Dzień przed pierwszym meczem siatkarze mieli odbyć
trening na stadionie narodowym. W mediach mowa była głównie o tym, bo mecz
otwarcia Mistrzostw Świata 2014 ma się odbyć właśnie tam. No nie wiem, czy to
taki rewelacyjny pomysł. Będzie ciężko coś zobaczyć z trybun, bo boisko do
siatkówki jest mniejsze, niż do piłki nożnej. Wpakowaliśmy się do autobusu. Już
w oddali zauważyłam Igłę z kamerą. Nowe odcinki Igłą Szyte się szykują. No
pięknie. Zibi rzecz jasna musiał to skomentować:
- Ja pierdole,
znowu się zaczyna kurwa – mówił przez śmiech. A potem będzie, że w
reprezentacji się strasznie przeklina. Krzysiek zaczął niebezpiecznie zbliżać
się do mnie z tym swoim sprzętem. Szczerzył się przy tym głupio.
- Pani fotograf,
proszę się ładnie uśmiechnąć – zaśmiał się.
- Igła, jeżeli
zobaczę siebie w jakimkolwiek filmiku, to możesz być pewny, że będziesz zbierać
zęby z podłogi – wycedziłam przez zęby. Posłusznie wyłączył kamerę i z
przygnębioną miną usiadł na swoim miejscu.
- Jak możesz
naszego Krzysia tak ranić? – spytał z wyrzutem Kurek.
- Od tego tu
jestem – wystawiłam mu język. – A ty Krzysiu, możesz kręcić wszystkich, oprócz
mnie.
- Co to za frajda
– jęknął.
Po kilku minutach jednak wyciągnął kamerę i zaczął gadać.
Bartek robił głupie miny. Taki mistrz drugiego planu. Natomiast nieświadomy
niczego Bartman nawijał dalej o fryzurze Libero. Nie wiem, o co mu chodziło,
przecież fajnie miał ułożone włosy. Atakujący natomiast w przeszłości miał parę
pomyłek fryzjerskich. Śmiać mi się chce, jak przypominam sobie Zibiego a’la
koguta, czy kompletnie łysego. Następnym razem ja będę musiała się z nim wybrać
do fryzjera. Samego to strach puścić.
Stadion naprawdę robił wrażenie. Był ogromny i bardzo
ładny. Nadal jednak wolałam halę i boisko do siatki. Szanuję jednak wszystkich
sportowców oczywiście. Brazylijczycy również przyjechali na ten trening.
Wyciągnęliśmy z Wojtkiem nasz sprzęt, a siatkarze zaczęli się rozgrzewać. Choć
to następnego dnia miał być ten ważny mecz, to trening przebiegał dość luźno.
Igła łaził z tą swoją kamerą i komentował po polsku przeciwników, z czego oni
nic rzecz jasna nie rozumieli, tylko odwzajemniali uśmiechy. W końcu obie ekipy
postanowiły rozegrać mecz. Nie była to jednak typowa siatkówka. Zamiast odbijać
rękami, każdy trzymał piłkę i to nią odbijali. Kubiak zapomniał w szatni
ściągnąć okularów, więc teraz chodził i szukał frajera, który mu je potrzyma.
Akurat przeglądałam zdjęcia, które zrobiłam, gdy jakiś osobnik stanął nade mną.
Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przyjmującego.
- Przytrzymasz? –
wyszczerzył się i pokazał okulary, które trzymał w ręce. Zrobiłam minę,
mówiącą: Are you fucking kidding me?
- Nie? – spytałam
ironicznie.
- Oj no weź –
jęknął. – Pamiętaj, że odprowadziłem cie do pokoju, jak byłaś pijana.
Wybełkotałam kilka przekleństw pod nosem i wzięłam te
okulary.
- Dzięki, Ruda –
zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Siatkarz pobiegł do reszty i
kontynuowali grę. W końcu 11:8 wygrali nasi. Potem były pamiątkowe zdjęcia,
które Wojtek powierzył mi zrobić. Przyszła nawet szanowna pani minister Mucha.
Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczęła odbijać piłki. Widziałam, że chłopaki
się powstrzymują, żeby nie roześmiać. W sumie ja też ledwo wytrzymywałam.
Nadszedł ten wielki i wyczekiwany dzień. Już od początku
roku w Internecie odliczali dni do pierwszego meczu Biało-Czerwonych w
tegorocznej Lidze Światowej. Hala w Warszawie powoli zaczynała wypełniać się
kibicami. Ja z Wojtkiem rozkładaliśmy nasze statywy, choć w większości i tak
nie będę go używać. Stał on tam tylko dla picu. W końcu siatkarze obu drużyn
wyszli na rozgrzewkę. Wszyscy byli bardzo skupieni. Mimo, iż był to pierwszy
mecz, to na sam początek najtrudniejszy. Chłopcy się prawie w ogóle nie
denerwowali, a ja za to żyłam w stresie. Pierwszy set padł łupem przeciwników,
natomiast drugi był już dla nas. Następne dwa, to szkoda słów. Kompletnie nie
poznawałam naszych siatkarzy. Gdy sędzia odgwizdał koniec meczu z wynikiem 3:1
dla Canarinhos aż ręce mi opadły. Nie mogłam się jednak przecież załamać. Jeden
mecz nic nie znaczy. Jest dużo do poprawy, ale dadzą radę! Prawda? Zawsze
dawali.
Wszyscy ze spuszczonymi głowami weszli do autobusu. Nikt
nic nie mówił. Jedynie trenerzy rozmawiali na temat taktyki. Co trzeba zmienić,
co poprawić itp. Pierwszy raz widziałam milczącego Ignaczaka. No serce mi się
krajało. Na kolacji w hotelu już się ciut im humor poprawił. Kurek na
wszystkich nawrzeszczał, że muszą wziąć się w garść i w niedzielę pokazać
Brazylijczykom, gdzie ich miejsce. To podniosło wszystkich na duchu. Igła
zaczął znowu żartować, a Zati narzekać na jedzenie. Nawet tutaj. Jemu to chyba
nigdy nie dogodzi.
Większość siatkarzy spotkała się ze swoimi rodzinami,
które przybyły na mecz. Miałam przyjemność poznać niektóre. Wprost zakochałam
się w małym Winiarskim. Oliwier to po prostu przeurocze dziecko. Gdy tak z jego rodzicami stałam to wpadłam na wspaniały pomysł.
- A może ja się
zajmę Oliwierem? – spytałam. Spojrzeli na mnie zdziwieni. – Mielibyście chwilę
dla siebie. Dawno się nie widzieliście.
- No nie wiem –
zaczęła Dagmara. – Nie chciałabym ci robić kłopotu.
- Jaki kłopot –
machnęłam ręką. – Czysta przyjemność.
- Blanka, będę cię
teraz za to przed Kubiakiem bronić – zaśmiał się Michał, puszczając mi oczko.
- Trzymam za
słowo. Chodź, Oli – zwróciłam się do chłopca. – Idziemy na ciacho do kawiarni
na dole.
Blondynek uśmiechnął się promiennie i chwycił mnie za
rękę. Pożegnaliśmy się z Winiarskimi i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wtedy
zaczepił mnie Igła z Kubiakiem.
- A ty gdzie
porywasz nam młodego Winiarskiego, co? – Ignaczak skrzyżował ręce na piersi.
- Na ciacho –
wyszczerzyłam się.
- Mamy cie uwolnić
od tej złej pani? – zapytał młodego przyjmujący. Posłałam mu piorunujące
spojrzenie, ale to zignorował.
- Ciocia jest
spoko – odparł uśmiechnięty malec.
- Słyszycie?
Ciocia jest spoko – zaśmiałam się. – Idziecie z nami?
- Bardzo chętnie –
odparł Krzysiek. – Iwona z maluchami będzie dopiero na meczu z Argentyną.
- Szkoda.
- A ty Dziku
idziesz? – Libero zwrócił się do Michała. Ten pokiwał twierdząco głową. W
czwórkę ruszyliśmy do kawiarni, która znajdowała się na parterze. Zajęliśmy
stolik, a po chwili kelnerka przyniosła nam Menu. Z czytaniem Winiarski miał
problemy, bo dopiero po wakacjach miał iść do 1 klasy. Litery niby znał. Z
łączeniem ich w wyrazy był już problem. Chwila rozmowy z jego rodzicami, a już
o nim tyle wiedziałam. Byłabym idealną opiekunką do dzieci. Jak mi nie wyjdzie
z fotografią, to przynajmniej wiem, czym mogłabym się zająć.
- To co chcesz,
młody? – zapytał chłopca Libero. – Szarlotka, sernik, krówka…
- Sernik! –
powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Ja też wezmę
sernik – odparłam. – A do tego gorąca czekoladę. Co ty na to?
- O tak – ucieszył
się. Gdy kelnerka przyszła przyjąć
zamówienie, Ignaczak zamówił 2 serniki, szarlotkę i krówkę, a do tego 4 kubki
gorącej czekolady z bitą śmietaną. Kiedy ja spalę te kalorie? Oni to przynajmniej
mają te treningi i jakieś medyczne cudeńka. A ja? Kurde, gdybyśmy byli w Spale,
to chodziłabym rano pobiegać. Tutaj, to ja się zgubię. Pozostają mi tylko
ćwiczenia indywidualne. Niedługo zrobi mi się taka opona na brzuchu, że nie
wcisnę się już w rozmiar M. Ba, XL będzie za małe!
- I co powiesz
ciekawego, młody? – zapytał Kubiak.
- Ja mam imię –
oburzył się Oli, a ja się zaśmiałam.
- Nawet dziecko ci
pociska – pokiwałam głową z politowaniem. Przyjmujący wywrócił oczami.
- Przynajmniej
jemu się to udało. Nie to, co tobie – uśmiechnął się cwaniacko. Czyli tak się
bawimy. Okej. Skoro tak chce.
- Bo ja do tej
pory, to jeszcze nie pokazałam na, co mnie stać – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Rozumiem, że mam
się teraz trząść ze strachu? – prychnął, śmiejąc się.
- Rób, co chcesz.
Ja tylko informuję – wzruszyłam ramionami.
- Widzisz, Oli. I
ja muszę czegoś takiego wysłuchiwać codziennie – westchnął Igła. Chłopiec
poklepał go pocieszająco po ramieniu.
- Spoko, wujek.
Mama z tatą też się tak czasem kłócą – powiedział. – Ale potem się całują i
jest w porządku.
Dobrze, że nie miałam niczego w ustach, bo od razu bym
wypluła.
- Ale twoi rodzice
są małżeństwem, u nich to normalne – machnął ręką przyjmujący.
- To się ożeńcie.
Co za problem – wzruszył ramionami. Poprawka. Teraz bym coś chętnie wypluła.
Tak dla efektu.
- Oliwier,
uwielbiam cię – Igła zaniósł się niepohamowanym śmiechem, a ja tylko zgromiłam
go spojrzeniem. Przy dziecku nie mogłam mu nic więcej zrobić. Później jednak
mógł być pewny, że się z nim rozliczę. Na szczęście temat zakończył się, bo
przyszła kelnerka z naszymi zamówieniami. Zajęliśmy się jedzeniem. Blondynek
cały się upaprał tą czekoladą, więc po zapłaceniu poszliśmy z nim do mojego pokoju,
gdzie się umył. Wojtek oznajmił, że może wrócić późno, bo wybierał z
siostrą i znajomymi się spotkać. Dochodziła 22. Młody powinien kłaść się już
spać, ale nie chciałam jeszcze małżonkom przeszkadzać. A nóż pracują nad
rodzeństwem dla niego? Nie no, żartuję. Ułożyłam go więc w moim łóżku. Zasnął
niemal natychmiast. Usiadłam między siatkarzami na kanapie.
- Co cię tak
wzięło na pilnowanie Oliwiera? – zapytał ciekawski Ignaczak.
- Widziałam, że
Michał i Dagmara się za sobą stęsknili, więc załatwiłam im chwilę spokoju –
odparłam, wzruszając ramionami. – Jak chcesz, to i twoich dzieciaków popilnuję,
jak przyjadą do Gdańska.
- Cały czas, to
niee. Ale gdybyś tak z godzinkę, czy dwie ich wzięła – zamyślił się.
- Da się zrobić –
puściłam mu oczko.
- Na rękach cię
będę nosić! – ucieszył się, jak dziecko.
- Ruda, zmieniasz
branżę? – zaśmiał się Michał.
- Już dawno, to
zrobiłam. Nie zauważyłeś? Niańczę już ciebie – uśmiechnęłam się złośliwie.
- To miała być ta
twoja cięta riposta? – prychnął.
- A to miała być
twoja odpowiedź na nią?
- Znowu? – jęknął
Libero.
- Znowu –
odparliśmy równo.
________________
Najbliższy rozdział będzie już w 2014 roku, więc już teraz życzę wam wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku. A najbardziej ucieszyły by was oraz mnie na pewno sukcesy naszej reprezentacji :)
świeeeeeeeeeeetny :) Dzięki!
OdpowiedzUsuńRównież najlepszego na Nowy Rok :)
Trzymaj się :)
PS. Nie mogę się doczekać jakiejś takiej pozytywnej iskry między nimi no :) bo tak to się ciągle sprzeczają :D
ty uwielbiasz mnie? to ja uwielbiam ciebie :)... rozdział jak zwykle wspaniały i ten moj banan na twarzy gdy to czytalam az syn mojej kuzynki spytał do czego ciociu sie tak usmiechasz.... tobie rowniez szcześliwego i siatkarskiego nowego roku
OdpowiedzUsuńA Ci znowu swoje.. eh :(
OdpowiedzUsuńjuż sobie wizualizuję te ich kłótnie :)
OdpowiedzUsuńno ale kto się czubi ten się lubi :3
Świetny rozdział ja jak uwielbiam te ich kłótnie a Oli był najlepszy z tekstem to się ożeńcie uśmiałam się nieźle :) tobie również szczęśliwego nowego roku :)
OdpowiedzUsuńHahahahaah Boże a oni znowu hahah. A ja chciałam więcej miłości . No cóż może w przyszłym roku . Również miłego i upojnego sylwestra :) Pozdrawiam Dooma :) .
OdpowiedzUsuńOżeńcie się - genialne. tak swoją drogą chciałabym żeby coś pomiędzy nimi się wydarzyło, tym razem na trzeźwo :) również życzę szczęśliwego nowego roku :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie bo chyba już na poprzednim rozdziale Cię nie było...:)
http://czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com/
Omg, Oliwer tekstami o małżeństwie wygrał ten rozdział! xD To jest zdecydowanie za mocne :D Grzana, że dziecko potrafi nieświadomie tak dowalić. No i zastanawiam się jak te porażki wpłyną na atmosferę w opowiadaniu, bo trzeba przyznać, że w minionym sezonie było ich trochę za dużo ;-;
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :* love-volleyball-life.blogspot.com
OdpowiedzUsuń