Święta 2014 nie były ani mroźne, ani zaśnieżone. Czy mnie
to martwiło? Wyjątkowo ani trochę, ponieważ temperatura, która wynosiła +10
stopni sprawiała, że czułam się komfortowo w sukni ślubnej i nie musiałam
zakładać tego grubego płaszcza, który w sumie nawet mi się nie podobał, a
zastąpiłam go lżejszym, krótkim futerkiem. Nadszedł w końcu długo oczekiwany
przeze mnie dzień. To właśnie 25 grudnia miałam stanąć przed ołtarzem i zostać
panią Kubiak.
Suknię kupiłam dopiero miesiąc temu, choć przyjaciółki od
pół roku chodziły ze mną po salonach ślubnych i namawiały na coraz to inne
modele. Jednak ja byłam uparta i postanowiłam, że najpierw schudnę żeby potem
się w sklepie nie wstydzić na wylewające się fałdki. Może i według nich, czy
Michała nie byłam wcale gruba po porodzie, to ja jednak sądziłam inaczej. Odkąd
zostałam z Polą sama, bo Michał wyjechał na zgrupowanie, to codziennie męczyłam
się ćwiczeniami, gdy malutka słodko spała. Całe szczęście, że należała do tych
dzieci, które nie płaczą w nocy co godzinę, bo praktycznie od początku
przesypiała prawie całe noce, dzięki temu nie wyglądałam jak zombie. Wręcz
przeciwnie. Wszyscy mówili, że macierzyństwo mi służy, a sama wręcz
promienieję. Nie mylili się, bo sama zauważyłam u siebie dużą zmianę zarówno w
wyglądzie, jak i charakterze. Wróciłam do starego koloru włosów i miałam lepszą
sylwetkę niż przed ciążę. Pierwszy raz chyba byłam tak zadowolona ze swojego
wyglądu. Starałam się też być jak najlepszą matką dla Poli i miałam nadzieję,
że mi to wychodzi. Michał wszystkim się mną chwalił w nowym klubie i było to naprawdę
miłe. Zniknęły wszystkie moje wątpliwości, które miałam podczas ciąży. W
dodatku wyjazd do Turcji wcale nie okazał się złym pomysłem. Misiek dobrze się
czuł w klubie, znaleźliśmy nowych znajomych, a nasze mieszkanie wyglądało jak z
bajki. Ankara była naprawdę pięknym miastem i tutaj Kubi miał dla nas więcej
czasu. Poza tym nie było tu ciągle jakiś fanów proszących o autograf. Jedyne
czego mi brakowało to moich przyjaciół i atmosfery na meczach. Brakowało jednak
polskich kibiców..
- Ała – syknęłam,
gdy Sylwia zbyt mocno ścisnęła mój gorset.
- Sorry – rzuciła przepraszająco.
– Ale musi być mocno żeby z Ciebie nie zleciało, bo mam wrażenie, że znowu
schudłaś przez ten tydzień…
- Bo z tego
stresu, to nie mogłam nic przełknąć – skrzywiłam się.
- Okej, gotowe –
odparła z uśmiechem. Oddaliła się ode mnie i zagwizdała.
- No nieźle –
stwierdziła Daga, przyglądając się mi.
- Czy mogłabym
wreszcie zobaczyć się w lustrze? – jęknęłam, bo od rana zajmuje się mną, a to
fryzjerka, a to kosmetyczka, a teraz przyjaciółki pomagały mi w ubieraniu się.
Oczywiście zabrano, bądź pozasłaniano lustra w całym moim rodzinnym domu w
Wieluniu, więc nie wiedziałam, jak wyglądam. Chyba wiecie, że nie bardzo mi się
to podobało? W końcu jestem typową kobietą i chcę wiedzieć jak wyglądam!
- Już odsłaniam to
lustro, nie gorączkuj się – powiedziała Woźniak.
- Złość piękności szkodzi
– puściła mi oczko Zając.
- Nie wiem, czy
piękności, bo nie widzę – burknęłam.
- Tadam, patrz –
odsłoniła lustro, które było na szafie. Mogłam więc zobaczyć, jak prezentuję się
w swojej wymarzonej sukni ślubnej (link), makijażu (link) jak i fryzurze (link),
nad która fryzjerka pracowała prawie 2 godziny żeby uzyskać idealne loki, które
wytrzymają całą noc. Zamrugałam kilka razy, bo nie wierzyłam własnym oczom.
- Wyglądasz jak
księżniczka, Blanuś – stwierdziła ciocia, wchodząc do mojego dawnego pokoju z
Polcią na rękach.
- Aż się nie
poznałam – uśmiechnęłam się. – Choć raz w życiu ładnie wyglądam.
- Ładnie? Zaje..
pięknie – zaśmiała się Dagmara.
- A czemu Pola
jeszcze nie ubrana? – przestraszyłam się, ze mamy mało czasu.
- Spokojnie, właśnie
szłam po jej sukienkę – pokręciła głową Ciemny.
- Tutaj jest –
powiedziała Syśka, podają sukieneczkę młodej Kubiakówny (link). Trochę się za
nią nachodziłam w tej Turcji, bo jednak wybór takich sukienek w Turcji był
ubogi, a chciałam żeby moja córeczka też prezentowała się jak księżniczka na
moim ślubie. Gdy mała była już ubrana, to wzięłam ją na ręce.
- Kropka w kropkę
identyczne – pokręciła głową ciocia Gosia.
- I jak Polcia,
matka się jakoś prezentuje? – zaśmiałam się do córeczki. Ona była jednak zajęta
badaniem struktury swojej sukienki. Była tym tiulem strasznie zafascynowana.
- Jejku, Blanka –
usłyszałam, więc spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stała moja młodsza siostra i
kuzyn Daniel. Ciemny aż zagwizdał.
- No kuzyneczko –
pokręcił głową. – Najpiękniejsza panna młoda jaką do tej pory widziałem.
- Ej przestańcie,
bo się zaczerwienię – zaśmiałam się.
- Ale taka prawda,
ślicznie wyglądasz – zachwycała się Olga.
W końcu nadszedł moment, aby pojechać do kościoła. W
samochodzie strasznie się denerwowałam. Niby to była taka formalność już, ale i
tak miałam jakieś schizowe myśli, że Michał się rozmyśli i mnie zostawi. Wiem,
że to bezsensu, ale co ja mogłam poradzić, jak takie myśli same mi się do głowy
pchały?
- Księżniczko, obudź
się – zaśmiał się kuzyn, który dziś robił za naszego kierowcę do ślubu.
- A tak, już – ocknęłam
się. Byliśmy już pod kościołem.
- Nie mów, że się
rozmyśliłaś – parsknął śmiechem.
- No co ty! –
odparłam od razu.
- To dobrze, bo
Michał tam już pewnie nie może się ciebie doczekać.
Wyszedł i otworzył mi drzwi, a następnie pomógł wysiąść z
samochodu, bo jednak przez tą ilość tiulu ciężko mi się było samej wydostać.
- Masakra z tą
sukienką – jęknął, gdy już stałam na ziemi. – Dobrze, ze tylko raz ją ubierasz.
- Może i dużo
kłopotu, ale za to jaka jest ładna – wyszczerzyłam się.
- No ładna, ładna –
puścił oczko. – Idę już, a ty nie kombinuj, tylko z wujkiem prosto do kościoła
idźcie.
Pogroził mi palcem.
- Tak jest –
zasalutowałam. Oddalił się w kierunku Wioli, która stała obok ogrodzenia,
czekając na swojego partnera. Przypadek, że przyszli razem? Nie sądzę! Tylko czemu
oni u diabła dalej nie są razem?! Okej, nie na dziś te rozkminy. Pomachałam
jeszcze Poli, która strasznie się wyrywała w moim kierunku. Nie uśmiechało jej
się bycie ciągle na rękach u cioci Gosi. No cóż, dziś niestety trochę ją
zaniedbam, ale to jedyny taki dzień w życiu.
- Gotowa? –
zapytał mój tata, podchodząc do mnie. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
- Jak jeszcze nigdy
dotąd – odparłam.
- Chciałbym ci coś
jeszcze dać – wyciągnął z kieszeni marynarki jakiś woreczek. Spojrzałam
zaciekawiona na to, co z niego wyjmie. Była to bardzo ładna bransoletka (link).
Nigdy jeszcze nie widziałam takiej na żadnych wystawach u jubilerów.
- Jest śliczna –
zachwycałam się i pozwoliłam aby mi zapiął ją na ręce.
- To dobrze, że ci
się podoba – uśmiechnął się. – I oby się Poli też spodobała, bo to nie prezent
na zawsze.
Popatrzyłam na niego pytająco.
- W dniu naszego
ślubu, twoja mama dostała ją od swojej mamy i zapowiedziała, że chce
podtrzymywać tradycje i dać swojej pierworodnej.
W kącikach oczy poczułam łzy. Przytuliłam mocno ojca.
- To najpiękniejszy
prezent, jaki mogłam dostać, tato – wyszeptałam, a on objął mnie mocniej i
pocałował w czubek głowy.
- Mam nadzieję, że
będzie to dla ciebie najpiękniejszy dzień w życiu i będziesz z nim szczęśliwa –
powiedział, patrząc mi w oczy.
- Już jestem –
odparłam pewnie.
- W takim razie
możemy już iść – wyciągnął ramię, które chwyciłam. – Czas cię niestety oddać w
ręce tego niewyżytego samca, który mi cię zabrał.
Zaśmiałam się, słysząc to określenie. Śmieszyło mnie tak
samo, jak za pierwszym razem, gdy Olga się wygadała, że tak tata zareagował na
wieść o moim nowym chłopaku. Wolnym krokiem zaczęliśmy się kierować w stronę
wejścia. Ktoś dał znać organiście i przy taktach ‘Ave Maria’ zaczęliśmy iść
wolno do ołtarza. Wybraliśmy taką pieśń i wiedziałam teraz, że to strzał w 10,
bo wszystkie panie miały łzy w oczach. Ja sama je miałam, ale starałam się
bardziej skupić na krokach. Raczej nie było by fajnie, jakbym wyrżnęła orła na
środku kościoła w dniu własnego ślubu. Michał stał przodem do ołtarza i
odwrócić dopiero mógł się, gdy mój ojciec ‘’odda’’ mu moja rękę. Widziałam, ze
chyba był zniecierpliwiony, bo Bartman, czyli nasz świadek mu coś szeptał.
Wszyscy mieli wzrok wlepiony w moją osobę. Lekka krępacja była, bo nie lubiłam
być w centrum uwagi, ale jednak w takim dniu musiałam być. W końcu stanęliśmy
za Michałem, więc z cichym ‘nareszcie’ mógł się odwrócić. Otworzył szeroko oczy
na mój widok, więc lekko się zaśmiałam. Tata puścił moją dłoń i podał Kubiemu,
który mocno mnie za nią uścisnął.
- Dbaj o nią –
powiedział cicho mój tata, a po chwili wrócił do ławki. Stanęłam na stopniu,
obok Michała i z uśmiechem spojrzałam na księdza.
Ceremonia się rozpoczęła. Podczas przysięgi znowu miałam
łzy w oczach, a moja ciocia i mama Michała to aż się popłakały z tego co kątem
oka zauważyłam. Ja jednak musiałam zadbać o swój makijaż. Niby był wodoodporny,
ale lepiej nie kusić losu. W końcu usłyszeliśmy upragnione: ‘’Ogłaszam was
mężem i żoną’’, więc złączyliśmy wargi w
pocałunku. W kościele rozległy się brawa, a nawet i gwizdy, co mnie zaskoczyło.
Trzymając pod rękę
mojego męża (jejku jak to cudnie brzmi!) wyszliśmy z kościoła po podpisaniu
potrzebnych papierów. Na zewnątrz zostaliśmy obsypani ryżem i serduszkowym
konfetti. Zaśmiałam się, widząc jak Pola zaczęła klaskać, bo spodobało jej się,
ze wszyscy czymś rzucali. Nadeszła pora życzeń i prezentów. Pierwsi podeszli
nasi świadkowie, czyli Zbyszek i Dagmara.
- No bracie – Zibi
klepnął Michała w ramię. – Wszystkiego najlepszego na nowej drodze. Szczęścia
wam przede wszystkim życzę i obojgu cierpliwości, bo jak nie to się
pozabijacie, a jednak Pola chciałaby mieć was oboje w jednym kawałku.
- Dzięki, Zbysiu –
zaśmiałam się i przytuliłam przyjaciela. Wszyscy właściwie życzyli nam tego
samego. Trochę to już nudne się stawało, bo nogi mi do tyłka właziły. Trzeba było
tyle osób nie zapraszać, bo ci najbliżsi, to mieli jakieś litanie, a nie
normalne życzenia.
W końcu jednak udaliśmy się do jednego z najlepszych
domów weselnych w okolicy, gdzie wszystko już czekało na nasze przybycie. Po
obiedzie przyszedł czas na pierwszy taniec. Nie mieliśmy z Michałem problemu
przy wybieraniu, bo od razu pomyśleliśmy o tym samym utworze (link). Zapewne
niewiele młodych par tańczyło przy rapie, ale miał on idealny bit do tzw. Prztulańca.
Ta piosenka była chyba stworzona dla nas. Każdy z gości nam to potem przyznał. Przecież
byle czego byśmy nie wybrali, heloł!
- W końcu mam cię
tylko dla siebie – usłyszałam za uchem, a czyjeś znajome ręce oplotły mnie w
talii.
- To wcześniej nie
miałeś? – spojrzałam na Michała, przygryzając lekko dolną wargę.
- Ale teraz mam
coś, co nie pozwoli ci ode mnie uciec – mówiąc to pokazał obrączkę na swoim
serdecznym palcu.
- To raczej ja
teraz mam pewność, ze ty ode mnie nie uciekniesz, Misiu – cmoknęłam go w
policzek, śmiejąc się.
- Jesteś
szczęśliwa? – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
- Najbardziej na
świecie – przyznałam, by po chwili złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
Szczerze, to nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Bałam się,
ze to tylko sen i obudzę się 2 lata wcześniej, kiedy byłam sama i bałam się
zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie. Los jednak chciał inaczej i postawił na mojej
drodze Michała. Jaki nasz początek był, to każdy wie. Wszyscy obawiali się
zostawiać nas w jednym pomieszczeniu samych dłużej, niż na minutę. Z nikim
jeszcze się tak nie kłóciłam i nikt mnie tak nie denerwował. Nikogo nie
znosiłam tak bardzo, jak Kubiaka, a później dotarło do mnie, że nikogo tak
bardzo jak jego także nie kochałam. Mimo fatalnego początku i wielu obawom z
mojej strony, Michał postawił na swoim. Potem dziękowałam, że mam kogoś
takiego, ze mam Jego. Był dla mnie nie tylko miłością życia, ale przy tym
przyjacielem, oparciem. Zawsze mnie wysłuchał, choć na co dzień również nie
szczędziliśmy sobie złośliwości. Na tym jednak polegał nasz urok. Pola tylko
bardziej nas do siebie zbliżyła i cieszyłam się, że ją mamy. Miałam niecałe 25
lat, a byłam naprawdę spełnioną i szczęśliwą kobietą. Wiedziałam, że teraz
będzie już tylko lepiej.
________________
Czyli to ten no.... koniec... jejku ale mi się płakać chce :O Miałam wcześniej blog, ale jednak to z tą historią, drugą w mojej ''karierze'' się tak zżyłam. W poprzednie wakacje miałam ambitny plan na przygotowanie sobie notatek, które pomogą mi przy nauce do matury. Nic z tego nie wynikło, bo przez te 2 miesiące pisałam kolejne rozdziały. Ten blog pochłonął mnie do reszty. oddałam mu naprawdę całe serce, jak chyba żadnej innej historii, którą tworzą. Wiem, nie jest ona idealna, czasem wręcz nielogiczna, a błędów tu jest cała masa, ale i tak ją kocham, niczym matka swoje dziecko. Bo to jest takie moje pisarskie dziecko (wiem, pewnie gadam jak potłuczona). Jako, że pewnie długo bym bez Blanki i Michała nie wytrzymała, to już jakiś czas temu w mojej głowie zrodził się pomysł kontynuacji. Od którego momentu ona będzie, to sami zobaczycie ;) Musicie się jednak uzbroić w cierpliwość, bo pozaczynałam tyle tego, że sama nie wiem w co ręce włożyć, a przy okazji trzeba tez zyć realnym życiem i trochę się zacząć studiami interesować, bo rekrutacja trwa... Wybaczcie też, ze na blogu o Zuzie jest mnie mniej, ale zaczęłam tak poważny temat, że nie chcę tego spieprzyć i trochę czasu muszę poświęcić na kolejne rozdziały. Tak z ciekawostek na koniec, to historia o Blance miała się skończyć po jej związaniu się z Michałem. Jednak w trakcie pisania przyspieszyłam ten moment i żal mi było kończyć, więc postanowiłam sobie zakończyć po ME i wyjeździe ze Spały. W dodatku założyłam sobie ambitnie, ze Michał z Blanką sie rozstaną, ale ja przecież nie umiem nie skończyć happy endem, więc cóż... pisałam, pisałam i pisałam aż w końcu nadszedł moment się pożegnać. Na przestrzeni tych prawie 2 lat wiele osób się tu przewinęło i każdemu z osobna dziękuję, że byliście ze mną, choć początek był dla mnie ciężki. bardzo chciałabym poznać wasze opinie, takie ogólne, na temat tej historii, więc byłoby mi miło jakbyście coś napisali pod epilogiem. To by było na tyle... mam nadzieję, ze was nie zanudziłam i przekazałam wszystko, co chciałam xD
Do zobaczenia kochani! <3
Pozdrawiam ;*
Do zobaczenia kochani! <3
Pozdrawiam ;*