13.04.2014

Rozdział 71

Nadszedł 20 wrzesień, co oznaczało początek Mistrzostw Europy 2013. Siatkarze mieli tylko jeden trening rano. Trener, jak i sztab byli cali zabiegani. Wojtek zajął się całą papierkową robotą, więc ja siedziałam spokojnie u siebie i wgrywałam kolejną porcję zdjęć. Czyli u mnie nic nowego. W międzyczasie przegryzałam sobie marchewkę. Naszło mnie nagle na zdrowe odżywianie. Michał leżał natomiast w swoim łóżku z pilotem w ręce i skakał po kanałach. W końcu go jednak coś zainteresowało, bo odłożył przyrząd, a ręce ułożył wygodnie pod głową. Uniosłam wzrok znad laptopa i zerknęłam na ekran. Trwał mecz Agnieszki Radwańskiej z Wierą Duszewiną. Był to ćwierćfinał turnieju WTA w Seulu. Jak na razie Polka prowadziła. Gdy skończyłam swoją pracę ze zdjęciami, odłożyłam komputer i również zaczęłam oglądać.
 - Lubisz tenis? – zaciekawił się Michał. Kiwnęłam twierdząco głową.
 - Lubię wiele dyscyplin – odparłam.
 - Ciągle dowiaduję się o tobie czegoś nowego – pokręcił głową i wrócił do oglądania. Pierwszy set gładko padł łupem naszej rodaczki. Rosjance udało się ugrać zaledwie 2 gemy. Właściwie były one jedyne w całym meczu, ponieważ drugi set wygrała Agnieszka 6:0. Ona jest naprawdę świetna. Nie bez powodu to 4 rakieta świata. Komentator powiedział, że w półfinale Polka zmierzy się ze zwyciężczynią pary Jang – Arruabarrena. Byłam przekonana, że na obojętnie którą trafi, to dojdzie do finału.
 - Mecz się skończył, można iść jeść – klasnął w dłonie siatkarz i z wielkim uśmiechem wstał z łóżka. Również zamierzałam zrobić to, co on, ale wyszła na jaw moja słaba koordynacja ruchowa i spostrzegawczość. Już wyjaśniam, co przegenialna Blanka zrobiła, a raczej nie zrobiła. Nie zauważyłam kabla od ładowarki do laptopa i się potknęłam, następnie runęłam jak długa na ziemię. Michał na początku się zaśmiał, lecz po chwili kucnął koło mnie, pomagając usiąść. Skrzywiłam się i rozmasowywałam bolące kolano.
 - Jaka niezdara – pokręcił głową z politowaniem.
 - Spadaj – warknęłam. Chciałam wstać, ale poczułam straszny ból w kolanie. Jęknęłam i z powrotem usiadłam na ziemi.
 - Bardzo boli? – zapytał z troską.
 - Trochę – przyznałam.
 - Zaniosę cię do Sokala. Powinien na to zerknąć.
 - Nie – od razu zaprotestowałam. – Oni są wszyscy teraz zajęci, bo wieczorem mecz. Nie zamierzam nikomu zawracać teraz głowy.
 - A jeśli to coś poważnego? Lepiej to sprawdzić.
 - Powiedziałam wyraźnie, że nie ma mowy, tak?
 - W takim razie wstań, mądralo. Zobaczymy, czy możesz bez problemu chodzić – skrzyżował ręce na piersi. Przełknęłam ślinę. Oparłam ręce na łóżku i się podniosłam. Odczuwałam ból, ale starałam się tego po sobie nie poznać.
 - Zatkało? – spytałam. Michał westchnął zrezygnowany i również się podniósł.
 - Zrób kilka kroków – nakazał. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do wyjścia. Przytrzymałam się jednak ściany i schyliłam, trzymając drugą ręką za kolano. Jęknęłam. Bolało, jak diabli.
 - Tak myślałem. Chodź tu, sierotko – powiedział z wyczuwalnym tryumfem w głosie i wziął mnie na ręce. Skrzyżowałam niezadowolona ręce na piersi.
 - Zobaczysz, że nie będą zachwyceni, że zawracam im głowę – mruknęłam.
 - Zawsze musisz tyle gadać? – westchnął.
 - Tak.
Otworzył drzwi i wyszedł ze mną na korytarz. Z naprzeciwka akurat wychodził Nowakowski.
 - A wy się w młodą parę bawicie? – zapytał zdziwiony. – Ja chcę złapać welon!
 - Chyba krawat, jak już geniuszu – odparł rozbawiony Bartek. – A tak serio, to co wy odwalacie?
 - Ta sierota nie umie chodzić – zaśmiał się Michał, za co go uderzyłam w ramię. – Nie bij człowieka, który cię trzyma na rękach.
 - Jak mnie puścisz, to się jeszcze bardziej potłukę – oburzyłam się.
 - Więc nie podskakuj, malutka – puścił mi oczko.
 - Coś ty jej zrobił, że się potłukła? – zapytał zdezorientowany Piter.
 - Nie ja – odparł przyjmujący. – Potknęła się o własną ładowarkę i się stało.
 - Łamaga – parsknął śmiechem środkowy, za co zgromiłam go spojrzeniem. Natychmiast zamilkł.
 - Sokal jest u Giovanniego, więc tam ją zanieś – poinformował Kurek.
 - No to idziemy – stwierdził i ruszył korytarzem przed siebie. W końcu stanęliśmy przed drzwiami nr 82. Zapukałam, gdyż Michał nie miał wolnej ręki. Usłyszeliśmy ‘’proszę’’ i weszliśmy.
 - Ooo, nasza parka zawitała – uśmiechnął się doktor. – Co się stało?
 - Potknęła się i strasznie boli ją kolano – wyjaśnił mój chłopak.
 - Mówiłam, że to nic poważnego, ale on się uparł – wywróciłam oczami.
 - Połóż ją tu – powiedział Miale, wskazując na ‘przenośną’ kozetkę, która stała pod ścianą. Siatkarz posłusznie to zrobił. Włoch kazał mi podwinąć nogawkę legginsów, co też zrobiłam. Aż sama się skrzywiłam, widząc dużego, fioletowego siniaka na kolanie. Mężczyzna aż zagwizdał.
 - No pięknie się załatwiłaś – stwierdził. Zaczął oglądać moje obolałe miejsce. Syknęła cicho z bólu, gdy zbyt mocno go dotknął. Pooglądał dokładnie, razem z Sokalem.
 - I jak? Coś poważnego? – zapytał Dziku.
 - Mocne stłuczenie tylko. Musiałaś mocno przygrzmocić w tą podłogę – stwierdził doktor. – Dam ci maść. Złagodzi ból, ale ten siniak to raczej długo będzie siedział.
 - Jakoś przeżyję. Dziękuję – uśmiechnęłam się. Sokal wyciągnął ze swojej torby wskazaną wcześniej przez kolegę maść i podał ją mi.
 - Ale dziś to ty na mecz nie będziesz mogła iść – stwierdził.
 - Co? Jak to?!
 - Dziś masz leżeć i nie forsować tej nogi. Jutro zobaczymy. Jak trochę ból przejdzie, to pójdziesz na halę.
Spuściłam głowę. Nie byłam zadowolona z tego powodu. Taki ważny mecz, a ja mogłam go oglądać jedynie na ekranie telewizora. Nie tak to sobie planowałam. Podziękowałam jeszcze raz i Michał ponownie wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, gdzie ostrożnie odłożył mnie na łóżku.
 - Załatwię ci obiad do pokoju – pocałował mnie w czoło. – Rozchmurz się. Jutro na pewno pójdziesz na halę, znając ciebie.
 - Ale dziś mecz otwarcia. Wiesz dobrze, że strasznie chcę iść – mruknęłam i położyłam się na boku. Kubiak kucnął przede mną i spojrzał troskliwie.
 - Wiem. Mam tak zawsze, gdy przez kontuzję nie mogę się znaleźć nawet na ławce – powiedział.
 - To chociaż obiecaj mi, że rozwalicie tą Turcję – uśmiechnęłam się lekko.
 - Masz to jak w banku – pocałował mnie namiętnie, a potem wyszedł z pokoju. Wrócił po 15 minutach, niosąc tacę, na której stało przepyszne spaghetti. Położył ją mi na udach. Cmoknęłam go w policzek.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się.
 - Smacznego – odwzajemnił gest. – Ja muszę iść do Andrei, bo kazał nam wszystkim do niego przyjść. Trzeba obgadać szczegóły meczu.
 - Jasne, leć. Jakbyś spotkał Wojtka, to.. – zaczęłam, ale mi przerwał.
 - Już wie, spokojnie.
 - Jak zareagował?
 - A jak miał zareagować? Zaśmiał się i powiedział żebyś szybko wracała. A i jeszcze Giovanni mi kazał dać ci to – uniósł woreczek z lodem – na twoje kolano.
Podciągnął moje legginsy i położył przedmiot na kolanie. Jęknęłam. To było strasznie zimne.
 - Musi trochę poboleć. Następnym razem patrz, co masz pod nogami – zaśmiał się cicho.
 - Idź już lepiej do Andrei – warknęłam.
