6.12.2013

Rozdział 20

Siedziałam wtulona w Michała już którąś minutę. Coraz gorzej się czułam. W dodatku coraz ciężej mi się oddychało. Wszystko przed moimi oczami wirowało, a ciało oblał zimny pot. Tak strasznie chciałam żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Kubiak szeptał mi ciągle do ucha słowa otuchy. Mówił, ze zaraz to wszystko się skończy i kazał skupić się na oddechu. Z kolejnymi minutami było to dla mnie jednak coraz trudniejsze.
 - Oddychaj, Blanka. Głęboko i powoli – mówił spokojnie.
 - Już nie mogę – szepnęłam. – Tutaj nie ma powietrza.
Nawet nie miałam siły płakać. Coraz cięższe stawały się moje powieki. Obraz się tak strasznie zamazywał.
 - Blanka, nie gadaj bzdur. Tutaj jest dużo powietrza. Oddychaj – przyjmujący starał się, jak mógł. W pewnym momencie poczułam jakieś szarpnięcie. Winda ruszyła. Nie miałam jednak siły by się cieszyć. Przyjmujący wziął mnie na ręce. Gdy drzwi się otworzyły podbiegli do nas siatkarze. Zaczęli zadawać pytania, jak się czuję, ale nie miałam siły odpowiedzieć.
 - Przynieście jej wody, a ja z nią wyjdę na zewnątrz – oznajmił Dziku. Po chwili poczułam świeże powietrze. Od razu zrobiło mi się przyjemniej. Siatkarz ułożył mnie na ławce, ale nie mogłam usiedzieć sama, więc usadowił się obok i mnie objął. Obraz zaczynał wracać do normy. Lepiej mi się oddychało. Wrócił Ignaczak i do ręki włożył mi szklankę wody. Powoli uniosłam ją do ust i upiłam łyk.
 - Jak się czujesz? – spytał zatroskany Zbyszek.
 - Już w porządku – powiedziałam cicho.
 - Czemu tak długo naprawiali tą windę? –warknął Kubiak. – Jeszcze chwila, a zaczęłaby się dusić.
 - Próbowałem pospieszyć tego faceta – odparł Zibi.
 - Rany, on robił, co mógł. Nie dało się szybciej – wtrącił Kurek.
 - Najważniejsze, że już jest okej – dodał Ignaczak, przytulając mnie z drugiej strony.
Siedzieliśmy na tej ławce kilka minut. Czułam się dużo lepiej, więc postanowiłam wrócić do pokoju. Z tego wyjścia do sklepu, to już w moim przypadku nici.
 - Pójdę się położyć – stwierdziłam i wstałam z ławki. Niestety zakręciło mi się w głowie. W odpowiednim momencie Kubiak przytrzymał mnie w pasie, żebym nie upadła.
 - Raczej zostaniesz zaniesiona do pokoju – zaśmiał się cicho. Nie zdążyłam zaprotestować, bo wziął mnie na ręce. Pozostało mi tylko objąć go za szyję i dać się nieść. Tamta trójka, niczym jakaś eskorta szła za nami. Z kieszeni wyciągnęłam klucz, który podałam Zbyszkowi, a on otworzył drzwi. Kubiak położył mnie delikatnie na łóżku. Otoczyli mnie, aż czułam się tym przytłoczona.
 - Boję się was, jak tak nade mną stoicie – powiedziałam ze śmiechem.
 - Ochraniamy cię – wyszczerzył się Libero.
 - Ale teraz cię zostawimy. Prześpij się, obudzimy cię na obiad – uśmiechnął się Zibi.
 - Jakby coś się działo, to dzwoń, krzycz, albo płacz. Nasz wyczulony zmysł słuchu od razu to wyczuje – Bartek zrobił pozę, jak jakiś ninja. W tej Rosji to zwariował, daję słowo.
 - Oczywiście, że dam znać, Bartuś – uśmiechnęłam się. Siatkarze pożegnali się i wyszli. Dopiero, gdy zniknęli z pomieszczenia przypomniałam sobie, że nie podziękowałam Michałowi. Trudno, zrobię to później. Mam nadzieję, że mu humor nie przejdzie. W tej windzie, gdy się dowiedział, że mam klaustrofobie to strasznie się przejął. Troszczył się o mnie. Przypominał o oddychaniu, opowiadał mi o jakiś bzdetach żebym nie myślała o miejscu, w którym się znajduję. Gdyby nie ta sytuacja, to zapewne miałabym to nieswoje uczucie w środku. W sumie, to miałam takie uczucie, lecz powodował je mój lęk. Okej, nasunął mi się ciekawy wniosek. Stan zakochania ma identyczne objawy, jak klaustrofobia. Dlatego nie powinnam się w to pakować.

Obiad zjadłam w pokoju, bo Zbyszek z Igłą ubłagali panią Basię żeby pozwoliła wynieść jedzenie poza stołówkę. Gdy dowiedziała się, że bardzo źle się czuję, to zgodziła się bez wahania. Ba, ona doktora Sokala chciała do mnie wysłać. Na całe szczęście zabroniłam Zibiemu informowania go o tym. Głupi by jeszcze poleciał. W ogóle do końca dnia obchodzili się ze mną, jak z jajkiem. Nic mi już nie dolegało. Zawsze mi się poprawiało, gdy tak poleżałam jakiś czas. Całe popołudnie w łóżku spędziłam, więc wieczorem czułam się jak nowonarodzona. Chłopcy jednak tego nie zrozumieli. Wygoniłam ich około 20 pod pretekstem pójścia spać. Gdy jednak miałam pewność, że siedzą u siebie wymknęłam się z pokoju i ruszyłam na górę. Słowa Kurka o nadludzkim słuchu się jednak nie sprawdziły, bo nie udało mi się cicho zamknąć drzwi, a oni trzasku nie usłyszeli. Nic dziwnego. Przecież na hali zawsze panował hałas, a oni tam pół życia spędzali.
Wyszłam na dach. W oddali zauważyłam jakąś postać. Myślałam, ze to Bartek, bo tylko on wiedział o tym miejscu. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Dzika. Usiadłam obok niego.
 - Można? – spytałam dla pewności. Skinął głową.
 - Nie wiedziałem, że znasz to miejsce – stwierdził po chwili ciszy.
 - Mogę to samo powiedzieć o tobie – odparłam.
 - Znalazłem je 2 lata temu.
 - A ja w pierwszym tygodniu mojego pobytu tutaj – uśmiechnęłam się lekko.
 - Nie powinnaś leżeć? – zapytał… troskliwie? Wow, no to nieźle. Czyżby przeszedł cudowną przemianę?
 - Nic mi nie jest, ale tamtym się nie da tego wyjaśnić –westchnęłam. – A właśnie, co do tego… nie podziękowałam ci jeszcze.
 - Nie masz przecież za co – wzruszył ramionami.
 - Drugi raz mi życie uratowałeś.
 - Bez przesady – zaśmiał się.
 - Serio mówię. Gdybym była sama, to nie wiadomo jakby się to skończyło. Ostatni raz, gdy utknęłam w toalecie w centrum handlowym, to wylądowałam w szpitalu.
 - Aż tak źle było?
 - Straciłam przytomność, a potem oddech. W porę otworzyli ten zacięty zamek i zaczęli reanimować. W innym wypadku, by mnie tu teraz nie było – mówiąc to cały czas patrzyłam na wprost.
 - Nie wiedziałem, że to aż takie straszne. Jeszcze chwila, a sam bym wpadł w panikę – stwierdził.
 - Dlatego ci dziękuję – spojrzałam mu w oczy. – Nie każdy zachowałby na tyle zdrowego rozsądku.
Nie wiem, co mną w tej chwili kierowało, ale cmoknęłam go w policzek. Znowu przeszła mnie ta fala gorąca, co ostatnio często się zdarza, gdy jestem blisko Niego.
 - Każdy się czegoś boi – odwrócił wzrok, co i ja od razu zrobiłam. – Ja mam lęk wysokości.
 - A to akurat wiem – wyszczerzyłam się. – Oglądam nałogowo Igłą Szyte.
 - Igła i ta jego kamera – zaśmiał się cicho pod nosem. – A ty się boisz zamkniętych, małych pomieszczeń i owadów, tak?
 - I jeszcze burzy się panicznie boję.
 - Dużo tego – zagwizdał.
 - Da się żyć.
 - Będę się zbierał, bo Zbyszek mówił żebym wpadł do Igły – powoli zaczynał wstawać z miejsca.
 - Michał, możemy pogadać? – spytałam natychmiast. Usiadł z powrotem. Dalej Blanka. Weź się w garść. Obiecałaś Krzyśkowi, że pogadasz w końcu z przyjmującym. Minęło 1,5 tygodnia, więc chyba najwyższa pora. – Chodzi o ten pocałunek..
 - Nie ma o czym gadać. Było, minęło – wzruszył ramionami.
 - Ale mi to nie daje spokoju – ciągnęłam dalej. Taka odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała.
 - To był impuls, tak? Zapomnijmy o tym.
 - Tylko, że ty jak do tej pory nie dałeś mi o tym zapomnieć. Tak chamscy dla siebie jeszcze nie byliśmy, choć już zaczynało się jakoś układać.
 - Nie wiem, czemu się tak wkurzyłem – westchnął. – Dlatego żyjmy tak, jakby tego ostatniego tygodnia nie było. Zgoda? – wystawił rękę w moją stronę. Uśmiechnęłam się i ją uścisnęłam.
 - Zgoda.
 - Idziesz, czy zostajesz?
 - Też wpadnę do Igły – uśmiechnęłam się lekko. – Tylko weź im tam powiedz, że mi naprawdę nic nie jest, bo im w końcu krzywdę zrobię za tą nadopiekuńczość.
 - Spoko, powiem im – powiedział i wystawił w moją stronę rękę, bym się jej chwyciła. Pomógł mi wstać. Niestety zrobiłam to zbyt szybko, bo zakręciło mi się w głowie. Złapał mnie w pasie od razu. – Chyba jednak nie jest wszystko w porządku.
 - Za szybko wstałam, to wszystko – odparłam i wstałam normalnie.
 - Jak tam sobie chcesz – mruknął. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. – Ładny ten kolorek włosów.
Uśmiechnął się do mnie. Rany, aż mi kolana zmiękły od tego uśmiechu. Czy ja do końca zwariowałam żeby się czymś takim podniecać? Blanka, uspokój się! Przecież ty go nie znosisz! I uwielbiasz jednocześnie, ale to akurat szczegół.
 - Dzięki – odparłam z lekkim uśmiechem.
 - Będziesz go zmieniać na ten blond? – spytał, gdy byliśmy już na dole.
 - Raczej tak, a co? – zaciekawiłam się.
 - Nie zmieniaj. Tak ci ładnie – puścił mi oczko i ruszył przodem. Uśmiechnęłam się szeroko w duchu i ruszyłam za nim. Postanowiłam zadzwonić następnego dnia do Ani i odwołać wizytę. Rany, co się ze mną dzieje? Kubiak powiedział, że mi ładnie, a ja od razu lecę zmieniać swoje plany. Wszystkim będę mówić, że sama doszłam do takiego wniosku. O tak, idealnie! Na pewno mi uwierzą. Ale ja sobie już jednak niekoniecznie wierzę. Zwariowałam całkowicie.
Weszliśmy do pokoju Ignaczaka. W środku siedział już Bartek, Łukasz (bo tam mieszka, więc to logiczne, że tam jest), Zibi, Zati i Kuba. Wszyscy spojrzeli na przybyłych gości.
 - A ty spać przypadkiem nie miałaś? – zapytał Igła, unosząc pytająco jedną brew do góry.
 - To takie małe kłamstewko – pokazała niewielką odległość między palcem wskazującym, a kciukiem – żebyście dali mi spokój.
 - Nie lubisz nas?! – przestraszył się Bartek.
 - Lubię, ale dzisiaj przesadzaliście, matołki – wystawiłam im język i usiadłam na podłodze obok Zbyszka.
 - Co robicie? – zapytał zaciekawiony Michał.
 - Zamierzaliśmy grać w pokera – wyjaśnił Jarosz. – Znaczy większość się zgodziła. Tylko ten tam – tu wskazał na Zatorskiego – buja w obłokach.
Zerknęłam na Libero. Faktycznie był jakiś nieobecny. Cały czas pisał coś na telefonie. Miałam pewne przypuszczenia, co do jego stanu. Przeniosłam się zatem obok niego. Nawet nie zauważył. Spojrzałam na wyświetlacz Samsunga. Tak, jak się domyślałam. Pisał z Sylwią. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam na poprzednie miejsce.
 - No i co tam takiego zobaczyłaś, co? – zaciekawił się Zbyszek.
 - Tajemnica – puściłam mu oczko.
 - Mi nie powiesz? – udawał obrażonego.
 - Sam się dowiesz kiedyś – zaśmiałam się.

 - I tak musimy potem pogadać – spojrzał na mnie wymownie. Wiedziałam doskonale, o czym chce porozmawiać. O dziwo się nie przejęłam. Jakaś nowość.

______________

Zjebałam.
Wesołych Mikołajek ;*

6 komentarzy:

  1. Nie byłam tu 2 rozdziały?! Ojacie, jestem!
    Ale się wydarzyło. Misiu chociaż w windzie zachował spokój i coś zrobił, bo wole nie wiedzieć coby było..
    A czy pocałunek był impulsem? ;> nie sondze :D
    ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [pomimo--wszystko.blogspot.com] zapraszam na 1! :*

      Usuń
  2. Alllllleeee super :) nie mogłam się tego doczekać :)
    pozdrówka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny :) I nie mów że zjebałaś bo naprawdę mi się podoba :). Tylko czemu oni nie są jeszcze razem !? Pozdrawiam i tez życzę wesołych mikołajek :* Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę świetny rozdział... dobrze że Misiek zachował spokój i jej pomógł...widać że jest Misiek się w Blance zakochał tylko czekać aż w końcu będą razem bo stworzą bardzo fajną parę :D pozdrawiam i również życzę wesołych Mikołajek :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zawsze świetny i czekam na następny...

    Tak jak obiecalam u mnie coś nowego xd love-volleyball-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń