22.12.2013

Rozdział 24

Obudziłam się rano o 6. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się w coś wygodnego (link). W końcu najbliższe kilka godzin spędzę w autobusie. Odłączyłam komórkę od gniazdka. Całą noc ją ładowałam żeby móc sobie w czasie jazdy słuchać muzyki. Minus smartfonów, to niestety słaba bateria. Ale w każdym innym calu był świetny. Związałam jeszcze włosy w luźnego koka i wzięłam walizkę do ręki. Ostatni raz zerknęłam na pokój, w którym spędziłam ostatni miesiąc. Wiedziałam, że wrócę tu jeszcze, ale to dopiero w sierpniu. Najbliższe 2 miesiące to wyjazdy. Ale szczerze to podobała mi się ta perspektywa. W życiu najdalej byłam w Chorwacji. Niby kilka razy, ale to żaden wyczyn. Westchnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Zamknęłam drzwi na klucz. W tym samym momencie wyszli moi sąsiedzi, czyli Zbyszek z Michałem oraz Igła z Łukaszem. Bartman kulturalnie wziął mój bagaż i zeszliśmy schodami na dół. Wszyscy najwidoczniej solidaryzowali się ze mną i nie używali windy. Przynajmniej w moim towarzystwie.
Zjedliśmy śniadanie i w mniejszej już grupie ruszyliśmy do autokaru. Nie wszyscy przecież zostali powołani na Ligę Światową. Reszta grać będzie w reprezentacji B, która bierze udział w Uniwersjadzie w Kazaniu. Mam nadzieję, że obie ekipy osiągną sukces. Weszłam do autokaru. Chciałam sobie zająć spokojnie miejsce, gdzieś na początku żeby od nich trochę odpocząć. Moje zamiary pokrzyżował mi pan Zbigniew Be. Atakujący pociągnął mnie praktycznie na sam tył. Musiałam więc usiąść na przedostatnim siedzeniu, co zrobił również Zbyszek, lecz naprzeciwko. Przed nim usadowił się Bartek, a na samym tyle rozłożył się mój ulubiony Libero. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy włożyli słuchawki w uszy i odizolowali się od otoczenia. Mogłam więc i ja wyciągnąć moją Lumię. Po chwili w uszach już słyszałam kawałki Dżemu. Następnie przerzuciłam się na rap. Słuchałam wszystkiego właściwie. No z wyjątkiem techno i dupstepu. To nie jest muzyka. To jest… nie wiem co. Wsłuchałam się w moją ulubioną piosenkę Eldo (link). 

To tylko krok, by granice przekroczyć
Spuścić wzrok, nie patrzeć w oczy
Przeszłość oddzielić grubą kreską
Lecz może zdążę ułożyć jeszcze wszystko przed śmiercią

No szlag mnie trafi. Przełączyłam tą piosenkę. Dlaczego akurat teraz tak dokładnie wsłuchałam się w ten tekst? Dokładnie trzeci wers refrenu jest taki idealny. Zapomnieć? Dać sobie spokój i żyć dalej, jak gdyby nigdy nic? Może i jest to do wykonania, ale tak się sparzyłam, że nie chcę tego kolejny raz.

Po dwóch godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Zdziwiłam się, ale tak to jest, jak przed podróżą nie sprawdzi się, jak daleko jest miejsce docelowe. To akurat było niedaleko, z czego się w sumie cieszyłam. Wysiedliśmy z autobusu i wyciągnęliśmy nasze bagaże. W recepcji każdy otrzymał klucz do pokoju. Już nie mogłam mieć całego pomieszczenia tylko dla siebie. Moim współlokatorem został Wojtek. Ruszyliśmy więc w kierunku naszego tymczasowego lokum. Był bardzo ładny. W dwóch końcach stały łóżka. Naprzeciwko 2 duże szafy, a między nimi szafka z telewizorem. Obok jednej z szaf były drzwi do łazienki. Od razu zaczęłam się rozpakowywać. Znowu moje ubrania zapchały całą szafę. Taki urok kobiet, zawsze mamy dość sporo ciuchów, a i tak narzekamy na ich brak. Ot, taki tam paradoks. Zdarza się.
Mieliśmy godzinę na odpoczynek. Potem poszliśmy na obiad do hotelowej restauracji. Inni goście cały czas wlepiali swoje ślepia w siatkarzy. Nikt jednak o dziwo nie podchodził po autografy. Coś nowego. Usiadłam przy stoliku ze Zbyszkiem, Michałem, Igłą i Bartkiem. Po chwili podszedł do nas kelner i podał każdemu jego porcję obiadu.
 - Kotlety – oblizał się Bartek.
 - Jakie zwierzę – zaśmiałam się, widząc w jakim tempie je posiłek. Puścił jednak moją uwagę mimo uszu i jadł dalej. Reszta podążyła jego śladem i tylko ja najwolniej konsumowałam. Przynajmniej zachowałam jakąś godność.
Po obiedzie miał odbyć się trening, więc chłopaki wzięli swoje torby treningowe, ja aparat i wpakowaliśmy się znowu do autobusu. Zostaliśmy zawiezieni na halę, gdzie zaczęły się ostrzejsze treningi. Chłopaki po 3,5 godzinie byli po prostu wykończeni. W dodatku strasznie długo siedzieli w szatni. Ale lepiej, że wzięli prysznic, bo nie wytrzymałabym z tyloma spoconymi wielkoludami w jednym zamkniętym autobusie. Otworzenie okna by nie pomogło. Dojechałabym do hotelu martwa. A tak przynajmniej żyję i mogę dalej gnębić innych.
W końcu te panienki dotarły do naszego obecnego środka transportu. Rozłożyli się na swoich miejscach. Wyglądali, jak zabici. Nie mogłam się powstrzymać i strzeliłam kilka fotek. Nawet tego nie zauważyli. W pewnym momencie pomyślałam, ze może w jakiś stan hibernacji przeszli. Pomachałam więc Zibiemu ręką przed twarzą.
 - Mogłabyś z łaski swojej przestać mi machać tą ręką przed twarzą? – zapytał, nie otwierając oczu. Przestraszona wróciłam na swoje miejsce. Zauważyłam, ze Zbyszek kątem oka zerka w moją stronę i śmieje cicho pod nosem. Wystawiłam mu język i skrzyżowałam ręce na piersi.

