Kolejny piękny dzień rozpoczął się w Spale. Ośrodek
tętnił życiem już od wczesnych godzin porannych. Siatkarze tego dnia mieli
trening o 5 rano. Trwał godzinę i składał się wyłącznie z biegów. Nie ma to,
jak taki godzinny jogging po jakiś lasach w blasku wschodzącego słońca. Tylko
30 spoconych facetów, śpiew ptaków i las. Czyż to nie romantyczne?
Niestety zamiast wstać sobie grzecznie po 7, jak to
miałam w planach, zostałam brutalnie obudzona o 6 przez tą bandę
neandertalczyków. Wracając z tego biegania narobili takiego szumu, jakby
przyjechała jakaś wycieczka z podstawówki. Choć jak bardzo się starałam, to nie
byłam w stanie usnąć. Wstałam więc z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Następnie
umyłam zęby, podkręciłam rzęsy tuszem i ruszyłam się przebrać. Założyłam to, co
pierwsze wpadło mi w ręce (link). Rozczesałam jeszcze włosy, które zostawiłam
rozpuszczone i byłam gotowa. Zerknęłam na zegarek w komórce. Była 7.
Zmarszczyłam brwi. Nie taki miałam zamiar. Moim zamiarem było sobie choć trochę
pospać! Postanowiłam więc zajrzeć do pokoju 201 i pojęczeć jego lokatorom, jaka
to Blanka jest zła i niewyspana. Wyszłam więc z pokoju i zamknęłam drzwi.
Zapukałam do tych obok i nie czekając na słowo ‘proszę’ wpakowałam się do
środka. W duchu liczyłam na to, że wszyscy będą ubrani. W pokoju siedział tylko
Jarosz i Igła. Zaraz, wróć… Igła? Spotykam go wszędzie, ale nigdy w jego
pokoju. Ciekawe. Usłyszałam jakieś odgłosy w łazience. Rozszyfrowałam, iż była
to lejąca się woda, a drugie… drugiego szczerze to wolałam nie słyszeć. Kurek
chyba myślał, że umie śpiewać. Moje biedne uszy.
- Cześć i czołem,
siatkarze – przywitałam się wesoło i usiadłam obok Ignaczaka. – Czemu Kurek
zarzyna w łazience jakieś zwierzę?
Chłopcy wybuchli śmiechem na to określenie. No cóż,
taka była prawda po prostu. Tu nie ma się z czego śmiać. Tu trzeba płakać. Albo
od razu żałobę narodową ogłosić.
- Mieszkasz za
ścianą i słyszysz to pierwszy raz? – zapytał Kuba, niedowierzając.
- Na całe szczęście
pierwszy. On często cię tak katuje?
- Niestety –
powiedział smutno rudy, wykrzywiając usta w podkówkę.
- Coś ty mu
takiego zrobił? Rybkę mu w klozecie spuściłeś, czy co?
- Da się
przyzwyczaić. Zawsze na zgrupowaniu mieszkamy razem.
- Siurak po prostu
nie może przyjąć do wiadomości, że Wojewódzki go nie chce do X-fajtersów. No i
jest zazdrosny o Winiara – dorzucił swoje 3 grosze Krzysiek. W tym właśnie
momencie do naszego trio doszedł temat naszej rozmowy. Niestety moje modły się
nie spełniły. Był owinięty samym ręcznikiem, a na klatce piersiowej widniały mu
jeszcze krople wody. Aż ślinka ciekła, widząc takie ciało. Ogarnij się, Blanka!
Nie możesz przecież zwariować w tym miejscu pełnym samców. Jeszcze chwila, a
zacznę mdleć, gdy zaczną ściągać koszulki.
- Kto jest
zazdrosny o Winiara? – zapytał Bartek.
- Ależ nikt ważny,
Bartusiu – powiedział Jarosz, trzepotają przy tym rzęsami. Ciut gejowate, ale
okej, nie wnikam.
- A tak nawiasem
mówiąc, to ciebie chyba ogromny talent męczy, co? – stwierdziłam.
- O śpiewanie wam
chodzi? – spytał, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami. – Wiem, wiem. Jestem
genialny. Nie musicie nic mówić.
Wypiął dumnie pierś do przodu. Skromny Bartuś zawsze
spoko.
Razem w czwórkę zaraz przed 8 zeszliśmy na stołówkę.
Byliśmy pierwsi, na co ucieszył się Igła. Uznał, że będzie mógł sobie w końcu
najlepsze miejsce zająć. Nieźle się zdziwiłam, gdy usiadł tam, gdzie zwykle.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Oj no co –
machnął ręką. – Miałem to miejsce zostawić tak na pastwę losu? A jakby tu taki
Zbyszek usiadł? No nie wybaczyłbym sobie tego!
Jego odpowiedź była dziwna. Nie wiedziałam, czy śmiać
się, czy płakać. Zignorowałam to więc. Ruszyłam do okienka i stanęłam za
Jaroszem i Kurkiem, którzy po prostu nie mogli się zdecydować czy wziąć płatki
czekoladowe, czy może kukurydziane. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość.
Stałam tam z 10 minut. To wystarczyło, by za mną utworzyła się ogromna kolejka.
W końcu jednak oboje wzięli parówki. No nie, ja im kiedyś krzywdę zrobię.
Poprosiłam panią Basię o musli i z uśmiechem podała mi talerz z
pełnowartościowym śniadaniem. Podziękowałam i odwróciłam się napięcie. Pech
chciał, że ktoś stał na mojej drodze i na niego wpadłam. Moja koordynacja
ruchowa oczywiście pozostawia wiele do życzenia, więc cała zawartość talerza
wylądowała na siatkarzu. Zrobiłam przepraszającą minę i spojrzałam w górę. Od
razu spoważniałam. Tak, to Michała oblałam. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, to już
dawno leżałabym martwa na tej podłodze.
- Ty naprawdę nie
umiesz łazić – warknął. – Jestem cały mokry przez ciebie.
- No sorry, nie
zauważyłam się – odparłam oschle.
- Jasne –
prychnął. – Uważaj, bo uwierzę.
- Ojej,
przeprosiłam cię przecież. Dałbyś spokój – przewróciłam oczami.
- Jakieś ‘sorry’
ma być przeprosinami? – znowu prychnął. – Wypierzesz mi koszulkę. Zaraz po
śniadaniu ci ją przyniosę.
Nie dał mi nawet szansy odpowiedzieć, bo od razu się
zmył.
- Chyba śnisz,
Kubiak – wymamrotałam pod nosem i odłożyłam pusty talerz w okienku, gdzie stały
inne brudne naczynia. Wróciłam do stolika i postanowiłam zrobić sobie po prostu
kanapkę.
- Co to za spięcie
z Miśkiem było? – zapytał mnie Bartman, gdy wychodziliśmy ze stołówki.
Wzruszyłam tylko ramionami i nacisnęłam guzik od windy.
- Wyszedł ze
stołówki cały wściekły – dodał.
- Trzeba było się
przyjrzeć jego koszulce – odparłam spokojnie i weszłam do windy, która właśnie
przyjechała.
- Coś ty mu
zrobiła? – otworzył szeroko oczy. Czy on był ślepy? Nie zauważył tej plamy z
musli na całym ubraniu? Zadaję się z kretynami.
- Stoi jak słup na
środku, to go nie zauważyłam i ciut mojego musli się wylało. Wielkie mi halo –
wywróciłam oczami.
- No to się nie
dziwię, że był taki zły. Ej, Blanka, Blanka – pokręcił głową.
- No co ? To było
przecież przez przypadek – wzruszyłam ramionami. Akurat byliśmy już na naszym
piętrze, więc wyszliśmy z windy.
- Może byście się
w końcu pogodzili, co? – westchnął Zibi. Dziennie poruszał ten temat chyba z 10
razy i zawsze musiałam go rozczarować. Moja wina, że Kubiak to debil?
- Chyba śnisz. Do
zobaczenia na obiedzie – cmoknęłam go w policzek i zniknęłam za drzwiami. Jako
iż najbliższe kilka godzin miałam wolne, to wyciągnęłam laptopa. Postanowiłam
wgrać kilka zdjęć na stronę. Poprzedniego dnia Wojtek pokazał mi, co i jak,
więc teraz bez problemu mogłam to zrobić. Wybrałam kilka fajnych ujęć z
wczorajszego treningu i dodałam. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Nie
było by w tym nic dziwnego, gdyby to nie były drzwi od mojego pokoju.
Podniosłam głowę do góry. Zdziwiłam się, widząc u siebie Michała. Był
ubrany w strój na trening. Z tego, co się orientuję to mój pokój nie przypomina
hali.
- Puka się –
warknęłam, kontynuując obróbkę zdjęć na laptopie. W tym momencie poczułam jakiś
materiał na mojej głowie. Szybko ściągnęłam to. Była to koszulka, którą dziś
rano oblałam musli.
- Co to ma być? –
spytałam zdziwiona.
- Koszulka, którą
ubrudziłaś. Koszulko, poznaj Blankę, która cię wypierze.
- No chyba ci się
w dupie poprzewracało – odparłam i rzuciłam w niego ubraniem.
- No chyba tobie.
Ubrudziłaś – pierzesz. Zrozumiałaś? Czy może mam przeliterować? – zapytał
stanowczo.
- A umiesz? –
zdziwiłam się. Siatkarz posłał mi spojrzenie, mówiące: Are you fucking kidding
me?
- Zostawiam ci to.
Jutro po nią wpadnę. Ciepło jest, powinna wyschnąć – powiedział, położył swoją
koszulkę na krześle i tak po prostu sobie wyszedł. Wściekła zamknęłam klapę
laptopa. Po chwili ochłonęłam. Przecież to nie wina tego biednego sprzętu, że
tamten baran nie umie chodzić. Westchnęłam. No dobra, może to i była po części
moja wina. Tak strasznie nie chciałam mu dawać tej satysfakcji, ale chyba
musiałam się raz przyznać do błędu. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju.
Skierowałam się na sam dół, gdzie urzędowały sprzątaczki. Poprosiłam jedną z
nich o trochę proszku do prania. Bez problemu dostałam miarkę z odpowiednią
substancją. Podziękowałam i wróciłam do siebie. W łazience zabrałam się za
ręczne pranie tej pieprzonej koszulki. Nie znosiłam tego, wolałam pralkę. Ale
jak mus, to mus. Po kilku minutach po plamie nie było ani śladu. Wyszłam z
mokrym ubraniem na balkon i zawiesiłam je na barierce. Faktycznie zapowiadał
się bardzo ciepły dzień. Wieczorem już powinna być sucha.
Nie miałam, co robić więc postanowiłam przejść się po
Spale. Przebrałam się więc w coś lżejszego (link). Zgarnęłam torebkę i
wcześniej zamykając drzwi do pokoju skierowałam się na dół. Powiedziałam
Wojtkowi, że idę się przejść. Na wszelki wypadek, gdyby coś chciał. Wyszłam z
ośrodka. Słońce dość mocno świeciło, więc okulary, które do tej pory miałam na
głowie założyłam na nos. Przekroczyłam bramę i drogą, którą tu przyjechałam
zaczęłam się piechotą kierować przed siebie. Po jakimś czasie wyszłam z tego
lasu. Spała była naprawdę ładną miejscowością. Zawsze lubiłam wieś. Gdy byłam
młodsza przyjeżdżałam na wakacje do babci, która mieszkała na wsi. Czyste
powietrze, łąki, pola, lasy… po prostu żyć, nie umierać. Wyciągnęłam aparat z
torebki i zaczęłam fotografować wszystko, co ciekawe dookoła. Ptaki, rośliny.
Naprawdę wspaniałe. Na koniec mojej wycieczki wybrałam się do sklepu. Chciałam
zaopatrzyć się w jakieś gazetki, czy przekąski. No cóż, 3 posiłki dziennie to
ciut mało. Szczególnie, że ja rano zwykle nie byłam głodna i jadałam niewiele,
to do 15 ciężko wytrzymać. Była 12, a ja już czułam głód. Wpakowałam więc do
koszyka kilka żywieniowych produktów, typu ciastka, żelki, czy inne takie. Taa,
tym sobie pojem najwięcej. A potem przyjadę z Centralnego Ośrodku Sportu (!!!)
z paroma kilogramami więcej. Cóż za ironia losu.
Zapłaciłam za zakupy i z pełną reklamówką, tzw. jednorazówką wyszłam ze sklepu. Jakie było moje zdziwienie, gdy parę kroków
przede mną zobaczyłam 3 znajome postacie. Uśmiechnęłam się do wielkoludów. Odmachali
mi wesoło.
- A wy nie
powinniście mieć teraz treningu? – spytałam podejrzliwie.
- Za to poranne
bieganie skrócili nam o godzinę – powiedział dumnie Bartek.
- Więc, co was tu
sprowadza? – po moim pytaniu przybrali jakieś konspiracyjne miny.
- A nie powiesz
Andrei? – zapytał podejrzliwie Igła.
- Nie powiem. A
teraz mówcie, jak na spowiedzi – skrzyżowałam ręce na piersi.
- No bo – zaczął
nieśmiało Bartman, wpatrując się w czubki swoich butów – my po słodycze
przyszliśmy.
- Jak Andrea się
dowie, to nam głowy pourywa i do końca zgrupowania będziemy robić dodatkowych
50 kółek na każdym treningu – jęknął załamany Ignaczak.
- Ej dzieci,
dzieci – stwierdziłam, kręcąc głową z politowaniem.
- Jesteśmy starsi
od ciebie przecież – zdziwił się Kurek.
- Szczegóły –
wywróciłam oczami. - Idźcie kupować. Zaczekam na was, bo mi się nie chce samej
wracać.
___________
Trochę mi smutno, że nie komentujecie. Mam nadzieję, że ktoś w końcu naskrobie tu parę słów.
fajny i blog i rozdział :) mam nadzieję, ze kiedyś Kubiak i Blanka przestana się kłócić :) czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńciekawie sie zapowiada:)
OdpowiedzUsuńdawaj szybciej rozdziały proooooszeeeee :D
OdpowiedzUsuńja wiem ze to nie łatwe ale kiedy bedzie następny ?
W piątek postaram się dodać :)
Usuńsuuuuuuuppppppppeerr!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog i rozdział a akcja z koszulką mega :D ciekawe kiedy Blanka i Misiek się dogadają :) pozdrawiam i do następnego :D
OdpowiedzUsuńsuper już nie mogę się doczekać mam nadzieje że z michałem się pogodzą
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! :) strasznie polubiłam tego bloga, jest mega ciekawy :D
OdpowiedzUsuńDialog Kubiak-Blanka wymiatają!! ;D kochaaam
OdpowiedzUsuń