Pierwszy tydzień w Spale minął
dość szybko. Na weekend chciałam wrócić do Katowic. Obiecałam dziewczynom, że
pójdziemy na duże zakupy. W dodatku miałam im do przekazania miłe wieści.
Dowiedziałam się, że w weekend w ośrodku może do nas ktoś przyjechać. Nie tylko
siatkarze mieli taki przywilej. Ja również. W końcu będą mogły poznać
siatkarzy. Oczywiście tych, którzy zostaną.
Włożyłam walizkę do bagażnika,
a następnie sama wsiadłam do samochodu. Włożyłam do odtwarzacza płytę z moimi
ulubionymi piosenkami i ruszyłam w kierunku Śląska. Byłam sama, więc mogłam
sobie śpiewać razem z wykonawcą. Na początku były wolniejsze kawałki, głównie
Dżemu, potem przeszło do rapu, a na samym końcu były nagrane jakieś
popowe piosenki, które akurat mi się podobały.
Po 3 godzinach jazdy w końcu
stanęłam na parkingu mojego osiedla. Nie było mnie 5 dni, a już się stęskniłam
za tym miejscem. Wzięłam bagaż do ręki i ruszyłam w kierunku mojego bloku.
Poszłam schodami. Mieszkałam na 2 piętrze, więc nie tak tragicznie. W dodatku
bałam się sama jechać windą. Ta u nas miała skłonności do psucia się. W dodatku
miałam klaustrofobię. Korzystałam z tego typu rzeczy tylko z kimś. Sama
nie miałam odwagi.
Weszłam do mieszkania. Było
cicho. No tak, sobota, godzina 9. Nic dziwnego. Sylwia z Dagą spały.
Skierowałam się do pokoju blondynek. Nie chciałam ich budzić, bo tak uroczo
wyglądały. Poszłam więc do kuchni. Chciałam zrobić coś na śniadanie.
Sama byłam strasznie głodna. Postawiłam na jajecznicę z serem feta i
pomidorami. Gdy już była gotowa otworzyłam drzwi od pokoju dziewczyn i stanęłam
w progu z talerzem pełnym jedzenia. Tak, jak myślałam zapach tych pyszności zaczął je budzić. Wróciłam więc do kuchni i zaczęłam jeść. Po chwili w
pomieszczeniu znalazły się moje zaspane przyjaciółki. Natychmiast odżyły,
widząc mnie. Pisnęły i od razu mnie przytuliły.
- Blanka! Ale się stęskniłyśmy – zaczęła
radośnie Sylwuśka.
- Noo. Sylwia nie umie tak gotować – zasmuciła
się Dagmara, za co dostała sójkę w bok od przyjaciółki. – No co? Taka prawda.
- Moje matołki, też się za wami stęskniłam.
Dziś nie będziecie głodować. Zrobiłam śniadanie – wskazałam ręką na patelnię,
pełną jajecznicy. Aż im się oczy zaświeciły. Cmoknęły mnie w oba policzki i
nałożyły sobie porcję na talerze.
Około godziny 12 wybrałyśmy się
na obiecane zakupy do galerii. Celem do kupienia numer jeden dla mnie było coś
do spania. Różowa piżamka z kaczuszką nie była wskazana przy 30 facetach,
którzy uwielbiają się nabijać z czego popadnie. Życia bym nie miała! Dobrze, że
przez te kilka dni nie zauważyli, w czym śpię.
Na początku obeszłyśmy nasze
ulubione sklepy, a potem wchodziłyśmy już, gdzie popadnie. Po 3 godzinach chodzenia
byłyśmy już całe obładowane torbami. Co najważniejsze kupiłam do spania coś
lepszego. Bardziej dorosłego, że tak to nazwę. (link) Zakupiłam także drugą
(link). No dobra, Kubuś Puchatek nie jest dorosły, no ale to moja ulubiona
bajka z dzieciństwa!
Zmęczone wstąpiłyśmy do
kawiarni. Każda z nas zamówiła sobie dużą, gorąco czekoladę, czyli to, co
lubimy najbardziej. Najlepsza czekolada na świecie. Niebo w gębie!
- Jestem wykończona – jęknęłam. – Czuję się,
jak chłopaki po treningu.
- Ale w tej Spale, to fajnie musisz mieć, co
nie? – spytała Daga.
- Oj tam, bardzo fajnie – uśmiechnęłam się. –
Siatkarze są jak duże dzieci, mówię wam. Ale przynajmniej jest dużo śmiechu.
- Ale ja ci zazdroszczę – westchnęła Sylwia.
- Jak już będziesz poważną panią dziennikarz,
to będziesz przeprowadzać z nimi wywiady, zobaczysz – pocieszałam ją.
- Najpierw musiałabym pracować w dziale
sportowym, a chwilowo szukam, gdzie by tu się w ogóle na praktyki załapać.
- Znajdziesz coś. Kto by nie chciał cię
zatrudnić? Przecież świetnie piszesz – wtrąciła Dagmara.
- Ale nie mam znajomości – jęknęła.
- Oj przestań, nie chodzi tylko o znajomości.
- W tym tygodniu masz kilka rozmów. Któraś
redakcja cię przyjmie – dodała Daga.
- A potem ja ci kilku siatkarzy do wywiadów
podrzucę – puściłam jej oczko.
Gdy wyszłyśmy z kawiarni Sylwia
uparła się, że musimy zaglądnąć do tej nowej drogerii. W sumie kupiłabym parę
nowych kosmetyków. Podeszłyśmy najpierw do stoiska z szamponami, odżywkami i
innymi produktami do włosów. W pewnym momencie rzuciły mi się w oczy farby.
Zaczęłam patrzeć na etykiety. Zawsze chciałam mieć jaśniejsze włosy.
- Co wy na to, żebym się przefarbowała? –
zapytałam przyjaciółek i pokazałam i pudełko z farbą.
- Naturalny blond? – przeczytały na opakowaniu
ze zdziwieniem.
- Zawsze chciałam takie – wzruszyłam
ramionami.
- No w sumie – zaczęła Daga. – Czemu nie? A
nie wolisz u fryzjera?
- Właśnie. Tam zawsze bezpieczniej – dodała
Woźniak.
- Myślicie, że Ania znajdzie dziś dla mnie
czas?
- Nie wiem. Zadzwoń.
Wyciągnęłam zatem telefon i
wybrałam numer do fryzjerki, u której jestem stałą klientką. Niestety
potwierdziły się moje obawy. Dzisiaj zostało jej 1,5 godziny do zamknięcia i
komplet klientek. Zaproponowała mi któryś dzień w tygodniu, ale przecież wtedy
miałam być w Spale. Ustaliłyśmy w końcu, że przyjdę za 2 tygodnie. W sumie, to
lepiej. Zawsze lubiłam podejmować pochopne decyzje, a tak przynajmniej oswoję
się dłużej z myślą, że będę blondynką. Na pewno będzie to ciemniejszy odcień,
niż moich przyjaciółek, ale nie będzie to już brąz. W każdej chwili przecież
będę mogła przefarbować się z powrotem na przynajmniej podobny do mojego
naturalnego. Odrosty nie będą się bardzo wybijać, a mi włosy szybko rosną.
Po powrocie do mieszkania
zabrałam się za robienie obiadu. Właściwie to obiadokolacji, bo dochodziła 18.
Postawiłam na spaghetti z moim popisowym sosem. Dziewczynom już ślinka ciekła i
cały czas siedziały w kuchni, pytając się kiedy będzie gotowe. Powoli zaczynało
mnie to denerwować, ale nie przyspiesz przecież procesu gotowania. Nie jestem
cudotwórcą. W końcu jednak po 30 minutach wszystko było gotowe.
- Voilà – powiedziałam, kładąc przed nimi talerze z
gorącym daniem. Podziękowały spojrzeniem i zabrały się za jedzenie. Zachowywały
się, niczym ta banda wielkoludów. Z tą różnicą, że one jadły wolniej i bardziej
kulturalnie. Rany, cały czas myślałam o tych siatkarzach, a widziałam się z
nimi przecież wczoraj.
Kiedy włożyłam naczynia do zmywarki
usłyszałam dzwonek do drzwi. Jako, że byłam blisko, to ja poszłam otworzyć. Za
drzwiami zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Huberta.
-
Moja ulubiona sąsiadka wróciła i nie przyszła się przywitać? Oj, nie ładnie –
zaśmiał się brunet.
-
Nie miałam głowy, przepraszam Huberciku – odparłam i cmoknęłam go w policzek.
Otworzyłam szerzej drzwi, żeby mógł wejść do środka.
-
Mamy gościa! –krzyknęłam, aby przyjaciółki mnie usłyszały. Po chwili blondynki
wyłoniły się z pokoju. Już z daleka widziałam, jak Dadze zaświeciły się oczy. W
końcu Hubert podobał jej się już od dawna.
-
Siema, Hubercik – zaczęła Sylwia.
-
Cześć – dodała Dagmara.
-
Witam sąsiadeczki – wyszczerzył się.
-
Idźcie do salonu. Chcesz coś do picia? – zwróciłam się do kolegi.
-
Herbatkę, poproszę – odparł.
-
Już się robi – uśmiechnęłam się i zniknęłam w kuchni.
Wlałam wodę do czajnika elektrycznego,
który następnie usadowiłam na jego podstawce do podgrzewania. Wcisnęłam
przycisk. Podczas, gdy woda się gotowała wyciągnęłam 4 szklanki. Wiedziałam, że
dziewczyny też będą chciały. Do każdego naczynia włożyłam torebkę, która
pachniała intensywnie herbatą. Gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, wzięłam
czajnik do ręki i zaczęłam zalewać herbatę. Wszystkie szklanki ułożyłam na
tacy. Oprócz tego położyłam na niej cukierniczkę, łyżeczki i plasterki cytryny
na talerzyku. Doniosłam wszystko, nie rozlewając nawet kropli . Mogłam robić za
kelnerkę normalnie.
- I
jak ci z tymi siatkarzami? – zapytał Hubert, kiedy usiadłam na fotelu.
-
Nie narzekam – wzruszyłam ramionami. – Oni trenują. Ja robię zdjęcia. I tak
sobie żyjemy.
- I
jacy oni są tak prywatnie?
-
Normalni. Tacy, jak każdy. Z tym, że mają nieźle zryte banie – zaśmiałam się.
- To
przynajmniej się nie nudzisz.
-
Nudzić, to się tam nie da.
- Kiedy
grają najbliższy mecz?
- 24
maja sparing z Serbią.
- W
takim razie melduję się wtedy u moich kochanych sąsiadek i będziemy cię gdzieś
tam wypatrywać w strefie dla fotografów – mówiąc to, Radosz objął ramionami
dziewczyny, które siedziały obok niego. Domyśliłam się, że Dagmara musiała czuć
się wniebowzięta. Kiedy wprowadziłyśmy się do tego mieszkania 3 lata temu, to
Huberta poznałyśmy jako pierwszego. Jest on bardzo otwarta osobą, więc
przyszedł zapoznać nowe sąsiadki. Mieszka naprzeciwko, więc często lubi wpadać
na herbatę, czy ot tak po prostu pogadać. Taki bardzo dobry kumpel. Dagmarze spodobał
się już na samym początku. Z początkowego stanu zauroczenia po jakimś czasie
przeszło to w fazę zakochania. Zając zawsze była osobą odważną, wygadana i
bardzo towarzyską. Jeśli jednak chodziło o jakiegoś wyjątkowego chłopaka, to
musiała przemyśleć 5 razy, zanim coś powie. Bała się skompromitować. Wiele razy
jej powtarzałyśmy z Sylwią, żeby była po prostu sobą. Nie musi być taka
ostrożna. Hubert przecież i tak ją lubi. W dodatku przyznał kiedyś, że lubi
takie dziewczyny, jak ona. Rzecz jasna samej Zającówny przy tym nie było i on
sam był po kilku drinkach. Po alkoholu zawsze jest się jednak szczerym.
Dlatego, gdy ja piłam, to zachowywałam umiar. Nie chciałam, by urwał mi się
film. Nie kontrolowałabym siebie i narobiła zapewne masę głupot. I tak oto minęło
nam popołudnie.
_______________
I oficjalnie PlusLiga rozpoczęta! <3
Najbliższy rozdział: 20.10.2013r.
Najbliższy rozdział: 20.10.2013r.
OCh cudownie :D Bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://jestesoddychaszmarzysz.blogspot.com/ :D
Świetny :D podoba mi się pozdrawiam i do następnego :D
OdpowiedzUsuńTaki typowy babski dzień im zafundowałaś :P Widać, że Blance było to potrzebne choć i tak ciągle wraca myślami do siatkarzy :D To chyba świadczy o tym, że naprawdę ich polubiła. Zaintrygował mnie natomiast Hubert. Ciekawa jestem czy on będzie miał jakiś większy wpływ na losy dziewczyn. Jedna z nich chyba by tego chciała, ale to Ty tutaj rozdajesz karty :D
OdpowiedzUsuń