2.09.2014

Rozdział 137

Nawet się nie spostrzegałam, kiedy minęła godzina i do sali ktoś wszedł. Podniosłam głowę znad urządzenia i uśmiechnęłam się promiennie na widok gościa. Siatkarz podszedł do mnie i przywitał się pocałunkiem.
- Jak samopoczucie? – zapytał, siadając obok na krześle. Wzruszyłam ramionami.
- Może być – odparłam i odłożyłam urządzenie na półkę. – Dziękuję za kwiaty. Są śliczne.
- Pomyślałem, że mogą ci humor poprawić – uśmiechnął się. – Był już lekarz?
Pokręciłam przecząco głową.
- Denerwuję się – wyznałam. Splótł swoje palce z moimi.
- Niepotrzebnie. Na pewno wszystko będzie w porządku.
- Wątpię – skrzywiłam się. – Mam złe przeczucia.
Michał nie zdążył odpowiedzieć, bo drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój lekarz prowadzący. Przełknęłam ślinę i chwyciłam mocniej Kubiego za dłoń.
- Przychodzę z wynikami – oznajmił. – Ale najpierw proszę mi powiedzieć, jak się pani dziś czuje.
- Lepiej – odparłam i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Zacznę od tych zaległych – powiedział i wziął odpowiednią kartkę. – Na całe szczęście dziecko jest zdrowe, więc o to proszę być spokojną. Chcą państwo znać płeć?
- Tak – odparliśmy równo i zaśmialiśmy cicho.
- W takim razie gratuluję, bo będą państwo mieć córkę.
Cmoknęłam narzeczonego z wielkim bananem na twarzy. On tylko pokręcił ze śmiechem głową. Na pewno wrócimy do tego tematu. Teraz pozostała pewnie gorsza kwestia.
- Teraz pewnie będą te złe wieści? – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Niestety pozytywne nie są, ale proszę sobie tego tak bardzo nie brać do siebie, bo to tylko tak groźnie brzmi – zaczął. Zaczęłam się denerwować tymi jego wstępami. – Pani ciąża jest zaliczona do grupy wysokiego ryzyka.
- To znaczy? – zapytał Kubi. Przestraszyły mnie te słowa. Jak wysokie ryzyko może tylko groźnie brzmieć? To jakiś żart?
- To znaczy, że jest zagrożona, ale naprawdę proszę się nie denerwować. Podamy pani odpowiednie leki, które sprawią, że nie powinno być żadnych niemiłych niespodzianek. Musi je pani tylko regularnie przyjmować i częściej zgłaszać się na kontrolę. Najlepiej co 3 tygodnie. Jeśli wystąpią jakiekolwiek problemy, które panią zaniepokoją, to proszę się niezwłocznie do mnie zgłosić. Im wcześniej, tym lepiej.
Misiek zauważył moją przestraszoną minę, dlatego usiadł obok mnie na łóżku i objął troskliwie.
- Nie powinna się pani denerwować. Spokojnie, co druga ciąża należy do tej grupy w dzisiejszych czasach. Przy odpowiednim leczeniu ryzyko się zminimalizuje.
- A te bóle i skurcze mogą się jeszcze powtarzać? – zapytał Michał.
- Przez najbliższe parę dni mogą wystąpić, ale nie muszą – wyjaśnił medyk. – Zostawię państwa teraz samych.
Jak powiedział, tak też zrobił. Zostałam sama z szatynem, który cały czas mnie tulił i całował w czubek głowy.
- Skarbie, głowa do góry – starał się mnie podnieść na duchu.
- Jestem taka beznadziejna, że nawet ciąży nie mogę utrzymać – powiedziałam płaczliwym głosem.
- Ej, bez takich mi tu – ręką chwycił delikatnie mój podbródek i sprawił, że na niego spojrzałam. – Nie jesteś beznadziejna i sama słyszałaś, że co druga ciąża jest zagrożona.
- Ale czemu akurat musiała być moja?
- Na to ci nie odpowiem – westchnął. – Ale pamiętaj, że nie jesteś w tym sama. Masz mnie, dziewczyny, Huberta, rodzinę.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko. Siatkarz pocałował mnie czule w czoło.
- Będziesz brać leki, oszczędzać się i będzie dobrze – mówił dalej.
- Oby – westchnęłam.
- Rany, Blanka – jęknął. – Jak ty tylko będziesz myśleć o tym, co najgorsze, to popadniesz w jakąś depresję. Gdzie jest ta wiecznie uśmiechnięta i denerwująca mnie dziewczyna, która tak mi zawróciła w głowie, że się po uszy zakochałem?
- Hormony przejęły nad nią władzę – mruknęłam, wtulając się w niego mocniej.
- To niech mi oddadzą moją Blankę – zaśmiał się, co zrobiłam i ja. Chciał mnie rozweselić i mu się to udało. – Kurde, przegrałem zakład z Małym.
- Jaki zakład? – zaciekawiłam się.
- Bo byłem na 100% przekonany, że będzie Kuba, a on się śmiał, że wyjdzie na twoje i jednak wyszło – skrzywił się, a ja parsknęłam śmiechem.
- A ty wątpiłeś w moją intuicję – pokręciłam głową.
- I przez to stówa poszła się jebać – westchnął i położył czoło na moim ramieniu.
- Nasza rodzina pójdzie przez ciebie z torbami, hazardzisto – zaśmiałam się i cmoknęłam go w nos.
- Wróciła moja wredota – mruknął.
W tym momencie przeszkodziła nam pielęgniarka.
- Przepraszam bardzo, ale muszę panią zabrać na USG. Narzeczony poczeka – uśmiechnęła się. Kubi pomógł mi usiąść na wózku. Puścił mi oczko i został w pomieszczeniu, a ja zostałam przewieziona do gabinetu, gdzie lekarz przeprowadził badanie. 2 tygodnie temu miałam robione USG, ale dzidzia weszła w okres szybkiego wzrostu i zdążyła się już zmienić. Nie była już taka malutką fasolką na monitorze. Teraz można było już rozróżnić główkę, łapki i resztę ciałka. Jeszcze nie przypominała wyglądem niemowlęcia, ale wszystko przyjdzie z czasem.
- Proszę, oto wydruk – powiedział z uśmiechem doktor i podał mi zdjęcia. Uśmiechnęłam się przeglądając je jeszcze raz.
- Dziękuję – odparłam. – Doktorze, mam pytanie.
- Proszę pytać.
- Kiedy będę mogła już wyjść? Nie ukrywam, że nie lubię szpitali – skrzywiłam się.
- Na razie jest wszystko w porządku, więc jeśli pani chce to nawet jutro.
- Naprawdę? Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się szeroko. Pielęgniarka odwiozła mnie z powrotem do mojej sali, w której teraz oprócz Michała były jeszcze moje przyjaciółki oraz Hubert.
- Więcej was matka nie miała? – zaśmiałam się. Kubi pomógł mi z powrotem położyć się na łóżku.
- Niestety zaczęła się zabezpieczać – westchnął teatralnie Radosz. Pokręciłam głową z politowaniem.
- A, bym zapomniała! – przypomniałam sobie. – Zdjęcia.
Podałam wszystkim zebranym wydruki USG.
- Rany, i takie cudeńko jest tutaj? – zachwycała się Sysia, wskazując na mój brzuch.
- Co, jak co, ale dzieci to ja robię zajebiste – wyszczerzył się Michał.
- Przypominam, że się jeszcze nie urodziło – chrząknęłam.
- Ale jak się urodzi, to będzie zajebiste!
- Bo moje, to musi być takie – wystawiłam mu język, a reszta się zaśmiała.