 - No już, już. Nie złość się – uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. W spokoju i przy dźwiękach muzyki, która akurat leciała na Eska TV zjadłam posiłek. Porcja była dość spora, więc wszystkiego nie udało mi się upchnąć. Po chwili przyszedł ktoś z obsługi i zabrał naczynia. Podziękowałam chłopakowi uśmiechem. Westchnęłam. I co ja miałam robić? Takie siedzenie cały wieczór nie napawało mnie optymizmem. Dawno nie oglądałam meczu w telewizji, więc obco się czułam z myślą, że to właśnie będę dziś robić.
Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i zobaczyłam uśmiechniętego Kubiego.
 - Mam dla ciebie niespodziankę – wyszczerzył się. Zaciekawiona podniosłam się trochę. Przyjmujący wszedł do środka, a za nim zobaczyłam uśmiechniętego Bartmana. Od razu wielki banan pojawił się na mojej twarzy.
 - Zibi! – pisnęłam ucieszona. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
 - Cześć, łamago – zaśmiał się. Zgromiłam go spojrzeniem.
 - Już musiałeś wszystko opowiedzieć? –warknęłam w stronę Michała.
 - No – odparł wesoło.
 - Dobra, spokój dzieciaki – wtrącił Zbyszek, siadając obok mnie. – Niezbyt zadowolona jesteś, że oglądniesz mecz w pokoju, co?
 - Szczyt moich marzeń, to to nie jest – westchnęłam.
 - Jutro pójdziesz. Nawet jakby ci to kolano odpaść miało – stwierdził.
 - Ej, ej. Jak ją będzie dalej boleć, to ja jej nie wypuszczę – wtrącił Michał.
 - Patrz, jaki ci się troskliwy facet trafił – szturchnął mnie atakujący.
 - I denerwujący – wystawiłam język przyjmującemu.
 - Ah, ekstra jest być ojcem chrzestnym waszego związku – Bartman ułożył sobie ręce za głową i oparł się o ścianę. Spojrzeliśmy oboje na niego dziwnie.
 - Przepraszam bardzo, jak to ty? – zapytałam, a moja mina wyglądała mniej więcej tak: o.O
 - A to kto inny?
 - Nasz związek nie ma ojca chrzestnego, ani w ogóle żadnego ojca – dodał Kubiak.
 - Heloł, kto cię wysłał na ten spacer w Warszawie? Kto wam doradzał we wszystkim i pchał ku sobie? Ludzie, przecież jakbyście sami mieli coś robić, to byście dopiero na etapie niby przyjaźni byli – wywrócił oczami.
 - Zbysiu, ty nie wiedziałeś, że coś się między nami dzieje przez 2 tygodnie, gdy ja się do Michała przekonywałam – parsknęłam śmiechem.
 - Czekaj, czekaj. Jakie 2 tygodnie? To ten ‘okres próbny’ jak to nazwaliście? – zdziwił się. Kiwnęliśmy twierdząco głowami. – W tym momencie powinienem się obrazić.
 - Okej, możesz się nazywać tym ojcem chrzestnym – westchnął przyjmujący. Zbyszek od razu się ożywił.
 - Taka rekompensata mi wystarczy – wyszczerzył się.
 - A tak właściwie, to co ty tu robisz? – zaciekawiłam się.
 - Jakbyś czasem przeglądała Internet, to być wiedziała, że przyjechałem wspierać chłopaków – wyjaśnił. – Najpierw posiedzę trochę w strefie kibica, a potem razem ze wszystkimi będę na hali.
 - Ty przynajmniej będziesz na hali – rozpaczałam nadal i położyłam czoło na Zbyszkowym ramieniu.
 - Nie weźmiesz nas na litość, kotek – zaśmiał się Dziku. – I tak dziś zostajesz.
 - Nie lubię cię – rzuciłam w niego poduszką, ale cwaniak złapał ją w locie.
 - Ależ ja się za wami stęskniłem – powiedział rozbawiony Zibi.
 - Kurde, czekaj – nagle sobie coś przypomniałam. – Przecież ja cię opieprzyć miałam!
 - Za co? – zdziwił się.
 - Za szastanie rolą mojego osobistego psychologa na prawo i lewo – wbiłam mu palec w żebro.
 - Ała, to boli – oburzył się.
 - Bo miało boleć – stwierdziłam.
 - Jaki osobisty psycholog? – zapytał niewtajemniczony Kubiak.
 - Mianowałem Kurka osobistym psychologiem Blanki pod moją nieobecność.
 - A czemu nie mnie?
 - Bo ty nie umiesz być obiektywny – machnął ręką atakujący.
 - A spadaj – mruknął obrażony.

_________________

Taki tam rozdział o kolanie. Sytuacja z życia wzięta, bo ja tak samo jak Blanka mam słabą koordynację ruchową i bywam ślepa, bo potknęłam się o kabel, co dało w efekcie siniaka i bolące kolano.
Pomysł z Quizem jak widac nie wypalił. Trochę mi przykro, bo najpierw chętni byli, a jak przyszło co do czego, to żadnego odzewu nie ma. Muszę przyznać, że się zawiodłam.

16 komentarzy:

  1. świetny rozdział :D czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. cos czuje ze Blanka i na tym meczu bedzie :) jak fajnie ze Zibi sie pojawil... wybacz ale dzisiaj rozdzialu nie bedzie bo ostatnio mam urwanie glowy z wszystkim wokolo
    Kisses

    OdpowiedzUsuń
  3. Problemy z kolanem skąd ja to znam. Sama mam zamiar namieszać z tym u siebie, ale jeszcze nie wiem dokładnie jak. Blanka nadal uparta jak osioł. Co do meczu to albo będzie na hali albo ZB obejrzy razem z nią. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogłabyś chociaż raz napisać jakiś słaby rozdział? Bo już się nudne robi jak każdy jest taki dobry :D No świetny rozdział, cudowne opowiadanie :) Zresztą najlepsze jakie kiedykolwiek czytałam. Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział :* zapraszam http://odpierwszegospotkania.blogspot.com/2014/04/rozdzia-3.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział czekam na kolejny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. I love it! <3
    Szkoda że Blanka nie może isć na ten mecz
    otwarcia. :( No cóż. Wcale się jej nie dziwie. Też jestem straszną niezdarą xD
    Fajnie że Zibi przyjechał. :D
    Pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny rozdział. Ahhh ta Blanka, współczuje, że nie mogła iść na ten mecz z Turcją... Oby jak najszybciej jej to przeszło !
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. No wesoły rozdział :) Blanka musiała się załatwić nie ma co :) Dobrze, że choć na chwilę ma przy sobie Zbyszka a Misiek jest taki opiekuńczy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham twojego bloga ! <3
    Rozdział świetny,coś mi się wydaje,że Blanka i tak pojawi się na meczu. PISZ JAK NAJWIĘCEJ,JESTEŚ BOSKA <3
    pozdrawiam,do następnego i zapraszam przy okazji do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. no to faktycznie Blanka się załatwiła...ale nie zdziwię się jak jeszcze zjawi się na tym meczu;)

    pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. zapraszam do mnie na 4 www.odpierwszegospotkania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. skąd ja to znam.. :D też mam problemy z koordynacją :D
    ale dobrze, że na zwykłym stłuczeniu się skończyło.. ;)
    czekam na następny, a w wolnej chwili zapraszam na kolejny na :
    http://nie-moge-zyc-bez-ciebie.blogspot.com/
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. zapraszam do mnie na % www.odpierwszegospotkania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń