25.08.2013

Prolog

15 kwiecień 2013. Dzień zaczął się, jak zwykle. Wstałam, odbębniłam cały poranny rytuał, którego zakończeniem było zjedzenie jakże pożywnego śniadania w postaci miski pełnej musli i szklanki z sokiem pomarańczowym. Następnie ubrałam się (link) i popędziłam na uczelnię. Rzecz jasna nie byłabym sobą, gdybym się po chwili nie wróciła do mieszkania po teczkę z pracami, której zapomniałam wziąć od razu. Byłam już na 3 roku studiów artystycznych na specjalizacji fotograf. Tego dnia musiałam oddać kilka zdjęć z ostatnich sesji, które miałam wykonać tzw. po godzinach. Dostałam określone tematy, a moje ulubione przyjaciółki zgodziły się pozować. Może nie były to profesjonalne modelki, ale w chwili obecnej nie było mnie stać, by komuś płacić, a ona zgodziły się praktycznie od razu, gdy je poprosiłam.
Rano Katowice były naprawdę straszne. Zakorkowane ulice na każdym kroku. Dla kogoś obcego zapewne było to nie do wytrzymania, ja jednak byłam już przyzwyczajona. Przecież mieszkałam w tym miejscu już od 3 lat i dzień w dzień było tak samo. W końcu jednak po 20 minutach jazdy, którą umilały mi dźwięki radia dotarłam na miejsce. Zaparkowałam moje ukochane BMW X6 (link), które dostałam na urodziny od taty i dziadków. Byłam im ogromnie wdzięczna, bo zawsze o tym aucie marzyłam. Mimo, iż byłam dziewczyną, to kochałam szybkie i ładne, sportowe samochody.
Jako pierwsze swoje kroki skierowałam do mojego wykładowcy. Zapukałam do jego gabinetu, a po usłyszeniu słowa ‘’proszę’’ weszłam do środka. Przywitałam się kulturalnie z mężczyzną. Nie był on stary. Miał jakieś 30 parę lat, jak na moje oko. Był za to wybitnym fotografem, a jego zdjęcia zapierały dech w piersiach.
 - Przyniosłam te prace na zaliczenie – powiedziałam z uśmiechem i położyłam teczkę na biurku. Miałam wychodzić, lecz mnie zatrzymał.
 - Usiądź proszę – powiedział spokojnie. Zdziwiona wykonałam jego polecenie. Zastanawiałam się, czy może chce przejrzeć teczkę przy mnie i je od razu ocenić. Nigdy jednak tego nie robił. Po chwili jednak zaczął wszystko wyjaśniać.
 - Nie denerwuj się. Nie mam złych wiadomości – zaśmiał się, starając bym się rozluźniła. W sumie trochę mu się to udało.
 - Więc jakie pan ma?
 - Pamiętasz może, jak mówiłem kiedyś, że najlepszy student będzie mógł odbyć praktyki, jako asystent głównego fotografa polskiej reprezentacji w piłce siatkowej? – zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Słysząc to zaczynałam czuć takie przyjemne motyle w brzuchu. Czy chciał mi powiedzieć to, co od tamtej pory chcę usłyszeć? – Ten fotograf jest moim bardzo dobrym znajomym. Pokazałem mu prace wszystkich i wybrał właśnie ciebie. Uznaliśmy wspólnie, że jesteś na dobrej drodze do sukcesu i trzeba ci w tym pomóc. Moje gratulacje – wstał z miejsca i uścisnął mi dłoń. Również się podniosłam. Byłam w ogromnym szoku. Przetwarzałam wolno i powoli wszystkie słowa, które przed chwilą dotarły do moich uszu.
 - Nic nie powiesz? To do ciebie niepodobne – stwierdził z uśmiechem.
 - Ja po prostu nie wiem, co powiedzieć – odparłam. Po chwili jednak ogarnął mnie ogromny atak euforii. Praktycznie rzuciłam się na wykładowcę i mocno go przytuliłam. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję!! Tak strasznie się cieszę!
Pan Zieliński głośno się zaśmiał.
 - Szczegóły obgadamy innym razem. Teraz leć na salę, bo zaraz zacznie się wykład.
 - Tak jest – zasalutowałam mu i z wielkim bananem na twarzy opuściłam jego gabinet. To był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu!

Po powrocie z uczelni od razu umówiłam się na spotkanie z moimi przyjaciółkami w naszej ulubionej kawiarni. Chciałam się jak najszybciej pochwalić. Byłam fanką siatkówki praktycznie od małego. W gimnazjum i liceum grałam w szkolnej drużynie. Nie byłam nawet taka zła. Mam jednak zaledwie 1,70 m wzrostu, a to ciut mało, jak na myśl o karierze profesjonalnej. Poza tym bardziej kochałam fotografię. Chodziłam na różne kursy i obrałam taki kierunek studiów. Mówiono mi, że mam talent. Muszę go zatem rozwijać. A gdzie tyle się nauczę o fotografii sportowej, jak nie pod okiem fotografa reprezentacji? Szczerze to ta chęć nauki była ważniejsza, niż to, że poznam siatkarzy.
Sylwia i Dagmara zjawiły się punktualnie. Akurat kończyły zajęcia o podobnej do mnie godzinie, więc nie musiałam długo czekać. Moje przyjaciółki były bardzo do siebie podobne pod względem wyglądu. Niektórzy nawet czasem myślą, że to siostry. W sumie na początku liceum ja też tak myślałam. One znają się od piaskownicy, ja poznałam je dopiero, gdy trafiłyśmy do jednej klasy w ogólniaku. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Po roku to czułam się tak, jakbym znała je całe życie, a nie tę parę miesięcy. Każda z nas miała inny charakter, lecz potrafiłyśmy się dogadać. Miałyśmy wspólne hobby, jakim była siatkówka. Oglądałyśmy mecze nałogowo. Jako, iż nasz ulubiony klub, czyli Jastrzębski Węgiel miał swoją siedzibę niedaleko nas to wykupiłyśmy już na początku sezonu karnet na wszystkie mecze. Niestety sezon klubowy dobiegał końca, lecz niedługo miał rozpocząć się reprezentacyjny, w którym miałam odegrać swoją malutką rolę.
Moje bratnie dusze ogromnie się ucieszyły na tą informację, którą im przekazałam. Rzecz jasna już zapowiedziały, że będą mnie odwiedzać. Trochę zahamowałam ich zapędy, wyjaśniając, że nie mam pojęcia, czy w ogóle będą możliwe wizyty osób trzecich. To jednak je nie zniechęciło. Uznały, że i tak się tam jakoś wcisną. Całe one. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Nasze spotkanie nie trwało jednak długo, ponieważ za 2 godziny miałyśmy wyjeżdżać do Jastrzębia. Ktoś powie, że to masa czasu. Nie dla nas. 3 dziewczyny i 1 łazienka. Nie obejdzie się bez kłótni. Miałyśmy jednak ustalony grafik i dziś wypadała taka kolejność: Sylwia, ja i Daga. Każda z nas wzięła szybki prysznic, by nie tamować zbyt długo pomieszczenia. Ubrane w klubowe koszulki i szaliki ruszyłyśmy na parking, gdzie wsiadłyśmy do mojego autka. Godzinka jazdy i byłyśmy na miejscu.

Mecz był bardzo zacięty. Wszystko właściwie rozstrzygnęło się w tie-breaku. Kibice biało-pomarańczowych zaczęli skakać i krzyczeć z radości. Takim oto sposobem Jastrzębski Węgiel prowadził w ogólnej rywalizacji 2:1 i był coraz bliżej brązowego medalu. Pozostał już tylko wybór MVP spotkania. Sama byłam trochę rozdarta. Wahałam się między Michałem Kubiakiem, a Robem Bontje. Bardziej jednak chyba za tym pierwszym. Był naprawdę świetny. Właściwie cały sezon w jego wykonaniu był genialny. Tylko raz napatoczyła mu się kontuzja. Opuścił przez to spotkanie z ZAKSĄ. Widać wtedy było jego brak na boisku. Na całe szczęście to już za nimi. Teraz trzeba było się cieszyć.
Tak, jak się domyślałam to właśnie zawodnik z numerem 13 został wyczytany przez spikera, jako najlepszy zawodnik tego meczu. Wtedy stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Kibice zaczęli gwizdać z niezadowolenia. Do moich uszu napłynęły także niecenzuralne słowa. Niektóre te protesty były skierowane do Kubiaka, lecz większość do sędziów. Widzom nie podobała się ich decyzja. Nie rozumiałam tego. Chłopak dwoił się i troił w obronie, a oni tak po prostu go wygwizdali. Aż się we mnie gotowało.
 - Oszaleliście?! Meczu nie widzieliście?! Nie jemu tą statuetkę ślepoty jedne! – burzył się jakiś facet za mną. Nie wytrzymałam i odwróciłam się w jego stronę.
 - Przepraszam bardzo, ale czy mógłby pan takie uwagi zachować dla siebie? – warknęłam. – Pan jest kibicem, czy tylko pan udaje? Sam pan jest ślepy. Jak najbardziej mu się ta statuetka należy.
 - Nie znasz się gówniaro – odparł oschle. Myślał, że to mnie obraziło? Właśnie dało mi satysfakcję. Nie potrafił racjonalnie wyjaśnić swojego oburzenia. Nie umiał mi odpowiedzieć.

Cały następny dzień w myślach ciągle klęłam na tych ludzi. Nie byli to wszyscy zebrani na hali, tylko pewna część. Niestety było ich sporo. W Internecie natknęłam się na masę wpisów, czy wątków na forum poświęconych temu tematowi. Raczej wszyscy byli zgodni, co do tego, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Zawodnik się stara, a inni co? Szkoda słów. Miałam nadzieję, że niektórzy przynajmniej będą próbować naprawić swój błąd. I tak się stało. Na popołudniowym meczu zauważyłam ludzi z różnymi plakatami, gdzie były napisy typu: ‘’Za wczoraj przepraszamy, my kibice cię kochamy’’. Wreszcie coś mądrego. Jak się nabroi, to trzeba przeprosić.
Mecz był bardzo krótki. Szybkie 3:0 i Jastrzębie mają brąz! Cieszyłam się, niczym głupi do sera. Ale był powód przecież. W ostatnich meczach pokazali naprawdę dobrą formę, która zresztą rzadko ich opuszczała w tym sezonie. No dobra, w meczach z ZAKSĄ o finał im nie poszło i to zabolało, ale ważne, że teraz wzięli się w garść. Po wręczeniu medali i chwili radochy kibice zaczęli zmierzać do wyjścia. Ja chciałam jeszcze rzecz jasna uchwycić siatkarską fetę, która właśnie trwała na boisku. Siatkarze zachowywali się po prostu jak dzieci, ale przecież nikt im nie będzie bronić tej radości, prawda? Samo serducho się radowało, gdy widzi ich takich szczęśliwych.
W pewnym momencie usłyszałam jakieś takie znajome głosy. Obróciłam się w prawo i ujrzałam, jak Michał Kubiak udziela wywiadu jakiemuś dziennikarzowi. Postanowiłam posłuchać, o czym mówią. Nie była to raczej tajemnica, skoro wszystko nagrywali, prawda? Nie wierzyłam własnym uszom. Kubiak mówił, że nie wybaczy tego kibicom. Okej, to mogę zrozumieć. Ale tego, że nie wybaczy tego WSZYSTKIM KIBICOM ?! Coś tu nie gra. Ja rozumiem, miał prawo się zdenerwować, czy zdołować, ale naprawdę, to była chyba lekka przesada. A raczej nie chyba, ale na pewno. Przecież tyle ludzi się za nim wstawia, dla tylu ludzi jest idolem, a może nawet autorytetem. A ten co? Oczywiście nie mogłam tego tak zostawić i postanowiłam się sama upewnić. Poczekałam, gdy został sam i szybko do niego podeszłam.
 - Przepraszam, ma pan może chwilę czasu? – zagadałam. Odwrócił się w moją stronę.
 - Nie mów do mnie na ‘pan’, bo się staro czuję – zaśmiał się lekko. Poczucie humoru to on miał, co wywnioskować może przecież każdy, kto ogląda kultowe już ‘’Igłą Szyte’’. Ale nie o tym tu jednak mowa.
 - A więc, czy masz może chwilę czasu? – ponowiłam pytanie.
 - Autograf? Zdjęcie? – zapytał tonem, jakby ciut znudzonym. No mnie w sumie też męczyłoby ciągłe podpisywanie jakiś karteczek, czy sztuczne uśmiechanie się do zdjęć.
 - Nic z tych rzeczy. Mam po prostu pytanie.
Zmienił wyraz twarzy na bardziej spokojny. Podniósł jednak jedna brew, co oznaczało zaciekawienie. Kontynuowałam zatem.
 - Słucham uważnie.
 - Czy to, co mówiłeś w wywiadzie to prawda?
 - Nie kłamię w wywiadach z reguły. A o co ci konkretnie chodzi?
 - O to, że nie wybaczysz tego WSZYSTKIM kibicom – specjalnie podkreśliłam przedostatnie słowo, krzyżując ręce na piersi. Przybrałam poważny wyraz twarzy i oczekiwałam na odpowiedź.
 - Tak, prawda – przytaknął spokojnie. On to mówił, ot tak sobie?! No nie wierzę po prostu.
 - No, ale to chyba lekka przesada, nie sądzisz?
 - A to chyba nie twoja sprawa, nie sądzisz? – odparł złośliwie. Okej, zaczynałam się denerwować. Zawsze byłam osobą nerwową i szybko przestawałam się kontrolować. Tym razem jednak wolałam być ostrożniejsza. Nie chciałam żeby mnie ochrona wyprowadzała.
 - Należę do tych wszystkich kibiców, więc chyba jednak też moja. Dlaczego skreślasz wszystkich ludzi, co? Okej, ja rozumiem, że masz prawo być wkurzony, bo to nie jest miłe, jak dajesz z siebie 200%, potem otrzymujesz nagrodę indywidualną za to i cie nagle wygwizdują. To jest po prostu skurwysyństwo, za przeproszeniem.
 - Masz rację, to jest skurwysyństwo. Właśnie dlatego nie będę tego tolerował.
 - Ale oni zrozumieli swój błąd.
 - No i co mnie to obchodzi?
Okej, to teraz się zacznie jazda. Zapnijcie pasy, bo gdy Blanka Kamińska jest wkurzona, to lepiej z nią nie zadzierać.
 - No i co cię to obchodzi? – prychnęłam, przedrzeźniając go. – Powinno cię obchodzić. Tyle ludzi cię szanuje. Jesteś wzorem do naśladowania. Powinieneś nie chować urazy, a szczególnie, gdy oni żałują. Poza tym ile to było ludzi, co? Niewielka część, z tej całej reszty kibiców, którzy cię szanują i podziwiają. Doceń to!
 - A kim ty w ogóle jesteś żeby mi kazania prawić, co? Zajmij się lepiej sobą – warknął. Jemu też puszczały nerwy.
 - Kim jestem? Jestem jedną z tym kibiców, którzy cię szanują! A nie, przepraszam. Dzisiaj straciłeś mój szacunek. Jesteś zadufanym w sobie idiotą, który musi postawić na swoim za wszelką cenę, nawet gdy nie ma racji. Zachowujesz się jak jakaś sfochana księżniczka. Może jeszcze tupniesz nóżką, co? Korona ci z głowy nie spadnie, jak przyjmiesz te pieprzone przeprosiny. Wtedy dalej będą myśleli, jaki to wspaniały i szlachetny z ciebie człowiek. Ale po chwili rozmowy z tobą widzę, ze taki nie jesteś.
Już miał coś odpowiedzieć na mój monolog, ale odciągnął go Zbigniew Bartman. Trochę się posprzeczali, ale w końcu cały czerwony, jak burak, którym jest, Kubiak wyszedł z hali, kierując się zapewne w kierunku szatni. I pomyśleć, że mam jego plakat nad łóżkiem. Po powrocie do domu, jak najszybciej go ściągnę, postrzępię na kawałki i wyrzucę do kosza. Albo nie! Spalę. Idealne rozwiązanie.
 - No nieźle – powiedział nagle atakujący, gdy do mnie podszedł. Spojrzałam pytająco na niego. – Pierwszy raz widzę, żeby ktoś tak pojechał Kubiakowi. Gratulacje. Jestem pod wrażeniem.
Uśmiechnął się szeroko. Z tonu jego głosu nie wyczułam żadnego sarkazmu. Był to jednak najlepszy przyjaciel przyjmującego, więc musiałam uważać.
 - Powiedziałam po prostu to, co myślę – wzruszyłam ramionami.
 -I dobrze. Też słyszałem ten wywiad i w 100% się z tobą zgadzam. Poniosło go, ale on serio tak nie myśli.
 - Dziwne, bo mi powiedział, że to szczera prawda.
 - Za nim nie nadążysz, taki typ człowieka. Serio, on tak nie uważa. Nadal trzymają go emocje z wczoraj. A teraz ty mu tak pojechałaś po ambicji, że będzie wkurzony cały tydzień – zaśmiał się. – Niestety ja z nim mieszkam.
 - Współczuję z całego serca mieszkania z tym burakiem – posłałam mu pocieszające spojrzenie.
 - Nie jest taki zły na co dzień. Jak się go dobrze pozna, to jest naprawdę dobrym kumplem.
 - Ja się z nim zapoznawać nie mam zamiaru. Znalazł się na liście moich wrogów, jako numer 1.
 - Wreszcie przynajmniej jest gdzieś pierwszy – zaśmialiśmy się oboje. Zbyszek był dużo milszy, niż ten burak. Totalne przeciwieństwo. Z filmików w Internecie wydawać by się mogło, że jest odwrotnie, a tu taka niespodzianka.
 - Mogę cię o coś prosić? – zapytał.
 - Jasne, proś – uśmiechnęłam się.
 - Mogę numer dziewczyny, która zjechała Kubiaka?

Zastanowiłam się chwilę. W głowie miałam różne argumenty ‘za’ i ‘przeciw’.  W końcu jednak się zgodziłam. Zapisałam mu go na karteczce, którą wyrwałam z notesu, który noszę w torebce. Obiecał być w kontakcie. Powiedział, że chciałby się ze mną zaprzyjaźnić, bo wydałam mu się idealna na miejsce najlepszej przyjaciółki. Czyż to nie wspaniałe? Nawet o czymś takim nie marzyłam. 

_______________

Oddaję w wasze ręce prolog. Podoba się choć trochę? 

2 komentarze:

  1. Podoba się ! I niesamowicie wciąga! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuje ze dziś sobie nie pośpię, za bardzo wciągnie mnie ten blog żeby spać ;)

    OdpowiedzUsuń