Usiadłam na ławce. W oddali zobaczyłam kolejnych
siatkarzy. Wszyscy chcieli się dodatkowo zaopatrzyć? Kolejna informacja do
zapamiętania: siatkarze lubią po kryjomu jeść słodycze. W sumie nic w tym
dziwnego. Siatkarz, też człowiek. Problem w tym, że im trener akurat zakazał.
Uśmiechnęłam się do zbliżających się Winiarskiego,
Jarskiego i Nowakowskiego. Kubiaka rzecz jasna olałam. On mnie w sumie też.
Powiedział do kumpli, że idzie do sklepu i tam będzie na nich czekał.
- A panna Blanka,
co tutaj sama porabia? – zagadał Michał. Ten fajniejszy Michał. Tak nawiasem
mówiąc, to w reprezentacji jest dość sporo Michałów. Może talent siatkarski w
tym imieniu jest zapisany? Hmm, rozważę nazwanie tak syna. Albo nie. Będzie mi
się z tym burakiem kojarzył, a nie będę przecież własnego dziecka nie lubić.
Byłabym wyrodną matką.
- Zrobiłam zakupy,
na które zapewne i wy się udajecie – uśmiechnęłam się.
- Rzecz jasna
idziemy po warzywa, bo to samo zdrowie – zaczął Piter. – Mmm, brokuły,
marchewki. Niebo w gębie.
- Nie pogrążaj
się, Pit – westchnął Jarski.
- Ja już wiem,
jakie są te wasze warzywka – puściłam im oczko. – Spokojnie, nie powiem
Anastasiemu. Tylko żebyście te kalorie potem na boisku spalili, jasne? –
pogroziłam im palcem.
- Tak jest –
zasalutowali.
- Ja cię
uwielbiam, Blanka! – powiedział uradowany Piotrek i uścisnął mnie mocno.
- Dobra, dobra.
Wiem, jestem wspaniała, ale dusisz mnie, Piotrek! – powiedziałam, ledwo łapiąc
powietrze. Oni wszyscy naprawdę mają mocne ramiona.
W końcu jednak mnie puścił.
- Zaczekasz na
nas? Wrócimy razem – zaproponował Jarski. Zgodziłam się, uprzedzając, że czekam
jeszcze na Bartka, Zbyszka i Krzyśka. Mieliśmy więc wrócić dużą grupą. Spało,
bój się! Ja już odczuwam lęk przed powrotem przez las z nimi.
Z tymi siatkarzami, to gorzej niż z babami. Słowo daję.
Siedziałam na tej ławce dobre pół godziny. 30 stopni na zewnątrz, a ja się
gotuję, siedząc w jednym miejscu. W końcu jednak ta banda wielkoludów wyszła ze
sklepu. Każdy w ręce dzierżył wielką reklamówkę, w której zapewne znajdowało
się łącznie pół stoiska ze słodyczami. Wstałam z ławki, gdy podeszli do mnie.
- Dłużej się nie
dało? – spytałam z wyrzutem.
- Oj nie złość
się. Przynajmniej mamy żarcie – wyszczerzył się Ignaczak i wpakował sobie do
buzi garść żelków. Jak mu się to tam zmieściło?
- Ja mam tylko
takie malutkie pytanie – powiedziałam, pokazując niewielką odległość między
moim kciukiem, a palcem wskazującym. Siatkarze spojrzeli na mnie pytająco. –
Jak chcecie to wnieść na 3 piętro tak, aby nie zauważył was trener?
- Przecież to
proste. Wyślemy szpiega na zwiady – powiedział pewnie Jarosz.
- Jak zwykle
pewnie będę to ja – stwierdził smutno Nowakowski. Następnie ugryzł batonika,
mając przy tym minę, jak największy męczennik.
- A może Blanka
pójdzie? Przydałaby się w końcu na coś – usłyszałam zza siebie. Powiedział to
Kubiak. Wbiłam w niego wkurzone spojrzenie.
- A może ty byś
poszedł, co? Przyda ci się taki jogging po ośrodku. No i zostaw tego batona, bo
ledwo się po boisku toczysz – uśmiechnęłam się złośliwie. Przyjmujący zgniótł
papierek, który miał w ręku. Jego mina mówiła sama za siebie. Był wściekły.
Zawsze moje teksty i już w ogóle sama moja osoba go denerwowały.
- No ja pierdole,
dajcie spokój. Wyszliśmy odpocząć, a wy znowu zaczynacie – zirytował się
Zbyszek.
- Kto zaczął, ten
zaczął – burknęłam pod nosem i ruszyłam przed siebie. Reszta podążyła za mną.
Po chwili atmosfera znowu się rozluźniła. Jedynie Michał nie odezwał się dopóki
nie doszliśmy do bramy.
- No to kto idzie?
– zapytał Winiarski, odwracając się w naszym kierunku. Cichy zaczął powoli
wycofywać się tak, aby nikt go nie zauważył. Miał pecha, bo był najwyższy.
- Widzę, że
Piotrek się zgłasza. Dziękujemy Piotrze – wyszczerzył się przyjmujący. Środkowy
spuścił smutno wzrok i zaczął iść w kierunku budynku. No serce mi się krajało,
jak go takiego widziałam. Za to Jarosz z Winiarem przybili sobie piątki.
Westchnęłam zażenowana.
- Okej, pójdę ja.
Przecież on idzie, jak na skazanie – powiedziałam. Siatkarz od razu do mnie
podbiegł i zaczął przytulać.
- Dziękuję ci!
Jesteś wspaniała! – pocałował mnie w policzek. Potem w drugi. A potem znowu w
ten pierwszy. Cała pośliniona była.
- Dobra, dobra.
Przestań, bo się odwodnisz, a moje policzki będą przypominać mini basen –
machnęłam ręką. Poszłam więc do ośrodka. Recepcja była pusta. Tylko ta
recepcjonistka siedziała i piłowała sobie paznokcie. Wyciągnęłam więc komórkę i
wykręciłam numer do Zibiego.
- Pusto. Możecie
przyjść. Tylko ruchy chłopaki, ruchy – powiedziałam i się rozłączyłam. O dziwo
już po chwili wręcz wbiegli do środka i pędem popędzili w stronę windy.
Przewróciłam oczami i ruszyłam za nimi.
- No szybciej,
Blanka, szybciej – poganiał mnie Bartman. Panikowali, jakby wykonali napad
stulecia. Wjechaliśmy na nasze piętro i wszyscy rozeszli się do siebie. Akurat
zdążyliśmy na obiad. Zostawiłam rzeczy i wyszłam na stołówkę. To tam znajdował
się cały sztab szkoleniowy. Dlatego nikogo nie spotkaliśmy na korytarzu. Przywitałam
się z mężczyznami i wzięłam swoją porcję obiadu. Następnie zajęłam swoje
miejsce przy stole. Siatkarze zaczęli powoli schodzić na dół. Po 10 minutach w
pomieszczeniu panował taki gwar, jak zwykle, gdy oni się tu znajdowali.
- Fuj, brukselki –
skrzywił się Zatorski.
- Trzeba było
wziąć bez – wzruszył ramionami Bartman.
- To można? –
otworzył szeroko oczy.
- No raczej? –
uuu, powiało złośliwością ze strony atakującego.
- Ale bo… bo ja
się boję pani Basi – powiedział nieśmiało Libero.
- Pani Basi się
boisz? – zdziwiłam się.
- Przecież to
najmilsza kobieta na świecie! – oburzył się drugi Libero.
- Najmilsza?! To
ty człowieku mojej babci nie poznałeś – Paweł wpakował sobie do buzi kawałek
kotleta.
- Pani Basia jest
bezkonkurencyjna – dodał swoje trzy grosze Kuba. – Przyznaj się, nie lubisz
jej, bo ci dała brukselki.
- Dajcie mi już w
końcu spokój – Zator spuścił wzrok. Oj biedny chłopak. Lubią po nim jeździć
tutaj.
O 16 rozpoczął się trening, w którym już z Wojtkiem uczestniczyliśmy.
Dzisiaj podzieli się na kilka składów i po pół godzinnej rozgrzewce przystąpili
do gry. Podeszli do tego bardzo profesjonalnie. Szli łeb w łeb. Do samego końca
nie wiedziałam, kto wygra. W końcu cały ten ‘’turniej’’ wygrała drużyna,
składająca się z Ignaczaka, Jarosza, Winiarskiego, Kubiaka, Nowakowskiego,
Łomacza i Drzyzgi. Cieszyli się, jak dzieci. A najlepsze było, że wręcz
zażądali od Andrei wyboru MVP tych mistrzostw. Po konsultacji z Gardinim i ku
mojemu niezadowoleniu wybrali Kubiaka. Eh, to życie. No cóż, przyznać musiałam,
że on naprawdę jest świetny. Przecież zawsze podziwiałam jego grę. Do naszego
pierwszego spotkania był moim idolem. Po tym pamiętnym meczu stracił w moich
oczach i wylądował na liście moich wrogów z numerem pierwszym.
Siedziałam w pokoju. Było już po kolacji. Oglądałam
akurat ‘Na Wspólnej’’, gdy ktoś zapukał do mojego pokoju. Po chwili zza drzwi
wychyliła się głowa Ignaczaka.
- Pssst, Blanka –
szepnął. Co on odwala? Przecież jestem tu sama.
- Słucham cię,
Krzysiu – uśmiechnęłam się.
-Nie tak głośno –
uciszył mnie. – Idziemy z Bartkiem pożyczyć sobie trochę lodów z kuchni.
Idziesz z nami?
- Pożyczyć? –
zdziwiłam się.
- Brzmi lepiej,
niż podpieprzyć. To idziesz?
- Idę, idę. Na
lody zawsze chętna – odparłam bez zastanowienia i ruszyłam za siatkarzami.
Zeszliśmy schodami na sam dół. Nie skorzystaliśmy z windy, ponieważ chłopcy
uznali, że to zbyt ryzykowne. Narobilibyśmy niepotrzebnego hałasu i od razu by
nas przyłapali. Zwykle kucharki opuszczały ośrodek zaraz po umyciu naczyń po
kolacji. Mieliśmy więc pewność, że kuchnia będzie pusta. I tak też było.
Otworzyliśmy najpierw jedną zamrażalkę. Pudło. Same mrożone warzywa, ryby i
inne tego typu. Została więc druga. Bingo! Są nasze lody. Wzięliśmy więc 1,5
litrowe pudełko śmietankowo-czekoladowych i opuściliśmy pomieszczenie. Po kilku
minutach już byliśmy w moim pokoju. Siedzieliśmy na ziemi, oparci o łóżko.
- Ej – zaczął
Kurek. – Bo chyba zapomnieliśmy o łyżkach.
Zrobiłam face palma. Faktycznie. Na całe szczęście
uratowało nas to, że miałam opakowanie plastikowych łyżeczek, które kupiłam
dziś w sklepie do moich jogurtów. Zaczęliśmy więc zajadać ten mrożony przysmak.
Ja już po chwili miałam dość. Tamta dwójka za to wyjadła całe pudełko.
- No to teraz
czuję się nasycony – stwierdził Bartek i pomasował się po brzuchu.
- Ja nadal nie
mogę uwierzyć, że zjedliście aż tyle – powiedziałam zdziwiona.
- Ty dziecko
jeszcze niewiele wiesz – rzucił Igła z uśmiechem. Dziecko? Ja? To on jest stary
po prostu!
- To przelej na
mnie swą wiedzę – poprosiłam.
- Przelewam zatem
– położył swoją wielką łapę na mojej głowie. Oj ciężka ona była. – Nie da
rady.Za pusto tutaj.
Zrobiłam
minę typu: Are you fucking kidding me? Krzysiek z Bartkiem za to prawie
się po podłodze ze śmiechu tarzali.
- Ha ha. No
komiczne, panowie – powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. – Poczucie humoru,
niczym u Kubiaka.
- Oj nie złość się
– poprosił Kuraś.
- W ramach
przeprosin jutro też cię zabierzemy na lody – Igle aż zaświeciły się oczy, gdy
to mówił.
- Nie sądzicie, że
gdy codziennie będzie znikać pudełko lodów, to w końcu ktoś się kapnie?
- Pani Basia nas
nie wsypie – odparł bardzo pewnie Libero.
- A gdyby tobie ktoś
codziennie żelki kradł, to nie poskarżyłbyś się komuś?
- Bo właściwie..
już mi ktoś paczkę podpieprzył – powiedział smutno. – Jak wkładałem do szafy,
to było 13 paczek, a teraz jest 12.
- Pobaw się w
Sherlocka Holmesa i znajdź złodzieja.
- To genialny
pomysł! Dzięki, Blanka! – krzyknął uradowany i jak proca wyleciał z mojego
pokoju.
- Musiałaś mu
powiedzieć o tym Sherlocku, prawda? – zapytał z pretensją przyjmujący.
- To ty mu je
wziąłeś, prawda?
- No, bo on mi nie
chciał dać ani jednego żelka! Tylko jednego głupiego miśka!- oburzył się. – To się
wkurzyłem i wziąłem całą paczkę.
- Trzeba było
sobie kupić żelki.
- Nie powiesz mu?
Proszę – złożył ręce, jak do modlitwy.
- No nie powiem,
nie powiem – uśmiechnęłam się. Kurek odetchnął z ulgą. Chwilę porozmawialiśmy
jeszcze o byle czym. Przerwało nam nagłe wtargnięcie Ignaczaka. Spojrzeliśmy
pytająco na niego. Ten tylko się wyszczerzył i pokazał nam kartkę rozmiaru A3
na której markerem był nabazgrany list gończy. A kto był poszukiwany? Tak,
złodziej żelków. Krzysiu opisał go jako bezwzględnego potwora, który nie liczy
się z uczuciami innych. W dodatku za jego złapanie przewidziana była nagroda. 2
paczki żelków – robaków. Istny rarytas. Myślałam, że padnę ze śmiechu, gdy to
zobaczyłam. Mój towarzysz za to zrobił minę, którą idealnie opisywała ta minka:
o.O
- Pojebany jesteś,
czy jaki? – naskoczył na Libero Bartek.
- Nie pojebany,
tylko rozsądny. Chcę znaleźć sprawcę za wszelką cenę – powiedział poważnie. Aż
przez chwilę byłam w stanie w to uwierzyć.
- A gdzie ty
chcesz to zawiesić? – zapytałam.
- W pokoju
Jarskiego – wzruszył ramionami.
- Czemu akurat
tam? – zdziwiłam się.
- Bo to tam zwykle
przesiadujemy. Wszyscy będą mogli to zobaczyć! Oczywiście z wyjątkiem trenerów.
Igła i jego genialny plan. W sumie, to dobrze to sobie
wykombinował. Skubany. Żeby to potem na boisko przełożyli, to będzie dobrze.
- Ej, ale pokój
Jarskiego, to też mój pokój – oburzył się, jakże spostrzegawczy Bartuś. Refleks
to on ma niezły.
- To już twój
problem – wzruszył ramionami Krzysztof i tak po prostu wyszedł z pokoju. Jak
się domyślam, poszedł zawieszać ten plakat. Kurek rzucił tylko ‘niech no ja go
dorwę’ i takim oto sposobem znowu zostałam sama. Jako, iż było po 22 wzięłam
prysznic i przebrałam się w moją rewelacyjną piżamkę, która składała się z
różowych szortów i bluzeczki na ramiączkach tego samego koloru. A na przodzie
była taka śmieszna kaczuszka. O rany, mam 22 lata, a śpię ubrana podobnie do
mojej jedenastoletniej siostry. W dodatku w każdej chwili może tu wparować
jakiś siatkarz. W weekend idę na zakupy. Nie ma innej opcji.
_______________
Już o 20:30 pierwszy mecz Polaków na Mistrzostwach Europy 2103 ! :D
czyli spór Kubiaka z Blanką trwa nadal, i chyba nie ma zamiaru odpuścić:)
OdpowiedzUsuńciekawie, jest, nie powiem że nie!
a w odautorskim chyba pomylily Ci się daty, 2103? XD ściskam :*
zapraszam też na piątą część na splataneserca.blogspot.com
Ok, przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze na moim blogu! :) Teraz już nadrobiłam też Twój i jestem pewna, że tu zostanę.
OdpowiedzUsuńLubię jak piszesz. U ciebie siatkarze są naprawdę zabawni. A mam wrażenie, że wiele z autorek nie potrafi się powstrzymać i opisuje coś co tylko w założeniu ma być śmieszne. Tutaj tak nie jest i mam nadzieję, że utrzymasz ten poziom :) Blanka z Michałem nadal toczą wojnę, ale chyba powoli wszyscy zaczynają mieć jej dość. Wcale się Zbyszkowi nie dziwię, bo sama aż za dobrze znam te uczucie kiedy przy tobie kłócą się dwie osoby, które lubisz. Niestety nic przyjemnego :/ Ciekawa jestem czy i kiedy Blanka z Kubiakiem się uspokoją.
Zapraszam na nowy rozdział na http://byc-obojetna.blogspot.com/ :) I, jeśli masz ochotę, zapraszam też na mój nowy, drugi blog http://nie-zakochuj-sie.blogspot.com/ :)
Ej. Takie piżamki są najlepsze ;3
OdpowiedzUsuń