Przyjaciele posiedzieli u mnie jeszcze dobre 2 godziny. Michał także wtedy poszedł, bo musiał wrócić na trening. Obiecał przyjechać późnym popołudniem i tak też zrobił. W dodatku dostałam pozdrowienia od całego Jastrzębskiego Węgla. Nie tylko od zawodników, bo od sztabu i trenera też. Tata Kubiego chciał mnie odwiedzić, ale Misiek uznał, że to bez sensu, bo i tak następnego dnia miałam wyjść. Znowu będę musiała się tłumaczyć na uczelni. Na szczęście wszystko rozumieli, bo nie byłam tam przecież pierwszym przypadkiem kobiety w ciąży. Na studiach wszyscy są dorośli i takie sytuacje się zdarzają. Wypis dostałam już rano przy obchodzie, ale przyjmujący kategorycznie zabronił mi samej wracać. W dodatku głupek zwolnił się wcześniej z treningu, żeby po mnie przyjechać. Następnego dnia mecz ze Skrą, a ten mniej trenuje.
- Naprawdę mogłam wrócić sama – westchnęłam, gdy zapinałam pas w jego Infiniti.
- Ale ja chciałem po ciebie przyjechać – wzruszył ramionami.
- Gorzej, niż z dzieckiem – pokręciłam głową.
- I tak wiesz, że jutro dam z siebie wszystko – skradł mi całusa i opuścił szpitalny parking.
Gdy przekroczyłam próg mieszkania, to od razu szeroko się uśmiechnęłam.
- Jak dobrze być już u siebie – powiedziałam i ściągnęłam kurtkę.
- A już niedługo będziesz jeszcze bardziej u siebie – puścił mi oczko. – Meble dziś przyszły i od rana je montują. Mój tata siedzi z robotnikami.
- Czemu mi dopiero teraz mówisz? – jęknęłam. – Jedźmy do Żor!
Siatkarz zaśmiał się, kręcąc głową.
- Najpierw to ty odpocznij po tym szpitalu. Jak pojadę na trening, to cię zabiorę ze sobą.
- No dobra – westchnęłam. – Głodna jestem.
- Chodź, pokaż dzisiejszemu szefowi kuchni, na co masz ochotę – wyszczerzył się i przepuścił mnie w drzwiach kuchni.
- Naleśniki bym zjadła – odparłam po chwili namysłu.
- Uff – odetchnął. – Coś prostego.
- Ale nie spytałeś z czym – wyszczerzyłam się, a on skrzywił. – Spokojnie, mogą być z dżemem.
Cmoknęłam go w policzek.
- W takim razie siadaj, a ja zabieram się do pracy – puścił mi oczko i umył ręce. Obserwowałam, jak to ten mój kucharz sobie radzi. Dobrze mu szło. Musze go więcej tak wykorzystywać. Najlepsze było to, że Michał przy tym całym gotowaniu zachowywał się jak Makłowicz, Pascal i Gessler w jednym. Co chwilę się śmiałam.
- A teraz wlewamy chochla ciasta na patelnia – udawał francuski akcent.
- Misiu, brzuch mnie zaraz przez ciebie rozboli – powiedziałam przez śmiech.
- Nie bój żaby, mała – wyszczerzył się. – Ty jesteś w kuchni i nie masz siatki na włosach?! Hańba ci!
- O wielki, Kubiaku, przebacz mi, bo nie wiedziałam, co czynię – odparłam ze śmiechem.
- Boś ty kobieta, próchno marne – machnął ręką i przewrócił naleśnika. Znaczy próbował, bo chciał zrobić tak, jak na filmach i go tak fajnie podrzucić. Niestety cienki placek wylądował na podłodze. – No to ten… to się wytnie.
Parsknęłam śmiechem, a następnie pokręciłam głową.
- Sprzątaj to! Ma lśnić! – krzyknęłam na niego.
- Pewnie, ja sprzątam, a ta siedzi i się lampi – mruknął pod nosem.
- Wiesz co, misiaczku? – zaczęłam słodko. – Przejdę się na trening i załatwię u Lorenzo 20 dodatkowych kółek, tak specjalnie for you.
Posłałam mu buziaka w powietrzu.
- Gdzie to się takie wredne uchowało? – skrzywił się, sprzątając nieudanego naleśnika z podłogi.
- W Wieluniu – odparłam dumnie.
- Ciebie to pewnie w dzieciństwie w klatce trzymali – odgryzł się.
- Ja się w takowej przynajmniej mieściłam – skrzyżowałam ręce.
- No kiedyś tak – poruszył brwiami i spojrzał wymownie na mój brzuch.
- Sugerujesz, że jestem gruba?! – warknęłam. I tym razem na serio. Hormony zaczęły buzować.
- Nie, Blanka, bo ja.. – mieszał się, a ja patrzyłam na niego z mordem w oczach.
- Aż dziwne że to dziecko, które nosze powstało z twoich plemników! No szczyt chamstwa przede mną stoi we własnej osobie!
- Kotek, no proszę cię – jęknął.
- Nie kotkuj mi tutaj!
- Skarbie…
- Wal się, Kubiak!
- Młoda, patrz, co ja z twoją mamą mam – westchnął, kręcąc głową.
- Kruszyna, nie słuchaj tego bałwana – prychnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Co ja co, ale kłócić o byle co to ja się umiałam. I tak to nie trwało długo, bo zostałam przekupiona naleśnikiem w kształcie serca. Nie miałam nigdzie takiej foremki, więc doceniłam jego starania. Ostrzegłam, że na przyszłość ma sobie z mojej wagi nie żartować.

- Ale i tak jesteś moim słodkim ciężarkiem – wymruczał i mnie pocałował.

_______________

Ooo a ten rozdział mi się już bardziej podoba :D Taki jakiś weselszy jest. HAHA, a jednak dziewczynka, a nie bliźniaki! Kurde, myślałam, że będzie więcej głosów na chłopca, ale cóż.. :D
Kurde, przeoczyłam ważną datę! Przez te Mistrzostwa mi z głowy wyleciało, ze (UWAGA, UWAGA) mój blog ma już rok! Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają i czytają te wypociny. To dla mnie naprawdę ważne. Widząc, że dziennie wchodzi tu minimum 1000 osób to mordka sama się cieszy ;) Aż wam walnę statystyki z tego roku :D


Jest tego tyle, że aż sama się dziwię :O JESTEŚCIE WIELCY <3
Poszperałam też głębiej, co ten blogspot tam ma i zobaczyłam, ze wpisem najbardziej popularnym był rozdział 88, czego w sumie nie rozumiem, bo taki jakiś nudny jest i o niczym xD Natomiast na 2 miejscu jest rozdział 37, w którym ta dwójka nasza sie zeszła :D Nie ma jednak statystyki, gdzie jest rozdział z największą liczba komentarzy, więc wam nie powiem który to był ;/ 
Na koniec informacja, że rozdział dedykowany jest Karolinie w ramach nagrody i do czwartku będą wpisy codziennie!
Pozdrawiam ;*

11 komentarzy:

  1. Jedno mnie zastanawia.... Jak on zrobil naleśnik w kształcie serca? O.o wooo w xd

    OdpowiedzUsuń
  2. zagadka dla społeczeństwa nalesnik w kształcie serca hihihi. bardzo miły o przyjemny rozdział;) M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, a liczyłam na bliźniaki. Cóż, dziewczynka też dobra, bo wyszło na Blanki. :D Mam nadzieję, że ciąża będzie przebiegać dobrze i Blanka ją donosi. :)
    Udobruchanie naleśnikiem w kształcie serca? Czemu nie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No i Blanka miała rację córka :)
    No i stówa poszła się jebać!!! hahahahaha
    Czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że będzie dziewczynka. Zaznaczyłam bliźniaki, ale przecież mogło się urodzić dziewczyna-chłopak lub 2 dziewczynki hahaha :) Jaka ja jestem szczęśliwa :D. Cudowny rozdział <3. Szkoda tylko, że ciąża jest zagrożona, ale damy radę ! Nie oddamy dzidziusia bez walki hahahaahah :D. Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Od razu stawiałam że to będxie córeczka!.
    No taki bardzo fajny teb rozdział ;D Rozwalił,mnie Michał "No i stówa poszła się jebać" xD
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. sto lat sto lat niech żyje twoj blog!!!
    Super że dziewczynka Kubiaków jest zdrowa
    Pozdro M.R.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooooo jak suodko z tymi naleśnikami a rozdział jak zwykle meeega! :)/M

    OdpowiedzUsuń
  9. Kubiak jaki romantyk. Dobrze, że to dziewczynka, aaaa i rozdział cuuudowny! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oby nic złego więcej się działo z dzieckiem Blanki i miśka. Poza tym rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń