10.12.2013

Rozdział 21

Graliśmy w tego pokera dobre 3 godziny. Na szczęście wszystko na małe kwoty, bo taki Kurek, to już dawno zostałby bankrutem. Ja w sumie wyszłam na 0, bo tyle samo przegrałam, co wygrałam. Nudna ta gra była szczerze mówiąc. Już po godzinie skapitulowałam i tylko się przyglądałam. W pewnym momencie chyba musiałam zasnąć na ramieniu atakującego, bo obudziłam się dopiero rano we własnym łóżku. Najchętniej to nie poszłabym na śniadanie, tylko pospała jeszcze, ale jak mus, to mus.
Wstałam i doprowadziłam się do stanu używalności, tzn. umyłam się, wysuszyłam i ubrałam. (link) Gdy nakładałam tusz na rzęsy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Czy oni nie potrafią pukać? Westchnęłam i wyszłam z łazienki. W pokoju stał Zbyszek z Michałem.
 - No ile można na ciebie czekać? – Zbysław pokręcił głową, a ręce ułożył na biodrach.
 - Czemu ty nigdy nie możesz normalnie jak człowiek zapukać, a potem dopiero wejść i przywitać się? – spytałam sarkastycznie.
 - Ktoś tu chyba ma zły humor – mruknął niezadowolony.
 - Raczej ktoś tu się nie wyspał – wystawiłam mu język.
 - Gdybym cię nie zaniósł, to leżałabyś całą noc na podłodze u Igły – wypiął dumnie klatę.
 - Mam ci teraz dziękować, rozumiem?
 - Jakbyś mi tak do stóp padła i zaczęła dziękować i mówić, jaki jestem wspaniały, to nie miałbym nic przeciwko – wyszczerzył się.
 - Tu się puknij – pokazałam na czoło i wyszłam z pokoju. – Idziecie, panienki?
 - Jaka dziś Ruda wkurzona – zaśmiał się złośliwie Kubiak. Odwróciłam się napięcie.
 - Jak mnie nazwałeś? – skrzyżowałam ręce na piersi.
 - Taka nowa ksywka związana z włosami – uśmiechnął się cwaniacko. Warknęłam tylko cicho pod nosem, że żyję z debilami i schodami skierowałam się na dół. Nawet okiem nie rzuciłam na windę, bo na samą myśl przechodziły mnie dreszcze.

Gdy trwał poranny trening postanowiłam przejść się po Spale. Chodziłam dróżkami i podziwiałam piękno tego miejsca. Umiejscowienie ośrodka w takiej okolicy, to naprawdę był strzał w 10. Cisza, spokój. Niestety niszczą to siatkarze, gdy np. o 6 rano Zatorski biega po całym korytarzu z bokserkami w misie, które należą do Winiarskiego, a sam ich właściciel go goni z okrzykiem: ‘’Oddawaj to, bo pożałujesz!’’ Zaśmiałam się cicho na wspomnienie ostatniego miesiąca. Kto by przypuszczał, że to minie tak szybko. Teraz zaczną się wyjazdy. Postanowiłam, że najbliższy weekend spędzę w Wieluniu. Ostatni raz byłam tam na Wielkanoc, a w najbliższym czasie nie będę miała, jak tam pojechać. Zwykle sporą część wakacji tam spędzałam. Teraz miałam pracę, nie mogłam tego tak zostawić. Wyciągnęłam więc komórkę i wykręciłam numer do taty. Odebrał niemal od razu, jakby czekał na ten telefon.
 - Należy ci się porządny ochrzan, Blanka – zaczął niewesoło.
 - Wiem, wiem. Przepraszam tatuś, że się nie odzywałam – powiedziałam szczerze. – Mam za to dla ciebie niespodziankę.
 - Mam się bać? – zaśmiał się.
 - Skądże! Wpadnę na ten weekend do Wielunia. Co ty na to?
 - Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
 - To bardzo dobrze. Spodziewaj się mnie dziś około 22, 23 – uśmiechnęłam się.
 - Lecę powiedzieć Oldze. No i trzeba coś ugotować, bo pewnie głodna będziesz.
 - Tato, robisz się jak babcia – jęknęłam.
 - To dlatego, że tak rzadko tu bywasz.
 - Ale wiesz, że mam studia, a teraz pracę – westchnęłam.
 - Wiem, wiem kochanie. To szczęśliwej drogi życzę i idę zająć się gotowaniem – zachichotał. Pożegnałam się z ojcem i schowałam z powrotem telefon do kieszeni. Mój spacer zakończyłam wizytą w sklepie, gdzie kupiłam swój ulubiony jogurt. Wróciłam do ośrodka.

Gdy byłam już w pokoju postanowiłam się od razu spakować, póki miałam czas. Gdy akurat kończyłam ktoś wszedł do pomieszczenia. W sumie nic nowego. Zdążyłam się przyzwyczaić do ciągłych wizyt tutaj.
 - A panna Blanka się gdzieś wybiera? – zapytał Krzysiek, krzyżując ręce na piersi.
 - A wybieram, panie Krzysiu – uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam zasunąć zamek od walizki. Niestety za Chiny nie chciał się dosunąć do końca.
 - Usiądź na tym, sierotko, a ja zasunę – Zbyszek pokręcił głową z politowaniem. Zrobiłam, co kazał. Bez problemu bagaż się zasunął. Podziękowałam uśmiechem.
 - To jak, gdzie się wybierasz? – powtórzył pytanie Libero.
 - Do Wielunia, do rodziny – odparłam. – Dawno u nich nie byłam, a to jedyna taka okazja, bo potem nie będzie czasu.
 - Fajnie masz, że tak blisko masz rodzinę – westchnął i położył się na moim łóżku.
 - Niedługo zobaczysz swoją rodzinę – posłałam mu pocieszający uśmiech i usiadłam obok.
 - Za tydzień – ucieszył się. – Ale wiesz, cały miesiąc ich nie widziałem. Skype to nie to samo.
 - Niestety nie, ale to jest część twojej pracy. Trzeba się poświęcić.
 - Oj dosyć tych smętów – przerwał Zibi.
 - Masz racje – podniósł się Igła.
 - Zawsze mam –wyszczerzył się.

Od razu po kolacji pożegnałam się z chłopakami i wpakowałam do mojego kochanego BMW. Droga minęła mi o dziwo szybko, bo w niecałe 2 godziny byłam już w Wieluniu. Zaparkowałam na podjeździe przed garażem i wysiadłam z auta. To miejsce przywoływało tyle wspomnień. To w tym domu się wychowałam. Ścieżką usypaną z drobnych kamyczków ruszyłam w kierunku drzwi. Przeszłam 2 stopnie i już byłam w środku. Odłożyłam walizkę pod ścianę i odetchnęłam głęboko. Było tak, jak zwykle. Tata regularnie co 2 lata malował ściany na te same kolory. A dlaczego? Bo tak podobało się mamie.
Z rozmyślań wyrwał mnie radosny pisk młodszej siostry. Mała brunetka rzuciła mi się natychmiast w ramiona, od razu, gdy zbiegła ze schodów.
 - Cześć, młoda – przywitałam ją, wesoło czochrając po głowie.
 - To ty, Blanka? – zdziwiła się dziewczynka. – Jaki fajny kolor włosów!
 - Dzięki. Gdzie tata? – zapytałam, ściągając bluzę i zawieszając ją na wieszaku.
 - W kuchni próbuje ratować twoją kolację – wyszczerzyła się. Ruszyłyśmy w kierunku pomieszczenia, o którym wspomniała Olga. Tata akurat kończył gotować sos. Na blacie stało naczynie żaroodporne, w którym znajdowała się zapiekanka makaronowa. Smak dzieciństwa po prostu. Na wierzchu była trochę przypalona, ale i tak na pewno jej smak był rewelacyjny.
 - Cześć, tatuś – zaczęłam stając obok niego i cmokając w policzek.
 - Rany, jak ja się za tobą stęskniłem, córuś – przytulił mnie mocno. – Coś ty z włosami zrobiła?!
 - Przefarbowałam tylko lekko. Ty lepiej ratuj sos – zaśmiałam się i usiadłam przy stole.
 - Wiesz doskonale, że nie jestem najlepszym kucharzem.
 - Wiem, wiem. Jutro ja coś ugotuję.
 - Jutro gotuje ciocia Iza – wtrąciła młodsza Kamińska.
 - Dobrze, że wy macie ciocię, bo byście z głodu umarli – zaśmiałam się, co podchwyciła również siostra.
 - Ej, ej – zaprotestował ojciec – aż tak źle nie gotuję.
 - Jasne, jasne, tatku  - nie mogłam obejść się bez sarkazmu.
Zapiekanka, jak i sos były wyśmienite. Dokładnie taką samą jadałam, gdy byłam mała. Tata doskonale wiedział, że ją uwielbiam. Właściwie, to cała moja rodzina wiedziała, bo gdy byłam mała, to wszystkim naokoło mówiłam, jaka moja mama pyszną zapiekankę robi. Teraz już nie ona, lecz tata. Ja też znam przepis, więc czasem przyrządzam dla siebie i dziewczyn. I rzecz jasna dla Huberta, bo jemu nigdy się nie chce gotować i żeruje na nas.
Po zjedzonym posiłku tata szybko wygonił Olgę do spania. W końcu ona miała dopiero 11 lat, nie powinna tak długo siedzieć. I jako, że miała takie geny, jak ja to w soboty potrafiła spać do południa. Ja natomiast usiadłam z tatą w salonie na kanapie.
 - To opowiadaj, co tam u ciebie – zaczął. – Jak praca?
 - Lepszej nie mogłam sobie wymarzyć – uśmiechnęłam się szeroko. – Z siatkarzami współpracuje mi się bardzo dobrze. Od razu się ze mną zaprzyjaźnili i zaczęli traktować, jak swoją.
 - To bardzo się cieszę. Oglądałem mecz tydzień temu i przez chwilę mi tam mignęłaś w tle.
 - Kamery mają pokazywać mecz, a nie jakiegoś tam fotografa – wystawiłam mu język.
 - To teraz mów, skarbie. Który ci tam w oko wpadł? – zapytał śmiertelnie poważnie. Zdziwiłam się.
 - Żaden. Tato, wiesz, że ja się nie nadaję do bycia w związku. Kto by ze mną wytrzymał? – chciałam to obrócić w żart.
 - No w związku może i nie jesteś, ale któryś na pewno ci się spodobał. Mam rację? – spytał podejrzliwie.
 - Skądże – skłamałam. – Ja ich traktuję, jak rodzinę, braci.
 - Nie chcesz mówić, to nie mów. Ja i tak nie wierzę, że nikt ci się tam nie podoba– puścił mi oczko. Jak on to zauważył? Aż taka przewidywalna jestem? Musze chyba się bardziej ukrywać. Załamałabym się gdyby coraz więcej osób o tym wiedziało. W dodatku ostatnio po pijaku pieprzyłam, jak to Kubiak cudownie całuje. Przynajmniej wiem, że w jego towarzystwie nigdy, ale to przenigdy nie mogę się upić.
Pogadałam jeszcze trochę z ojcem o tym, co się ostatnio działo w Wieluniu i poszłam do swojego dawnego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Był taki sam, jak 3 lata temu, gdy się wyprowadzałam.  Naprzeciwko ściany stało metalowe łóżko (link), które najbardziej lubiłam w całym tym pomieszczeniu. Na barierce były rozwieszone lampki. Nigdy ich nie ściągałam, a wieczorami tak pięknie rozświetlały mi pokój. Podłączyłam więc je do kontaktu i od razu zrobiło się przytulniej. Na komodzie stały ramki ze zdjęciami. W większości przedstawiały mnie, gdy byłam mała. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc radosną pięciolatkę, która cała ubrudzona czekoladą siedziała na kolanach matki. Tak, od małego kochałam jeść czekoladę, a jeszcze bardziej lubiłam się nią brudzić. Taki mój urok. Odwróciłam się. Nad łóżkiem wisiały plakaty reprezentacji oraz Ignaczaka, Gołasia, Gruszki i Zagumnego. Moja przygoda z siatkówką zaczęła się w 2006 roku, gdy nasi siatkarze zdobyli srebro na Mistrzostwach Świata. Bolała przegrana w finale, ale pojawiła się nadzieja na kolejne sukcesy, których w ostatnich latach nam nie brakuje. Igrzyska w Londynie trochę nie poszły, ale za 3 lata złoto będzie nasze. Jestem tego pewna. Umyłam się i przebrałam, a następnie odpłynęłam do krainy Morfeusza.


_______________

Boże, jaki nudny rozdział *.*
O 20:25 mecz! Go, go Jastrzębie!

10 komentarzy:

  1. Omg .. zanudziłam się trochę ;/
    czekam na kolejny rozdział ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mogę się doczekać następnego, bo ten był no.. nietypowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział troszkę inny niż wszystkie ale i takie się zdarzają pozdrawiam do następnego może w kolejnym będzie się coś działo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może nie nudy tylko inny . Takie rozdziały się zdarzają i to nie uniknione . Na pewno w następnym będzie lepiej . Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak wyżej koleżanki napisały jest to inny rozdział z pewnością w następnym znowu będzie się działo pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://love-volleyball-life.blogspot.com/2013/12/9.html

    zapraszam. A u ciebie całkiem fajnie, inaczej, ale na pewno nie nudno :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi się podobało :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuje za zaproszenie na Twojego bloga, ale niestety nie dam rady nadrobić tylu rozdziałów ponieważ obecnie cierpię na deficyt czasu. Chętnie coś przeczytam Twojego jak wystartujesz z nowym projektem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem najgorsza :/ Przepraszam, że nie było mnie tutaj od trzech (!) rozdziałów. Nauka to zło -.-
    Fajnie, że Blanka jakoś doszła do porozumienia z Kubiakiem. Ta sytuacja w windzie na szczęście ich ponownie do siebie zbliżyła zamiast spowodować kolejne spięcia. Choć gdyby Michał zacząłby się z niej nabijać, uznałabym go za największego buraka ever -.- Choć nie do końca podoba mi się, że on określił ten pocałunek jako błąd. Z drugiej strony nie wiem jak inaczej mógłby zareagować. Myślę, że oni potrzebują jeszcze sporo czasu, żeby przyznać się przed sobą do swoich uczuć. I w sumie ciekawa jestem jakby to było gdyby Blanka się upiła z siatkarzami i zaczęła gadać o tym co czuje do Kubiaka xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na nowy rozdział http://byc-obojetna.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń