15 kwiecień 2013. Dzień zaczął się, jak zwykle. Wstałam,
odbębniłam cały poranny rytuał, którego zakończeniem było zjedzenie jakże
pożywnego śniadania w postaci miski pełnej musli i szklanki z sokiem
pomarańczowym. Następnie ubrałam się (link) i popędziłam na uczelnię. Rzecz
jasna nie byłabym sobą, gdybym się po chwili nie wróciła do mieszkania po
teczkę z pracami, której zapomniałam wziąć od razu. Byłam już na 3 roku studiów
artystycznych na specjalizacji fotograf. Tego dnia musiałam oddać kilka zdjęć z
ostatnich sesji, które miałam wykonać tzw. po godzinach. Dostałam określone
tematy, a moje ulubione przyjaciółki zgodziły się pozować. Może nie były to
profesjonalne modelki, ale w chwili obecnej nie było mnie stać, by komuś
płacić, a ona zgodziły się praktycznie od razu, gdy je poprosiłam.
Rano Katowice były naprawdę straszne. Zakorkowane ulice
na każdym kroku. Dla kogoś obcego zapewne było to nie do wytrzymania, ja jednak
byłam już przyzwyczajona. Przecież mieszkałam w tym miejscu już od 3 lat i dzień
w dzień było tak samo. W końcu jednak po 20 minutach jazdy, którą umilały mi
dźwięki radia dotarłam na miejsce. Zaparkowałam moje ukochane BMW X6 (link),
które dostałam na urodziny od taty i dziadków. Byłam im ogromnie wdzięczna,
bo zawsze o tym aucie marzyłam. Mimo, iż byłam dziewczyną, to kochałam szybkie
i ładne, sportowe samochody.
Jako pierwsze swoje kroki skierowałam do mojego
wykładowcy. Zapukałam do jego gabinetu, a po usłyszeniu słowa ‘’proszę’’
weszłam do środka. Przywitałam się kulturalnie z mężczyzną. Nie był on stary.
Miał jakieś 30 parę lat, jak na moje oko. Był za to wybitnym fotografem, a jego
zdjęcia zapierały dech w piersiach.
- Przyniosłam te
prace na zaliczenie – powiedziałam z uśmiechem i położyłam teczkę na biurku.
Miałam wychodzić, lecz mnie zatrzymał.
- Usiądź proszę –
powiedział spokojnie. Zdziwiona wykonałam jego polecenie. Zastanawiałam się,
czy może chce przejrzeć teczkę przy mnie i je od razu ocenić. Nigdy jednak tego
nie robił. Po chwili jednak zaczął wszystko wyjaśniać.
- Nie denerwuj
się. Nie mam złych wiadomości – zaśmiał się, starając bym się rozluźniła. W
sumie trochę mu się to udało.
- Więc jakie pan
ma?
- Pamiętasz może,
jak mówiłem kiedyś, że najlepszy student będzie mógł odbyć praktyki, jako
asystent głównego fotografa polskiej reprezentacji w piłce siatkowej? –
zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Słysząc to zaczynałam czuć takie
przyjemne motyle w brzuchu. Czy chciał mi powiedzieć to, co od tamtej pory chcę
usłyszeć? – Ten fotograf jest moim bardzo dobrym znajomym. Pokazałem mu prace
wszystkich i wybrał właśnie ciebie. Uznaliśmy wspólnie, że jesteś na dobrej
drodze do sukcesu i trzeba ci w tym pomóc. Moje gratulacje – wstał z miejsca i
uścisnął mi dłoń. Również się podniosłam. Byłam w ogromnym szoku. Przetwarzałam
wolno i powoli wszystkie słowa, które przed chwilą dotarły do moich uszu.
- Nic nie powiesz?
To do ciebie niepodobne – stwierdził z uśmiechem.
- Ja po prostu nie
wiem, co powiedzieć – odparłam. Po chwili jednak ogarnął mnie ogromny atak
euforii. Praktycznie rzuciłam się na wykładowcę i mocno go przytuliłam. –
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!! Tak strasznie się cieszę!
Pan Zieliński głośno się zaśmiał.
- Szczegóły
obgadamy innym razem. Teraz leć na salę, bo zaraz zacznie się wykład.
- Tak jest –
zasalutowałam mu i z wielkim bananem na twarzy opuściłam jego gabinet. To był
chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
Po powrocie z uczelni od razu umówiłam się na spotkanie z
moimi przyjaciółkami w naszej ulubionej kawiarni. Chciałam się jak najszybciej
pochwalić. Byłam fanką siatkówki praktycznie od małego. W gimnazjum i liceum
grałam w szkolnej drużynie. Nie byłam nawet taka zła. Mam jednak zaledwie 1,70
m wzrostu, a to ciut mało, jak na myśl o karierze profesjonalnej. Poza tym
bardziej kochałam fotografię. Chodziłam na różne kursy i obrałam taki kierunek
studiów. Mówiono mi, że mam talent. Muszę go zatem rozwijać. A gdzie tyle się
nauczę o fotografii sportowej, jak nie pod okiem fotografa reprezentacji?
Szczerze to ta chęć nauki była ważniejsza, niż to, że poznam siatkarzy.
Sylwia i Dagmara zjawiły się punktualnie. Akurat kończyły
zajęcia o podobnej do mnie godzinie, więc nie musiałam długo czekać. Moje
przyjaciółki były bardzo do siebie podobne pod względem wyglądu. Niektórzy
nawet czasem myślą, że to siostry. W sumie na początku liceum ja też tak
myślałam. One znają się od piaskownicy, ja poznałam je dopiero, gdy trafiłyśmy
do jednej klasy w ogólniaku. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Po roku to
czułam się tak, jakbym znała je całe życie, a nie tę parę miesięcy. Każda z nas
miała inny charakter, lecz potrafiłyśmy się dogadać. Miałyśmy wspólne hobby,
jakim była siatkówka. Oglądałyśmy mecze nałogowo. Jako, iż nasz ulubiony klub,
czyli Jastrzębski Węgiel miał swoją siedzibę niedaleko nas to wykupiłyśmy już
na początku sezonu karnet na wszystkie mecze. Niestety sezon klubowy dobiegał
końca, lecz niedługo miał rozpocząć się reprezentacyjny, w którym miałam
odegrać swoją malutką rolę.
Moje bratnie dusze ogromnie się ucieszyły na tą informację, którą im przekazałam. Rzecz jasna już zapowiedziały, że będą mnie odwiedzać. Trochę zahamowałam ich zapędy, wyjaśniając, że nie mam pojęcia, czy w ogóle będą możliwe wizyty osób trzecich. To jednak je nie zniechęciło. Uznały, że i tak się tam jakoś wcisną. Całe one. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Nasze spotkanie nie trwało jednak długo, ponieważ za 2 godziny miałyśmy wyjeżdżać do Jastrzębia. Ktoś powie, że to masa czasu. Nie dla nas. 3 dziewczyny i 1 łazienka. Nie obejdzie się bez kłótni. Miałyśmy jednak ustalony grafik i dziś wypadała taka kolejność: Sylwia, ja i Daga. Każda z nas wzięła szybki prysznic, by nie tamować zbyt długo pomieszczenia. Ubrane w klubowe koszulki i szaliki ruszyłyśmy na parking, gdzie wsiadłyśmy do mojego autka. Godzinka jazdy i byłyśmy na miejscu.
Moje bratnie dusze ogromnie się ucieszyły na tą informację, którą im przekazałam. Rzecz jasna już zapowiedziały, że będą mnie odwiedzać. Trochę zahamowałam ich zapędy, wyjaśniając, że nie mam pojęcia, czy w ogóle będą możliwe wizyty osób trzecich. To jednak je nie zniechęciło. Uznały, że i tak się tam jakoś wcisną. Całe one. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Nasze spotkanie nie trwało jednak długo, ponieważ za 2 godziny miałyśmy wyjeżdżać do Jastrzębia. Ktoś powie, że to masa czasu. Nie dla nas. 3 dziewczyny i 1 łazienka. Nie obejdzie się bez kłótni. Miałyśmy jednak ustalony grafik i dziś wypadała taka kolejność: Sylwia, ja i Daga. Każda z nas wzięła szybki prysznic, by nie tamować zbyt długo pomieszczenia. Ubrane w klubowe koszulki i szaliki ruszyłyśmy na parking, gdzie wsiadłyśmy do mojego autka. Godzinka jazdy i byłyśmy na miejscu.
Mecz był bardzo zacięty. Wszystko właściwie rozstrzygnęło
się w tie-breaku. Kibice biało-pomarańczowych zaczęli skakać i krzyczeć z
radości. Takim oto sposobem Jastrzębski Węgiel prowadził w ogólnej rywalizacji
2:1 i był coraz bliżej brązowego medalu. Pozostał już tylko wybór MVP
spotkania. Sama byłam trochę rozdarta. Wahałam się między Michałem Kubiakiem, a
Robem Bontje. Bardziej jednak chyba za tym pierwszym. Był naprawdę świetny.
Właściwie cały sezon w jego wykonaniu był genialny. Tylko raz napatoczyła mu
się kontuzja. Opuścił przez to spotkanie z ZAKSĄ. Widać wtedy było jego brak na
boisku. Na całe szczęście to już za nimi. Teraz trzeba było się cieszyć.
Tak, jak się domyślałam to właśnie zawodnik z numerem 13
został wyczytany przez spikera, jako najlepszy zawodnik tego meczu. Wtedy stało
się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Kibice zaczęli gwizdać z
niezadowolenia. Do moich uszu napłynęły także niecenzuralne słowa. Niektóre te
protesty były skierowane do Kubiaka, lecz większość do sędziów. Widzom nie
podobała się ich decyzja. Nie rozumiałam tego. Chłopak dwoił się i troił w
obronie, a oni tak po prostu go wygwizdali. Aż się we mnie gotowało.
- Oszaleliście?!
Meczu nie widzieliście?! Nie jemu tą statuetkę ślepoty jedne! – burzył się
jakiś facet za mną. Nie wytrzymałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam
bardzo, ale czy mógłby pan takie uwagi zachować dla siebie? – warknęłam. – Pan
jest kibicem, czy tylko pan udaje? Sam pan jest ślepy. Jak najbardziej mu się
ta statuetka należy.
- Nie znasz się
gówniaro – odparł oschle. Myślał, że to mnie obraziło? Właśnie dało mi
satysfakcję. Nie potrafił racjonalnie wyjaśnić swojego oburzenia. Nie umiał mi
odpowiedzieć.
Cały następny dzień w myślach ciągle klęłam na tych
ludzi. Nie byli to wszyscy zebrani na hali, tylko pewna część. Niestety było
ich sporo. W Internecie natknęłam się na masę wpisów, czy wątków na forum
poświęconych temu tematowi. Raczej wszyscy byli zgodni, co do tego, że ta
sytuacja nie powinna mieć miejsca. Zawodnik się stara, a inni co? Szkoda słów.
Miałam nadzieję, że niektórzy przynajmniej będą próbować naprawić swój błąd. I
tak się stało. Na popołudniowym meczu zauważyłam ludzi z różnymi plakatami,
gdzie były napisy typu: ‘’Za wczoraj przepraszamy, my kibice cię kochamy’’.
Wreszcie coś mądrego. Jak się nabroi, to trzeba przeprosić.
Mecz był bardzo krótki. Szybkie 3:0 i Jastrzębie mają
brąz! Cieszyłam się, niczym głupi do sera. Ale był powód przecież. W ostatnich
meczach pokazali naprawdę dobrą formę, która zresztą rzadko ich opuszczała w
tym sezonie. No dobra, w meczach z ZAKSĄ o finał im nie poszło i to zabolało,
ale ważne, że teraz wzięli się w garść. Po wręczeniu medali i chwili radochy
kibice zaczęli zmierzać do wyjścia. Ja chciałam jeszcze rzecz jasna uchwycić
siatkarską fetę, która właśnie trwała na boisku. Siatkarze zachowywali się po
prostu jak dzieci, ale przecież nikt im nie będzie bronić tej radości, prawda? Samo
serducho się radowało, gdy widzi ich takich szczęśliwych.
W pewnym momencie usłyszałam jakieś takie znajome głosy. Obróciłam się w prawo i ujrzałam, jak Michał Kubiak udziela wywiadu jakiemuś dziennikarzowi. Postanowiłam posłuchać, o czym mówią. Nie była to raczej tajemnica, skoro wszystko nagrywali, prawda? Nie wierzyłam własnym uszom. Kubiak mówił, że nie wybaczy tego kibicom. Okej, to mogę zrozumieć. Ale tego, że nie wybaczy tego WSZYSTKIM KIBICOM ?! Coś tu nie gra. Ja rozumiem, miał prawo się zdenerwować, czy zdołować, ale naprawdę, to była chyba lekka przesada. A raczej nie chyba, ale na pewno. Przecież tyle ludzi się za nim wstawia, dla tylu ludzi jest idolem, a może nawet autorytetem. A ten co? Oczywiście nie mogłam tego tak zostawić i postanowiłam się sama upewnić. Poczekałam, gdy został sam i szybko do niego podeszłam.
W pewnym momencie usłyszałam jakieś takie znajome głosy. Obróciłam się w prawo i ujrzałam, jak Michał Kubiak udziela wywiadu jakiemuś dziennikarzowi. Postanowiłam posłuchać, o czym mówią. Nie była to raczej tajemnica, skoro wszystko nagrywali, prawda? Nie wierzyłam własnym uszom. Kubiak mówił, że nie wybaczy tego kibicom. Okej, to mogę zrozumieć. Ale tego, że nie wybaczy tego WSZYSTKIM KIBICOM ?! Coś tu nie gra. Ja rozumiem, miał prawo się zdenerwować, czy zdołować, ale naprawdę, to była chyba lekka przesada. A raczej nie chyba, ale na pewno. Przecież tyle ludzi się za nim wstawia, dla tylu ludzi jest idolem, a może nawet autorytetem. A ten co? Oczywiście nie mogłam tego tak zostawić i postanowiłam się sama upewnić. Poczekałam, gdy został sam i szybko do niego podeszłam.
- Przepraszam, ma
pan może chwilę czasu? – zagadałam. Odwrócił się w moją stronę.
- Nie mów do mnie
na ‘pan’, bo się staro czuję – zaśmiał się lekko. Poczucie humoru to on miał,
co wywnioskować może przecież każdy, kto ogląda kultowe już ‘’Igłą Szyte’’. Ale
nie o tym tu jednak mowa.
- A więc, czy masz
może chwilę czasu? – ponowiłam pytanie.
- Autograf?
Zdjęcie? – zapytał tonem, jakby ciut znudzonym. No mnie w sumie też męczyłoby
ciągłe podpisywanie jakiś karteczek, czy sztuczne uśmiechanie się do zdjęć.
- Nic z tych rzeczy.
Mam po prostu pytanie.
Zmienił wyraz twarzy na bardziej spokojny. Podniósł
jednak jedna brew, co oznaczało zaciekawienie. Kontynuowałam zatem.
- Słucham uważnie.
- Czy to, co
mówiłeś w wywiadzie to prawda?
- Nie kłamię w
wywiadach z reguły. A o co ci konkretnie chodzi?
- O to, że nie
wybaczysz tego WSZYSTKIM kibicom – specjalnie podkreśliłam przedostatnie słowo,
krzyżując ręce na piersi. Przybrałam poważny wyraz twarzy i oczekiwałam na
odpowiedź.
- Tak, prawda –
przytaknął spokojnie. On to mówił, ot tak sobie?! No nie wierzę po prostu.
- No, ale to chyba
lekka przesada, nie sądzisz?
- A to chyba nie
twoja sprawa, nie sądzisz? – odparł złośliwie. Okej, zaczynałam się denerwować.
Zawsze byłam osobą nerwową i szybko przestawałam się kontrolować. Tym razem
jednak wolałam być ostrożniejsza. Nie chciałam żeby mnie ochrona wyprowadzała.
- Należę do tych
wszystkich kibiców, więc chyba jednak też moja. Dlaczego skreślasz wszystkich
ludzi, co? Okej, ja rozumiem, że masz prawo być wkurzony, bo to nie jest miłe,
jak dajesz z siebie 200%, potem otrzymujesz nagrodę indywidualną za to i cie
nagle wygwizdują. To jest po prostu skurwysyństwo, za przeproszeniem.
- Masz rację, to
jest skurwysyństwo. Właśnie dlatego nie będę tego tolerował.
- Ale oni
zrozumieli swój błąd.
- No i co mnie to
obchodzi?
Okej, to teraz się zacznie jazda. Zapnijcie pasy, bo gdy
Blanka Kamińska jest wkurzona, to lepiej z nią nie zadzierać.
- No i co cię to
obchodzi? – prychnęłam, przedrzeźniając go. – Powinno cię obchodzić. Tyle ludzi
cię szanuje. Jesteś wzorem do naśladowania. Powinieneś nie chować urazy, a
szczególnie, gdy oni żałują. Poza tym ile to było ludzi, co? Niewielka część, z
tej całej reszty kibiców, którzy cię szanują i podziwiają. Doceń to!
- A kim ty w ogóle
jesteś żeby mi kazania prawić, co? Zajmij się lepiej sobą – warknął. Jemu też
puszczały nerwy.
- Kim jestem?
Jestem jedną z tym kibiców, którzy cię szanują! A nie, przepraszam. Dzisiaj
straciłeś mój szacunek. Jesteś zadufanym w sobie idiotą, który musi postawić na
swoim za wszelką cenę, nawet gdy nie ma racji. Zachowujesz się jak jakaś
sfochana księżniczka. Może jeszcze tupniesz nóżką, co? Korona ci z głowy nie
spadnie, jak przyjmiesz te pieprzone przeprosiny. Wtedy dalej będą myśleli,
jaki to wspaniały i szlachetny z ciebie człowiek. Ale po chwili rozmowy z tobą
widzę, ze taki nie jesteś.
Już miał coś odpowiedzieć na mój monolog, ale odciągnął
go Zbigniew Bartman. Trochę się posprzeczali, ale w końcu cały czerwony, jak
burak, którym jest, Kubiak wyszedł z hali, kierując się zapewne w kierunku
szatni. I pomyśleć, że mam jego plakat nad łóżkiem. Po powrocie do domu, jak
najszybciej go ściągnę, postrzępię na kawałki i wyrzucę do kosza. Albo nie!
Spalę. Idealne rozwiązanie.
- No nieźle –
powiedział nagle atakujący, gdy do mnie podszedł. Spojrzałam pytająco na niego. –
Pierwszy raz widzę, żeby ktoś tak pojechał Kubiakowi. Gratulacje. Jestem pod
wrażeniem.
Uśmiechnął się szeroko. Z tonu jego głosu nie wyczułam
żadnego sarkazmu. Był to jednak najlepszy przyjaciel przyjmującego, więc
musiałam uważać.
- Powiedziałam po
prostu to, co myślę – wzruszyłam ramionami.
-I dobrze. Też
słyszałem ten wywiad i w 100% się z tobą zgadzam. Poniosło go, ale on serio tak
nie myśli.
- Dziwne, bo mi
powiedział, że to szczera prawda.
- Za nim nie
nadążysz, taki typ człowieka. Serio, on tak nie uważa. Nadal trzymają go emocje
z wczoraj. A teraz ty mu tak pojechałaś po ambicji, że będzie wkurzony cały
tydzień – zaśmiał się. – Niestety ja z nim mieszkam.
- Współczuję z
całego serca mieszkania z tym burakiem – posłałam mu pocieszające spojrzenie.
- Nie jest taki
zły na co dzień. Jak się go dobrze pozna, to jest naprawdę dobrym kumplem.
- Ja się z nim
zapoznawać nie mam zamiaru. Znalazł się na liście moich wrogów, jako numer 1.
- Wreszcie
przynajmniej jest gdzieś pierwszy – zaśmialiśmy się oboje. Zbyszek był dużo
milszy, niż ten burak. Totalne przeciwieństwo. Z filmików w Internecie wydawać
by się mogło, że jest odwrotnie, a tu taka niespodzianka.
- Mogę cię o coś
prosić? – zapytał.
- Jasne, proś –
uśmiechnęłam się.
- Mogę numer
dziewczyny, która zjechała Kubiaka?
Zastanowiłam się chwilę. W głowie miałam różne argumenty
‘za’ i ‘przeciw’. W końcu jednak się
zgodziłam. Zapisałam mu go na karteczce, którą wyrwałam z notesu, który noszę w
torebce. Obiecał być w kontakcie. Powiedział, że chciałby się ze mną
zaprzyjaźnić, bo wydałam mu się idealna na miejsce najlepszej przyjaciółki.
Czyż to nie wspaniałe? Nawet o czymś takim nie marzyłam.
_______________
Oddaję w wasze ręce prolog. Podoba się choć trochę?
Podoba się ! I niesamowicie wciąga! :D
OdpowiedzUsuńCzuje ze dziś sobie nie pośpię, za bardzo wciągnie mnie ten blog żeby spać ;)
OdpowiedzUsuń