Było już po kolacji. Chłopaki nadal byli padnięci i chyba każdy siedział u siebie. Ja w tym czasie sobie wgrywałam zdjęcia. Wojtek poszedł się spotkać z siostrą, która mieszka w stolicy. Miałam więc ciszę i spokój. W pewnym momencie ktoś wtargnął do pomieszczenia. Był to Kubiak. Podszedł do mnie z cwaniackim uśmiechem i zaczął mnie ciągnąć  w kierunku drzwi.
 - Co ty odwalasz? – warknęłam zdenerwowana. Przyłazi nagle i mnie gdzieś ciągnie.
 - Bierz aparat i nie marudź – powiedział i puścił mnie na chwilę. Spojrzałam na niego zdezorientowana. – No nie gap się tak, tylko słuchaj, co ci mówię.
 - Ale gdzie idziemy?
 - Zobaczysz. Bierz aparat. Czekam na korytarzu.
I wyszedł. Miałam mętlik w głowie. Gdzie on chce mnie zabrać? Posłusznie wzięłam aparat i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam za Kubiakiem. Zdziwiłam się, gdy wyszliśmy z hotelu. On chce mnie uprowadzić, czy co? W dodatku cały czas milczał. Ja zadawałam mu miliony pytań, typu: Gdzie idziemy? W końcu się wkurzyłam i przystanęłam na środku chodnika ze skrzyżowanymi rękami. Odwrócił się po chwili.
 - No chodź – rozkazał. Wow, odezwał się. Postęp. Pokręciłam przecząco głową. – Nie wygłupiaj się.
 - To mi w końcu powiedz, gdzie idziemy!
 - Już niedaleko. Podziękujesz, jak dotrzemy.
Westchnęłam i niczym naburmuszone dziecko ruszyłam za przyjmującym. Szliśmy już dobre 10 minut. W dodatku tempo było strasznie szybkie i ledwo za nim nadążałam. Cały czas zastanawiałam się, co on kombinuje. W pewnym momencie przystanął. Rozejrzałam się. Byliśmy przed jakimś blokiem. Michał otworzył drzwi kodem.
 - Skąd znasz kod? – zdziwiłam się.
 - Zbyszek ma tu mieszkanie, to znam – wzruszył ramionami.
 - Idziemy do mieszkania Zbyszka? – spytałam. Co on chce sam robić ze mną w pustym mieszkaniu?!
 - Nie – odparł i ruszył schodami do góry. Posłusznie ruszyłam za nim. Doszliśmy już na samą górę. Michał rozejrzał się, czy przypadkiem kogoś tu nie ma i wyciągnął z kieszeni jakiś drucik. Zaczął grzebać przy zamku do jakiś drzwi, które po chwili ustąpiły.
 - Zwariowałeś?! – pisnęłam.
 - Cicho – uciszył mnie i otworzył drzwi. Za nimi znajdowała się drabina, a na suficie jakaś klapa. Przyjmujący wdrapał się po szczeblach i ja otworzył.
 - No chodź tu – zaśmiał się, widząc że cały czas stoję w miejscu. Zrobiłam, jak nakazał. Gdy już byłam prawie na górze to zasłonił mi oczy dłońmi.
 - Zaczynam się naprawdę bać – przyznałam, a w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. Pomógł mi wyjść. Poczułam chłodne powietrze na ramionach. Czyli wyszliśmy na zewnątrz, jak się domyśliłam. To było naprawdę dziwne. Noc, a on mnie gdzieś uprowadza. Po chwili poczułam, że ściąga ręce z mojej twarzy, więc otworzyłam oczy. Od razu zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Widok był po prostu niesamowity. A ja głupia zachwycałam się jakąś tam Spałą. To dopiero było coś. Widok na oświetloną w ciemnościach Warszawę był naprawdę magiczny.
 - I jak? – zapytał po chwili.
 - To jest .. – zaczęłam, ale kompletnie nie wiedziałam, jak zakończyć zdanie. – Wow.
 - Ciekawe określenie – zaśmiał się. – Warto było się tak bać?
 - Nie codziennie ktoś mnie gdzieś ciągnie po obcym mieście, w dodatku w nocy i nie chce powiedzieć, gdzie.
 - Szczegół – machnął ręką. – Teraz wyciągaj to swoje cudeńko i cykaj fotki.
Przyjmujący wygodnie usiadł na ziemi. Wyciągnęłam lustrzankę z torby. Dobrze, że wzięłam statyw. Ja to jednak czasem myślę. Rozłożyłam mój cały ekwipunek, co trochę mi zajęło.
 - Ranek cię zastanie – mruknął Michał. Zignorowałam jego uwagę. Sam mnie tu przywlekł, a teraz narzeka. Jego problem. W końcu już wszystko było ustawione i zabrałam się za fotografowanie. Byłam w swoim żywiole. Miejsce było piękne. Czysta przyjemność uchwycić je na zdjęciach. Nie wiem, jak długo pracowałam, ale nie przejmowałam się tym. Kubiak o dziwo zamilkł i dał mi spokojnie działać. Zrobiłam ze 100 ujęć. Westchnęłam i zaczęłam chować wszystko do futerału. Potem odwróciłam się w stronę przyjmującego. Cały czas się we mnie wpatrywał.
 - Już? – zdziwił się. Pokiwałam twierdząco głową.
 - Idziemy? – spytałam. Wyglądał na lekko zdziwionego.
 - Nie chcesz tu posiedzieć jeszcze?
 - W sumie – zastanowiłam się. – Fajnie tu jest.
Odłożyłam torbę i usiadłam po turecku obok siatkarza. W milczeniu wpatrywaliśmy się przed siebie.
 - Ty to chyba lubisz dachy – zaśmiałam się w końcu.
 - Zawsze z takich miejsc jest ładny widok – wzruszył ramionami.
 - Przecież masz lęk wysokości – stwierdziłam po chwili.
 - Ale ja patrzę przed siebie, a nie w dół – uśmiechnął się.
 - Dlaczego mnie tu zabrałeś? – spytałam się w końcu o to, co mnie nurtowało od samego początku. Spojrzałam na niego. On tylko wzruszył ramionami, a następnie zaczął mówić.
 - Tak sobie o tym miejscu przypomniałem, a ty lubisz zdjęcia robić – odparł spokojnie.
 - Ale ty mnie przecież nie lubisz.
 - To nie znaczy, że nie mogłem tu cię zabrać.
Zapadła krępująca cisza. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jaki temat zacząć. Przecież nie wyskoczę z tekstem typu: ładna pogoda. Nie mam zielonego pojęcia, jak długo siedzieliśmy tak, nic nie mówiąc i tylko wpatrując się w krajobraz zasypiającej stolicy. Było już po północy. Było mi zimno, ale przecież się nie przyznam. Postanowiłam, że powiem żebyśmy już wracali, bo jutro rano jest trening. Wtedy poczułam jakiś materiał na swoich ramionach. Odwróciłam się zdezorientowana. Kubiak ściągnął swoją bluzę i założył mi. Spojrzałam na niego pytająco.
 - Przecież widzę, że ci zimno – uśmiechnął się lekko.
 - Dzięki – odparłam, również z delikatnym uśmiechem. – Wracamy? Jutro rano masz trening.

 - To chodźmy – odpowiedział i wstał. Podał mi kulturalnie rękę i pomógł stanąć na nogi. Włożyłam ręce w rękawy bluzy przyjmującego, żeby było mi wygodnie iść. Siatkarz wziął ode mnie sprzęt, żeby było mi lżej. A w drodze do tego miejsca to nie łaska?! Ale miło, ze i tak to zaproponował. Tym razem wolnym już krokiem ruszyliśmy w kierunku hotelu. 

____________

Chcieliście Blankę i Kubiaka, to macie ;)
Święta za niedługo, więc takim prezentem (mam nadzieję, że miłym) będą częstsze rozdziały. Do końca roku będą, tak jakoś co 3 dni :) 
Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. ojejka ojejka *.* jak romantycznie... jeszcze tylko mile zakonczenie wieczoru a wlasciwie nocy i jestem w niebie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech oni sie wreszcie pocaluja xd

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo jak słodko, czekam aż w końcu coś między nimi będzie tak na poważnie...czekam na następny :)
    zapraszam na dwójkę http://czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię takie rozdziały :) ale ciągle czekam na trochę pikantniejszą scenę :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak romantycznie,ommomoomoo *__* Uwielbiam oba twoje blogi i czekam na kolejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ślicznie tak romantycznie :) pozdrawiam do następnego

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie 12 zapraszam

    love-volleyball-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń