Około godziny 18
zostałam w pokoju całkiem sama. Tak trochę smutno. Powinnam być na hali i robić
zdjęcia, a tymczasem leżałam na łóżku z siniakiem na pół nogi. Ledwo do
łazienki doszłam. Bałam się, że w sobotę mi się nie poprawi i znowu przesiedzę
mecz w pokoju. Nie po to odbywałam te praktyki żeby potem nie móc robić zdjęć
naszym siatkarzom. Doskonale można mnie było w tamtym momencie porównać do
dziecka, które dostało szlaban. Bo tak jakby miałam taki areszt domowy, który
dała mi własna noga. Mam przynajmniej nauczkę, że ładowarek, czy innych kabli
nie daje się, gdzie popadnie. Ileż ja się nauczyłam tego dnia.
W końcu
siatkarze wyszli na rozgrzewkę. Następnie odegrano hymny, wszyscy się
przywitali. Pierwsze ‘’szóstki’’ składały się z najmocniejszych zawodników.
Polska była taka, jak zwykle, czyli: Jarosz, Kurek, Winiarski, Możdżonek,
Nowakowski, Żygadło i na Libero Zatorski. Siedziałam w biało-czerwonej koszulce
i z szalikiem na szyi. To, że kibicowałam przed telewizorem nie oznaczało, że miałam
po prostu siedzieć. Co chwilę podskakiwałam na miejscu i komentowałam. Zawsze
tak wyglądało oglądanie meczy, gdy robiłam to w domu. Pierwszy set wygrali –
biało-czerwoni. Turcy grali naprawdę dobrze. Podobno to najsłabsza drużyna, a
na boisku wcale na taką nie wyglądała. Druga partia była popisem umiejętności
naszych. Gładko wygrali do 15 i na tablicy wyników widniało już 2:0. Niestety w
3 secie przeciwnicy się odbudowali. To był naprawdę dobry mecz. Anastasi musiał
sięgnąć po zawodników rezerwowych i takim oto sposobem na parkiecie pojawił się
mój chłopak. Zacisnęłam mocniej kciuki.
- Dawaj, skarbie – powiedziałam sama do
siebie. To była bardzo dobra zmiana. Michał bardzo pomógł Pawłowi w obronie i
przyjmował dużo lepiej, niż Winiar. Co do niego właśnie, to było to dziwne, że
element, dzięki któremu był w czołówce najlepszych przyjmujących świata go
zawodził, akurat podczas tak ważnego turnieju. Trzeba mieć nadzieję, że szybko
‘wróci do siebie’. W sumie jego niedyspozycja dawała szansę Kubiemu. Wiem, że
dla siatkarza, który jest podstawowym graczem w swoim klubie sterczenie w
kwadracie rezerwowych nie jest przyjemne. Niestety losów tej partii nie dało
się już odwrócić i pierwszy set został zapisany na koncie gości. Na szczęście
cały mecz zakończył się wygraną 3:1 Polaków. 3 punkty dawały im 2 miejsce w
tabeli, gdyż Francja pokonała Słowaków 3:0. Straciliśmy jednego seta, więc
musieliśmy im ustąpić. Znowu się źle poczułam z faktem, że nie mogę być na hali
i cieszyć się razem z chłopakami. Pozostało mi tylko czekać, aż wrócą.
Skorzystałam z okazji, iż była reklama i jakoś wstałam z łóżka. Przy
rozprostowaniu nogi znowu poczułam ból. Syknęłam cicho i jakoś dokuśtykałam do
łazienki, gdzie załatwiłam swoją potrzebę fizjologiczną. Gdy wróciłam na
miejsce trwało już studio pomeczowe. Prowadził je Jerzy Mielewski, wraz z
Ryszardem Boskiem i Ireneuszem Mazurem. Tego pierwszego udało mi się poznać
przy okazji któregoś meczu Ligi Światowej. Pochwalił moje zdjęcia, co było
bardzo miłe. Nie rozmawialiśmy wtedy zbyt długo, bo oboje byliśmy zajęci.
Fajnie było jednak go poznać.
Studio trwało
około godziny. Niemal równo z jego zakończeniem usłyszałam jakiś gwar na
korytarzu. Po chwili drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł uśmiechnięty
Michał. Odwzajemniłam jego gest.
- Gratulacje. Świetny mecz – powiedziałam, gdy
do mnie podszedł. Musnęłam delikatnie jego usta.
- Dziękuję – odparł wesoły.
- Rewelacyjnie grałeś – wyszczerzyłam się.
- Bez przesady – wzruszył ramionami. – Były
sytuacje, gdy mogłem zaatakować inaczej. Niektóre piłki były do lepszej obrony,
a ja przyjąłem niedokładnie.
- Oh, przestań – wbiłam mu palec w żebro. –
Grałeś świetnie – cmoknęłam go siarczyście w policzek.
- Jadłaś coś, czy ci przynieść? – zapytał.
- Jadłam – odparłam, mając na myśli marchewki,
których nie dokończyłam przed południem. – A teraz idę pod prysznic.
- Chyba będę musiał ci potowarzyszyć, bo sama
nie dasz rady – poruszył charakterystycznie brwiami.
- Wystarczy, ze mi pomożesz dojść. Dam sobie
radę sama – wystawiłam mu język i zaczęłam wstawać z łóżka. Michał pomógł mi w
tym, więc obeszło się bez mocnego bólu w kolanie.
- Jesteś pewna? Bo wiesz, że ja zawsze chętnie
służę pomocą – drążył dalej.
- Jestem pewna na 100%. Nie tym razem, Misiu.
Poczekaj do końca Mistrzostw – cmoknęłam go przelotnie w usta i zaczęłam iść w
stronę łazienki. Michał podniósł mnie i wręcz tam zaniósł. Potem posłusznie (o
dziwo) wyszedł z pomieszczenia. Zatkałam otwór w wannie i zaczęłam napełniać ją
wodą, do której wlałam truskawkowy płyn do kąpieli. Pozbyłam się swoich ubrań.
Skrzywiłam się, widząc tego siniaka. Nie dość, że był ogromny, to jeszcze
ciemno-fioletowy. Nawet, gdy jako mała dziewczynka spadłam z huśtawki, to nie
miałam takiego śladu. Ale ja przecież tylko spadłam z łóżka. No ludzie! Nie
ogarniam swojego organizmu. Weszłam do wanny. Posiedziałam chwilę bez ruchu, bo
wtedy kolano mnie nie bolało. Umyłam się i wypuściłam wodę. Zaczęłam wstawać,
lecz znowu przypomniała o sobie moja słaba koordynacja ruchowa i uderzyłam się
kolanem (tym bolącym!!) o kran. Niech to szlag.
- Ała – pisnęłam. Michał wszedł zaniepokojony
moimi jękami.
- Co się dzieje? – zapytał.
- Uderzyłam się – powiedziała, wstając.
Chłopak podał mi ręcznik, którym się owinęłam i pomógł mi wyjść.
- Z ciebie naprawdę niezła łamaga jest –
zaśmiał się cicho, za co go uderzyłam w ramię.
- Spadaj – mruknęłam niezadowolona.
- Jesteś śliczna, jak się złościsz –
wyszczerzył się.
- Słabo – ziewnęłam. – Standardowy tekst z
filmów.
- A już było tak miło – skrzywił się.
- Idź spać, Dziku – wypchnęłam go za drzwi.
- Wredny rudzielec – pokręcił głową.
Następnego dnia
wstałam po 7. Spojrzałam w lewo. Michał wciąż spał, jak zabity. Wstałam z
łóżka. Byłam zadowolona, bo kolano nie bolało mnie tak, jak wczoraj.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Z szafy wyjęłam ubrania, które w łazience na
siebie narzuciłam (link). Włosy związałam w kucyka z dobieranym warkoczem z
boku głowy. Wygodna i ładna fryzura. Wróciłam do pokoju i postanowiłam obudzić
siatkarza, bo w końcu zaśpi. Śmiesznie wyglądał, tuląc do siebie kołdrę.
Zaśmiałam się lekko. Szturchnęłam go.
- Wstajemy, Kubiak – powiedziałam głośno.
Otworzył oczy i ziewnął.
- Która godzina? – zapytał zaspany.
- Wpół do 8. Rusz te seksowne cztery litery i
się ubierz – powiedziałam i usiadłam na swoim łóżku.
- Sądzisz, że mam seksowny tyłek? – zapytał,
podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Yhym – puściłam mu oczko.
- A jak twoje kolano? – zainteresował się.
- Dużo lepiej, niż wczoraj. Ta maść Sokala
jest świetna – wyszczerzyłam się.
- No i po co było tyle płaczu? Jak będziesz
dziś uważać, a nie uderzać się o każdą napotkaną rzecz, to pójdziesz na mecz –
powiedział, wstając z łóżka.
- Ja się wcale nie uderzam o każdą napotkaną
rzecz – oburzyłam się.
- Uderzyłaś się wczoraj o kran – wypomniał mi.
Nie miałam argumentów i spuściłam głowę, co on skomentował śmiechem.
- Spadaj – warknęłam.
- Uwielbiam to uczucie, gdy nie umiesz mi
odpowiedzieć. Czuję się wtedy lepszy!
- Na szczęście takie sytuacje nie zdarzają się
często – wystawiłam mu język.
Już przed 19
byliśmy wszyscy w Ergo Arenie. Właśnie kończył się mecz Słowacji i Turcji. Po
emocjonującym spotkaniu to nasi południowi sąsiedzi zgarnęli 2 punkty. Chłopcy
poszli się przebrać do szatni, a ja z Wojtkiem weszłam na halę. Kibice z poprzedniego
meczu już opuścili trybuny. Powoli zaczęli się schodzić następni. Hala miała
być wypełniona do ostatniego krzesełka. Usiadłam sobie na miejscu, bo nie
chciało mi się cały czas stać, a na razie nic się nie działo. Po kilkunastu
minutach zauważyłam swoich przyjaciół, gdy szukali swoich miejsc. Powiedziałam
Wojtkowi, że zaraz wracam i poszłam w ich kierunku.
- Cześć – przywitałam się z nimi i każdego
przytuliłam.
- A czemu cię wczoraj nie było? – zaciekawiła
się Daga. Skrzywiłam się.
- Mały wypadek miałam – powiedziałam.
- Jaki wypadek?
- Potknęłam się i mam stłuczone kolano –
machnęłam ręką.
- Jaka łamaga – parsknął śmiechem Hubert i
oberwał ode mnie w głowę. Jęknął cicho, ale wciąż się śmiał.
- Spadaj – warknęłam. – Już się Michał ze mnie
nabijał.
- I dobrze – wyszczerzył się sąsiad.
- Jak gadałam z Zatim, to się nie chwalił –
przyznała Sylwia.
- Tak? Muszę go pochwalić – uśmiechnęłam się
szeroko.
- Wiedziałem, że dzisiaj przyjdziesz –
usłyszałam zza siebie. Odwróciłam się i ujrzałam Zbyszka.
- Drugiego meczu bym już w pokoju nie
przesiedziała – zaśmiałam się. –A jak ty się czujesz w roli kibica?
- Trochę obco, ale nie jest źle – uśmiechnął
się. – Mam fajną czapeczkę, o – wskazał palcem biało-czerwoną czapkę z Okocim.
- Nie pasuje ci do stroju. Czemu
biało-czerwonej koszulki nie ubrałeś, zdrajco?
- Fakt, mój błąd – skrzywił się. – Ale mam
czapeczkę!
- Jak ty się jarasz tą czapką – wywróciłam
oczami.
- Bo jest zajebista.
W tym momencie
zauważyłam na schodach grupkę jakiś dziewczyn, które były zestresowane.
Najwidoczniej chciały poprosić mojego przyjaciela o autograf, lub zdjęcie i się
wstydziły.
- Chcecie autografy? – zapytałam je. Zibi
odwrócił się zaciekawiony z kim rozmawiam. Pokiwały twierdząco głowami.
- Zibi, zająłbyś się fankami – trzepnęłam go w
ramię. – A ja lecę do pracy.
Pożegnałam się z
przyjaciółmi i zaczęłam schodzić na dół. Tyle schodów nie sprzyjało
samopoczuciu mojego kolana, ale ból nie był tak odczuwalny, jak wczoraj. W
końcu biało-czerwoni wyszli na rozgrzewkę. Kibice ciepło ich przywitali. Równo
o 20 skończyli. Odśpiewano hymny. Słysząc, jak cała hala śpiewała Mazurek
Dąbrowskiego acapella, to miałam znowu dreszcze na ciele. Siatkarze się ze sobą
kulturalnie przywitali. Rozpoczął się mecz. Pierwszy set był wyrównany, lecz w
końcówce szala przechyliła się na korzyść gości. Druga partia była niemal
identyczna. Trzeba w takim wypadku doprowadzić do tie-breaka. Miałam nadzieję,
że sprawdzi się w tym przypadku stara reguła, a mianowicie, kto nie wygrywa
3:0, ten przegrywa 3:2. 3 set padł naszym łupem. Niestety 4 był zarazem
ostatnim. Na konto Francuzów powędrowały 3 punkty. Goście cieszyli się, ale na
ich miejscu również bym to zrobiła. Nasi nie mieli zadowolonych min. Pierwsze
miejsce w grupie raczej nie było już dla nas. Trzeba było przyznać
przeciwnikom, że byli lepsi. Mieliśmy w tym roku strasznego pecha. Podczas Ligi
Światowej podczas obu meczu z nimi mieliśmy szansę wygrać, lecz marnowaliśmy
je. Tego dnia również tak było. Chłopcy nie potrafili się zebrać w końcówkach,
z czym natomiast problemu nie mieli goście.
Siatkarze
skierowali się do szatni. Schowałam swój sprzęt i wyszłam z hali. Chłopcy o
dziwo nie byli tak przybici, jak zwykle po przegranych. Widać tym razem znieśli
to dużo lepiej. Może to dlatego, że ich gra była lepsza, niż w poprzednich
starciach?
__________________
Przepraszam, ale jak już napisałam na asku mój laptop się zbuntował i nie mogłam wczoraj dodać rozdziału. W rekompensacie w niedzielę i poniedziałek pojawią sie 2 rozdziały z rzędu ;) Już teraz składam wam życzenia Wesołych Świąt ;*
Przepraszam, ale jak już napisałam na asku mój laptop się zbuntował i nie mogłam wczoraj dodać rozdziału. W rekompensacie w niedzielę i poniedziałek pojawią sie 2 rozdziały z rzędu ;) Już teraz składam wam życzenia Wesołych Świąt ;*
Super rozdział :* pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że z kolanem Blanki jest coraz lepiej.
Ale strasznie mi przykro jak wspominam wydarzenia z ME, szczególnie ten mecz z Francją...
No nic, czekam na kolejny i pozdrawiam :*
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością,no nie tylko twój laptop się buntuje,mój to daje mi niezłe wahania nastroju :)
Do następnego i pozdrawiam ;*
Świetny rozdział zresztą jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuńrozdział w niedziele i poniedziałek ? to mi się podoba :*
pozdrawiam i do następnego :)
a jednak Blanka grzecznie siedziała w pokoju podczas meczu;) faktycznie ma pecha z tym kolanem ale zawsze tak jest, że jak się stara żeby nie urazić bolącego miejsca to jest odwrotnie. Zibi zafascynowany czapeczką...;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Kurde, przez to kolano tyyleee ją ominie.. Oby już wszystko było dobrze, bo znam ten ból, kiedy ledwo można się ruszać.
OdpowiedzUsuńMichał jaki troskliwy no no no :D Chłopaczyna stara się i tak powinno być :D
Zbigniew + czapeczka = banan na moim ryjcu :D
http://zakochana-para.blogspot.com - zapraszam :*
Rozdział jak zwykle świetny. Zapraszam do siebie na nowy.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na 6 :D
OdpowiedzUsuńuff Dobrze, że kolano Blanki ma się już lepiej. Szkoda, że przegrali oby tylko później było lepiej.
OdpowiedzUsuńtakze tego nadrobilam :D i jak zwykle mordka mi sie cieszy gdy czytam twoje opowiadania :* Blanka i Michał sa swietni :p
OdpowiedzUsuńzapraszam tez na nowy u mnie :*
zapraszam na nowiutki :)
OdpowiedzUsuńZacznę od Moniki, bo nie było mnie na bieżąco przy tych rozdziałach z jej udziałem. Gładko poszło to jej przyznanie się do prawdy, choć ona musi być strasznie ślepa, skoro uwierzyła, że Michał do niej wróci. Mam nadzieję, że Daniel znajdzie sobie jakąś fajną dziewczynę, bo na pewno na nią zasługuje. Może jeszcze nie teraz, bo widać, że musi odcierpieć rozstanie z Moniką, ale potem czemu nie :) A co do Blanki i jej kolana to dobrze, że skończyło się tylko stłuczeniem, ale naprawdę trzeba mieć mega pecha, żeby sobie tak rozwalić nogę przez głupi kabel od laptopa ^^
OdpowiedzUsuńWesołych świąt! ♥