tobie też się przytyło – wystawiłam mu język. 
- Złośliwa jak zawsze – pokręcił głową. – Jak ja się za tobą stęskniłem.
- Oj, ja za Toba też – zaśmiałam się. – Przykro mi z powodu kontuzji.
- No ja też zbyt szczęśliwy nie jestem – westchnął. – Najważniejsze mecze, a mnie nie ma.
- Dadzą radę – uśmiechnęłam się. – Ale pamiętaj, Jastrzębie są i tak lepsi!
- Tak, tak, jasne. Zobaczysz, jak wygrywamy!
- Sorki, Krzysiu, nie w tym życiu – puściłam mu oczko.
W tym momencie weszliśmy na salę. Umówiliśmy się, że spotkamy się po meczu. Ignaczak miał wpaść do Żor. Poszłam szybko na swoje miejsce, ponieważ zaraz rozpocząć miało się spotkanie pomiędzy tymi dwoma gigantami, którymi niewątpliwie był Jastrzębski i Resovia. Dziewczyny od razu spytały, dlaczego jestem tak późno, więc w skrócie im opowiedziałam. Oczywiście nabijały się ze mnie i mojej sklerozy, ale co poradzić. Wolałam skupić się na meczu.
Brak Krzyśka był widoczny na boisku, ponieważ resoviacy gorzej grali w obronie. Gospodarze grali rewelacyjnie, a główna w tym zasługa dwóch Michałów: Masnego i Kubiaka. Świetnie się dogadywali i przynosiło to efekty. W drugim secie Kubi miał małe spięcie pod siatką z Veresem, ale to nic nowego. Misiek mówił mi, że nie przepada za Węgrem. W dodatku Resoviak popełnił błąd, bo niepotrzebnie zdenerwował Dzika. Wkurzony Michał gra lepiej i zauważyło to wiele osób. Czy ktoś pomyślałby przed takim meczem, że zakończy się on wynikiem 3:0? Nie. A jednak tak się stało. Byłam zaskoczona, ale i szczęśliwa, bo przecież byłam wiernym kibicem pomarańczowych. Ludzie na hali zachowali się naprawdę w porządku. Oba kluby były zaprzyjaźnione i było to czuć. Nikt na nikogo nie klął, ani nie obrażał. Wspólnie śpiewali przyśpiewki. Naprawdę miła atmosfera. Zeszłam na dół, gdzie przy bandzie czekał na mnie Misiek. Przytuliłam go na powitanie, a on pocałował mnie krótko.
- Świetny występ – pochwaliłam go.
- Łatwo nie było, ale trochę jestem zdziwiony, że tak szybko poszło – stwierdził. W tym momencie podszedł do nas Igła. Zbyt szczęśliwy nie był, ale uśmiechnął się lekko.
- No niestety, młoda, miałaś rację – pokręcił głową.
- Ja ją zawsze mam – wyszczerzyłam się. – Od początku wiedziałam, że jastrzębie wygrają.
- Gratulacje, Misiek. Genialny mecz w twoim wykonaniu – Ignaczak pogratulował mojemu narzeczonemu. 
- Dzięki, stary – uśmiechnął się szatyn. 
- To ja zabieram Igłę i będziemy czekać u ciebie – oznajmiłam. Pożegnaliśmy się na chwilę z przyjmującym i wyszliśmy z hali. Moim BMW dotarliśmy na osiedle siatkarza. Po niedługim czasie siedzieliśmy już w salonie przy gorącej herbacie.
- Rany, jak ja tu dawno nie byłem – Igła rozglądał się po pomieszczeniu. – Oprócz twojego zdjęcia na komodzie to tu się nic nie zmieniło.
Zaśmiał się. 
- Już niedługo planujemy parapetówkę z Michałem urządzić, więc będziesz miał sporo nowości do oglądania – stwierdziłam.
- Ty lepiej uważaj, żebyśmy wam tego mieszkania od razu nie roznieśli – puścił mi oczko.
- Tylko spróbuj – pogroziłam mu palcem.
- Spokojnie, znasz nas.
- No właśnie – westchnęłam.
- To była jakaś aluzja, przepraszam bardzo? – uniósł jedną brew.
- Ależ skąd – wyszczerzyłam się. – Pójdę zrobić coś do jedzenia.
- Pomóc ci?
- A umiesz?
- Wątpisz?
- Odrobinkę – pokazałam niewielką odległość między kciukiem, a palcem wskazującym.
- Odsuń się kobieto, ja ci pokażę jak się gotuje – wstał z kanapy i wypiął dumnie klatę do przodu. Zaśmiałam się, bo wyglądał bardzo zabawnie.
- Nie rozwal Miśkowi kuchni – pokręciłam głową rozbawiona i ruszyłam za nim. Otworzyliśmy lodówkę i chwilę zastanawialiśmy się, co zrobić.
- To może zapiekanka? – zaproponował.
- Ale jaka?
- Ziemniaczana.
- Niech będzie – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki, a z szafki ziemniaki i naczynie żaroodporne. Wspólnie  obraliśmy ziemniaki, które następnie Krzysiek starł na drobne plasterki. Ja tymczasem przygotowałam ze śmietany, jajek i przypraw zalewę, sos, czy jak to się tam nazywa. W czasie, gdy ja układałam naszą zapiekankę i ją zalewałam, to Libero robił sałatkę z warzyw, które znalazł w lodówce. Wyszła bardzo dobra.
- No muszę cię pochwalić – powiedziałam, gdy nasza zapiekanka wylądowała w piekarniku. – Od tej strony cię nie znałam.
- Wiele rzeczy o mnie nie wiesz – puścił mi oczko.
- Mam się bać? – zaśmiałam się, co zrobił również on.
- Spokojnie, tobie nic nie grozi – odparł. Odetchnęłam z ulgą teatralnie. 
- Wiesz, że nasze herbaty to już zimne są? – spytałam ze śmiechem.
- Domyślam się. Trudno, co nas nie zabije, to nas wzmocni! 
Wróciliśmy do salonu. 
- Coś długo tego Michała nie ma – zastanawiał się na głos rzeszowianin.
- Faktycznie – spojrzałam na zegarek. Nie było go już godzinę odkąd przyjechaliśmy. Usłyszeliśmy w tym momencie dźwięk otwieranych drzwi.
- O wilku mowa – stwierdził Igła. W pomieszczeniu zjawił się po chwili przyjmujący. Nie miał jakiejś zaciekawionej miny, ale uśmiechnął się sztucznie. Spojrzeliśmy z Igłą na siebie. Oboje to chyba zauważyliśmy.
- Cześć wam znowu – zaczął Kubi i usiadł koło mnie, całując w skroń i obejmując w pasie.
- Co tak długo? – spytałam ciekawa. Wzruszył ramionami.
- Najpierw wywiadu udzielałem, a potem się zagadałem z Konarem.
- Ej, misiek, Misiek – pokręcił głową Igła. – Kręcisz.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie on jeden – spojrzałam na niego. Kubiak westchnął zrezygnowany.
- Miałem małe spięcie z Veresem – powiedział w końcu.
- O to, co było na meczu? – zapytałam dla pewności. Kiwnął głową.
- Obaj jesteśmy nerwowi i trochę słów się posypało.
- Ale on jest cały? – spytał Krzysiek. – Bo wiesz, afera będzie.
- Spokojnie, nie zrobiłem mu nic, choć chciałem – mruknął. – Irytuje mnie ten gość.
- Ja się nie wypowiadam, bo lubię was obu – Libero podniósł ręce w geście obronnym.
- Ktoś cię od niego odciągnął, czy sam sobie poszedłeś? – zapytałam.
- Damian z Michałem.
- Czułam, że sam byś nie zostawił tego.
- Rany, bo mnie wkurwił no – warknął.
- Dobra, ale nie musisz się drzeć – prychnęłam.
- Nie drę się.
- Ej, ej, spokojnie – rzucił Igła. – Nie kłóćcie się, bo nie ma o co.
- Racja. Sorry, kotek – pocałował mnie czule w czoło. 
- Nie mówi się sor…
- Blanka – upomniał mnie Krzysiu. Westchnęłam.
- No okej, okej – cmoknęłam go w policzek.
- Jak wy oboje sobie beze mnie radzicie? – pokręcił głową.
- Jakoś musimy – wyszczerzyłam się.

Reszta wieczoru minęła milej. Michał już ochłonął, więc było okej. Trochę czasu poświęciliśmy tematowi meczu. Igła trochę pomarudził, Misiek się z niego pośmiał, ale ogólnie było fajnie. Zjedliśmy zapiekankę, która wyszła wspaniale w naszym wykonaniu. Kubi oczywiście upierał się, że on też umie takie coś zrobić. Resoviak opuścił mieszkanie przyjmującego około północy. Podziękował za spotkanie i dostał jeszcze raz zaproszenie na parapetówkę. Zostaliśmy w końcu sami. Podeszłam do Michała i usiadłam mu na kolanach, a głowę położyłam na jego ramieniu.
- Śpiąca? – zapytał całując mnie w czoło.
- Trochę – odparłam. Spojrzał na mnie wymownie, a ja się zaśmiałam.
- A ty nie jesteś zmęczony? Grałeś na pełnych obrotach – pogładziłam jego głowę, bawiąc się przydługimi już włosami.
- Przez tego Veresa jestem tak nabuzowany, że mogę góry przenosić – powiedział i zaczął odpinać guziki od mojej koszuli i całował moją szyję.
- Aż tak bardzo? – przygryzłam zalotnie dolną wargę.
- Nawet bardziej – szepnął mi do ucha i położył mnie na kanapie, a sam zawisł nade mną. Przyssał się do moich ust. Zaśmiałam się cicho. Uwielbiałam, gdy tak kończyły się nasze wspólne wieczory.


Cały następny dzień spędziłam w swoim pokoju, ponieważ sesja była w piątek, a ja ostatnimi czasy trochę zaniedbałam naukę. Wkuć całą historię fotografii w jeden dzień? Co to dla mnie! Odkąd wróciłam do Katowic, to siedziałam w pokoju i się uczułam. Zrobiłam sobie tylko małe przerwy na skorzystanie z toalety i zrobienie kanapek. Dziewczyny miały to samo, co ja, więc nasze mieszkanie nie tętniło dzisiaj życiem. Około północy dopiero mogłam odłożyć książki i notatki na bok. Ziewnęłam szeroko. Wstałam i rozprostowałam kości. Skrzywiłam się, gdy coś mi strzeliło. Nie lubiłam takiego dźwięku. Wzięłam swoją piżamę i czystą bieliznę i poszłam pod prysznic. Nie siedziałam w łazience długo, bo byłam strasznie senna.

Rano obudziłam się sama. Przeciągnęłam się i sięgnęłam po komórkę w celu sprawdzenia, ile jeszcze mogę poleżeć. Zerwałam się gwałtownie, bo budzik powinien mnie obudzić pół godziny wcześniej. W mega błyskawicznym tempie doprowadziłam się do ładu w łazience. Ubrałam się (link), a włosy tylko rozczesałam, pozostawiając je rozpuszczone. Zdążyłam zjeść tylko jogurt na szybko. Wzięłam torebkę i klucze z szafki. Wyszłam z bloku i skierowałam się na uczelnię. Na korytarzu spotkałam znajomych z mojej grupy. Przywitałam się z wszystkimi i podeszłam do Karoliny i Kacpra.
- Uff, zdążyłam – odetchnęłam z ulgą. 
- No nie mów, że znowu zaspałaś – zaśmiał się Woliński. Zgromiłam go spojrzeniem.
- Nauczona? – zmieniła temat Karola.
- Jakoś ujdzie – wzruszyłam ramionami.
W tym momencie przyszedł Zieliński i otworzył drzwi od sali. Każdy zajął swoje stanowisko. Dostaliśmy egzaminy i teraz pozostało napisać to, co wiemy. Początkowo było okej. Potem było gorzej, bo zaczynał mnie brzuch boleć. Modliłam się o to, żeby dziecku się nie zachciało teraz mi problemów robić, bo musiałam napisać i zdać tą nieszczęsną sesję. W dodatku zaczęłam się denerwować, bo nie wiedziałam, czy wzięłam prace zaliczeniowe. Nie mogłam jednak w tamtym momencie zacząć grzebać w torebce. Na szczęście ból szybko ustał, więc skupiłam się już tylko na kartkach, które były przede mną. Po jakimś czasie czas się skończył i oddaliśmy prace. Potem zaczęłam szukać w torebce koperty ze zdjęciami. Odetchnęłam z ulgą, bo je znalazłam. Oddałam je profesorowi. Kazał mi zostać na chwilę, gdy wszyscy wyszli.
- Dzwonił do mnie Wojtek – zaczął. – Chciał się spytać, czy jesteś zainteresowana dalszą współpracą w reprezentacji, ale wątpię czy w twoim stanie..
- No trochę niezbyt dobry pomysł – odparłam z lekkim grymasem.
- Powiedziałem mu to, ale prosił i tak o kontakt, więc jakbyś mogła do niego zadzwonić.
- Oczywiście, że to zrobię – uśmiechnęłam się. 
- A w ogóle to jak się czujesz? Ostatnio rzadko na zajęciach bywałaś.
- Ym, no tak – powiedziałam. – Małe problemy, ale na razie wszystko jest w porządku na szczęście.
- Cieszę się, że postanowiłaś z nami zostać, ale gdyby coś się działo, to daj znać od razu. Zrozumiemy – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że nic złego nie będzie – odparłam, a następnie pożegnałam się z Zielińskim. Ubrałam swój płaszczyk na korytarzu i wyszłam z budynku. Wsiadłam do swojego kochanego BMW i pojechałam na swoje osiedle. Zauważyłam na parkingu znajome Infiniti. Michał wysiadł, gdy ja zaparkowałam. Wysiadłam z uśmiechem na twarzy. W tym momencie zakręciło mi się w głowie. Kubiak wręcz przybiegł do mnie. Przytrzymałam się auta i zamrugałam kilka razy. 
- Blanka, co się dzieje? – zapytał przestraszony.
- Zaraz przejdzie – powiedziałam. Misiek przytrzymał mnie w pasie i ostrożnie zaczął prowadzić mnie na górę. Czułam się nieswojo. Od razu, gdy weszliśmy do mieszkania, to poszłam do siebie i się położyłam. 
- Już w porządku? – spytał po chwili.
- Yhym – kiwnęłam głową. – Za dużo stresów dziś. Wczoraj cały dzień nauki, a dziś sesja i w dodatku zaspałam.
- Pewnie nic nie zjadłaś?
Pokręciłam przecząco głową. Westchnął. 
- Zrobię ci coś – pocałował mnie czule w czoło i wyszedł. 

_______________

Flaki z olejem.
ostatni dedyk dla Karoliny :) Wybaczcie, że jednak maraton nie wyszedł, ale laptop znów odmówił posłuszeństwa, a na komputerze nie miałam rozdziałów. laptop wrócił i zobaczymy ile jeszcze pociągnie. Dobrze, że nic mi się nie usunęło, bo bym się załamała... 
Pozdrawiam ;*

16 komentarzy:

  1. Krzysiu aka brak kłótni Blanki i Kubiego hahah Blanka jak zwykle roztrzepana, jak nie wiadomo kto i troskliwy Kubi ^.^ Tylko nadal martwią mnie dolegliwości naszego rudzielca.. No nic, do następnego Diana x

    Ps. Ty też się cieszysz z Igły i Wronki w składzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowiedziałam się tego przed opublikowaniem rozdziału, więc nie napisałam, ale jaram się tym jak Fretka Jeremiaszem <3

      Usuń
  2. No super rozdział. Przepraszam, że tak długo nie konentowałam ;( No ale wreszcie jestem ;) Oby z dzieckiem nic się nie działo :)
    Zapraszam na 16 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że koniec maratonu :( Rozdział super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby tylko nic poważnego się nie stało :) Blanka powinna miej się stresować, a Kubi niech nie dorzuca jej problemów.

    OdpowiedzUsuń
  5. No Igła jest boski,oj oby Blance nic nie było poważnego.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział .
    Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest zajebisty <3. Jak ty mi coś zrobisz dziecku, albo Blance to zabije !!!!
    Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  8. kurde stan Blanki jest mocno niepokojący...co chwila bóle i te zawroty:/ oby nic jej i dziecku się nie stało. Krzysiu zawsze wie kiedy musi się pojawić;)
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. To nie wróży nic dobrego. Jej stan jest naprawdę niepokojący.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje :p za duzo stresu miejmy nadzieje ze wszystko bedzie ok. Do naastepnego :p

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie podobają mi się te ciągłe bóle Blanki. Bardzo nie podobają. Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale coraz bardziej mnie to martwi.
    Misiek walczak <3 I tak w ogóle, to ja też nie lubiłam Veresa :P Zawsze odnosiłam wrażenie, że robi łaskę, że w ogóle gra.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. kurcze te bóle to chyba nie są normalne..-.- mam nadzieję, że nie szykujesz dla nas jakiegoś dramatu.. ?
    dobrze, że Kubiak jest taki troskliwy *.*
    ile bym dała za takiego faceta xD
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Oby nic Blance nie było ..

    OdpowiedzUsuń
  14. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego tylko Krzysiu umie pogodzić kłótnie między nimi :D
    Ja myślę, że jednak coś jest z tą ciążą, bo przecież ot tak Blanki nie dręczyły by bóle :(
    No nic, miejmy nadzieję, że będzie ok. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://i-was-there-for-you.blogspot.com/ nowy rozdział :3

      Usuń